Przed stu laty

Tragiczne karty dzieci Narodu Polskiego
Bohaterskie dzieci z Wrześni

W 1871 roku doszło do zjednoczenia Niemiec pod egidą Prus. Kanclerzem II Rzeszy niemieckiej i jednocześnie premierem Prus został Otto von Bismarck, który "krwią i żelazem" zaczął wprowadzać porządki w nowym państwie. Chcąc podporządkować sobie Kościół katolicki, wprowadził w seminariach specjalny egzamin z kultury, który dał początek słynnej akcji pod nazwą Kulturkampf. Szczególny wymiar miała polityka Bismarcka względem ziem polskich, przede wszystkim Poznańskiego. Pragnąc całkowitego zniemczenia tych terenów, zainicjował za pomocą specjalnego związku zwanego Hakatą wykupywanie ziemi z rąk polskich właścicieli. Wprowadzając specjalne przepisy, rozpoczął rugowanie Polaków z ich posiadłości. Etapem finalnym miało być zniemczenie ludności polskiej.

Rozpoczęto więc systematyczną germanizację szkolnictwa. Akcji tej nie zaniechano nawet po odwołaniu Bismarcka z urzędu w 1890 r., co notabene było zasługą przywódcy niemieckiej chrześcijańskiej partii Centrum - Ludwiga Windhorsta. Władze pruskie konsekwentnie rugowały język polski ze szkół, nakładając powoli obowiązek nauczania wszystkich przedmiotów w języku niemieckim. Pierwszy, niezwykle spektakularny opór miał miejsce we Wrześni w 1901 roku.

Z początkiem nowego roku szkolnego

który rozpoczynał się wówczas 1 kwietnia, zgodnie z zarządzeniem władz rejencji poznańskiej, wprowadzono w dwóch najwyższych klasach (I i II) szkoły podstawowej naukę religii w języku niemieckim. Dzieci, w porozumieniu z rodzicami, nie podporządkowały się temu dyktatowi i zastosowały bierny opór, odmawiając udzielania odpowiedzi w języku niemieckim. Dotknęły je represje i kary cielesne.

Sytuacja była napięta, gdy 15 maja 1901 r. zwołano wiec ludności we Wrześni, na który przybyli polscy posłowie do Sejmu pruskiego i parlamentu niemieckiego: dr Zygmunt Dziembowski, Józef Głębocki i ks. prałat Antoni Stychel. W przemówieniach starali się nie pogłębiać i tak już wzburzonych nastrojów, niemniej wskazywali na możliwość legalnej obrony wobec doznawanej niesprawiedliwości.

Niemieckie władze szkolne nie zamierzały tolerować jednak jakiegokolwiek oporu. 20 i 21 maja 1901 r. w obecności niemieckiego inspektora szkolnego Wintera doszło do masowych egzekucji, chłosty, bicia kijem po siedzeniu i trzciną po rękach. Niepokorne dzieci zamykano w szkolnym areszcie.

Uczestniczka pierwszego strajku szkolnego we Wrześni Bronisława Śmidowicz - Matuszewska,

pruskie metody wychowawcze

opisywała słowami: "Chłostę stosowano częściowo. Jeżeli uczeń po kilkakrotnym zapytaniu nie odpowiadał, otrzymał 3 "łapy". Po czym czyniono różne obietnice co do przyszłości dzieci. Gdy i to nie pomagało grożono karami. W końcu zadawano jeszcze raz pytanie i jeżeli dziecko i tym razem nie odpowiadało, otrzymywało jeszcze raz "łapy" i to takie, od których skóra pękała na dłoni. Po wymierzeniu kary puszczano dzieci zbite cieleśnie i moralnie zmaltretowane do domu."

Takie traktowanie spotkało się z wielkim oburzeniem, pociągając za sobą wybuch masowego strajku dzieci szkolnych we Wrześni. Miasto liczyło wówczas ok. 5,5 tys. mieszkańców. W tamtejszej szkole uczyło się 668 dzieci, a dla 645 język polski był mową ojczystą.

Solidarnie zastrajkowało

118 uczniów i uczennic, czyli wszystkie dzieci z najwyższych klas. Strajk polegał również na tym, że zarówno rodzice, jak i uczniowie gromadzili się przed szkołą, w milczeniu bojkotując zajęcia.

Kiedy inspektor szkolny zamknął w areszcie 26 dzieci, rozkazując wyuczenia się po niemiecku pieśni "Kto się w opiekę", kilkoro dzieci złamało się i zwolniono je z aresztu. Ostatecznie pozostała liczba 14 dzieci, które konsekwentnie i zdecydowanie oświadczały, iż w ogóle nie będą się uczyły religii po niemiecku.

