Ryszard Maciejkianiec

O wyższą jakość myślenia i działania

Przygotowując się i przeprowadzając pod takim hasłem 14 maja br. zjazd Związku Polaków na Litwie jednoznacznie określiliśmy, że działać, tak jak dotychczas, już nie można. Podkreślając, iż działalność społeczna powinna być nie mniej odpowiedzialna jak i każda inna, i że w zmieniających się warunkach coraz bardziej należy liczyć na własne siły, na własną ofiarność i wytrwałość, coraz wyższe wymagania powinniśmy przede wszystkim stawiać wobec samych siebie. A dotyczy to bez wątpienia wszystkich organizacji, każdej dziedziny i całego polskiego ruchu społecznego.

Oświata i oświecenie ludności polskiej, a w pierwszej kolejności dzieci i młodzieży, jest tematem ponadpodziałowym, budzącym u wielu szczególne zatroskanie i niepokój. Będąc przed paroma miesiącami na sprawozdawczo - wyborczej konferencji "Macierzy Szkolnej" rzucało się w oczy, iż nikt już nie mówił w dwóch podstawowych tematach - o potrzebie wychowania młodzieży i stanie kadry nauczycielskiej, której skład ma decydujący wpływ na perspektywę polskiej szkoły na Litwie. Gros uwagi poświęcono podręcznikom, budynkom, ich remontowi, sprzętowi komputerowemu i innemu potrzebnemu do pracy w szkole. Nie przebrzmiał natomiast głos troski o szkoły, los których jest dziś zagrożony w związku z wyraźnie starzejącą się kadrą i związanym z tym spadkiem konkurencyjności polskich szkół - Mickuńskiej, Niemieskiej, Miednickiej, Parudomińskiej, Ejszyskiej i innych.

W ciągu dziesięciu lat prezesi "Macierzy Szkolnej" wraz z konsulami generalnymi decydowali o tym, kto, z jakiej szkoły i na jaki kierunek studiów uda się do Polski. Biorąc pod uwagę, iż po studiach wraca jednak około połowy absolwentów wyższych polskich uczelni, plus wychowankowie wyższych uczelni litewskich - przy konsekwentnym, odpowiedzialnym, z wizją perspektywy działaniu - sytuacja musiałaby być dziś zupełnie inna, znacznie lepsza i nie tylko w szkolnictwie.

Gdzie są młodzi, dlaczego z trudem znajdują zatrudnienie, i dlaczego ich współczesna wiedza i młodzieńczy zapał nie mają zastosowania w polskim szkolnictwie na Litwie? Czy nie jest obowiązkiem osób odpowiedzialnych, kierujących młodzież na studia, utrzymywanie z nią kontaktów, pomoc w zatrudnieniu i adaptacji w zespołach nauczycielskich czy innych?

Dla porównania spójrzmy jak działają pojawiające się w sąsiedztwie polskiego środowiska litewskie szkoły.

Nie może też nie wywoływać szczególnego zatroskania fakt, iż poza Wilnem tak naprawdę tylko jedna Niemenczyńska Szkoła Średnia jest przygotowana do wychowania i nauczania na poziomie gimnazjalnym. A co z Ejszyszkami, Jaszunami, Rudominą, Mejszagołą i innymi możliwie przyszłymi ośrodkami samorządów? Czyż nie najwyższy już czas przewidzieć przyszłościową sieć szkół średnich i tu koncentrować kadrę, sprzęt i środki? Co też na to samorządy, gdzie władzę przecież sprawują Polacy? Nieżyczliwość polityków litewskich wobec polskiego szkolnictwa jest ewidentnym faktem. Ale czyśmy zrobili to, co od nas zależy, czy za honorowe tytuły zapłaciliśmy ekwiwalentnym czy nawet zdwojonym wysiłkiem społecznym? I dlaczego w składzie "Macierzy Szkolnej" dla przykładu nie ma elementu społecznego, przy tym najważniejszego, który decyduje o losach dziecka - rodziców, a jedynie pracownicy oświatowi?

