Beata Garnyte

Golgota Wilna i Wileńszczyzny

O tym niedużym skrawku ziemi, leżącym w odległości dziesięciu kilometrów na południowy zachód od Wilna słyszy się nie tak często, jak o innych obozach zagłady czasów wojny - Treblince, Majdanku czy Oświęcimiu.

A jednak i tu każda piędź ziemi jest zroszona ludzką krwią - Żydów, Polaków, Litwinów, Tatarów, Romów od wieków zamieszkujących w miejscu krzyżowania się różnych kultur, różnych języków, a którzy zginęli w nieludzki sposób - rozstrzelani nad wykopanymi zawczasu dołami, z rękoma skrępowanymi za plecami, poniżeni i umęczeni...

Po raz pierwszy na szerszą skalę o Ponarach usłyszano dopiero w latach 1857-1862, kiedy to obok tej miejscowości zbudowano kolej łączącą Petersburg z Warszawą. Nieco później w tej przepięknej okolicy jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać drewniane domki letniskowe. Nikt nawet nie mógł sobie wyobrazić, że w kilkadziesiąt lat później miejsce to stanie się jednym z obozów śmierci. Jako takie zaś wybrano je nieprzypadkowo. Po przejęciu 23 października Wilna przez Litwę, w Lesie Ponarskim rozlokowały się oddziały Armii Czerwonej. Wkrótce też założono tam bazę wojskową i zaczęto budować magazyny na amunicję, kopać doły do przechowywania płynnych paliw. Tę właśnie niedokończoną budowę Niemcy i wykorzystali do zakrojonej na dużą skalę akcji ekstremistycznej.

Największą część tych, którzy ponieśli śmierć w Ponarach, stanowią Żydzi. Jak głosi napis przy wejściu do memoriału, w latach 1941-1944 zginęło ich około 70 tys., według innych danych liczba ta jest nieco mniejsza i wynosi 59 tys. Dokładna liczba zabitych nie była i nie będzie nigdy ustalona.

Jako jedni z pierwszych śmierć w Ponarach ponieśli 7500 jeńców wojennych, którzy do niewoli dostali się w pierwszych dniach wojny. Trudno sobie wyobrazić jeszcze bardziej absurdalną przyczynę śmierci, niż śmierć z wycieńczenia i głodu, Niemcy bowiem nie wiedzieli co z ludźmi tymi robić i czekali na decyzje Berlina... oszczędzając na ich żywieniu...

Po jeńcach wojennych przyszła kolej na ludność cywilną. Na pierwszy ogień poszli zakładnicy, przebywający w wileńskich więzieniach, a także Żydzi, których spędzano do Ponar nie tylko z Wilna i okolic. Tych pierwszych przywożono ciężarówkami, ci ostatni zaś musieli pieszo przejść swą drogę do śmierci.

Polacy do Ponar trafiali przeważnie z więzienia wileńskiego na Łukiszkach. Byli to albo zakładnicy, którzy mieli zapewnić bezwarunkowe wykonywanie każdego nowego polecenia władz niemieckich, albo też ci, którzy trafiali tam z łapanek ulicznych. Wśród Polaków rozstrzelanych w Ponarach było wielu uczniów wileńskich gimnazjów, członków Związku Młodych Polaków, przedstawicieli inteligencji, księży, profesorów USB, żołnierze Armii Krajowej. Kultura i nauka polska poniosła ogromne straty wraz ze śmiercią światowej sławy naukowców - Kazimierza Pelczara, Mieczysława Gutowskiego i wielu innych. Rodziny tych, którzy ginęli w Ponarach, prawie nigdy nie otrzymywały powiadomienia o śmierci najbliższych i tylko zwrot wysłanej do więzienia paczki wróżył nieszczęście.

A zresztą obozu tego Niemcy nigdy nie łączyli z miejscem zagłady. Nawet w

dokumentach tych, których wysyłano na śmierć, zawarta była adnotacja, iż człowiek ten został zwolniony. Jak się później okazało - zwolniony od życia. Nie było to jedyne kłamstwo, związane z tym miejscem. Powszechnie głoszono bowiem, że mężczyzn i starców wysyłano do Ponar do szpitalu dla kobiet... A tymczasem właśnie tam wyroki, a raczej bestialskie mordy wykonywał specjalnie w tym celu utworzony oddział egzekucyjny Ypatingas Bűrys (Oddział Specjalny), składający się z ochotników, którzy częstokroć wcześniej należeli do paramilitarnej organizacji litewskiej "Lietuvos Szauliu Sąjunga" (Związek Strzelców Litewskich). Po zbrodniach Ponarskich byli oni powszechnie nazywani "strzelcami ponarskimi" lub "szaulisami", zbrodni zaś swych dokonywali z niesłychanym okrucieństwem, precyzją i premedytacją.

