Słynne polskie rody na Litwie

Hrabiostwo Hanna i Adam Tyszkiewiczowie - znowu na Litwie

Razem z żoną już od dziesiątków lat mieszka w Stanach.
...Siebie jako "siebie samego" w malowniczej Połądze w 1940 roku, pan Adam nie pamięta. Miał sześć miesięcy, kiedy stąd odjechał, na matczynych rękach, do Polski. Udało się. Przerzut zorganizowała rodzina z Kretyngi, bo ojciec pana Adama, hrabia Alfred Tyszkiewicz, wplątany w burzę wojenną, utkwił w tym czasie na pograniczu niemiecko - rosyjskim.

Gniazdo rodowe, Połągę, odwiedził obecnie (czerwiec, 2000 r.) pan Adam razem z-żoną Hanną. Odwiedzili też inne dwory, pałace Tyszkiewiczowskie - w Kretyndze, Landwarowie, w Zatroczu. Wreszcie - Wilno. Pan Adam jako lekarz przyjechał tu na Kongres Lekarzy Polonijnych, był uczestnikiem tego Kongresu.
Pani Hanna jest rodowitą wilnianką, ale o tym - później. Na razie o Połądze.

Józef - zbudował molo, Feliks - pałac...
Połąga została własnością hrabiów Tyszkiewiczów od 1824 r. Kupił ją (od generała Ksawerego Niesiołowskiego) Michał Tyszkiewicz. Po Michale Tyszkiewiczu dobra te odziedziczył jego wnuk Józef. Po Józefie Połąga przeszła w posiadanie jego najmłodszego syna - Feliksa. Ostatnimi właścicielami Połągi byli synowie Feliksa - Stanisław i Alfred.
Stanisław Tyszkiewicz (urodzony w 1907 r.) zmarł później na obczyźnie, jego brat Alfred (urodzony 1913) mieszka obecnie w Warszawie, w latach ostatnich - co roku latem odwiedza Połągę, został jej pierwszym Honorowym Obywatelem. Był i pozostał hrabią, z tym,że obecnie - bez ich, Tyszkiewiczowskiego pałacu...

Jak z tym pałacem w ogóle było? Kto i kiedy go zbudował?
Podaję za Romanem Aftanazym:
Ponieważ za czasów Józefa Tyszkiewicza nie było w Połądze pałacu ani nawet dworu, przebywając na Żmudzi mieszkał on stale w odległej o 12 km Kretyndze. Do Połągi przenosił się wraz z całą rodziną i służbą tylko na lato. Jako sezonowe mieszkanie, służył mu wówczas obszerny dom bezstylowy, do którego każdego roku dobudowywał parę pokoi. A że nie lubił siedzieć bezczynnie, zdecydował się urządzić w Połądze prywatny port. Wybudował też długie molo i kupił mały statekżeglugi przybrzeżnej, który dwa razy w tygodniu kursował do Libawy, wożąc przygodnych pasażerów i cegłę wypalaną we własnej cegielni.
Pośmierci Józefa Tyszkiewicza dawny dom mieszkalny oddany został na zdrojowy, zaś Feliks Tyszkiewicz w latach 1890 - 1895 wzniósł nowy, wielki, dwukondygnacyjny pałac usytuowany wśród nabrzeżnego lasu. Park, założony przez nadwornego ogrodnika Tyszkiewiczów, Francuza Edwarda André, zajmował obszar 72 ha.

