Juozapas PETKEVIČIUS

Kroczmy ku przyszłości

Pozostawmy przeszłość historykom, poszukujmy racjonalnych idei i kroczmy ku przyszłości. Nasze nadzieje nie spełniły się do końca, jednakże wizyta Gerharda Schroedera, kanclerza największego państwa w Europie, jest historycznym dniem nie tylko dla dyplomacji litewskiej, ale też dla całej Litwy. Jeśli chodzi o nie spełnione nadzieje, to głównie jesteśmy winni sami, ponieważ przypisywaliśmy sobie zbyt wielkie znaczenie. Częstokroć nasze pragnienia traktujemy jako rzeczywistość, stąd więc wynika rozczarowanie. Sądzę, że mieliśmy okazję, aby zobaczyć, jak przywódca wielkiego i potężnego państwa szanuje zespołową decyzję partnerów i jasno to potwierdza. Uwzględnia interesy wszystkich państw Europy i wyraźnie zaznacza, że tylko to może zagwarantować stabilność na świecie. Powinniśmy przypomnieć też powiedzenie: "Jeśli dyplomata mówi - tak, to jest złym dyplomatą, jeśli natomiast dyplomata mówi - nie, to wcale nie jest dyplomatą". Nam natomiast trzeba mówić konkretną datę i basta. Czy potrafimy wyciągnąć z tego wnioski i wykorzystać je, jest to, jak się mówi, nasz problem. Osobiście powiem otwarcie - czytałem, myślałem i zazdrościłem. Zazdrościłem tego, czego, jak sądzę, pragnęłaby większość mieszkańców Litwy. A mianowicie, abyśmy, jak i Niemcy, wkroczyli w XXI wiek, patrząc w przyszłość, pozostawiając historykom sprawy przeszłości, żebyśmy znaleźli własną drogę, może też nie warto wynajdywać roweru, skoro został już wynaleziony. Myślę zwyczajnie, jeśli Niemcom jest aktualne i do przyjęcia motto "Trzecia droga", czyli dążenie do balansowania między kapitalizmem i socjalizmem oraz następnie wielkie zwycięstwo Partii Socjaldemokratycznej nad kanclerzem H. Kohlem podczas wyborów parlamentarnych w 1998 r., to sądzę, że ta droga powinna być aktualna i atrakcyjna mieszkańcom Litwy, którzy dopiero zaczynają się uczyć tego, jak żyć w warunkach gospodarki rynkowej. Nie popełnię bowiem błędu mówiąc, że większość mieszkańców naszego kraju z wielkim trudem przystosowuje się do nowych warunków, a totalny upadek ekonomiki i rosnące bezrobocie powodują, że wielu wpada w beznadziejność... Dziś trudno jest wszystkim. Trudno właścicielowi, który musi zabiegać, by nie zbankrutowało jego przedsiębiorstwo, trudno jest pracującemu, trudno jest nauczycielowi lub emerycie, którzy żyją od wypłaty do wypłaty, stanowiącej jedyne źródło utrzymania. Zioła już tu nie pomogą, potrzebne są zdecydowane działania. Czy mamy je w naszym arsenale? Skorzystajmy z istniejących już wynalazków, a swoich dokonujmy wtedy, gdy będziemy mieli co jeść.

Zazdrościłem, że przywódca rządu niemieckiego częstokroć publicznie staje się chłopakiem z sąsiedniej klatki schodowej, którego można dotknąć bez obawy. Jakże chciałoby się powiedzieć to samo o przywódcach naszego kraju. Nawet z trudem wyobrażam to sobie teoretycznie. U nas, niestety, im wyżej, tym dalej od ludzi, wokół cały zastęp ochroniarzy, jak gdyby strzegących największego zdrajcę stanu, a nie wybrańca narodu. A najważniejsze, aby nasz rząd również starał się zawsze odpowiedzieć na pytanie: "Co myślą ludzie"?, aby orientował się według opinii większości i spełniał wolę tej większości, jak to czynią Gerhard Schroeder i jego gabinet. Sądzę, że to jest najważniejsze, to jest samo sedno sprawy. Przed z górą dziesięciu laty widzieliśmy to również na Litwie. Sŕjűdis i będący pod jego wpływem przywódcy Litwy realizowali to, czego pragnęli i do czego dążyli mieszkańcy Litwy. Mieliśmy też rezultat - 99-procentowe poparcie narodu. Ogromne zaufanie i ogromna wola po prostu tryskały. Dotychczas mam w oczach widok wiecu w Zakrecie. Ofiarowywano pieniądze, zbierała je głównie młodzież. Pieniądze ładowano wprost do worków i nikt nie miał zastrzeżeń, że ktoś może nieco ich przywłaszczyć. Wtedy tego po prostu nie mogło być i nie było. Powtórzmy to dziś,a nawet trudno sobie wyobrazić skutki. Dlaczego? Co się stało? Więc weźmy i pewnego razu odpowiedzmy na to pytanie. Nie przetaczajmy beczki z lewa na prawo. Są oni źli, a my dobrzy lub odwrotnie. To nie ma perspektywy, to już przeszłość. Im prędzej to sobie uświadomimy, tym lepiej. Człowiekowi dziś aktualną sprawą jest przetrwanie i nie ma dlań takiej wagi dyskusja, czy to w warunkach rządów lewicy lub prawicy nie może utrzymać rodziny albo zupełnie nie ma pracy i żyje na granicy ubóstwa. A ilu cierpi nędzę i nie ma co jeść. Tysiące naszych obywateli znajduje źródło utrzymania na zsypiskach śmieci lub prosi o jałmużnę na ulicach, w jadłodajniach, sklepach i innych miejscach, gdzie gromadzi się nieco więcej ludzi. O jałmużnę proszą od wszystkich bez wyjątku, również od tych, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Proszą od tych, którzy, wątpliwie, czy mogą czymś pomóc. Proszą, bowiem po prostu nie można dostąpić do tych, którzy byliby w stanie coś dać. Ten zaś, który dziś ma jeszcze kilka litów, ale do wypłaty jest daleko, czy może wspomagać tysiące proszących?

