Zaradny człowiek Ziemi Wileńskiej

Poprzez pracę do sukcesu

Nieliczni wiedzą, że na granicy Wilna i rejonu wileńskiego na początku Grygajć przy ulicy Pavilnio 5 mieści się firma, produkująca wyroby chemii gospodarczej, autokosmetykę, jak też ich opakowania. Dyrektorem firmy, a jednocześnie jej współwłaścicielem jest Tadeusz Gilewski, absolwent polskiej Szkoły Średniej im. J.I. Kraszewskiego i Uniwersytetu Wileńskiego Wydziału Ekonomiki Handlu, który wraz z małżonką Eliną, absolwent tejże szkoły średniej i Uniwersytetu, jedynie Wydziału Chemicznego, poprzez lata uczciwej pracy osiągnął sukces.

- Kiedy Pan założył swoją firmę?

- Ta firma została założona w lipcu 1994 roku. Zatem w tym roku minie już sześć lat jej działalności. Początkowo pracowało tu zaledwie pięć osób. Stopniowo liczba ta się zwiększała i dziś sięga już piętnastu. Tylko w roku bieżącym przyjąłem do pracy trzech nowych pracowników, chociaż nie były to osoby całkiem nowe. W firmie tej pracuje w zasadzie po kilka osób z jednej rodziny. To właśnie najlepiej świadczy o tym, że nasze obroty z roku na rok się zwiększają, a my coraz mocniej stoimy na nogach. Sprzyja temu także fakt, że nie obciążają nas żadne kredyty. Firma działa w prywatnych pomieszczeniach, a więc odpadają również koszty wynajmu.

Od swych pracowników nie wymagam ani specjalizacji, ani też specjalnego wykształcenia. W przeciwnym razie musiałbym mieć odpowiednie maszyny do produkcji chemii gospodarczej i autokosmetyki, a na to z kolei Litwa jest zbyt małym państwem i nie potrzebuje takiej ilości tych towarów. Nawet dziś możemy wyprodukować więcej, niż można sprzedać na naszym rynku.

Ogromną pracę wykonuje moja księgowa, z którą pracuję od chwili założenia firmy, a której mogą mi pozazdrościć nawet o wiele większe zakłady produkcyjne. Gdy przyjmowałem ją do pracy, zaznaczyłem, że wszystko w dużym stopniu będzie zależało od niej samej, gotów zaś byłem opłacić koszty związane z nabyciem potrzebnej lektury fachowej, czy też kursami.

Nieoceniona wręcz jest również pomoc mojej małżonki, która jest współwłaścicielką firmy, a jednocześnie pracuje tu jako chemik. Ona się ubiega o zatwierdzenie nowych towarów, robi badania.

- Co dziś produkujecie?

- Zaczynaliśmy od jednej pozycji - płynu do mycia naczyń, wkrótce jednak zaczęliśmy poszerzać swój asortyment i dziś już produkujemy nie tylko chemię gospodarczą (w tym płyny do czyszczenia okien, dywanów, proszki do szorowania), lecz również autokosmetykę (płyn do silników, płyn do tapicerki). Za miesiąc zaś planujemy wprowadzić na rynek nowe produkty, z którymi firma będzie wyglądała bardziej poważnie - to proszek do prania, odbielacz w proszku i płynie, płyn do kąpieli. Żeby utrzymać się na rynku, musimy ciągle poszerzać swój asortyment. Takich firm, jak nasza, jest wiele i każda chce przetrwać. Ogromne znaczenie ma tu, oczywiście, receptura naszych produktów. Opracowujemy ją sami, bądź też sprowadzamy od naszych kolegów z Polski i Niemiec.

- Na jakie trudności napotyka na swej drodze przedsiębiorca w Litwie?

