Leokadia Komaiszko

Korespondencja własna z Belgii

Język polski na poziomie uniwersyteckim

ISTI - Instytut Przekładu i Tłumaczeń Konferencyjnych w Brukseli - podlega frankofońskiemu Ministerstwu Edukacji i Kultury Wspólnoty Francuskiej w Belgii. Organizuje czteroletnie studia na poziomie uniwersyteckim dla tysiąca słuchaczy. Absolwenci otrzymują dyplom magistra-tłumacza lub magistra-tłumacza konferencyjnego. Język polski jako obcy jest nauczany tu od 10 lat. Wydział polski zatrudnia obecnie 5 profesorów ; kieruje nim Halina Walasek, która stworzyła to miejsce pracy - dla siebie i innych.

Miła, uprzejma, pogodna - w ten sposób można scharakteryzować panią profesor na pierwszy rzut oka. Podczas bliższego kontaktu daje się poznać jako osoba słowna i dokładna. - Wszystko wypowiedziane ma być podparte czynem - takie jest credo życiowe pani Haliny. Jakże to rzadkie w dzisiejszych czasach i jakże cenne ! Z urodzenia jest warszawianką. W tym mieście na uniwersytecie studiowała filologię romańską. Po trzech latach musiała jednak przerwać : wyszła za mąż za Belga i wyemigrowała. Na Uniwersytecie Wolnym w Brukseli poszła na ... slawistykę. Dlaczego nie kontynuowała zaczętego ? - Zawsze chciałam pracować jako nauczyciel języka - mówi.- Kiedy miałam piętnaście lat, postanowiłam uczyć francuskiego i konsekwentnie realizowałam ten cel. Najpierw w liceum obrałam kierunek z rozszerzonym kursem języka francuskiego, następnie wstąpiłam na romanistykę. Lecz, mieszkając w Belgii, miałabym raczej znikome szanse, by pracować w swojej dziedzinie - jako że nie jestem z pochodzenia frankofonką. Postanowiłam wtedy zostać nauczycielką języka polskiego.

Mąż rozumiał jej ambicje i wspierał. Choć na początku nie wierzył, że studia żony zaowocują kiedyś konkretną pracą. Halina jednak od pierwszych kroków była przekonana, że to, co robi, jest i będzie potrzebne, choć wtedy jeszcze, w 1986 roku, kiedy zdobyła tytuł magistra, wydawać się to mogło po prostu mrzonką. Pamięta, jak do pierwszego wykładu przygotowywała się przez 30 godzin ; wiedziała : ta lekcja musi się udać !..

Uczyła w Wyższej Szkole Turystyki i Kultury w Brukseli. Tworzyła tam własny warsztat pracy, gdyż chciała, by odpowiadał potrzebom studentów. Na jej pierwszą lekcję przyszło 7 osób i ze wszystkimi dotarła do końca roku ! Dziś podkreśla to z dumą, bowiem ten fakt znaczy, że już wtedy potrafiła zafascynować swoim kursem. Istniejące podręczniki dopasowywała do realiów belgijskich. Co to oznacza ? W Polsce pomoce metodyczne są szykowane na podstawie wyników najlepszych studentów, w książkach brakuje więc połączeń logicznych, które zdolne osoby potrafią same sobie wytworzyć. Dla przeciętnego słuchacza jest to jednak bardzo trudne. Profesor Walasek ułożyła program bardziej rozbudowany, cykl gramatyczny uzupełniła kursem "Konwersacja i wideo". Nauka przy pomocy tej techniki okazała się bardzo ważna. Po pierwsze, pozwala to studentom przychodzić drugi raz w tygodniu na kurs języka polskiego. Po drugie - dobrze rozwija wymowę i - po trzecie- nobilituje mowę polską, gdyż tylko wielkie języki światowe - jak angielski, francuski, niemiecki - mają swoją metodę wideo .

W 1987 roku utworzyła Polsko-Belgijskie Koło Kulturalne. Wymyślała polskie wieczorki, by pozyskiwać nie tylko swoich studentów, lecz i osoby z zewnątrz. W pierwszym odruchu wyświetliła film "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy. Przez parę lat wydawała skromny periodyk po francusku "Cercle Culturel Polonais", w którym opowiadała o swoich imprezach i prowadzonych kursach. Zależało jej, by polską kulturą i językiem zainteresować jak największe grono, bo lekcje języka polskiego musiały się w Brukseli utrzymać ! Po kilku latach za wprowadzeniem języka polskiego zaczął rozglądać się Instytut Przekładu i Tłumaczeń Konferencyjnych (ISTI). Łączyło się to z pozytywnymi zmianami, jakie zaszły ostatnio w Polsce ; Belgowie przewidywali, że ta mowa niedługo stanie się ważna w komunikacji. ISTI stało się wtedy dla Haliny Walasek trzecią szkołą w Belgii, w której uczyła języka ojczystego. Pani profesor cieszyła się, że swe doświadczenie i pewien bagaż metodyczny może przekazywać dalej.

Prowadziła kursy wieczorowe, dostępne dla wszystkich chętnych z zewnątrz oraz wybrane jako dodatkowe przez studiujących w ISTI. W pierwszym roku pracy pani Walasek miała 15 słuchaczy. Uczęszczali nań Belgowie zainteresowani Polską, osoby pochodzenia polskiego urodzone w Belgii, pracownicy przedsiębiorstw nawiązujących kontakty z Polską, mężowie Polek, żony Polaków i po prostu zafascynowani polszczyzną jako językiem egzotycznym i... modnym. Czy miała od kogoś poparcie w swoich poczynaniach? - Utrzymuję kontakty z uniwersytetami polskimi - opowiada - jestem członkiem stowarzyszenia "Bristol" - polonistów całego świata, uczestniczę w konferencjach i wiem na bieżąco, co jest przygotowywane w poszczególnych uniwersytetach, ośrodkach. Chociaż większość tego, co jest obecnie wykorzystywane w ISTI, opracowałam sama. Teraz, z koleżankami, wciąż uzupełniam bazę metodyczną.