Wyjątkowo szeroki ruch kulturalny, jaki towarzyszył odrodzeniu narodowemu Polaków na Litwie przekroczył kulminację. Dziś również potrzebuje innego spojrzenia, innych i wyższych form działania. Oprócz zespołów, stanowiących tradycyjnie śpiewną duszę Polaków wileńskich, którym pomoc i promocja powinny też nosić bardziej wymierny charakter, nieodzowne są również muzea, instytucje naukowo - badawcze, biblioteki z polską książką w wiejskiej miejscowości, o którą tam jest coraz trudniej, dobrze funkcjonujące domy polskie, jako ośrodki środowiskowej współpracy, regionalnej promocji i kulturalno - oświatowej pracy u podstaw, szkoły muzyczne, jak też wielki trud nad upamiętnieniem miejsc historycznych i pamięci narodowej. Pilna też jest potrzeba odpolitycznienia tego ruchu i zrozumienia, iż są to sprawy ponadpodziałowe, ponadczasowe i wyjątkowo ważne.

Kiedyśmy w roku 1994 powoływali partię polityczną, mieliśmy na względzie, iż będzie to pełnowartościowa partia, której podstawowym celem działania będzie wszelki możliwy w obecnych warunkach rozwój regionu, w znacznej mierze zamieszkałego przez ludność polską.

Niestety, zarówno J. Sienkiewiczowi, jak i W. Tomaszewskiemu, zajmującym najwyższe stanowiska w naszym społeczeństwie, wyraźnie zabrakło szerszej wizji rozwoju partii i własnej roli, wielkiej odpowiedzialności oraz znacznego osobistego wysiłku, które powinni byli wziąć na siebie

I to, iż od dłuższego czasu oboje toczą boje nie o rozwój partii, realizację jej programów, a o przejęcie władzy i wpływów w społecznej organizacji, jakim jest Związek Polaków na Litwie, wyraźnie świadczy, że tak naprawdę nie ma partii. I że AWPL, mająca sprzyjające warunki do rozwoju i działalności, zamknęła się w wąskim kręgu urzędników o najdziwniejszym składzie, gdzie uczciwą i ofiarną pracę dla ludzi zastępuje się coraz częściej hasłami bez pokrycia, konferencjami prasowymi i wywiadami, coraz bardziej dbając o osobiste dobro, licząc, iż Polak i tak ma obowiązek głosować na jedyną polską partię.

Jeżeli za minioną czteroletnią kadencję poseł J. Sienkiewicz ani razu tak naprawdę nie spotkał się z wyborcami, w większości Polakami, do Związku Polaków na Litwie przez lata zapominał drogi, i dopiero w przeddzień kolejnych wyborów uznał, iż musi znów kierować ZPL - to w jego dobre intencje nie jest możliwe uwierzyć.

Jeżeli w wileńskim rejonowym samorządzie za minioną kadencję, mimo gromkich haseł programowych, nikt nie pomagał wyborcom w rozstrzyganiu problemów związanych ze zwrotem ziemi, chociażby nawet w postaci porad prawnych, na urzędników samorządowych są wyznaczane osoby na wzór M. Naruńca, a lider partii W. Tomaszewski przysyła swoich podwładnych, by siłą zniszczyć pierwsze polskie pismo nowych czasów, które jego i jemu podobnych wyniosło na podium władzy - brakuje słów, aby mówić o czyjejś, a nie naszej środowiskowej własnej winie.

J. Sienkiewicz i W.Tomaszewski przede wszystkim też powinni ponieść całkowitą odpowiedzialność wobec polskiego społeczeństwa i historii za zakłócenie budowy Domu Polskiego w Wilnie, pierwszej i największej skutecznie realizowanej inicjatywy społecznej, którą wielkim wysiłkiem, bezkonfliktowo wobec władz i naszego środowiska udało się w ciągu pięciu lat prowadzić.

Jeżeli więc chcemy tu i w tych warunkach budować nasz przyszły byt - trzeba to robić na mocnym fundamencie pracy, a nie na jej imitacji, stanowczo domagać się tego, co nam się należy, ale nie mniej wysokie wymagania stawiać również sobie. Podstawę naszej odpowiedzialności za zachowanie ciągłości polskiej tradycji na Ziemi Wileńskiej nie mogą stanowić, jak relacjonował dziennikarz "Magazynu Wileńskiego" z kontrzjazdu, jaki miał miejsce w dniu 27 maja " ...te same wyświechtane frazesy, ta sama demagogia i rozliczone nałatwowiernych krasomówstwo z elementami aktorskich chwytów i gestów", a jedynie systematyczna, odpowiedzialna i ofiarna działalność, bez oczekiwania na jej natychmiastowy plon. Tylko wtedy kolejne pokolenia będą się mogły cieszyć bogatym pokłosiem.

NG 30 (466)