Liliana Narkowicz

Pamięci dr Olgierda Korzenieckiego

Istnieją dwa rodzaje wielkości - wielkość geniusza, nieosiągalna dla większości i wielkość osiągalna, ale nie osiągana, bo wymagająca wysiłku, poświęceń, wyrzeczeń i ciągłej pracy nad sobą. Człowiek wielki przerasta ogół. Po jego odejściu, jak pisze M. Żuławski, "pozostaje miejsce wygrzane jego obecnością". Obecnością człowieka dobrego i przyjaznego ludziom.

"Rozełkała się jesieńłzami dżdżu mętnemi,
We mgle zdrętwienia śpią mroczne, zasępionełany...
Ucichło we mnie wszystko, padło w mrok podziemi.
Drzwi, co wświat czucia wiodą, głucho się zawarły,
Jestem jak serce gwiazdy wystygłej, umarłej,
Gdzieś dawno przed tysiącem wieków zapomnianej
/L. Staff "Jesień"/

Kiedy w kwietniu 1997 r. prasa wileńska w nekrologu podała, że "przestało bić serce Olgierda Korzenieckiego" nie mogłam uwierzyć, że chodzi o znanego na Litwie okulistę, Polaka, wilnianina, społecznika. Dosłownie dwa dni wcześniej po drugiej stronie drutu telefonicznego słyszałam ciepły, życzliwy głos.

Jesień... Pora pełna zadumy i melancholii. "O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany..." - powtarzam w ślad za Staffem, przemierzając dolinę Rossy...

Doktor Olgierd lubił to miejsce. Mówił, że każdy stary cmentarz - to księga wielkiej lektury o czasie i ludziach. Sprowadzał Go tutaj kojący ból przypomnienia - groby rodziny i przyjaciół. Fascynowała jego historyczna konsystencja, gdzie zmierzały się ze sobą: trwałe ślady i czas przemijania. Obowiązek Polaka i obywatela Wilna kazał czuwać nad panteonem dwustu lat chwały miasta. A tymczasem kolejna monografia /przewodnik/ o Rossie, jako jednej z najpiękniejszych nekropolii w Europie, "wzbogaci się" o jeszcze jedno nazwisko... Wybitny okulista Litwy spoczął tu po tym, jak 18 kwietnia 1997 r. podczas rejestracji delegatów VII Zjazdu Związku Polaków na Litwie przestało bić Jego Serce. Nie był członkiem ani tej, ani żadnej innej organizacji politycznej. Na pierwszym miejscu stawiał dziedzictwo historyczne i kulturowe. Jako Polak litewski nie był obojętny na tutejsze bolączki i zdecydowanie opowiadał się za zachowaniem naszej, polskiej tożsamości narodowej.

Dr Olgierd Korzeniecki był znany i ceniony w Wilnie jako okulista. Jako pierwszy na Litwie zastosował szkła kontaktowe. Wcielił w życie ideę szkieł kontaktowych rozpoczętą przed II wojną światową przez prof. P. Aviţionisa, a ogłoszoną jeszcze w 1508 r. przez słynnego malarza, człowieka o wszechstronnych zainteresowaniach, Leonardo da Vinci.

Korzeniecki założył pierwsze na Litwie laboratorium szkieł kontaktowych w 1966 r. Kierował nim do ostatnich dni. Jego troskliwe i zwinne ręce przyczyniły się do poprawy wzroku tysięcy pacjentów. Był jednym z nielicznych, którzy w erze pogoni za pieniądzem stronili od komercji. Nie wystawiał rachunków za nadgodziny i rezygnował z honorariów. Przez całe życie się kształcił. Nigdy nie okazywał swojej wyższości. Podczas wystąpień konferencyjnych, w referatach i rozprawach naukowych głównie propagował ideę szkieł kontaktowych. Do pracy podchodził twórczo - śledził nowości w dziedzinie oftalmologii i próbował je zastosować, troszczył się o literaturę fachową. Z myślą o współpracownikach robił tłumaczenia publikacji specjalistycznych z polskiego na litewski.