- Gdy zakładałem firmę, sytuacja producentów była o wiele lepsza. Przede wszystkim mniejsza była konkurencja, mniej wwożono towarów. Obecnie zaś przedsiębiorca, który chce coś produkować na Litwie, musi ogromne pieniądze wyłożyć na badania laboratoryjne, jak też obijać miesiącami progi urzędów w celu otrzymania licencji na produkcję tego czy innego towaru. Tego wszystkiego nie potrzebują natomiast ogromne firmy, które towar sprowadzają z zagranicy. Moim zdaniem, wszystko powinno być całkiem inaczej. Państwo musiałoby własnym obywatelom stwarzać jak najdogodniejsze warunki do pracy, a nie je utrudniać, jak ma to miejsce obecnie. Na razie więc toczy się walka o przetrwanie, o uniknięcie bankructwa.

Jest tu również jeden plus. W tym roku wprowadzono nowe analizy, które mają odpowiedzieć na pytanie, jak ten, czy inny środek myje. W zależności od tego, każdy produkt otrzymuje odpowiednią ocenę (w skali pięciopunktowej) i certyfikaty. Dawniej natomiast wiedziano, że np. płyn do mycia naczyń pieni się, nie wiedziano natomiast, na ile skutecznie rozszczepia tłuszcze.

Gdy otrzymaliśmy możliwość robienia tego rodzaju testów, dowiedzieliśmy się, że niemal wszystkie nasze produkty otrzymały piątki, z wyjątkiem płynu do naczyń, za który otrzymaliśmy trójkę. Pierwsze też, co wówczas zrobiliśmy, to całkowicie zmieniliśmy jego recepturę, tak, by i on osiągnął piątkę. Tak też się stało i teraz, tak jak i w znanej reklamie, można wziąć kroplę naszego płynu do mycia naczyń i ta kropla rozszczepi tłuszcze.

Jedyny problem polega na tym, że te badania są bardzo kosztowne.

- Czy utrzymuje Pan jakieś kontakty ze Stowarzyszeniem Chemików?

- Tak, niedawno otrzymałem nawet propozycję wstąpienia do tego Stowarzyszenia. Byłem też na zorganizowanym kilka dni temu przez nich spotkaniu, w którym udział wzięli producenci chemii, kosmetyki, autokosmetyki z całej Litwy. Z prowadzonych tam rozmów wynikło, że my, producenci na Litwie, zajmujemy jedynie 5 % rynku, cała reszta zaś - to towar wwożony przez wielkie spółki. Jedynym wyjściem z tej sytuacji byłoby wprowadzenie pewnych ograniczeń na sprowadzane towary, tak jak to robią na przykład Niemcy czy Polska. Nie ma tam cła, ale chcąc otrzymać pozwolenie na sprzedaż towaru w tym państwie, trzeba czekać pół roku, rok. W ten sposób państwo chroni własnych producentów. Nie twierdzimy, że sankcje te muszą być wprowadzone na Litwie na stałe. Wystarczą nam dwa, trzy lata, by firmy produkujące te lub inne towary chemiczne mogły stanąć na nogi, wprowadzić nowe technologie.

To zresztą o wiele bardziej się opłaci państwu. Według podstawowych obliczeń ten, kto wwozi towar, do kasy państwowej wpłaci lit, gdy tymczasem producent - dwa lity.

Dużo do zarzucenia na tym spotkaniu mieliśmy również panującym obecnie sposobom rozliczania się, które następuje średnio po 60 - 90 dniach od chwili dostarczenia produkcji. W Polsce lub Niemczech tego nie ma. Tam ci, którzy chcą nabyć jakościowe surowce, muszą płacić gotówką, albo też uprzednim przelewem.

Kolejny problem był związany z podatkiem PVM, który musimy zapłacić od razu po sprzedaniu, chociaż pieniędzy za towar jeszcze nie otrzymaliśmy, bo termin płatności wynosi 2 miesiące. Niekiedy też zdarzają się takie wypadki, że firma, której sprzedaliśmy towar, nie rozliczyła się z nami, ogłosiła bankructwo, my zaś straciliśmy i towar, i pieniądze, które zapłaciliśmy jako PVM. Sprawa trafiła oczywiście do sądu, ciągnie się jednak już trzy lata i jak na razie nie widać jej końca. To nauczyło nas być bardziej ostrożnymi.

