Michał Bieniasz

Bat i marchewka

Rozpocznijmy od cytatu. Pochodzi on z programu "Gość jedynki" wyemitowanego przez TV Polonia w czasie ostatniej wizyty w Polsce prezydenta Republiki Litwy Valdasa Adamkusa. Gośćmi prowadzącego byli prezydenci Polski i Litwy. Na zakończenie programu Aleksander Kwaśniewski powiedział: "Róbmy to, co do tej pory. Eliminujmy to, co zaciemnia obraz. Odpychajmy ludzi, którzy przeszkadzają, nie jest ich na szczęście wielu, i dajmy tym, którzy są pełni dobrych pomysłów i dobrej woli, pracować dla nowej unii polsko-litewskiej."

Śledząc rozwój sytuacji na Litwie, a szczególnie losy zamieszkałych tam Polaków jedynie z TV Polonia, czy serwisu PAPu można by nawet przyjąć te słowa za dobrą monetę. Jeśli jednak ktoś zna te sprawy z innych źródeł, z bezpośredniego kontaktu z litewskimi Polakami, z obserwacji sytuacji na miejscu i to nie tylko w Wilnie, ale jeśli jeździł po wsiach i rozmawiał tam godzinami z ludźmi dziś i osiem lat temu, zrozumie, że nadszedł czas ostatecznej rozgrywki - że postanowiono "eliminować" i "odsuwać". Kogo i dlaczego? Zacznijmy więc od początku.

Dziesięć lat istnienia niepodległej Republiki Litewskiej nie rozwiązało tak podstawowego dla dalszej egzystencji polskiej mniejszości problemu, jakim jest zwrot ziemi. Jest to sprawa być albo nie być dla polskiej wsi. Sytuacja szkolnictwa jest w takim stanie, że doprowadzono do tego, że na przykład w tym roku nie zbierze się wystarczającej ilości uczniów do utworzenia pierwszej klasy polskiej w mickuńskiej szkole. Rodzice wolą wysyłać swe dzieci do szkół litewskich. Do dzisiejszego dnia odmawia się Polakom prawa do pisowni ich nazwisk tak jak pisano je od wieków. To tylko kilka przykładów jak niepodległa Litwa respektuje prawa polskiej mniejszości i to pomimo podpisania Traktatu Polsko-Litewskiego. Państwo Polskie finansuje wydawanie w Polsce pism stowarzyszeń mniejszości łożąc na to dziesiątki tysięcy dolarów. Tygodnik Związku Polaków na Litwie nie dość, że nie dostaje od państwa Litewskiego złamanego lita, to jeszcze odmawia się mu (jako jedynej gazecie w tym kraju) prawa do prywatyzacji używanych pomieszczń redakcyjnych grożąc eksmisją. Strona Polska nie reaguje w żaden sposób na tak jaskrawe fakty łamania Traktatu, a pan prezydent mówi: "róbmy to, co do tej pory". Przewodniczący Sejmowej Komisji do Spraw Łączności z Polakami poza Krajem nie znajduje chwili na spotkanie z rodakami w czasie pobytu w Wilnie. Wszelkie listy i prośby o interwencję do władz RP pozostają bez jakiegokolwiek skutku.

Organizacja społeczna Związek Polaków na Litwie powstał w 1990 roku na bazie założonego w 1989 roku Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie. Po zmianie na Litwie ordynacji wyborczej nastąpiła konieczność utworzenia politycznej reprezentacji Polaków, by móc brać udział w wyborach. Utworzono więc Akcję Wyborczą Polaków na Litwie, mającą status partii politycznej. Utworzona została oczywiście z członków Związku Polaków na Litwie. Reprezentacja w Sejmie choć prestiżowo ważna, nie miała większego znaczenia dla losów Polaków, lecz zwycięstwo w wielu rejonach w wyborach samorządowych i utworzenie Rad Rejonowych z większością polską wiązało się wśród ludności z wielkimi nadziejami. Nastąpiło jednak zjawisko zadziwiające. Reprezentanci ludności polskiej, przez tę ludność wybrani, stali się nagle urzędnikami litewskimi. Stanowiska państwowe wiążące się z pokaźnymi wynagrodzeniami, przywilejami w postaci samochodów służbowych i wszystkim tym co posiadanie władzy niesie, w kraju, gdzie bezrobocie i nędza, szczególnie w rolniczych rejonach zamieszkałych przez ludność polską są wielkie, stworzyły w bardzo krótkim czasie nową, hermetyczną i bezwzględną w obronie swych przywilejów kastę. Jest takie polskie przysłowie: "Nie ma diabła gorszego niż stanie się pan z ubogiego". Na początku maja odwiedziłem niewielką podwileńską wieś Suderwa. Opowiadają mi ludzie z Suderwy: - Jeszcze niedawno stanowisko Starosty sprawowała tam Polka, pani Zofia. Na jednym z posiedzeń Rady Rejonowej pozwoliła sobie na słowa krytyki w stosunku do wicemera rejonu (też Polaka). Usłyszała w odpowiedzi: "Twoja pieśń już skończona" i w trzy dni później była bez pracy. Dziś jest na pół etatu sprzątaczką na miejscowym cmentarzu. "Dawniej gnietli nas Litwini, dziś swoi" - mówią ludzie w Suderwie.

