Prof. Piotr Łossowski

W 80. rocznicę historycznego zwycięstwa

W sierpniu bieżącego roku mija osiemdziesiąt lat od chwili, gdy w walnej bitwie pod Warszawą odparte i rozgromione zostały maszerujące na Polskę wojska bolszewickie. Było to ważne, wręcz przełomowe wydarzenie, które przesądziło nie tylko o losach naszego kraju, lecz i Europy. Z pełnym uzasadnieniem porównać go można ze zwycięstwem pod Grunwaldem i wiktorią wiedeńską. W miarę jak upływają lata, w miarę jak powiększa się dotychczasowy dystans chronologiczny ocenić możemy coraz wyraźniej, coraz wszechstronniej znaczenie zwycięstwa oręża polskiego w 1920 roku.

Wczesnym rankiem 4 lipca 1920 r. zagrzmiały armaty na kilkusetkilometrowym froncie polsko - sowieckim biegnącym od Dźwiny aż do bagien Polesia. Do ataku ruszyły wojska najsilniejszego Frontu Zachodniego Czerwonej Armii dowodzonego przez Michaiła Tuchaczewskiego. Dowódca sowiecki wezwał swe wojska do decydującej rozprawy z Polakami. Na Zachodzie - podkreślał w rozkazie - "ważą się losy wszechświatowej rewolucji. Przez trupa Polski ciągnie droga do światowego pożaru. Na Wilno, Mińsk, Warszawę - marsz!"

W następstwie przewagi liczebnej i siły uderzenia wojskom sowieckim udało się przełamać front polski. Strategia Tuchaczewskiego polegała na stałym obchodzeniu pozycji polskich od północy, na śmiałych manewrach silnego zgrupowania kawalerii /III korpus/, wspartych piechotą. Ale warunkiem powodzenia było zapewnienie sobie życzliwego poparcia ze strony sąsiedniej Litwy i Niemiec, wzdłuż których granicy dokonywano manewru oskrzydlającego. I poparcie takie zdołano uzyskać.

12 lipca Litwa podpisała z Rosją Sowiecką traktat pokojowy, przyznający jej obszerne terytorium, ale zawierający klauzulę tajną, która zezwalała Armii Czerwonej na przemarsz przez terytorium Litwy. Również Niemcy dostrzegli w zwycięstwie sowieckim szansę dla siebie, możliwość obalenia, a przynajmniej nadwątlenia, narzuconego im przez Ententę Traktatu Wersalskiego. Gdy wojska sowieckie dotarły do granicy Prus Wschodnich przy szlabanie granicznym w Prostkach doszło do pierwszych kontaktów i rozmów. Rokujący z Niemcami komisarz bolszewicki zapewnił, że ?agresorzy polscy zostaną ukarani, a w Warszawie będzie utworzony rząd sowiecki?. Zapowiedział również obalenie Traktatu Wersalskiego i włączenie do Rzeszy byłych terenów niemieckich zgodnie z granicą z 1914 r.

Tymczasem front polski na północnym wschodzie wyrwany z posad 4 lipca znajdował się w ciągłym odwrocie. Na nic nie zdały się próby kontrataków, wysiłki zatrzymania nieprzajaciela na linii okopów niemieckich z czasów I wojny światowej. Ponosząc znaczne straty dywizje polskie nieustannie się cofały. Mechanizmem uruchamiającym ten odwrót był nadal przede wszystkim ruch prawego skrzydła wojsk sowieckich. "Z powodu obejścia naszego lewego, północnego skrzydła przez nieprzyjaciela - cofa się reszta wojsk ku zachodowi" - podkreślał w swej pracy o roku 1920 marszałek Piłsudski.

Wojska polskie choć w ciężkim odwrocie poniosły duże straty, nie dały się okrążyć i pobić. Zachowując przez cały czas zdolność bojową odstąpiły za Niemen. Walki przeniosły się nad Narew i Bug.

W Moskwie zapanowały nastroje triumfu. Sądzono, że zwycięstwo nad Polską znajduje się już w zasięgu ręki. Widziano już Polskę zbolszewizowaną i myślami wybiegano coraz dalej. Jak można się zorientować na podstawie udostępnionych w ostatnich latach dokumentów, z opublikowanej korespondencji władców na Kremlu - nie zamierzali oni bynajmniej zatrzymać się na granicach zajętej Polski. Planowali wzniecenie ponownej rewolucji na Węgrzech, opanowanie Czechosłowacji i Rumunii, państw nadbałtyckich. Sięgali myślami nawet do Włoch marząc o zaprowadzeniu i tam rządów sowieckich. Rzecz oczywista nie zapominano i o Niemczech, lecz nie mówiono o nich głośno, wierząc, że i tam dojdzie do wybuchu rewolucyjnego.