Inspektor nakazał najbardziej opornym wymierzenie 6 - 8 uderzeń kijem, a pozostałym po 2 - 4 uderzenia. Podczas wymierzania chłosty dzieci bardzo krzyczały, tak że na ulicy zrobiło się zbiegowisko. Po wyjściu ze szkoły z płaczem pokazywały ślady obrażeń. Zgromadzony przed budynkiem szkolnym tłum (ok. 100 osób), wykrzykując pogróżki pod adresem nauczycieli - katów, ruszył na pomoc ciągle jeszcze bitym dzieciom. Wezwana policja i żandarmi siłą usunęli z gmachu manifestantów. Wypchnięty tłum stał jeszcze kilka godzin przed gmachem szkoły. Co jakiś czas słychać było gromkie okrzyki: "Jeszcze Polska nie zginęła", "Niech żyje Polska", "Jest nas jeszcze dosyć Polaków, tak łatwo nie dacie sobie z nami rady". Zdaniem miejscowych władz niemieckich, sprawiało to wrażenie buntu mogącego doprowadzić do rozlewu krwi.Sprawa wrzesińska znalazła swój

epilog przed sądem w Gnieźnie

gdzie na ławie oskarżonych zasiadło 25 rodziców i nieletnich dzieci (w tym 14 robotników i rzemieślników, 7 kobiet i 4 dzieci). Sąd okazał się bardzo surowy, skazując 20 oskarżonych na łączną karę 17 lat i 10 miesięcy więzienia - w pojedynczych przypadkach było to rozłożone na karę od 2 miesięcy do 2,5 roku więzienia.

Wyrok ten nie tylko nie spowodował przerwania strajku we Wrześni, ale go zintensyfikował. Największe jego nasilenie przypadło na koniec 1901 i początek 1902 roku. Solidarnościowy strajk przeprowadziły dzieci w Miłosławiu i Pleszewie, a także w Gostyniu, Krobi i Szelejewie pod Koźminem. W latach 1906 - 1907 nowa fala strajków objęła Wielkopolskę i Pomorze. Łącznie uczestniczyło w nich 93 tysiące uczniów w 1.600 szkołach.

Strajk dzieci we Wrześni i okoliczności z nim związane odbiły się szerokim echem

w Europie i na świecie

O wydarzeniach we Wrześni pisano na łamach dzienników i tygodników francuskich, włoskich, rosyjskich, angielskich, czeskich, duńskich, amerykańskich i argentyńskich.

Duży rezonans uzyskały akcje w obronie dzieci wrzesińskich zainicjowane przez Henryka Sienkiewicza i Marię Konopnicką. Wiele gazet przedrukowało list otwarty Sienkiewicza "O gwałtach pruskich", a przebywająca we Włoszech Konopnicka zgromadziła pod "Apelem kobiet polskich do wszystkich kobiet świata" 111 tysięcy podpisów. Bohaterstwo dzieci wrzesińskich upamiętniła również w chorale, który rozpoczynał się słowami:

"Tam od Wrześni i od Warty
Biją głosy wświat otwarty.
Biją głosy, ziemia jęczy -
Prusak polskie dzieci męczy!"

W Sejmie pruskim i parlamencie Rzeszy odbywały się burzliwe debaty na ten temat. Chrześcijańska partia Centrum, potępiając metody stosowane przez władze pruskie, twierdziła, że sprawa we Wrześni "zaszkodziła reputacji państwa niemieckiego". Bez wątpienia nie można było utożsamiać relacji Polaków z władzami pruskimi ze stosunkami Polaków z Niemcami na pozostałym terytorium Rzeszy. Przykładowo, w Westfalii i Nadrenii, gdzie mieszkało około pół miliona Polaków (głównie z Wielkopolski, Pomorza i Śląska), dzięki przychylności tamtejszych rad parafialnych mogli się oni nie tylko skupiać wokół niemieckich kościołów, ale także modlić po polsku i tworzyć własne organizacje.

Patrząc z perspektywy lat na strajk we Wrześni, podziwiać należy patriotyzm i przywiązanie polskich dzieci do rodzimego języka, gotowych w jego obronie ponosić bolesną ofiarę. Chcielibyśmy również mieć nadzieję, iż pruskie metody, którymi posługiwano się w państwie niemieckim, na zawsze odeszły w niebyt.

Mirosław Piotrowski

"Nasz Dziennik" (10 - 11 listopada 1999 r.)

NG 36 (472)