Opowiada hrabia Adam Tyszkiewicz
- Wyjechałem z Polski w 1969 roku. Byłem lekarzem. Wyjechałem do Londynu z zamiarem, że, jak to się mówi, zarobię coś i wrócę. Bo nie wyobrażałem sobie życia poza Polską. Ale w Polsce miałem różne przeszkody. Jedną było to, że w szkole średniej przebywałem u księży salezjanów w Różanymstoku. Po powrocie do Warszawy nie mogłem dostać się do szkoły średniej - z tej przyczyny, że byłem u księży salezjanów. To mi zabrało dosłownie dwa lata z mojego życia. A później, kiedy skończyłem studia medyczne w Warszawie, przez 18 miesięcy nie mogłem dostać stażu. Z powodu mojego nazwiska: Tyszkiewicz. Nigdzie nie należałem - robili mi trochę kłopotów. Byłem zaangażowany, ale bez ekscesów. Przeżyłem parę takich rzeczy jak rewizje w domu - od dziecka to się za mną ciągnęło. Przychodzili do szkoły i pytali się, o czym rodzice rozmawiają, co myślą o nowej władzy. W końcu dostałem staż nie przez Ministerstwo Zdrowia, tylko przez Ministerstwo Komunikacji w Szpitalu Kolejowym na Brzeskiej, gdzie powiedziano mi, że na razie muszę przeczekać, bo o tym, żebym dostał specjalizację w Warszawie, nie ma mowy, więc wyjechałem do Londynu, do mojego wuja. W Anglii - też miałem problemy. Pomimo że wuj Andrzej Tyszkiewicz mnie sponsorował (jak to dzisiaj ładnie się mówi) i zapisał mnie do szkoły języka angielskiego - na tej podstawie normalni ludzie nie mieli problemów, przedłużano im wizy - mnie natomiast nie chcieli przedłużyć. Powiedzieli mi,że mój paszport nie jest ważny. A ja dostałem paszport na 6 tygodni, co jest w ogóle niesamowite, bo normalnie paszport daje się na 10 lat, no - niech na 3 lata. Miałem paszport ważny tylko na kraje europejskie. Później przez znajomości można to było wszystko załatwić. Poszedłem do biura, gdzie przedłużają wizy i ponieważ miałem ?dobre plecy? - przedłużyli mi tę wizę do nieważnego paszportu. Dostałem wizę amerykańską.
Do Ameryki pojechałem do brata mego ojca, Janusza Tyszkiewicza - Łąckiego. Był on ożeniony z Elżbietą Zamoyską. Mieszkali w Santa Barbara. Tam u nich pomieszkałem parę tygodni. Wysłałem 175 podań, żeby gdzieś zacząć pracować. Dostałem tylko 5 pozytywnych odpowiedzi, z czego 4 były, żeby pracować jako taki, który zamiata w szpitalu. Też bym to przyjął w ostateczności. Jedna była bardzo miła oferta takiego pomocnika lekarza, i to wykorzystałem. To był jeden z najbardziej ekskluzywnych chyba szpitali na świecie, a w Ameryce na pewno. I - gwiazdy filmowe, szalenie bogaci ludzie mieszkający w malutkich domkach ze służbą, prywatne pielęgniarki. Przeważnie - alkoholizm, uzależnienie od jakiś narkotyków i kłopoty psychiatryczne. Rzeczywiście, atmosfera była cudowna, było bardzo przyjemnie. Jakoś szybko udało mi się pozdawać egzaminy, które były bardzo trudne, nie mogę powiedzieć,że byłem dobrym studentem. Ale jakoś zdawałem, w Ameryce dawałem sobie radę.
No i później poznałem tam żonę - Hannę. Ożeniłem się. Ślub braliśmy 17 lutego 1973 roku. Miałem już wtedy pozdawane egzaminy. Kupiliśmy sobie domek w doskonałej dzielnicy. To był nasz pierwszy dom - z ogródkiem. I zacząłem pracować w szpitalu u weteranów, gdzie robiłem specjalizację z radiologii. Później już nie pracowałem jako radiolog. Żona w międzyczasie pracowała dla dużej firmy "Wiktor Gruen", odnosiła piękne sukcesy, na przykład - za projektowanie konstrukcji dla Amerykańskiej Ambasady w Tokio. Jej zdjęcia były w różnych pismach fachowych. Supermarkety, banki... A później zaczęła pracować dla siebie - budując dla różnych bogatych ludzi domy i tak dalej. I wzięliśmy się wtedy za działalność polityczną, byliśmy aktywni w takich różnych politycznych organizacjach. Chciałem przyjechać do Polski, wrócić - nie na stałe, ale żeby zobaczyć... Ale nie miałem tej gwarancji, że uda mi się z powrotem wrócić. To było takieśmieszne... To się nazywa "sen Polaka". To było za czasów komuny, jak to się mówi... Można wrócić, ale - już nie wrócić do Ameryki.
Muszę powiedzieć, że Ameryka jest dobrym, ciekawym krajem. Można tam wszystko znaleźć, na co człowiek ma ochotę. Ale... jest krajem również wymagającym. To znaczy - pracuje się ciężko, bo praca jest dobrze zorganizowana, nie ma czasu na jakieś takie luzy... (Polak się sprawdza zagranicą: są wspaniali lekarze, architekci itd.). Tam jest trochę trudniej. Ale ci, którzy mają inwencję i dobrze pracują - na pewno sobie poradzą. Czy nie żałuję, że wyjechałem z Polski? I tak, i nie. Na pewno żałuję tego okresu gwałtownych przemian, które tutaj były, a które dosłownie w sekundach się zmieniały. Żałuję, że nie mogłem bezpośrednio w tym uczestniczyć i że z daleka wypadło mi te wydarzenia sponsorować. Myśmy brali udział w różnych rzeczach - takich imprezach spektakularnych. Przykładowo - w czasie Olimpiady w Los Angeles, gdzie Polacy nie zostali dopuszczeni, bo Związek Radziecki nas zablokował.
Po zakończeniu specjalizacji z radiologii, zacząłem pracować w takiej firmie ubezpieczeniowej. Teraz to się zmienia medycyna - leci w dół na całymświecie - za wszystko trzeba płacić. I to jest nieprzyjemne. Są ograniczenia: dlaczego przepisywać droższe lekarstwa, kiedy można tańsze itd. Niestety, medycyna dostała się w ręce nie lekarzy, ale administratorów, którzy są nastawieni na robienie pieniędzy i to jest przykra historia...
Od roku nie pracuję w tej firmie, gdzie pracowałem. Zajmuję się trochę sprawami charytatywnymi. Zabieram się do dalszych planów, chciałbym po prostu z żoną coś dobrego zostawić po sobie.
To jest takie nasze życie. Dom prowadzimy otwarty. Mamy cztery pełne księgi gości, którzy się przewinęli przez nasz dom. Wielu ludzi było u nas wielokrotnie. Przeważnie artyści, grupy kabaretowe, dużo polityków, zwłaszcza w czasach "Solidarności". Po prostu - mieliśmy ten kawałek Polski u nas w domu i jestem dumny, że jakoś kontynuowaliśmy te tradycje polskiej gościnności,że dom był otwarty dla wszystkich absolutnie.
Dzięki głównie mojejżonie - dużo, bardzo dużo mogliśmy zrobić. Hanna jest wyjątkowo zaradną osobą i bardzo stanowczą. Udało nam się pewne rzeczy zainicjować i zrealizować. No i tak to wygląda...
Na Litwie jestem drugi raz. Pierwszy raz - byłem trzy lata temu. Wtedy byliśmy z
-żoną prywatnie: Połąga, Troki, Kretynga... Litwa - to cudowny kraj! Nie możemy się zachłystywać Zachodem, bo po prostu tracimy naszą indywidualność i kontakty międzyludzkie. Jestem przerażony tymi wpływami języka angielskiego, tą amerykanizacją, tą muzyką, te jej formy zdegenerowane... Mamy swoje piękne wzory i powinniśmy to kontynuować. To jest straszne, co się teraz dzieje. A dzieje się wszędzie: i w sztuce, i w teatrze...
W Litwie - zauważyłem,że jest jeszcze poczucie dobrego smaku. Ten kraj, te okolice - są przepiękne. Te jeziora, te drzewa... I to jeszcze jakoś dobrze rośnie. Ale jeżeli będzie więcej tych samochodów, to... może zacząć wszystko ginąć...

