Ryszard Maciejkianiec

My ciebie zniszczym...

Zawsze łatwiej jest bronić innych niż siebie. Tym niemniej wypada dziś zabrać głos, aby przedstawić swój punkt widzenia i własne racje, aby nie zostawić nie wyjaśnionych dla historii nieuczciwych pomówień, złośliwych insynuacji, bo dotyczy to szerokiego kręgu osób - rodziny, przyjaciół, współpracowników i działaczy społecznych, z którymi już od przeszło dziesięciu lat miało się zaszczyt wspólnie przeżyć nie zawsze łatwe chwile przemian dziejowych.

Rozpętana dziś kampania propagandowa w środkach masowego przekazu, szczególnie w Polsce, nie ma sobie równej od wielu lat. Potężne publikacje jednostronnie poparte wypowiedziami J. Sienkiewicza i Z. Balcewicza na łamach "Gazety Wyborczej", krakowskiego "Dziennika Polskiego" oraz wielu innych pism, potęgowane głosami radia i telewizji jednoznacznie formują opinię, licząc widocznie jak zawsze na zawodną pamięć ludzką, iż w osobie Maciejkiańca trzeba widzieć co najmniej rzezimieszka spod ciemnej gwiazdy, który nic nie robił, a jedynie pastwił się nad biedną rodzącą się demokracją i nadużywał społecznego zaufania do celów własnych.

Dlatego może warto jednak przypomnieć, iż po rządach dwóch kolejnych prezesów w terenie oddziały ZPL nie miały żadnego własnego kąta, nie mówiąc o domach. Schody wiodące do siedziby służyły za nocny wychodek dla przechodniów w tej części miasta, bo nie domyślono się na wstawienie najzwyklejszych drzwi, samochód nie był w stanie dotrzeć o własnych siłach do siedziby, autokar był rdzawy i miał spalony motor, otrzymane komputery przekazano dla "Magazynu Wileńskiego", uniemożliwiając normalne wydawanie własnego związkowego pisma, nikt praktycznie nie prowadził ewidencji i księgowości itd. itp.

Wszystko to trzeba było wysiłkiem społecznym uporządkować, aby wobec zachodzących zmian prezentować się godnie. Można więc dziś to wszystko naocznie porównać. Na powyższe tematy i wiele innych codziennych problemów i zadań, wynikających z potrzeby utrzymania siedziby, łączności ze światem, a także na rozwinięcie pisma potrzebni byli ludzie, pieniądze, czas i znaczny wysiłek, który zdaje się udało korzystnie dla organizacji spożytkować. Nikt, kto zwrócił się do Związku, nie został bez słowa otuchy, pomocy, na którą było nas stać, rady czy poparcia. Dlatego też bezzasadne twierdzenie o pogardzie do ludzi i pomiataniu nimi, nie liczenie się z ich zdaniem jest co najmniej nieuczciwe.

Zresztą jak i o wielu innych rzeczach, tak też i o prywatyzacji "Naszej Gazety", której po kradzieży groził upadek i której z pomocą przyszli poszczególni Czytelnicy i zespół redakcji, tym samym uzyskując prawo do udziału we własności pisma. Warto też nadmienić, iż było to już jedyne i ostatnie na Litwie pismo, które wytrwało jako całościowa własność organizacji społecznej. Tym bardziej, iż nikt przecież nikomu nie zarzucał prywatyzacji "Magazynu Wileńskiego", "Kuriera Wileńskiego", "Przyjaźni", radia i gazety "Znad Wilii", uznając to za proces normalny i toczący się w dobrym kierunku.

Ponieważ dziś czynione są starania kompromitowania mnie głównie w Polsce i wśród Polonii świata, więc używa się stosownych do tego słów takich jak: "służył w Armii Radzieckiej", "ukończył prawo radzieckie na Uniwersytecie Wileńskim", funkcje prawnika w ówczesnym rejonowym radzieckim tzw. samorządzie są przedstawiane jako funkcje polityczne, mając w domyśle, iż rzekomo w tamtym czasie mogłem przecież wybrać inną niż radziecką uczelnię, nie radziecką armię , inną nie radziecką rzeczywistość...

Tego, że należałem niestety do partii, nigdy nie ukrywałem. I jest to godne potępienia. Tylko że nie przez J. Sienkiewicza i Z. Balcewicza, którzy tam również ''wstąpili", oboje pełniąc funkcje kierowników działów agitacji i propagandy - pierwszy w "Czerwonym Sztandarze'', drugi w miejskim komitecie partii, wyrastając do roli koordynatora służb specjalnych.

Dziś ci panowie, przez wiele lat nie wykazujący żadnego zainteresowania organizacją, o ile nie liczyć złośliwych publikacji, głośno domagają się przejęcia Związku, mimo iż dotychczas nie przedstawili nawet decyzji z 3 kwietnia br. o rzekomym moim "zawieszaniu" i zwołaniu zjazdu oraz z dnia 27 maja o wyborze ich i tzw. nowych władz, które, jak wiadomo, z braku poparcia nie zostały wybrane. Nie mając formalno - prawnych podstaw do przejęcia organizacji wszystko chcą załatwić na gębę - bo jak nie - to "my ciebie zniszczym, zniszczym twoje imię", co i raz powtarza Jan Sienkiewicz, nie krępując się mówić tego nawet wobec świadków wysokiej rangi.

I właśnie dlatego nie można ulec tym krzykom, trzeba spokojnie wytrwać, aż panowie ci wykażą się na całego, aż poznamy kim są "my" i ich metody działania, aby następni nie musieli swoich działań współkoordynować z koordynatorami.

NG 26 (462)