Rozdźwięk nastąpił przy okazji ostatnich wyborów samorządowych. Akcja Wyborcza, partia polityczna, zażądała od Związku, organizacji społecznej, bezwzględnego poparcia dla swych kandydatów, zażądała zakazu występowania Polaków z innych list wyborczych. Paru jednak wystartowało, kilku zostało wybranych, inni w wyborach przepadli. Polacy głosowali na Akcję Wyborczą, jedni "no bo na kogoż innego, przecież to jednak Polacy" inni bo się po prostu bali głosować inaczej. Nic też dziwnego, że w tej sytuacji, chcąc bronić niezależności Związku zdecydował się jego prezes Ryszard Maciejkianiec na zwołanie nadzwyczajnej Konferencji ZPL 25 marca. Jej uczestnicy postanowili uniezależnić działalność ZPL - polskiej organizacji społecznej - od wcześniej powołanej przez ZPL organizacji politycznej - Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (AWPL). Nastąpiła burza. Część Zarządu Głównego, nie posiadająca zresztą większości odwołuje Ryszarda Maciejkiańca z funkcji Prezesa, druga część Zarządu nie uznaje tej decyzji. Koła pozbawiają członkostwa ZPL kilku najaktywniejszych działaczy AWPL. Dnia 14 maja odbył się VIII Zjazd Związku Polaków na Litwie. Niektórzy nazywają go mniejszościowym, inni promaciejkiańcowym. Udział w obradach z prezesami oddziałów na czele wzięły delegacje miast Wilna, Kowna, Druskienik i Visaginas, rejonu wileńskiego oraz przedstawicielstwo z m. Ejszyszki rejonu solecznickiego, grupa obserwatorów z rejonu święciańskiego. Podtrzymano w całej rozciągłości wolę uniezależnienia Związku od jakiejkolwiek organizacji politycznej. Prezesem w tajnym głosowaniu wybrano Ryszarda Maciejkiańca.

Dlaczego Zjazd nazwano mniejszościowym? Z Suderwy nikt nie przyjechał, pół etatu na cmentarzu w obecnych czasach to też bardzo wiele i nikt nie chce tego stracić, a przed taką alternatywą wyraźnie stawiano ludzi w kampanii antyzjazdowej. Takich wsi jak Suderwa jest na Litwie bardzo wiele.
Polska Agencja Prasowa doniosła: "Początek podziału Polaków litewskich" i dokładnie te same słowa powtórzyła w "Wieściach Polonijnych" TV Polonia, lecz dopiero po tygodniu. Szybkość przepływu informacji w tej redakcji jest rzeczywiście zadziwiająca, tak zresztą jak i to, ile z tych informacji pozostaje w pamięci redaktorów. Jak bowiem można tłumaczyć fakt, że w audycji "Teraz Polonia" polegającej na rozmowach z telefonującymi widzami, w czasie rozmowy z wilnianinem, czołowa prezenterka TV Polonia, przemiła skąd innąd pani Konarska pyta czy Polacy się tam często spotykają. "Na każdym kroku" brzmiała odpowiedź. Pozostawmy to bez komentarza. A co do tego "początku podziału" to od standardowej, gdy mowa o problemach w polskim środowisku informacji, że Polacy się znów dzielą i kłócą, ważniejsze jest to, że się bronią przed kolejnym zamachem na ich prawa. Takie stwierdzenie wymaga już jednak wysiłku i podjęcia pewnego ryzyka. We wspomnianym na wstępie programie 'Gość jedynki" prezydent Litwy V. Adamkus na pytanie o szykanowanie AKowców na Wileńszczyźnie odpowiedział: "Przede wszystkim takie pytanie dla mnie nie istnieje i nie sądzę, by ta sprawa mogła być stawiana przed obywatelami polskimi. To należy do historii i dotyczy bardzo małej grupy ludzi, którzy jeszcze próbują podnosić tę kwestię?. Siedzący obok Kwaśniewski nawet nie zareagował, chyba że za odpowiedź należy uważać owo: "Róbmy to, co do tej pory...".

Dla Warszawy sytuacja obecna na Litwie jest wygodna, bo odpowiedzialność za upominanie się o prawa polskiej mniejszości, o wykonywanie i respektowanie postanowień Traktatu Polsko-Litewskiego spada na będących w elitach władzy, choćby tej małej lokalnej, miejscowych Polaków. Sądzę, że to właśnie ich miał na myśli Aleksander Kwaśniewski mówiąc o tych "którzy są pełni dobrych pomysłów i dobrej woli by pracować dla nowej unii polsko-litewskiej". Maciejkianiec, chcąc ratować Związek by nie stał się on jedynie balonem wyborczym małej grupy, czy też broniąc prawa członków swego Związku do posiadania własnych przekonań politycznych, stał się "elementem, który zaciemnia obraz" i ''człowiekiem, który przeszkadza". Należy go więc "wyeliminować" i "odepchnąć". Sądzę jednak, że ludzie go obronią, a "Zjazd mniejszościowy" ocalił Związek.

Konstytucję 3 Maja także uchwalono mniejszością, bez głosów warchołów i sprzedawczyków.

("Słowo Kongresu", 05 2000)

NG 24 (460)