W październiku 1943 Niemcy zaczęli zacierać ślady swej bestialskiej działalności. Pierwszym krokiem ku temu było zarządzenie o wysiedleniu mieszkańców okolicznych wsi. Wkrótce też przystąpiono do palenia zwłok. Był to powszechnie stosowana próba ukrycia niemieckich zbrodni, a równocześnie sposób na opróżnienie dołów, potrzebnych do grzebania dalszych ofiar.

Również po wojnie starano się zatrzeć pamięć o Ponarach. Co prawda jeszcze w roku 1948 postawiono tam pomnik "wszystkim obywatelom radzieckim", którzy tam zginęli, na tym też się wyczerpało całe zainteresowanie tym miejscem. W Lasach Ponarskich zostało rozmieszczone wojsko, zaś przez środek dawnego obozu przełożono kolej. Dopiero w roku 1959 na jednym z obrzeży obozu zaczęto szukać miejsc, w których spoczywają zabici. Wtedy też w małym drewnianym budynku otwarto pierwszą ekspozycję.

W Lesie Ponarskim poniosło męczeńską śmierć 20 tysięcy Polaków. Pamięć o tym tragicznym wydarzeniu nie zaginęła. Do niedawna przypominały o tym drewniany krzyż, a także tablica pamiątkowa (ufundowane przez polskie organizacje społeczne w roku 1989). Dziś w tym miejscu stanął krzyż żelazny i tablice, upamiętniające męczeńską śmierć Polaków w latach 1941-1944 (ufundowane przez Stowarzyszenie "Rodzina Ponarska", Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych), które w niedzielę, 22 października zostały poświęcone. Honorowym patronatem uroczystość tę objął Prezes Rady Ministrów RP Jerzy Buzek. Uroczystość ta w Ponarskim Lesie zgromadziła rodziny ofiar tych tragicznych wydarzeń, skupione wokół stowarzyszenia Rodzina Ponarska, kombatantów Armii Krajowej, społeczność polską na Litwie, przedstawicieli władz najwyższych Polski i Litwy, w tym m. in. byli Wicemarszałek Senatu RP Maciej Tyrna, Minister Obrony Narodowej RP Bronisław Komorowski, Minister Obrony Narodowej RL Česlovas Stankevičius, polski korpus dyplomatyczny. Oprawę ceremonialną uroczystości stanowiły kampanie honorowe polsko-litewskiego batalionu LITPOLBAT oraz orkiestra garnizonu Giżycko.

