Ryszard Maciejkianiec

Milczenie nie zawsze jest złotem

Od wystąpienia z ideą budowy Domu Polskiego w Wilnie w roku 1995 do jej zakończenia minęło niewiele ponad pięć lat.

Jak już informowaliśmy naszych Czytelników, 22 września br. Dom Polski w Wilnie został oddany do użytku i dziś stoi pustostanem. Przed kilkoma dniami, 7 listopada prof. A. Stelmachowski z udziałem Konsula Generalnego RP w Wilnie prof. M. Jackiewicza dokonali podziału pomieszczeń między polskie organizacje, których znaczna część nawet nie jest zarejestrowana, nigdy się nie wykazała jakąkolwiek działalnością i nie reprezentuje żadnej grupy społecznej. Żałować jedynie należy, że przedtem nie zechciano przeprowadzić konsultacji i nie wzięto pod uwagę szczegółowo i skrupulatnie opracowanego przez grupę specjalistów planu przyszłej działalności Domu.

Zasiedlanie Domu pod hasłem interesu polskich organizacji społecznych, w których składzie faktycznie działa śladowa ilość Polaków wileńskich, a nie w imię i dla dobra polskiego społeczeństwa na Litwie, budzi ból i obawę, iż historyczna szansa, którą myśmy mieli i która może się nie powtórzyć, może być zmarnowana.

Przez wszystkie lata przygotowań i budowy grupa ludzi przy Zarządzie Głównym Związku Polaków na Litwie, która podjęła się społecznym wysiłkiem uzyskania parceli pod budowę, projektowych i wszelkich innych uzgodnień, za własne środki i własnym wysiłkiem rozmawiała, spotykała i gościła wszystkich tych, od kogo w jakimkolwiek bądź stopniu zależało powodzenie tak znacznych i nowych w powojennej historii Polaków wileńskich zamiarów. Unikając jednocześnie jak ognia wszelkich ewidentnie montowanych wokół Domu sporów uznając, że jest to obiekt wyjątkowy, który pozwoli Polakom wileńskim zaistnieć w najbliższym otoczeniu i świecie w innej, należnej im jakości. Nie tylko poprzez nowe mury, ale też poprzez stosowne ułożenie instytucji - lokatorów i programu działalności Domu, które czuwałyby nad rozwojem kultury i dokumentowaniem naszej bogatej historii, pracowałyby nad wzbogacaniem duchowym naszego środowiska, a szczególnie młodzieży, stwarzając jej warunki do poznania na wysokim poziomie kultury, sztuki, języków itp. z tym, aby mogła się znaleźć w nowych warunkach i w wielkim świecie, nie tracąc jednocześnie poczucia łączności i współodpowiedzialności za zachowanie i rozwój bogatej tradycji wileńskiej. W naszym pojęciu duszę Domu miały stanowić nie jego ściany, a życzliwa atmosfera, jaka miała panować w trakcie jego budowy, otwarcia i przyszłej działalności. Takie prowadzenie sprawy w naszym rozumieniu było, jak się zdaje, zrozumiane i poparte przez polskie społeczeństwo na Litwie. W tym też celu, aby uniknąć jakichkolwiek zadrażnień, ustaliliśmy na samym początku, składając w tym celu publiczną deklarację, że wszelkie zjazdy Związku odbędą się tylko po rozpoczęciu działalności Domu. Jeszcze w marcu br. w wywiadzie dla ''KW" potwierdziliśmy taką postawę. Uważny obserwator musiał na pewno zauważyć, iż sporów w czasie pięcioletniego przygotowania i trwania budowy Domu Polskiego w Wilnie rzeczywiście nie było.