Jednak, ażeby to wszystko zrealizować, trzeba było rozprawić się z Polską. Rozkaz Tuchaczewskiego z 23 lipca nakazywał dalszy marsz na zachód. Dyrektywa z 10 sierpnia wytyczała już miejsca forsowania Wisły - od Włocławka do Wyszogrodu - tak, ażeby rejon Warszawy ująć od zachodu i wschodu w żelazne kleszcze. I tu nad Wisłą zamierzano zadać wojsku polskiemu decydującą i ostateczną klęskę.

Również na Zachodzie oraz w państwach sąsiednich nie wierzono, iż Polska zdoła się utrzymać wobec bolszewickiej nawały. Takie poglądy rozpowszechnione były zwłaszcza wśród polityków brytyjskich, ale także np. i czeskich. Gdy 24 lipca misja Ententy pod przewodnictwem lorda Edgara d' Abernona udająca się do Polski, zatrzymała się po drodze w Pradze, prezydent Czechosłowacji Tomas G. Masaryk przekonywał jej członków, aby nie organizowali "żadnej pomocy militarnej na korzyść Polaków". Motywował to tym, że "z punktu widzenia wojskowego pomoc taka będzie najzupełniej bezskuteczna i może łatwo podkopać autorytet mocarstw zachodnich".

Ale zarówno przywódcy sowieccy, jak i wielu polityków zachodnich, błędnie oceniło sytuację. Ci ostatni nie docenili determinacji i woli walki Polaków w obronie niedawno odzyskanej niepodległości. Natomiast liderzy bolszewiccy popełnili rażący błąd. Uważali, że wkroczenie Czerwonej Armii wywoła w Polsce poruszenie rewolucyjne - obróci robotników przeciwko pracodawcom, chłopów przeciwko właścicielom ziemskim. Wszakże niczego podobnego, za bardzo małymi wyjątkami potwierdzającymi tylko regułę, nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie, naród polski jak nigdy zjednoczony, przeciwstawił się skutecznie bolszewikom, w których dostrzeżono wracających ponownie, a tylko przemalowanych zaborców.

Ogromną rolę odegrała tu dobrze zorganizowana praca informacyjno - wyjaśniająca i propagandowa, z którą docierano do najszerszych warstw społeczeństwa. Wielki był w tym udział Kościoła, całego duchowieństwa. Z listami pasterskimi wystąpili biskupi polscy. Do ludności Warszawy, Mazowsza i Podlasia apelował kardynał Aleksander Kakowski, metropolita warszawski. Z odezwami wystąpiły także partie polityczne, związki i organizacje społeczne.

Społeczeństwo polskie jeszcze przed decydującym starciem, zaczęło odzyskiwać wiarę we własne siły. Najlepszym tego dowodem był masowy napływ ochotników do wojska, których zgłosiło się około stu tysięcy.

W pierwszych dniach sierpnia, gdy bolszewicy zbliżali się już do Warszawy, naczelny wódz marszałek Józef Piłsudski wystąpił z planem rozegrania walnej bitwy i pokonania wroga. Najważniejszym elementem tego planu było skupienie nad rzeką Wieprzem wszelkich możliwych rezerw i uderzenie stąd na północ celem oskrzydlenia od wschodu, a następnie okrążenia i pobicia całego sowieckiego Frontu Zachodniego.

Plan ten, oparty na klasycznych wzorach strategii wojennej, urzekał rozmachem i odwagą. Wszakże jego realizacja uzależniona była od kilku warunków. Przede wszystkim nie można było nigdzie pozwolić bolszewikom na przekroczenie Wisły, należało utrzymać przyczółek pod Warszawą i co więcej, odwrócić uwagę nieprzyjaciela poprzez wstępne i posiłkowe uderzenie nad Wkrą. Plan bitwy zawierał także pewne ryzyko. Wynikało ono przede wszystkim z możliwości uderzenia na prawe skrzydło wojsk nacierających znad Wieprza formacji sowieckiego Frontu Południowo - Wschodniego, w skład którego wchodziła silna i ruchliwa 1 armia konna Budionnego. Wszakże Marszałek, opierając się na danych polskiego wywiadu, liczył, iż wojska sowieckie z południa nie zjawią się na czas pod Warszawą. Tak też się stało. Formacje Frontu Południowo - Zachodniego uwikłane były w walkach o Lwów, a jego dowództwo, kierując się własnymi względami, nie pospieszyło z szybką pomocą Tuchaczewskiemu.