Program nauczania jest więc coraz bogatszy. Są zajęcia dla osób, które nie miały żadnego kontaktu z polszczyzną. "Język polski dla turystów" uczy alfabetu, liczenia, czytania tablic informacyjnych i uproszczonej rozmowy w sytuacjach typowych. "Gramatyka i komunikacja" jest kursem podstawowym, który przekazuje studentom najważniejsze informacje z zakresu gramatyki polskiej w sposób systematyczny i uporządkowany. "'Konwersacja i wideo' pozwala wykorzystać w praktyce przyswojone wiadomości i poprawić rozumienie ze słuchu. Kurs ''Polska w Europie i świecie współczesnym' jest nowością dla studentów zaawansowanych. W ubiegłym roku akademickim na kursach wieczorowych było 94 studentów. Jest to więcej niż na kursach włoskiego, rosyjskiego, ale mniej niż - angielskiego czy niderlandzkiego. Profesor Walasek jest przekonana, że ta liczba będzie wzrastać. Podobnie przewiduje i dyrekcja Instytutu. W roku akademickim 1999-2000 utworzono tu Wydział Trzeciego Języka Obcego, wprowadzając dwa nowe języki : polski oraz fiński. W ten sposób język polski został po raz pierwszy wpisany do oficjalnego programu nauczania w ISTI. Bibliotekę Instytutu zaopatrzono już w kilkadziesiąt polskich książek. To są głównie podręczniki i słowniki. Pozycje udostępniły : Konsulat Polski w Brukseli, Polskie Ministerstwo Edukacji, a także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego .

24 lutego br. wydział polski dał pierwszą oficjalną imprezę. Licznie zebranej publiczności pokazano dzieło Krzysztofa Kieślowskiego "Podwójne życie Weroniki", później odbył się świąteczny koktajl. Uroczysty wieczór sponsorowali Konsulat Generalny RP w Brukseli i Office Polonais de Tourisme (Polskie Biuro Podróży). Wybór filmu, inaugurującego życie kulturalne w ISTI, nie był przypadkowy. Utwór Kieślowskiego łączy 3 kultury : polską, francuską i holenderską. Akcja toczy się w Polsce i we Francji. Kultura holenderska, bliska Belgii, a nawet stanowiąca jej część, jest reprezentowana w filmie również dzięki lejtmotywowi muzycznemu autorstwa Va den Budenmayera, "Concerto en mi mineur", pięknie wpisanemu do akcji dzięki talentowi Zbigniewa Preisnera.

- Sama sobie stworzyłam to moje miejsce pedagoga i jestem zadowolona, ponieważ mam wrażenie, że robię dużo dobrego : dla innych i dla języka polskiego -wnioskuje na zakończenie Halina Walasek. Praca, praca, praca... Lecz wśród tej pasji jest przecież miejsce i na życie rodzinne, na codzienność poza instytutem " ...Chowają z mężem jedenastoletniego syna. Ma na imię Michał Jan Paweł. Uczęszcza do szkoły belgijskiej. Polskiego uczy się przy mamie. Pani Halina pragnie, by chłopak zachował łączność z Krajem i by mówił po polsku. Dotychczas wychowanie dwujęzyczne Michał znosił dobrze. Z pewnością też dlatego, że spotykał się z aprobatą otoczenia. Już od pani przedszkolanki usłyszał, że jest szczęśliwy, gdyż ma dwa języki. Pani Halina z uśmiechem wspomina, jak po tym dziecko długo przeglądało się w lustrze, próbując sprawdzić w swojej buzi, czy naprawdę ma te dwa języki...

- Czasami okoliczne maluchy pytały ją, gdzie się urodził Michał. Odpowiadała, że w Braine-l'Alleud, gdzie mieszkają (niedaleko Brukseli - aut.).

? Aha, to on jest nasz ! - słyszała ; tak więc na podstawie miejsca urodzenia dzieci określały przynależność belgijską jej syna.

Jak, z biegiem lat, ocenia swoją decyzję o emigracji? - Myślę, że to było dobre postanowienie - stwierdza.- Życie w Belgii pozwoliło mi na ewolucję w innych warunkach. Jako romanistka w szkole w Polsce, miałabym z pewnością mniejsze możliwości do rozwoju intelektualnego. Rodzice, chociaż przeżyli boleśnie mój wyjazd, rozumieli jednak, iż emigracja da mi większe szanse niż Kraj lat osiemdziesiątych, Kraj stanu wojennego. Mój tata, Wacław Walasek, jest z zawodu krawcem, a mama, Teresa Piasecka - bibliotekarką... Mam też brata i siostrę, młodszych ode mnie, oboje zostali w Polsce. Bywają u mnie podczas wakacji. Przyglądają się Belgii jako turyści, a kiedy czas się kończy, radośnie wracają do siebie. Co w emigracji jest najtrudniejsze? Odpowiedzi na to pytanie nie czekam długo. I brzmi ona zdecydowanie : - Odnalezienie swego miejsca w społeczeństwie, które na nas nie czekało.

Pisane w sierpniu 2000 r.

NG 47 (483)