Coraz częstsze stają się konflikty, wzrasta napięcie społeczne. Człowiek czuje się okropnie, gdy podczas posiłku podchodzą do niego małe dzieci i, patrząc w oczy, mówią: "Wujku, nie wiem, kiedy jadłem, bardzo chcę jeść!". Co robić, skoro człowiek sam nie ma tych litów. Czy tego nie widzą nasze władze? Czy tego nie widzą liderzy partii? Może więc skończmy z tym gadaniem o wzniosłych materiach, zatroszczmy się o ludzi, przede wszystkim o dzieci. Emeryci wymrą, ci którzy nie umieją żyć - również, ale dzieci, co z nich wyrośnie, nawet z tych, które wychowują się we wzorowych domach opieki? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nikt nie chce tego dostrzegać? Czy może dlatego, że we wszystkich warstwach zapanowały wąskie interesy przyjaciół, znajomych, sympatyków, grup, a na większą skalę - interesy ugrupowań, partyjne, w tym celu, aby mieć władzę, a więc również wpływy, a co najważniejsze, osobiste korzyści.

Bardzo obrazowo powiedzieli mi o tym moi ziomkowie w ziemi poswolskiej. Oto, co rzekli: "Tu na wsi naprawdę niewiele wiemy, co robią nasi wybrańcy, nasze życie bowiem staje się coraz gorsze, krowę sprzedajemy już za 200 litów, a twarze wielu przedstawicieli władzy w ciągu tego czasu tak się wypełniły, że już z trudem mieszczą się na ekranie, więc dobrze się odżywiają i nie przepracowują?. Zwyczajne i do bólu szczere słowa ludzi po prostu szarpią serce. I znowu nasuwa się pytanie: co robią podczas tych wyjazdów, spotkań z ludźmi prezydent, przedstawiciele władzy, wybrańcy narodu. Wszak, zgodnie ze starym porzekadłem, że "ratowanie tonących jest sprawą samych tonących", nasuwa się słuszne pytanie, po co potrzebny jest wielotysięczny zastęp ratowników - pozostawmy kilku obserwatorów i nic na tym nie stracimy, ale też zaoszczędzimy. Mamy zastęp parlamentarzystów, ogromny zastęp urzędników, specjalistów i zagranicznych doradców, korpus dyplomatyczny, więc trudno zdrowym rozumem pojąć, dlaczego w kraju podejmowane są takie decyzje gospodarcze, prawne, polityczne, do których przygotowana jest tylko niewielka część mieszkańców Litwy, natomiast większość nie jest do tego gotowa? Sądzę, że nie popełnię błędu, gdy powiem, iż większość wybrańców i przedstawicieli władzy "kocha" Litwę, ma bowiem z tego konkretny pożytek, jednakże wcale nie kocha ludzi Litwy. Są oni potrzebni tylko wtedy, gdy odbywają się wybory, a po wybraniu apostołowie narodu zaczynają myśleć, że teraz już wiedzą najlepiej, co jest potrzebne narodowi i jego opinia nie ma żadnego znaczenia. Teraz już naród powinien szanować i słuchać wybranych. Naszym politykom, przedstawicielom władzy ciężkostrawnym pojęciem jest, że trzeba służyć tym, którzy ich wybrali. Teraz naród powinien pokornie słuchać swych "sług", pracować na ich pożytek, nigdy nie wyrażać przeciwnej opinii, jak też wierzyć, że życie się polepsza i nic się nie stało. Jeśli natomiast ktoś się odważy zaoponować, to trzeba go zniszczyć, dziś, oczywiście, tylko moralnie, bowiem już są nie te czasy. A gdyby jednak? Osłaniając się zagrożeniem dla Litwy, patrioci prędko uczyniliby w kraju porządek, przede wszystkim likwidując wolne i niezależne mass media, a następnie byłoby tak, jak twierdzi postać z "Rowerowego show" - ochotnik nr 2 Prudas. Byłoby dobrze, gdyby to było tylko show, ale ten czarny humor ma głębokie korzenie i realne postacie. Dla litewskich patriotów ich zasady są jedynie słuszne i nietykalne, ich wiara obowiązuje również wszystkich, ludzie innej wiary i mentalności są po prostu wrogami. To jest już niebezpieczne. Oni na swój sposób traktują demokrację, prawa człowieka, wolność sumienia i wiary. Obce i nie do przyjęcia są im nowe idee. Niestety, takimi zasadami kierują się nie tylko zgrzybiali patrioci i dziergane berety, ale też niektórzy politycy kraju, wysokiej rangi duchowni. Znowu usiłuje się dokonywać chrztu krzyżem i mieczem, a dla nieposłusznych pozostaje inkwizycja. Takie objawy są bardzo niebezpieczne, ci działacze bowiem ze strachu i nienawiści mają ograniczony sposób myślenia, zakłócone pojmowanie realnej rzeczywistości, wszędzie widzą tylko wrogów i łotrów, którzy chcą od nich odebrać i sprzedać Litwę, mającą ich jako jedynych obrońców i właścicieli. Wszyscy inni są nic nie warci i w ogóle niepotrzebni świętej ziemi Maryi.