Bitwa warszawska rozpoczęła się w dniu 13 sierpnia 1920 r. Na Warszawę ruszyło sześć dywizji sowieckich. Wstępnym uderzeniem udało się bolszewikom przełamać obronę polską i zająć Radzymin. Rankiem 14 sierpnia wojska sowieckie, wzmocnione nowymi posiłkami, ponowiły ataki. Wojska polskie, broniąc się zaciekle, musiały ustąpić na ostatnią linię obrony, która przebiegała wzdłuż pasma wzgórz wydmowych, ciągnących się od Nieporętu do Rembertowa. Do boju rzucona została 19 dywizja piechoty, która wielkim wysiłkiem odzyskała Radzymin. Walki prowadzone były z dużą zaciekłością i zmiennym szczęściem. Wieczorem Polacy ponownie utracili Radzymin. Na pomoc pospieszyła 10 dywizja gen. Lucjana Żeligowskiego.

W tym samym czasie - o świcie 14 sierpnia - nad Wkrą ruszyła do natarcia 5 armia polska gen. Władysława Sikorskiego. Uzyskała ona, mimo przewagi nieprzyjaciela, widoczny sukces, dezorganizując szyki wroga. Walka obfitowała w niezwykłe epizody. M.in. 203 pułk ułanów dokonał udanego wypadu na Ciechanów, gdzie znajdował się sztab sowieckiej 4 armii. Ucieczka dowódcy armii była tak pośpieszna, iż kazał on zniszczyć radiostację, która stanowiła jedyny środek łączności z dowództwem Frontu. Nie pozostało to bez dalszych poważnych następstw dla ogólnego przebiegu bitwy.

15 sierpnia gen. Żeligowski siłą trzech dywizji zaatakował Radzymin. Miasto zostało wyzwolone, zaś w dniu następnym Polacy tak umocnili swoje pozycje, iż przekreślone zostało niebezpieczeństwo dla Warszawy, grożące jej od strony północno - wschodniej. Gen. Żeligowski, w dowód wdzięczności dla odegranej przez niego roli, otrzymał tytuł honorowego obywatela stołecznego miasta Warszawy.

Najważniejsze, decydujące dla przebiegu całej toczącej się bitwy działanie - atak znad Wieprza - rozpoczęło się rankiem 16 sierpnia. Dywizje polskie, zgodnie z oczekiwaniami, natrafiły na słabo obsadzony przez wroga odcinek i szybko zaczęły posuwać się naprzód w kierunku północnym. Już pierwszego dnia przebyto odległość 45 kilometrów. Również w następnych dniach postępy wojsk polskich były bardzo duże. Grupa uderzeniowa wyszła na skrzydło, a następnie tyły wojsk sowieckich, kompletnie je dezorganizując. 20 sierpnia wojska polskie przekroczyły Bug, 21 zajęty został Brześć, 22 sierpnia Białystok. W dwa dni później osiągnięto granicę Prus Wschodnich. Odcięte liczne dywizje sowieckie znalazły się w okrążeniu. Najsilniej miotał się III korpus konny, starając się przerwać na wschód. Początkowo to mu się udawało, jednak murem stanęły przed sowiecką kawalerią pułki poznańskie. Wojska sowieckie musiały szukać schronienia na terytorium Prus Wschodnich. Oprócz kawalerii przeszło tam jeszcze sześć dywizji piechoty. Zostały internowane, lecz Niemcy nie strzegli ich zbyt pilnie.

Większość wojsk sowieckiego Frontu Zachodniego została zniszczona. Poległy, bądź zostały ranne dziesiątki tysięcy żołnierzy. Polacy wzięli 66 tys. jeńców, zdobyli 231 dział, ponad tysiąc karabinów maszynowych, wielką ilość różnego sprzętu wojskowego, olbrzymie tabory.

Trwająca dwa tygodnie bitwa warszawska zmieniła radykalnie nie tylko sytuację militarną, ale i ogólne położenie polityczne. Rząd sowiecki, który wysuwał wobec Polski żądania wydające ją faktycznie na jego łaskę - teraz zmienił swe stanowisko i podjął poważne rokowania o zawieszenie broni. Wprawdzie do momentu podpisania rozejmu stoczyć musiano jeszcze ciężkie boje, jednak wynik walk był przesądzony.

Odwróciła się karta historii. Sowieckie marzenie o rozpaleniu w Europie rewolucji bolszewickiej zostały przekreślone. Polska i inne państwa Europy Środkowo - Wschodniej uzyskały możliwość pokojowej egzystencji oraz utrwalenia swej niepodległości.

(Niniejsze publikacje jednocześnie ukazują się w nr 8/2000 Biuletynu Wspólnoty Polskiej.)

Na zdjęciach: J. Piłsudski i E. Rydz - Śmigły w czasie ofensywy nad Wieprzem, siepień 1920 r.

NG 33 (469)