Poważne nieścisłości w sprawozdaniu
z uroczystości w Ponarach

W zał. przesyłam sprostowania (delikatnie określając) dotyczące sprawozdania z uroczystości ponarskiej 24. 10. br.

Proszę o zamieszczenie i to w poczytnym miejscu mojej wypowiedzi w najbliższym czasie. Nie wiem, czy nie będę musiała omówić artykułu z Pańskiej gazety w polskiej prasie?

***

W sprawozdaniu z uroczystości poświęcenia uporządkowanego miejsca pamięci narodowej w Ponarach w dniu 24. 10. br. zaistniały poważne nieścisłości, a nawet przekłamania.

Mianowicie: w informacji odautorskiej (p. Beaty Garnyte) znajdują się nieprawdziwe słowa, dotyczące tych, którzy zostali zamordowali w Ponarach. Otóż nie "zakładnicy, którzy mieli zapewnić bezwarunkowe wykonywanie każdego nowego polecenia władz niemieckich, albo też ci, którzy trafili tam z łapanek ulicznych" lecz żołnierze Armii Krajowej, którzy za konspiracyjną walkę o wolność zostali aresztowani przez litewską saugumę bądź gestapo a następnie straceni w Ponarach!

O tym mówi napis na tablicy, umieszczonej w centralnym miejscu memoriału. Wystarczyło go zacytować w artykule, wcześniej zaś zapoznać się z treścią wielu opracowań historycznych na ten temat.

Poza tym w Wilnie podczas okupacji niemieckiej nie było łapanek ulicznych. Dlaczego autorka posługuje się własną fantazją zamiast elementarną (przynajmniej) wiedzą?

Ponar nie można określać jako obóz. To była kaźń doraźna. Wierutnym kłamstwem jest podanie wiadomości, iż poprzednio stojący krzyż drewniany został ?spiłowany i rozczłonkowany na drobne kawałki? na zlecenie sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa p. Andrzeja Przewoźnika! Cóż to za prymitywne i tendencyjne rozumowanie?

Stary krzyż zastąpiono nowym - metalowym według opracowanego projektu architektonicznego w Warszawie, który realizowała wynajęta firma litewska w Wilnie.

Dość już stawiania zarzutów p. A. Przewoźnikowi! Dzięki Niemu, jego niestrudzonej działalności, cierpliwości i staraniom zostało wreszcie uporządkowane godnie miejsce kaźni Polaków w Ponarach! "Rodzina Ponarska" jest w pełni usatysfakcjonowana!

A stwierdzenie, że "ziemia i groby są nasze wileńskie" w końcowej partii artykułu w "Naszej Gazecie" o tyle jest prawdziwe, o ile wileńskimi czują się rodziny oraz przyjaciele Polaków pomordowanych przez Litwinów w Ponarach.

Helena Pasierbska

W imieniu Stowarzyszenia "Rodzina Ponarska"

Do wiad.: Rada Ochrony Pamięci Walk w Warszawie.

PS. Co do starego dębowego krzyża, do którego przyzwyczaili się i przywiązali podobno (!) mieszkańcy Wilna, choć wcale o niego nie dbali i dopuścili do jego butwienia u nasady, niedługo a by runął, to znajduje się on w magazynie firmy, która go konserwuje. W najbliższym czasie będzie on ustawiony w odpowiednim miejscu, o czym zostanie powiadomiona społeczność wileńska.


Od redakcji: w pewnym stopniu rzeczywiście w treści publikacji znalazły się niedokładności, za które Czytelników przepraszamy, dziękując autorce powyższego listu za uściślenie.

Nie możemy natomiast zgodzić się z zarzutem o rzekomym "wierutnym kłamstwie" ze strony redakcji. Widocznie autorka listu przeoczyła informację Polskiej Agencji Prasowej (PAP), która ukazała się w pierwszych dniach września pod tytułem "Spór wokół krzyża w Ponarach na Litwie". To właśnie PAP informowała, iż (cytujemy dosłownie) "8 sierpnia na zlecenie sekretarza generalnego Rady Andrzeja Przewoźnika w Ponarach został spiłowany drewniany, dziesięciometrowy krzyż, ustawiony w roku 1990 w miejscu mordu około dwóch tys. Polaków". Redakcja "NG" jedynie powtórzyła za PAPem powyższą informację.

A że krzyż został rzeczywiście spiłowany, rozczłonkowany na kawałki, a miejsce wypalone ogniem - świadczą powyższe zdjęcia. Jak takie czyny należy oceniać - zostawmy to naszym sumieniom - tym wileńskim w Wilnie i wileńskim w Warszawie i Gdańsku.

Na zdjęciach: krzyż w Ponarach do jego spiłowania i po zniszczeniu.

NG 48 (484)