Regina Jensz

Strzępy wspomnień łagierniczki

Moje personalia.
Regina, córka Marii i Zygmunta
Śmigielskich. Urodzona 7 lipca 1913 roku w Wilnie, żona Jerzego Jensza, żołnierza Szarych Szeregów - Armii Krajowej, uczestnika operacji "Ostra Brama", pełniącego wtedy funkcję d - cy plutonu Komendy Garnizonu miasta Wilna.

Aresztowanie
Nic więc dziwnego, że wobec takiej działalności męża, w grudniu 1944 roku NKWD go aresztowało, przypuszczałam,że mnie to ominie, gdyż mam na wychowaniu trzyletnią córeczkę, a jednak:
W nocy z 15 na 16 stycznia 1945 r. zostałam obudzona silnym łomotaniem do drzwi wejściowych od strony ulicy, weszło 2 funkcjonariuszy NKWD w mundurach, którzy po rozwidnieniu się przeprowadzili ponowną, jak przy aresztowaniu męża, rewizję całego domu. Chociaż rewizja nie dawała podstaw do aresztowania, - nic obciążającego nie znaleziono, mimo tego zaraz po świcie kazali mojej mamie i mnie ubrać się do wyjścia, pozwolili mi jedynie jeszcze ostatni raz odziać i utulić, rozbudzoną ruchem w domu, córeczkę. Wyprowadzono!

Droga do-łagru
Poprowadzono nas piątkami jak wielkich przestępców pod uzbrojoną strażą w kierunku dworca towarowego, konwojenci zagrozili, że jeden krok w bok od szeregu, a będą strzelać bez uprzedzenia. Szliśmy przez plac Łukiszki; od ul. 3 - ciego Maja, potem ulicami: Boufałową, Słowackiego i dalej, najkrótszą drogą do stacji towarowej. Tu przy rampie stał już długi pociąg, składający się z wagonów towarowych używanych do przewożenia bydła. Lecz te wagony przysposobiono do transportu więźniów. Teraz postaram się opisać jak wyglądał wagon, w którym byłyśmy transportowane w ciągu długich mroźnych trzech tygodni do łagru w Jełszance, koło Saratowa. Był to duży czteroosobowy wagon towarowy, wewnątrz na środku stał żeliwny piecyk z rurą wystającą ponad dach, piecyk ten nazywano ?kozą?, po stronie przeciwnej rozsuwanych drzwi były takie same, lecz zamknięte na głucho, obok nich zamontowano skośnie rynny zbite z czterech desek. Rynna ta służyła do załatwiania potrzeb fizjologicznych osobom zamkniętym w wagonie w czasie transportu.
Po załadowaniu nas i zamknięciu od zewnątrz, pociąg stał na stacji w Wilnie jeszcze dwa dni, do 10 marca. Na zewnątrz mróz, opału nie dali, nie można było zapalić w piecyku, na ścianach wagonu od oddechów osiadł szron, przeraźliwe zimno zapanowało wewnątrz wagonu. Aby weśnie nie zamarznąć, postanowiłyśmy chodzić w kółko, dokąd sił starczy, mocno przytupując, objęte w pasie, przyciskając się do siebie, by skorzystać z wzajemnego ciepła.

Obóz Jełszanka
Prowierocznyjłagier nr 0321 NKWD - ZSRR
W końcu marca, akurat na Wielkanoc, pociąg stanął na bocznych torach stacji w Saratowie, kazano wysiadać i ciężarówkami zawieziono nas do łaźni, a następnie tymi też samochodami, do łagru NKWD w Jełszance, było to niedaleko od tego miasta.
Ja zostałam przydzielona do ciężkiej pracy do kopania rowu.
Byłam młoda, lecz bardzo wycieńczona, chuda i osłabiona. Nie pamiętam już, jak to się stało, że kobiety z naszej brygady, przeważnie starsze osoby, wybrały mnie na brygadzistkę, może dlatego,że znałam dobrze język rosyjski.
Nasza brygada dostała zadanie wykopać wyznaczony odcinek rowu dla rurociągu gazu prowadzonego z Saratowa do Moskwy, te słabe starsze i schorowane kobiety nie nawykłe do pracy fizycznej, nie miały sił aby wykonać narzuconą tej brygadzie normę, a to znaczyło, że nasze porcje żywnościowe będą następnego dnia zmniejszone. Więc aby przeżyć, aby wykonać choćby zbliżoną do normy robotę, biegałam wzdłuż wykopu i dopomagałam opadającym z sił starszym paniom, a mimo tego nasza brygada normy nie wypracowywała, no a skutek wiadomy obniżone porcjeżywności, a stąd dalsze osłabienie zdrowia wszystkich osób w brygadzie.

Treść listu wysłanego z-łagru NKWD
w Jełszance 5 10 1945 r.:
"Kochana moja Muś. Kochanie moje, muszę znów Ciebie zmartwić, bo zebrali nas w głównym obozie i wywożą w nieznanym kierunku, zdaje mi się, że na Kaukaz. Na jak długo nie wiemy, tak że listów do nas nie piszcie, a jak tylko można będzie napiszę do was, a wy, błagam Was, jedźcie już raz do Polski, jak nas zwolnią przyjedziemy do Cioci Jadzi do Miechowa. Nie martwcie zbytnio, może da Bóg wrócimy jeszcze do was. Biedna moja maleńka Żo urodziny swoje będzie pewnie obchodzić bez swojej mamy. Jestem zdrowa i doskonale wyglądam, trzyma się krzepko. Modlę się i wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Niech Jurek stara się o wydobycie mnie stąd. Całuję Was mocno. Rena."

Kraków 2000 r.(w skrócie)


NG 28 (464)