Był aktywnym organizatorem imprez okulistycznych, ich kronikarzem. Na jego zdjęciach można prześledzić wieloletnią historię Towarzystwa Okulistów. Poza odznaczeniami państwowymi w 1973 r. nadano mu tytuł Zasłużonego Lekarza Litwy. Z wdzięcznością wspominają Go współpracownicy, z miłością mówią o nim byli studenci. Służył radą i pomocą. Nie oczekiwał wdzięczności, nie liczył na słowa pochwały. Po prostu był sobą i postępował zgodnie z sumieniem i etyką. Etyką, którą prof. M. Łyskanowski z Warszawy określił następująco: "... etyka wzorców osobowych odgrywała i odgrywa niezmiernie pozytywną rolę w wychowaniu młodzieży lekarskiej, przekazując jej przykłady wytrwałości, oddania zawodowi, poświęcenia oraz innych szlachetnych cech, tak niezbędnych w tworzeniu właściwej osobowości lekarza".

Urodził się w Wilnie w 1931 r. w rodzinie nauczyciela. Dzieciństwo upłynęło w skromnym drewnianym domku przy ul. Lwowskiej, w ogródku ?pełnym jaśminów, bzów i piwonii?, gdzie rej wiodła babcia Unikowska, wywodząca się z Dukszt Pijarskich. To ona - zaradna gospodyni, wspaniały człowiek i dobra kobiecina - nadawała ton temu domowi. Jej odwagę podziwiali nawet sąsiedzi. Podczas wojny pomagała prześladowanym Żydom. W rodzinie panowała atmosfera głębokiego kultu Marszałka Piłsudskiego. Chłopak od dzieciństwa czuł się Polakiem, a Józef Piłsudski od dzieciństwa był dla niego idolem.

Naukę w szkole rozpoczął w 1944 r. jako uczeń trzeciej klasy w Trzecim Męskim Gimnazjum niedaleko Ostrej Bramy. Kontynuował ją w jedynej wówczas polskiej szkole w Wilnie - Piątym Wileńskim Gimnazjum na Antokolu, które ukończył w 1950 r. Ta szkoła, choć pod specjalnym nadzorem ówczesnych władz, dzięki wspaniałemu gronu profesorskiemu potrafiła zachować ducha polskości. Dr Korzeniecki nazywał ich "nauczycielami z Bożej łaski". (Szczególnie ciepło przypominał polonistkę Stanisławę Pietraszkiewiczównę, wiernie kontynuującą tradycje rodzinne "strażnika archiwum Filomatów", przyjaciela Mickiewicza - Onufrego Pietraszkiewicza, który spoczął na wileńskiej Rossie). Studiował na Uniwersytecie Wileńskim, którego absolwentem był również jego ojciec. Zawsze go bolało, że ojca mało pamiętał. Jako rezerwista w sierpniu 1939 r. został powołany do wojska. Nigdy nie wrócił. Rodzina uważała, że zginął w Katyniu, ale poszukiwania prowadzone przez syna nie były owocne.

Pan Olgierd wybrał medycynę. To nie przypadek, że po latach powiedział: "Wszystkiego dorobiłem się pracą i uporem". W owym czasie bez pieniędzy i protekcji na ten kierunek dostać się było prawie niemożliwie. Nigdy nie szukał łatwej drogi. Na okulistykę namówiła Go prof. Maria Horodničienë, którą zawsze uważał za swego mądrego ducha. Pracy poświęcił się bez reszty. Własnej rodziny nigdy nie założył, ale miał ją w przyjaciołach, współpracownikach, studentach. Bardzo cenił sobie wyjazdy do Polski. Jedną z ostatnich wycieczek był pobyt w Olsztynie u kolegi z "Piątki" Tadeusza Stefanowskiego. Zależało Mu na tym, by zobaczyć pola Grunwaldu i Malborg. Interesował się kinem, teatrem. Lubił operę i balet. Często słuchał muzyki klasycznej. Chodził na wystawy malarskie. Wycieczki były Dlań zawsze czymś, z czego nie umiał rezygnować, ale za prawdziwe swoje hobby uważał książki i fotografie.

Na zdjęciach utrwalał wszystko i wszystkich. Bez aparatu praktycznie nie wychodził, nie wyjeżdżał. Miał tę słabość, że fotografował się z ludźmi znanymi, popularnymi, zasłużonymi. W listopadzie 1995 r. otrzymałam od dr Olgierda, obok innych, zdjęcie, które bardzo sobie cenił. Było wykonane w warszawskim mieszkaniu córek Marszałka Piłsudskiego, na którym zostali utrwaleni: dr Korzeniecki obok Wandy Piłsudskiej i Jadwiga Piłsudska - Jaraczewska, stojąca między dwiema wilniankami - Alicją Klimaszewską i Haliną Jotkiałło.

