nie ruszają z miejsca Wójt polskiego miasteczka Puńsk kategorycznie zaprzeczył twierdzeniom polskiej służby granicznej, że rzekomo pomyślnie jest rozstrzygany zastarzały problem strażnicy w Puńsku. "Nikt z nami nie rozmawia i nawet nie próbuje rozmawiać w sprawie losu strażnicy granicznej" - oświadczył korespondentowi BNS wójt Puńska Vytautas Liškauskas. Skomentował on komunikat rzecznika prasowego premiera Litwy o wizycie, jaką złożył w ubiegłym tygodniu na Litwie główny komendant polskiej Straży Granicznej Marek Bieńkowski. Komunikat prasowy głosi, że M. Bieńkowski powiedział premierowi Litwy, iż prowadził rozmowy z wójtem i przewodniczącym rady Puńska, pragnąc w życzliwej atmosferze rozstrzygnąć sprawę strażnicy. "Czyż jako życzliwość można określić posunięcie pograniczników, którzy podali wójta do sądu za to, że nie dał zezwolenia na budowę w Puńsku 37-metrowej wieży radiolokacyjnej i pomieszczeń dla psów?"- pytał retorycznie wójt Puńska. Powiedział on również, że strażnica usadowiła się w Puńsku już na dobre. Buduje się 5 garaży i kotłownię, o nowym miejscu jej dyslokacji już nikt nawet nie mówi.. Na początku 1999 r. do Puńska niespodziewanie przeniesiono strażnicę graniczną. Spowodowało to oburzenie wśród miejscowych mieszkańców, ponieważ pograniczników umieszczono w lokalu ośrodka zdrowia, zbudowanego za środki pieniężne społeczności litewskiej. 80 proc. mieszkańców Puńska stanowią Litwini. W sprawie strażnicy w Puńsku w roku ubiegłym i bieżącym wielokrotnie dyskutowali przedstawiciele najwyższych władz Litwy i Polski, jednakże problem ten nie został rozstrzygnięty. ("Lietuvos rytas" z 31 05 2000 r.) NG 24 (460) |