Wybory do Sejmu RL - 2000

Zastanówmy się, czy wybieramy rzeczywiście uczciwego, oddanego, pracowitego rodaka?

Czas zmusza do refleksji, do wyciągania wniosków z przeróżnych zaistniałych sytuacji życiowych, do zastanowienia się kto jest kim.

Pięć lat pracy w samorządzie rejonu wileńskiego skłania właśnie do podzielenia się tymi refleksjami ze wszystkimi, kogo ciekawią sprawy polskie.

Wszyscy pamiętamy, jak to wspólnie pikietowaliśmy przed Sejmem o zwrot naszej ojcowizny, o polskie szkoły, o pisownię nazwisk. Kiedy to namawialiśmy do głosowania na "swoich", na rodaków. W dzień i w nocy pukaliśmy do drzwi mieszkańców wielu zakątków Wileńszczyzny, agitując, aby ludzie oddali swój głos na "naszych". Udowadnialiśmy, że gdy "nasi" będą w samorządzie, w Sejmie, będzie lepiej. A czy rzeczywiście jest lepiej?

Dzisiaj jest mi wstyd spojrzeć w oczy tym, którzy oddali głos na "swoich"?. I nie narzekajmy, że przyczyną wszystkich naszych bied jest ogólna sytuacja gospodarcza na Litwie. Przyczyną wielu naszych bied są metody rządzenia "swoich". Jednym z przykładów tego jest obsadzanie stanowisk w samorządzie swoimi lizusami. Najczęściej są to ludzie niekompetentni, ale za to gotowi do wykonania każdego rozkazu władzy, do wykonywania nawet spraw brudnych, choć nie przynoszących korzyści mieszkańcom rejonu. "Zrobisz, co ci każę, a wciągnę cię na listę wyborczą, dostaniesz pracę w samorządzie". Od takich przykładów aż się roi. Były wicemer rejonu wileńskiego nie został bez pracy i piastuje stanowisko sekretarza mera tylko dlatego, że głosował przeciwko prezesowi Związku Polaków na Litwie R. Maciejkiańcowi. Cóż, czasami życie zmusza do postępków, których żałujemy potem przez całe życie. Jest to tylko jeden przykład z wielu. I żeby nie obawa zostania bez pracy, niewielu spośród trzystu osób zatrudnionych przez samorząd, chciałoby pracować w atmosferze, jaka panuje tam dziś. Czy jest rzeczą normalną, że pracownik samorządu przez tydzień ugania się za władzą, aby wspólnie (bo sam nie ma prawa) rozstrzygnąć zaistniałe problemy, albo dzisiaj władza zabrania pracownikowi udzielać informacji, a jutro ma pretensje o nie udzielanie informacji, albo kiedy pracownik samorządu w godzinach pracy musi załatwiać sprawy osobiste władzy. Czy jest dopuszczalne, żeby mer publicznie krzyczała, że jej pracownicy są głupcami. Tylko u nas jest możliwe, aby stanowisko wicemera zajmował człowiek niekompetentny, dla którego ta praca jest praktycznie pierwszą w jego życiu"

Czy ten człowiek pracuje dla dobra ludzi, czy zarabia sobie na wymarzony fotel w Sejmie?

Gdyby tak opisać każdy dzień pracy w samorządzie rejonu wileńskiego, to powstałby z tego podręcznik pod nazwą: "Jak nie należy rządzić".

Wszystko wyżej napisane nie jest żalami osobistymi do kogoś. Jest to żal i ból wywołane przeszkadzaniem w uczciwym spełnianiu obowiązków przez pracownika samorządowego, tłumieniem inicjatywy i chęci załatwiania spraw mieszkańców naszego rejonu.

Mówią, że polityka jest sprawą brudną. Ale nie na tyle i nie wśród nas, Polaków. Nie jest nas tak dużo. I dlatego nie mamy prawa skreślać z list ludzi oddanych sprawie polskiej, kompetentnych, uczciwych, z czystymi rękoma. Nikt też nie dał takiego prawa małej grupie urzędników, która chce rządzić wzdłuż i wszerz.

Z początku z pracy w samorządzie zwalniano ze wykroczenia, w tej liczbie i Litwinów. Teraz są zwalniani Polacy, bez wykroczeń. Teraz, kiedy rządzą "swoi", likwidują wydziały, aby pozbyć się pracowników, którzy mają własne zdanie, nie sprzedają ludzi za posady w samorządzie.

Wierzę jednak, że sprawiedliwość zwycięży, że lider AWPL Waldemar Tomaszewski, chowając się za czyjeś plecy, nie będzie już pobudzał do rozbijania naszego środowiska i Związku Polaków na Litwie.

Bo właśnie jemu i jeszcze kilku zależnym samorządowym urzędnikom zawdzięczamy to, co mamy dzisiaj. Widocznie w polityce jest już za mało miejsca do popisu, a może akurat już go nie ma, więc należy brać się do rozbijania organizacji społecznej, jakim jest Związek.

Są to smutne refleksje. Lecz myślę, że o tych i innych ciemnych sprawach ludzie powinni wiedzieć. Nie musi to być temat "tabu". Bo milcząc bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, co się teraz dzieje, gdy władzę sprawują "swoi".

Prezes AWPL bardzo trafnie określił w audycji telewizyjnej działania swojej partii: ?Jako partia niezależna, będziemy myśleli o korzyści dla siebie?.

Dzisiejsza sytuacja jak najbardziej potwierdza te słowa.

Antonina Połtawiec,

była kierownik Wydziału Informacji, Turystyki i Sportu administracji Samorządu rejonu wileńskiego, członek ZPL i AWPL od momentu ich powstania, zastępca prezesa niezależnego Związku Polaków na Litwie.

NG 41 (477)