Może nie warto, ale jednak przypomnę, że Chińczycy po wyniszczeniu nawet wróbli, mieli bardzo dużo problemów. Z kolei, pod tym względem nie pozostają w tyle też niektórzy liderzy partyjni. Ich główną bronią jest poniżanie, pogardzanie i oczernianie oponentów. Jesteśmy społeczeństwem cywilizowanym, więc partie swym wyborcom powinny podawać nowe idee, lepsze sposoby rozwiązywania istniejących problemów, jednoznacznie stwierdzając, że strategiczna zasada gospodarcza i polityczna jest niezmienna. Wyeliminowałoby to możliwość spekulacji, że ci dobrzy prowadzą nas na Zachód, a ci źli - na Wschód. Rozważając w kategoriach państwowych, jak sądzę, powinniśmy się kierować zasadami tych samych polityków i ekonomistów zachodnich, że nie ma stałych przyjaciół, są tylko stałe interesy. Na świecie nie ma nic stałego i niezmiennego. Historia mieszkańców naszej Ziemi świadczy o chwale i upadku państw. Ongiś Mongołowie i Turcy byli postrachem świata, Litwini stali pod bramami Moskwy i poili konie w Morzu Czarnym, później Rosjanie i Austro-Węgry dzielili Europę, następnie panowali Japończycy i Anglicy. I największa tragedia dwudziestego wieku -druga wojna światowa. Możemy i powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski. Nieprzejednani ideologiczni, i nie tylko ideologiczni, wrogowie: Amerykanie, Anglicy i Rosjanie zostają sojusznikami, aby pokonać największe ówczesne zło - faszyzm. To jest pouczające. Co dziś działoby się na świecie, gdyby ludzkość, nowe pokolenia ludzi rozgrzebywały przeszłość, poszukiwały, kto i kogo, kiedy skrzywdził i jak za to się zemścić, zamiast tego, aby patrzeć w przyszłość i szukać kompromisów? Po prostu tego nie można wyfantazjować. Dziś nasz kraj, jak nigdy, potrzebuje jedności, abyśmy szybciej wybrnęli z trzęsawiska gospodarczego i prędzej zrealizowali strategiczne cele polityczne. Idźmy za przykładem Niemców, słuchajmy pragnień większości, zmieńmy główny akcent, mianowicie służmy i pracujmy dla mieszkańców Litwy, a wtedy będzie dobrze również Litwie. Niech najpierw będzie słowo. Gdy każdy, powtarzam, każdy obywatel Litwy uświadomi sobie, że on, jak i wszyscy, potrzebny jest swemu krajowi, czyli, krótko mówiąc, gdy słowo wcieli się w czyn, wtedy ruszymy do przodu. Właśnie dopiero wtedy zaczniemy wyprostowywać się, w przeciwnym razie nadal będziemy się pogrążali i chociaż twierdzilibyśmy, że podnosimy się, to dla wybrnięcia z topieliska gospodarczego, politycznego, niezgody i wyobcowania potrzebne będą dziesięciolecia.

NG 31 (467)