Od lat rokrocznie jeździł do Warszawy "na Zaduszki", jak to określał w rozmowach prywatnych. Jego nazwisko jest ściśle powiązane z kwestami na warszawskich Powązkach na rzecz "odbudowy umęczonej przez czas i wandali wileńskiej Rossy". Po każdym wyjeździe podkreślał, że wrócił bardziej szlachetny, bogatszy duchowo. Zafascynowany osobowością Marszałka w 1996 r. przywiózł mi zdjęcie grobu Marszałkowej - Aleksandry Piłsudskiej. Lubił dyskusje na temat druskienickiej miłości Piłsudskiego - lekarki Eugenii Lewickiej, która popełniła samobójstwo wg jednych relacji, według innych - została otruta. Marszałek był na jej pogrzebie i ronił łzy... Zafascynowany tematem Pan Olgierd przywiózł z Warszawy książkę "Miłości marszałka Piłsudskiego" L. Malinowskiego (KIW 1997). Chciał, bym ją przejrzała, zatrzymując na jakiś czas. Nie zdążyłam. A zostałaby pamiątka... Postanowiłam, że już nigdy żadnego spotkania w życiu nie odłożę "na później"...

W sierpniu br. odwiedziłam... Powązki i grób poetki Kazimiery Iłłakowiczówny. Była sekretarką Józefa Piłsudskiego w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Jak napisała w książce "Ścieżka obok drogi" (Warszawa 1939) "wśród rąk trzymających się trumny, pozostało moje serce?. Była też autorką wiersza "Umarli... Znajomi... Kochani...", który dr Korzeniecki bardzo lubił:

Idą ku mnie tylko kalinami
po cierniach, po sinych jagodach,
umarli, znajomi, kochani.
Idą ku mnie tylko po szelestach (...)

... Kiedy przed laty rozpoczęłam współpracę z warszawskim kwartalnikiem naukowym "Medycyna - Dydaktyka - Wychowanie", dr Korzeniecki był recenzentem moich pierwszych publikacji z historii medycyny. Był kimś, z kim można było porozmawiać niekonwencjonalnie o Piłsudskim, Słowackim, Chopinie. I chociaż dzieliła nas różnica pokoleń i epoki, zbliżyły zainteresowania i wspólny krąg znajomych rodaków. Uczciwy, skromny, kulturalny uznawał w życiu wyłącznie szlachetne zasady. Był człowiekiem, do którego można było się zwrócić w każdej chwili, nie zważając ani na upływ czasu, ani na odmienność poglądów.

Ostatnim "prezentem", który otrzymałam od Pana Olgierda była odbitka artykułu ze spotkania klasowego /"Kurier Wileński" 10 07 1997, nr 132/. Swoje relacje, jakby w przeczuciu, zakończył następującymi słowami:

'''Jak szybko upływa życie. Umawiamy się, iż następne spotkanie odbędzie się za rok, a jeżeli ktoś w tym czasie pójdzie do świętego Piotra, to będzie na nas czekał na najbliższej chmurce nad Wilnem".

"... Ci, co poznali głód, znają już smak chleba
ci co poznali samotność znają smak miłości
ci co poznali odtrącenie znają smak dotknięcia
może ci co poznali śmierć znają smakżycia"
(Anna Kamieńska "Rzeczy ostatnie")

Na zdjęciu: dr Olgierd Korzeniecki ( pierwszy z prawa) w gościnie u córek Marszałka Piłsudskiego - Jadwiga Piłsudska - Jaraczewska stoi pomiędzy wilniankami A. Klimaszewską oraz H. Jotkiałło, Wanda siedzi; Warszawa, 1995 r.

Od redakcji: Kwartalnik naukowy Akademii Medycznej w Warszawie "Medycyna - Dydaktyka - Wychowanie" zamieścił w swoim czasie publikację autorki pt. "Wszystkiego dochodziłem pracą i uporem" (Dr Olgierd Korzeniecki z Wilna).

NG 44 (480)