Uroczystość ta rozpoczęła się złożeniem meldunków Ministrom Obrony Narodowej, po czym po uroczystym powitaniu przybyłych rozpoczęła się uroczysta Msza św., którą odprawił ksiądz prałat Jan Kasiukiewicz. "Miejsce, w którym krew się przelała, stało się miejscem świętym. Z zadumą czytamy nazwiska poległych, czytamy, w jakim wieku odeszli i mimo woli myślimy, że wszyscy polegli - to ludzie młodzi, ludzie w sile wieku, wieku pełnej świadomości. Jeżeli zaś narazili się okupantowi, to tylko dlatego, że nad życie cenili Wolność i Ojczyznę. Na potwierdzenie tego przytoczę jeden cytat, który dotarł do nas z Łukiszek za pośrednictwem współwięźniów: "Kimkolwiek jesteś, wiedz, że wyrok śmierci nie pokonał żadnego z nas. Solidarni i świadomi wagi chwili oddajemy życie za Boga i Ojczyznę. Wierzymy, że to, o co walczyliśmy, nie zginie. Sprawę powiodą inni, Polska powstanie wolna i niepodległa. Wierzymy, że naszym życiem, naszą śmiercią rozporządza Opatrzność, więc jesteśmy spokojni i ufni" - mówił podczas homilii ksiądz Jan Kasiukiewicz. I dalej: "Rok jubileuszowy, w którym trwamy, wzywa nas do rachunku sumienia. Zapytajmy siebie, jakie owoce wydajemy po ofierze tych, którym przyświecały ideały Bóg - Honor - Ojczyzna. Dziś często ojczyzna to dobrobyt, dla którego poświęca się ojczyznę, poświęca się język, kulturę, dziedzictwo narodowe. Mówią, że dla chleba, ale tak naprawdę, dla tego, co do chleba. (...) Dziś honor - to sława i władza, dla których poświęca się wolność, uczciwość i prawdę. Dla sławy i władzy zmienia się poglądy, przekonania, partie. Dla sławy i władzy organizuje się pokazowe akcje charytatywne. Do niedawna w pewnym stopniu wierzący byli niepraktykujący, a dziś, dla pozorów niewierzący stają się praktykujący. Biją czołem przed autorytetami moralnymi, a za kulisami z nich że kpią. (...) Krew męczenników nas zobowiązuje, aby cnoty naśladować, a nie podziwiać. Oby nasza tu obecność posłużyła do naszego nawrócenia, do wzajemnego przebaczenia, do darowania win. Tylko Bóg jest sędzią i tylko sobie zarezerwował to prawo. (...) Jedyną drogą jest przebaczenie i pojednanie. Przecież tak się modlimy - "i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Innej drogi nie ma. Przebaczenie - to jedyna droga do poprawienia świata, i każdy, kto chce, by ten nasz świat był lepszy, powinien zacząć najpierw wymagać od siebie?.

Po zakończeniu Mszy św. z kilkoma słowami do przybyłych zwrócili się przedstawiciele oficjalnych delegacji. Odczytano m. in. list prezesa Rady Ministrów RP Jerzego Buzka, który zwracając się do zgromadzonych pisał:

"Spokojnie patrzę w lufę,
pełna gorącej wiary,
że Polska zajaśnieje,
choć spłyną krwią Ponary"

- napisała Stefania Smoterowa, pseudonim Zośka. To są słowa jednej z młodych kobiet, żołnierza Armii Krajowej, których tysiące legło w tym miejscu, w strasznym miejscu męki i kaźni tysięcy bezbronnych mieszkańców Ziemi Wileńskiej. Spoczywają tutaj prochy w bratnich mogiłach, jednakże wielu jest wśród nich naszych sióstr i braci Polaków, obywateli Rzeczpospolitej, którym odmówiono nie tylko prawa do życia, ale nawet do godnej śmierci i własnego grobu. (...) Stajemy dziś wobec trudnej prawdy Ponar, prawdy, przez wiele lat przemilczanej i zapomnianej. Obok kłamstwa katyńskiego istniało przez lata kłamstwo Ponar - jakże tragiczna śmierć i ofiara, której wielu nie chce dziś pamiętać. Zbrodnia, która została dokonana w Ponarach stanowi dla nas, Polaków, także trudny dylemat w stosunkach między narodem polskim i narodem litewskim. Nie możemy udawać, że zbrodni tej dokonali nieznani sprawcy. Są oni znani w większości z imienia i nazwiska. (...) Wierzę, że nadchodzące pokolenia młodych, patrzących na siebie nawzajem z ufnością i otwartością potrafią się uporać z trudnym dziedzictwem wspólnych losów. Nie po to, aby zapomnieć, ale po to, by stanąć wobec nich w prawdzie".

Niezwykle wzruszające okazały się słowa, wypowiedziane przez Ministra Obrony Narodowej RP Bronisława Komorowskiego, który m. in. powiedział: "Jesteśmy w miejscu, które słusznie jest określana mianem Golgoty Wilna i Wileńszczyzny, (...) Golgoty wszystkich narodów zamieszkujących to szczególne miejsce. Pamiętając o nich wszystkich dzisiaj w sposób szczególny czcimy pamięć Polaków z Wilna i Wileńszczyzny, którzy dali tutaj daninę krwi za wolną Polskę, za to, co najważniejsze i najpiękniejsze w życiu". I dalej: "Występując jako Minister Obrony Narodowej jednocześnie modlę się za pamięć mego stryja, żołnierza konspiracji wileńskiej, który tutaj zginął aresztowany wcześniej przez Saugumę, skazany przez Niemców, rozstrzelany przez strzelców Ponarskich. Czczę pamięć stryja, po którym z dumą noszę imię Bronisław."

