Głośne, bo puste

Trudno byłoby inaczej określić tzw. zjazd , zwołany przez część członków Zarządu Głównego, którzy nie wzięli udziału w VIII zjeździe Związku Polaków na Litwie w dniu 14 maja br.

Najwięcej uwagi, jak i należało się spodziewać, poświęcono potępianiu osoby prezesa ZG ZPL Ryszarda Maciejkiańca oraz krytyce decyzji o odpolitycznieniu Związku Polaków, podjętej na kwietniowej konferencji ZPL i VIII zjeździe Związku. Na wstępie był też zasygnalizowany inny podstawowy temat zainteresowań - w jaki sposób jak najszybciej przejąć mienie Związku.

W odróżnieniu od zjazdu, który odbył się przed dwoma tygodniami w konstruktywnej atmosferze życzliwości, rumor i krzyki w sali, trzymanie ludzi praktycznie bez przerwy i poganianie, iż trzeba zdążyć na jubileuszowy koncert "Wilii", wciąganie zebranych do ostrych dyskusji na tematy drugorzędne zaogniały sytuację i tworzyły dobrze przemyślaną atmosferę, w której już nikt się nie orientował za co i na kogo głosuje. Głosy z sali, iż trzeba przeprowadzić cywilizowane wybory poprzez tajne głosowanie, zostały przez przyszłych "triumfatorów" zignorowane. "Zwyciężyli" więc, jak i należało w takiej sytuacji oczekiwać, najbardziej wyrafinowani gracze, mądrze dzieląc między sobą "związkowe fotele". Tak zwanym "prezesem" został J. Sienkiewicz, a na jego propozycję "zastępcą" - Z. Balcewicz, były polityczny koordynator sowieckich służb specjalnych w Wilnie, w kwietniu br. wydalony ze składu Związku.

Przygotowanie do "zjazdu", a szczególnie jego przebieg oraz wybranie w skład "zarządu głównego" 14 osób, nie należących do organizacji, jednoznacznie świadczą, iż powyższe "władze" nie mogą mieć w przyszłości żadnych prawnych, a tym bardziej moralnych podstaw do występowania w imieniu organizacji. Głośne sygnalizowanie przez członków Komisji Statutowej faktów absolutnego nie - liczenia się "nowego prezesa" z wymogami Statutu były głosem wołającego na puszczy.

Szkoda, iż brak jakichkolwiek podstaw do przejęcia znaczącego i konkretnego dorobku lat ostatnich Związku Polaków na Litwie w postaci Domów Polskich, pisma, wielu innych inicjatyw i dokonań oraz dobrego imienia organizacji, na które trzeba było konsekwentnie pracować przez długie lata, o czym zresztą starano się nie wspominać, było, niestety, nadrabiane głośnym szumem propagandowym w środkach masowego przekazu na Polskę i świat.

Bez wątpienia była to też przygrywka do przewidzianych w październiku br. wyborów do Sejmu RL, gdzie wileńsko - solecznicki okręg wyborczy, jedyny dający realną szansę dla Polaka, ponownie chciałby reprezentować J. Sienkiewicz, który w ciągu minionych czterech lat nie pamiętał o wyborcach, a tym bardziej o Związku.

"Nowe władze Związku" zdegustowani i zdezorientowani delegaci, określili jako "tych dwóch, co ukradli księżyc". Udokładnijmy - chcieliby to zrobić.

Personalny skład i zasady, na jakich został sformowany przez J. Sienkiewicza "zarząd główny" wyraźnie świadczą, iż wielki wileński oddział rejonowy Związku został zepchnięty na margines działalności i faktycznie utracił wszelkie wpływy na losy organizacji, zresztą jak i prezes W. Tomaszewski. Zatem realny jest do przewidzenia scenariusz przejęcia przez tę samą dobrze zorganizowaną grupę osób z minionej epoki w podobny sposób władzy w AWPL, samorządzie rejonu wileńskiego i nieformalnie w tygodniku "Przyjaźń". T. Filipowicz nawet nie otrzymał propozycji wejścia w skład tzw. "zarządu głównego". Zostali wykorzystani i mogą odejść...

Na powyższym spotkaniu byli obecni i przemawiali Konsul Generalny RP w Wilnie prof. Mieczysław Jackiewicz, sekretarz Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Marek Konopczyński oraz posłanka na Sejm RP Irena Nowacka, która przekazała również pozdrowienia od prezesa SLD Leszka Millera.

A działo się to AD 27 maja 2000 roku w gronie osób, będących obecnie głównie na służbie w różnych instytucjach państwowych i samorządowych, utrzymywanych z kieszeni podatnika. Ale nasze państwo i stosowne służby z tym dobrze wyreżyserowanym spektaklem naprawdę nie mają nic wspólnego. Uwierzcie.

NG 23 (459)