Chcemy pomóc Litwie.
Na Kongresie - byli wspaniali lekarze. Na pewno nas wszystkich więcej łączy niż dzieli. Dzielą kilometry, które zmniejszyły się wraz z przyjściem technologii. Człowiek jest na miejscu - faxy, emaile, tempożycia jest szalenie szybkie. To nie jest ten bezpośredni kontakt, do którego tęsknimy. Czas ucieka.
Młodzież jest piękna. Jest dosyć duży procent młodzieży, która nie ma czego się wstydzić. Dobrze zna języki i jest dobrze wychowana - patriotycznie. Ma przed sobą wyraźny cel. Nie jest ogłupiona tym Zachodem. Oczywiście jest też młodzież taka, która idzie za zachodnimi prądami.
Przyszłość widzę w różowych kolorach. Może nawet lepszą tutaj niż na Zachodzie. Tak mi się przynajmniej wydaje. I cieszę się. Czego nie lubiłem w Polsce - to papierosów u młodych ludzi i tej trochę wulgarności...
Do zeszłego roku - prowadziłem praktykę lekarską. Licencję mam do 2002 roku. Później to sobie przedłużę.
Gdy przyjechałem do Polski, mieszkałem w Guzowie - to był majątek rodziców mojej matki. (Wspomnienia z lat dziecięcych. Miałem wtedy kilka lat). Pierwsza cukrownia - chyba najstarsza w Polsce tam była. Matka moja z Sobańskich - z Ukrainy pochodzi. Pamiętam jak przez mgłę - Niemców, potem Rosjan jak przyszli, dali mi trochę strzelać z pistoletu... Szkołę... Później - ten wyjazd do Anglii, Ameryki...
Żona - realistka. Ja - trochę w przestworzach bujam. Ale w sumie to jesteśmy bardzo dobrze dopasowani i szczęśliwi.

Rozmawiała Alwida Antonina Bajor

Na zdjęciach: hrabiostwo Hanna i Adam Tyszkiewiczowie; Połąga. Pałac Tyszkiewiczów. Fot. autorka


NG 28 (464)