Ze słowem powitalnym wystąpił Minister Obrony RL Česlovas Stankevičius, za pośrednictwem listu do zebranych zwrócił się Marszałek Sejmu RP Maciej Płażyński, który podkreślił m. in., że dziś prawda, tak długo przemilczana, jest już znana. "Dla nas i Litwinów jest ona tym bardziej bolesna, że mordercami byli również kolaboranci litewscy, którzy tu właśnie rozstrzeliwali nawet swych współbraci z litewskiej formacji wojskowej. Niestety, tak było. A od swej historii ani Litwini, ani Polacy nie uciekną. ".

W imieniu członków Stowarzyszenia Rodzina Ponarska wystąpił Antoni Komorowski: "Tu w tym miejscu każdy z nas stracił kogoś bliskiego. Tu najczęściej zadawano śmierć przez upodlenie, tyranię, okaleczenie, pęta z drutów kolczastych, zakopywanie żywcem. Nie sposób wyobrazić okrucieństwa zwyrodniałych wykonawców zbrodni, którymi były ochotnicze litewskie oddziały egzekucyjne "Ypatingas Bűrys" w nadgorliwej ochotniczej służbie gestapo. Dziś my, wolni ludzie, chylimy czoła wobec tego miejsca i ofiar. Milczeniem, modlitwą, odwiedzeniem Ponar kolejne pokolenia wspominają tragedię tamtych i dzisiejszych pokoleń, na które składa się obolała i okaleczona Rodzina Ponarska. (...) Wykonawcy zbrodni w latach 1941-1944 nigdy nie zostali osądzeni i potępieni. Ten ponarski rozdział polsko-litewskij historii nigdy nie został rozliczony. Dotychczas nie było oficjalnie wyrażonej przez stronę litewską skruchy i żalu za masowe bestialstwa, mordy na Polakach, na okrucieństwa ówczesnej policji (...) za Ponary. My, dotychczas żyjący świadkowie i rodziny pomordowanych, których prochy są tu, w ziemi ponarskiej, mamy nadzieję, że suwerenny naród litewski zechce i potrafi oczyścić sumienie aktem uroczystego przeproszenia, pomimo, że upłynęło ponad pół wieku. Nie jesteśmy wrogami Litwinów, przeciwnie, chcielibyśmy być razem i blisko. Su Dievu. Z Bogiem".

Na zakończenie ceremonii odbył się Apel Poległych, po czym nastąpiło uroczyste złożenie kwiatów i wieńców, w tym również w imieniu naszego Rodaka metropolity Wrocławskiego księdza kardynała Henryka Gulbinowicza.

Ministrowie Obrony Narodowej Polski i Litwy złożeniem wieńców uczcili też pamięć pomordowanych w Ponarach Litwinów i Żydów, wpisali się do księgi pamiątkowej muzeum-memoriału.

Po zakończeniu części oficjalnej uczestnicy uroczystości spotkali się w gimnazjum im. Adama Mickiewicza, gdzie wysłuchali m. in. koncertu "Ejszyszczan". Nie ominięto też Grobu Matki i Serca Syna, na którym również złożono wieńce.


PS. Głośno zorganizowana impreza przeszła do historii. Ważne jest, aby cicha pamięć i cześć, należne zmarłym, a szczególnie męczeńsko zmarłym w obronie wolności i godności Człowieka i Narodu przetrwała w naszych sercach jak najdłużej. I oby tu częściej i więcej nas było, by z cichą modlitwą na miejscu kaźni złożyć kwiat i zapalić świecę...

Żałować jedynie należy, iż potężny dębowy krzyż, który został ustawiony przez miejscowych Polaków i poświęcony w roku 1990, i do którego zdołaliśmy się już przez lata przywiązać, na zlecenie sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika został obecnie spiłowany i rozczłonkowany na drobne kawałki. Nie został on też, jak obiecano wcześniej, ustawiony gdzieś w pobliżu.

Impreza nosiła wybitnie warszawski charakter, gdzie miejscowi Polacy stanowili jedynie wdzięczne tło. " Ale ziemia i groby są nasze wileńskie" - skomentował jeden z uczestników uroczystości. I ma zupełną rację.

Fot. Waldemar Dowejko

NG 44 (480)