Niestety, kiedy do planowanego w maju br. terminu oddania Domu do użytku zostawał zaledwie miesiąc, 3 kwietnia br. uderzono w samo jego serce - w Związek z czyim imieniem była związana budowa, kiedy to Tomaszewski, Balcewicz i Sienkiewicz ( ten ostatni w siedzibie Związku nie był od czterech lat) z grupą urzędników z samorządu rejonu wileńskiego rozpoczęli bezpodstawną i niezgodną ze Statutem awanturę zawieszania prezesa, natychmiast wyznaczając na 27 maja zjazd Związku. Mimo, że po upływie sześciu miesięcy dotychczas nie został udostępniony protokół o tak zw. zawieszeniu i zwołaniu zjazdu, który był rzekomo podstawą kolejnych i kolejnych destrukcyjnych działań, już nazajutrz przysłani przez Tomaszewskiego i Sienkiewicza urzędnicy próbowali siłą przejąć mienie polskiej organizacji społecznej.

Następnie musieliśmy przeżyć kolejne próby kompromitowania polskiego społeczeństwa poprzez nagłaśnianie tematu przez Sienkiewicza w Polskiej Telewizji, radiu , "Gazecie Wyborczej", w wielu spotkaniach i wojażach po Polsce i świecie, tym samym demonstrując, iż jest mu obce poczucie odpowiedzialności za nasze dobre imię i nasz zbiorowy los.

Powyższe tematy w znacznej mierze są naszemu społeczeństwu znane i nie warto by było do nich wracać w imię dobra tegoż Domu. Tym niemniej kolejna fala publicznych wystąpień i wypowiedzi Sienkiewicza już na wileńskim gruncie w "KW", radiu "Znad Wilii" i wileńskiej telewizji zmusza do zabrania głosu, aby raz jeszcze z całą stanowczością i uczciwością odnotować dla historii, że ci, co budowali Dom, nikomu nie wchodzili w drogę, nie sięgali po czyjkolwiek dorobek czy stanowiska, chronili jak własne dziecko jego przyjazne otoczenie, marząc jedynie o tym, aby w wyniku ich wysiłku Polacy wileńscy mogli zająć w społeczeństwie litewskim godne i należne im miejsce. I że to właśnie oni, co to od początku i do końca realizowali tę wielką ideę, mają prawo chociażby na skromnych łamach "NG" na obronę swego dobrego imienia. I że powyższe destrukcyjne działania wyrządziły wyjątkową szkodę polskiemu społeczeństwu na Litwie, jak również idei bezinteresownego społecznego działania, całemu ruchowi polskiemu na Wschodzie, za co całą odpowiedzialność ponosi powyższa trójka oraz ci, co ich inspirowali i popierali.

Przedstawmy sobie na chwilę, że Sienkiewicz i Tomaszewski, podobnie jak proponują to innym, na kilka lat czy nawet miesięcy opuszczają Litwę. Nie ma najmniejszej wątpliwości, iż ucichłyby wszelkie spory w polskim środowisku, które zresztą w tym udziału nie bierze, a miarą wartości działaczy znów stałaby się skuteczna praca u podstaw.

O ile na Białorusi wymuszone odejście ze stanowiska prezesa Związku Polaków zawodowego oficera wojsk KGB T. Gawina daje nadzieję na zapoczątkowanie tam pozytywnych przemian, o tyle umacnianie się na Litwie J. Sienkiewicza, będącego najbliższym jego przyjacielem, a którzy stali się prezesami w latach 1988 - 1990, kiedy to jeszcze mocno trwała miniona epoka, może jedynie dowodzić, iż polski ruch społeczny potrzebuje pilnej odnowy i nowych rozwiązań.

Widoczne to było już przed kilku laty. Niestety, w imię złudnego spokoju w naszym społeczeństwie zbyt długo milczeliśmy o tym, o czym już wtedy trzeba było mówić. I jest to nasza wina.

Na zdjęciu: J. Sienkiewicz, Z. Balcewicz, W. Tomaszewski oraz Anna Ż.

Fot. Bronisława Kondratowicz

NG 47 (483)