U nas, niestety, zdarzają się wypadki, gdy prawo działa wstecz. W latach 1995 - 1996 wwoziliśmy surowce, na które nie było wówczas cła. Nieco później przyjęto ustawę, na mocy której musiałem zapłacić cło za dwa poprzednie lata.

- Jak wygląda sytuacja przedsiębiorców na przykład w Polsce?

- Moim zdaniem ich sytuacja jest o wiele lepsza. Przedsiębiorcy w Polsce nie muszą przejść takiej długiej drogi, jak my, by ich towar trafił na rynek. Zaczynając produkować nowy towar muszą jedynie przestrzegać odpowiednich, ogólnie przyjętych parametrów. Towar ten tylko wówczas brany jest na analizę, gdy wpłynie skarga, że zniszczył ubranie lub komuś zaszkodził. Gdy analiza wykaże, że producent nie stosuje się do obowiązujących parametrów, płaci ogromny mandat.

Ponadto Polska to, w porównaniu z Litwą, o wiele większe państwo, a więc i zapotrzebowanie na towary jest tam o wiele większe.

- Gdzie można spotkać towary Pana firmy?

- Na Litwie królują teraz tacy magnaci, jak Spar czy Iki, z nimi też przeważnie i współpracujemy. Nasza produkcja jest opatrzona opakowaniami z nadpisem Mister MAX. Dziś jest bardzo ryzykownie współpracować z małymi sklepikami, gdyż nader często zmieniają się ich właściciele, a i większa jest możliwość ich bankructwa. Tym niemniej chętnie sprzedajemy swoją produkcję drobnym placówkom handlowym, o ile płacą gotówką. Chętnie kupują one nasze towary, bo jesteśmy konkurencyjni cenowo i mamy dobrą jakość.

Mimo iż sklepy, z którymi współpracujemy, wymagają towarów o niskiej cenie, nie wytwarzamy jednak wyrobów gorszej jakości. Koszty produkcji zmniejszamy poprzez to, że szukamy sposobów produkowania możliwie najtańszych opakowań.

- Czy pomaga Pan placówkom, które proszą o wsparcie?

- Oczywiście.Pomagaliśmy szkołom, domom inwalidów. Jesteśmy i dziś gotowi naszą działalność charytatywną kontynuować, pomagać polskim szkołom w rejonie wileńskim, oczywiście w miarę naszych możliwości, i na ich prośbę.

- Jakie są plany na przyszłość?

- Uważam, że mimo dosyć trudnych czasów, które teraz nastąpiły, nasza firma stosunkowo nieźle prosperuje, a nawet rozszerza asortyment. W przyszłości zaś planujemy dobudować jeszcze jedną halę, w której będzie się mieścił nasz magazyn. Innym moim marzeniem jest nabycie domku nad brzegiem jeziorka, w lesie, w którym by moi pracownicy mogli spędzić urlop, lub po prostu odpocząć podczas dni wolnych od pracy.

- W Pana pracy nie brakuje stresów. Jak je Pan odreagowuje?

- Odbywa się to w bardzo różny sposób. Najszybciej jednak się odprężam łowiąc ryby nad brzegiem jeziora lub rzeki i już następnego dnia przychodzę do pracy z nowymi pomysłami i zapałem.

Adres kontaktowy firmy TadMax Company:
Tadeusz Gilewski (dyrektor)
UAB "Tadmaksas"
Pavilnio 5, 2041 Wilno

tel/fax 677263, tel. 677852

Na zdjęciu: Tadeusz Gilewski

Fot. Waldemar Dowejko

NG 27 (463)