Robert Mickiewicz

Z życia wzięte

Do sprawiedliwości przez sądy

Przy odradzaniu się państwowości Litwy wielokrotnie było deklarowane, że od nowa powstające państwo litewskie będzie przede wszystkim państwem prawa. Wówczas tu i ówdzie bardzo chętnie powtarzano, że każdy obywatel naszego kraju jest równy przed prawem, niezależnie od swego stanu majątkowego, narodowości, religii, wykształcenia itd. itp.

Mimo że z konstytucji tych zasad, jak na razie, jeszcze nikt nie usuwał, tajemnicą poliszynela jest, że nasz kraj w ciągu ostatnich 10 lat podzielił się na równych i równiejszych. Wśród wskaźników równości przed prawem są między innymi: wysokość konta bankowego, przynależność do rządzącej w danym okresie partii, zajmowane stanowisko, "prawidłowa" narodowość też jest mile widziana. Przeskoczyć nowo powstałą "tradycję" udaje się niewielu szczęśliwcom.

Dodatkową barierą w wyegzekwowaniu zasady równości przed prawem jest niedoskonałość tegoż samego prawa. Mam tu na myśli to, iż ustawodawstwo litewskie jest tworzone w taki sposób, że ustawy kolidują między sobą, częściej aniżeli musiałyby. Dlatego instytucje państwowe, które stoją na straży prawa bardzo często stają przed dylematem - w jaki sposób lub na czyją korzyść rozstrzygnąć tę lub inną sprawę. Nie mniejszą barierą w budowaniu państwa prawa dla wszystkich jest niedostępność dla mniejszości narodowych litewskiego ustawodawstwa w języku ojczystym.

Całą okazałość państwa prawa na własnej skórze odczuła stała czytelniczka "Naszej Gazety" Teofila Karpičiűtë. Mieszkająca obecnie w Wilnie pani Teofila pochodzi z rejonu trockiego z gminy Grendawa. Tak się stało, że gmina ta w wyniku konfliktu polsko - litewskiego w latach 20. znalazła się po litewskiej stronie linii demarkacyjnej i zgodnie z polityką ówczesnych władz litewskich, mieszkańcy polskich wiosek chcąc tego, czy nie, musieli zmienić narodowość, więc rodzina Karpiczów stała się Karpičiusami.

Ze skutecznością wymiaru sprawiedliwości pani Teofila zetknęła się w trakcie wyjaśnienia sprawy spadkowej. Na początku 1996 roku zmarła małżonka jej już nieżyjącego wujka Jana, Antonina Karpičienë. Przez cały czas Teofila Karpičiűtë, która opiekowała się swym wujkiem i ciocią, była pewna, że ma pełne prawo do spadku lub przynajmniej części spadku po nich. Niestety, jak się wyjaśniło, panią Teofilę czekała przykra niespodzianka. Nieoczekiwanie znalazł się testament, zgodnie z którym umierająca Antonina Karpičienë na pięć dni przed śmiercią cały swój majątek zostawiła wilniance Marytë Kizlaitienë. Osoba ta jest córką brata Antoniny Karpičienë.

Wydawałoby się, że cała sprawa jest jasna jak Boży dzień. Wolą zmarłej Marytë Kizlaitienë prawnie stała się posiadaczką: fundamentów domu mieszkalnego, zabudowy gospodarczej, konta w banku, czeków inwestycyjnych oraz 4,47 hektara ziemi. Właśnie te 4,47 ha. położone w malowniczej miejscowości w rejonie trockim we wsi Zukli stały się główną kością niezgody. Ich rynkowa cena szacuje się obecnie w granicach 15 tys. USD. Ziemia ta z dziada pradziada należała do rodziny Karpiczów. Po śmierci dziadka pani Teofili odziedziczyli ją jego synowie, w tym już wyżej wymieniony wujek Jan.

Jak powiedziała "NG" Teofila Karpičiűtë, "całą sprawę można byłoby puścić w niepamięć, gdyby nie fakt, że podpis na testamencie może należeć do każdej innej osoby, ale tylko nie do zmarłej Antoniny Karpičienë". I to są raczej nie czcze słowa zainteresowanej osoby.

Grafologiczna ekspertyza, która została przeprowadzona w Litewskim Instytucie Ekspertyzy Prawnej, udowodniła, że podpis na testamencie i podpis w podaniu Antoniny Karpičienë na zmianę paszportu należą do różnych osób. Chociaż ten sam ekspert A. Kvetkienë, w akcie ekspertyzy stwierdza, że podpis na testamencie jest identyczny z podpisem Antoniny Karpičienë w Księgach gospodarczych grendawskiego starostwa.

Sprawa rzeczywiście jest dosyć zagmatwana. W trakcie wyjaśniania do kogo należy spadek orzekały sądy trzech instancji: rejonowy w Trokach, wileński okręgowy i wreszcie Sąd Najwyższy. Wszystkie sądy orzekły, że Teofila Karpičiűtë nie ma żadnych praw do spadku po swym wujku i cioci. Wszystkie sądy, o dziwo, zadowoliły się tylko tą częścią grafologicznej ekspertyzy, która potwierdza identyczność podpisu na testamencie i w Księgach gospodarczych starostwa. Natomiast sądy absolutnie zignorowały fakt, że podpisy w podaniu na otrzymanie paszportu i w testamencie należą do różnych osób.

Zdaniem Teofili Karpičiűtë autentyczność podpisu w księgach gospodarczych powinna była by budzić u przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości całkiem uzasadnione podejrzenia. Księgi te są zrzucone w grendawskim starostwie i dostęp do nich w celu podrobienia podpisu mogły mieć zainteresowane osoby. Tym bardziej, że w całej tej sprawie dziwną rolę odegrała zastępczyni grendawskiego starosty V. Jankauskienë. Chodzi o to, że to właśnie pani Jankauskienë zatwierdzała sporny testament i załatwiała wszystkie formalności z tym związane.

W jakim kierunku potoczy się sprawa spadku, pokaże najbliższa przyszłość. Pani Teofila nie załamuje rąk i szykuje się do kolejnych sądów .

NG 48 (484)