Robert Mickiewicz

Jak w starej anegdotce

Nie ma łatwiejszej sprawy, jak uczynić obywateli Litwy szczęśliwymi. I generalnie mieszkańcy krainy nad Niemnem od czas do czasu wprowadzani są w ten przyjemny stan. Oczywiście cała ta procedura wprowadzania nie byłaby warta naszej uwagi, gdyby właśnie nie ta łatwość.

Wymieniona wyżej łatwość, Szanowny Czytelniku, osiągana jest dzięki temu, że przed uszczęśliwieniem nas dobrodzieje wpędzają kandydatów na szczęściarzy w stan zupełnie odmienny, powiedziałbym nawet w przeciwny do tego co zwykle przyjęto określać jako szczęśliwy. Następnie, gdy stan uszczęśliwianych staje się nie do zniesienia ich się wraca do pierwotnego położenia. Po tej prostej kombinacji osoba lub osoby zaczynają się czuć znacznie lepiej, nawet powiedziałbym szczęśliwie. Jak wcielić w życie tę na pozór prostą formułę, każdy z dobrodziejów wybiera w miarę swej fantazji i zepsucia.

Jako przykład najprostszy, ale przez to nie mniej jaskrawy i chamski, można przytoczyć historię stosunków mieszkańców Grzegorzewa i SA "Lietuvos Telekomas". W minionym tygodniu to szwedzkie przedsiębiorstwo, monopolista na litewskim rynku telekomunikacji, jednym gestem uszczęśliwiło wszystkich mieszkańców Grzegorzewa - właścicieli aparatów telefonicznych.

Grzegorzanie otrzymali od SA "Lietuvos Telekomas" niedużą, ale jakże wymarzoną kartkę papieru zawierającą informację o tym, że z dniem 1 września 2000 roku ich telefony zostaną dołączone do wileńskiej miejskiej sieci telefonicznej. O zniesieniu "ósemki", a zarazem taryfy międzymiastowej za rozmowy z Wilnem, Grzegorzewo marzyło przez ostatnich kilka lat. Dokładnie od chwili, gdy przed paroma laty SA "Lietuvos Telekomas" zafundował ją dla jeszcze podmiejskiego wtedy Grzegorzewa. Grzegorzewo odległe kilkanaście kilometrów od stolicy przez dziesięciolecia nie płaciło za telefon do Wilna jako za rozmowę międzymiastową. Dla znacznej części mieszkańców Grzegorzewa, które tradycyjnie mocno było związane ze stolicą, wprowadzenie ósemki znaczne uszczupliło rodzinne budżety. Więc rzeczą naturalną stało się, że rozgorzała walka o przywrócenie pierwotnego stanu rzeczy.

Po kilku latach zmagań, wiosną tego roku wydawało się, że sprawa została rozstrzygnięta na korzyść mieszkańców. Decyzją Sejmu RL Grzegorzewo wcielono do stolicy i w wyborach samorządowych wybierano już radnych do stołecznego samorządu. Wydawało się, że rzeczą samo przez się zrozumiałą było zniesienie znienawidzonej ósemki, no bo przecież absurdalną jest sytuacja, gdy mieszkańcy jednej dzielnicy miasta za rozmowę telefoniczną z inną dzielnicą płacą wedle taryfy międzymiastowej.

Oczywiście, że tak łatwo Grzegorzanom nie poszło. Świeżo upieczeni wilnianie nadal płacili za minutę rozmowy z innymi dzielnicami Wilna 30 centów zamiast 7. Ubieganie się o podłączenie do miejskiego systemu numeracyjnego przeistoczyło się w prawdziwą walkę.

Mieszkańcy Grzegorzewa zbierałi podpisy, pisali apele do wszelakich możliwych instytucji władzy kraju, sprawę nagłaśniały media, gorące głowy nawet proponowały zablokować autostradę Wilno - Kowno, "Telekomas" pozostawał nieugięty. Dopiero po prawie półrocznej przepychance sprawiedliwości stało się zadość, dobry wujaszek ze Szwecji szerokim gestem uszczęśliwił biednych grzegorzewskich posiadaczy telefonów.

Od lat w podobnym stylu uszczęśliwia się również polskie społeczeństwo na Litwie. Czytelnikom "Naszej Gazety" doskonale znany jest jeden z najświeższych przykładów podobnego uszczęśliwiania. Mam tu na myśli oczywiście historię z walką o przywrócenie egzaminu maturalnego z języka polskiego w szkołach z polskim językiem wykładowym.

Najpierw litewskie Ministerstwo Oświaty i Nauki ten egzamin zlikwidowało, zmuszając Polaków z Wileńszczyzny do rozpoczęcia walki o przywrócenie należnego im prawa. Wileńszczyzna protestowała, zbierała podpisy, wiecowała, obijała progi instytucji władzy w Wilnie i w Warszawie. Sprawę negocjowali prezydenci, premierzy, ministrowie Litwy i Polski. Matura trafiła pod obrady Polsko - Litewskiego Zgromadzenia Międzyparlamentarnego. Wreszcie stała się przedmiotem targu - matura z polskiego w zamian za strażnicę graniczną w Puńsku. Po kilku latach wysiłku to samo Ministerstwo Oświaty i Nauki przy tej samej ekipie rządzącej krajem, łaskawie zezwoliło szkołom samym decydować o tym, czy egzamin z polskiego ma trafić do świadectwa maturalnego.

Metoda ta tyleż stara, ile skuteczna i przypomina sytuację z anegdotki żydowskiej, kiedy ubogi, uginający się pod ciężarem życia Żyd przyszedł do rabina po radę, jak żyć dalej. Rabin po dłuższym namyśle poradził mu jako sposób na wszystkie kłopoty - kupić kozę. Po upływie pewnego czasu nieszczęśnik jeszcze bardziej rozgoryczony przyszedł do rabina żaląc się mu, że, po nabyciu kozy, życie stało się jeszcze bardziej nieznośne. Niesforne bydlę zupełnie zatruło mu i tak niełatwy byt. Na to rabin zaproponował pozbyć się kozy. I gdy spotkali się następnego razu, biedak na pytanie "jakżycie?" odpowiedział - ? dziękuję, znacznie lepiej, aniżeli przedtem".

NG 33 (469)