Beata Garnytë

Droga donikąd

Żyjemy na przełomie wieków, na przełomie tysiącleci. Szczycimy się coraz szybszym postępem technologicznym, coraz bogatszym skarbcem kulturalnym. Zapominamy przy tym często, że prócz tych wszystkich walorów, mijające stulecie ma też swe przekleństwa - alkoholizm, narkomanię, AIDS. Walczyć z tym jest niezwykle trudno, a mimo to nie brak ludzi, którzy próbują walczyć ze swoim nałogiem, walczyć ze sobą.

Olek i Ania są nierozłączni. Ich losy przeplotły się kilka miesięcy temu, a ich pierwsze spotkanie dla obojga jest jednym z najdroższych wspomnień. Zdawałoby się, że niczym nie różnią się oni od pozostałych młodych par, lecz są to tylko pozory. Oboje są narkomanami i dziś wspólnie próbują odbić się od dna...

Ojciec Olka dotychczas nie wie, że jego syn jest narkomanem. Często ma się wręcz wrażenie, że wcale nie interesuje się swoją rodziną. Do domu przychodzi pijany i, w zależności od stopnia zamroczenia, urządza awantury, albo też nocuje w przedpokoju, bo zabrakło mu sił na dotarcie do łóżka. Cały ciężar odpowiedzialności za rodzinę na swe barki wzięła matka Olka, pani Maria. To ona pracuje na kilku posadach, by opłacić leczenie syna i nakarmić nastoletnią córkę. "Jakbym chciała cofnąć czas i w jakiś sposób uchronić syna przed pierwszą dawką narkotyku. Niestety, to jest niemożliwe, dlatego też staram się pomóc synowi wyleczyć. O córkę jestem spokojna. Wiem, że nie sięgnie ona po tę truciznę, bo zbyt dobrze wie, jakie są konsekwencje takiego kroku" - mówiła pani Maria.

"Po raz pierwszy sięgnąłem po narkotyki cztery lata temu. Było to na którejś z dyskotek. W czubach szumiało nam już nieźle, gdy któryś z kolegów zaproponował mi "trawkę". "To tylko po to, by poczuć się lepiej, przeżyć coś nowego" - mówił. No i spróbowałem. Spodobało się. Po pierwszym skręcie przyszedł następny, i jeszcze jeden, i jeszcze. Wydawało mi się wówczas, że w pełni kontroluję sytuację i w dowolnym momencie mogę z tym skończyć. Brnąłem więc coraz dalej. "Trawka" już mi nie wystarczała, sięgać zacząłem po strzykawkę, tabletki. Brałem wszystko. Skąd miałem pieniądze" Pracowałem, ale otrzymywanego wynagrodzenia na narkotyki oczywiście nie wystarczało. Zacząłem wynosić rzeczy z domu, kraść i... sprzedawać narkotyki. Wiedziałem, gdzie można kupić taniej, sprzedać drożej. Byłem już narkomanem ze stażem. Raniłem tych, których kocham najbardziej.

O tym, że nie mogę samodzielnie wydostać się z tego dołu, dowiedziałem się wówczas, gdy spróbowałem przy pomocy lekarzy uwolnić się od zależności od narkotyków. Wytrwałem trzy miesiące, a później znów sięgnąłem po narkotyki. Popełniłem tu jeden zasadniczy błąd - nie wyjechałem tam, gdzie mnie nikt nie zna i nie zerwałem kontaktów z kolegami-narkomanami, którym w dodatku zależało na tym, bym nadal był uzależniony. Spotykaliśmy się na ulicy, w mieszkaniach znajomych, gdzie też oni przyjmowali kolejne dawki, nie zapominając częstować również mnie. No i nie wytrzymałem. Znów sięgnąłem po strzykawkę? - tak o swych przeżyciach opowiadał Olek. Dziś po raz drugi próbuje zacząć wszystko od nowa. Zbyt dobrze wie, że w przeciwnym wypadku wcześniej czy później czeka go śmierć - od przedawkowania (świadomego czy nieświadomego), którejś z szerzących się obecnie chorób, samobójstwo. A przecież tak chce żyć, dzielić swój los z Anią i nie ranić tych, których kocha.

Mimo podobnego finału - trzyletniego okresu uzależnienia od narkotyków i kilku prób uwolnienia się od nich, życie Ani ułożyło się całkiem inaczej. Była "panną z dobrego domu" zbyt wcześnie pozostawioną samą sobie. Gdy miała trzynaście lat, rodzice przenieśli się do Wilna, ona zaś została w dalekim Murmańsku wraz z babcią.

"Po kilku latach babcia zmarła i ja, mając osiemnaście lat, zostałam sama. Do rodziców jechać nie chciałam, bałam się, że ograniczą mi wolność. W Murmańsku miałam zresztą przyjaciół, ukochanego, studia. Wkrótce wyszłam za mąż, jak mi się wówczas wydawało, za mężczyznę mego życia. Rodzice nie zgadzali się na ten ślub, dziś wiem, że mając więcej doświadczenia, lepiej potrafili oceniać ludzi. Wówczas jednak nie liczyłam się z ich zdaniem.

Początkowo życie układało się nam nieźle. Noce spędzone na dyskotekach, upijanie się w gronie jego przyjaciół traktowałam jak zabawę. Podczas tych "wieczorków" nie brakowało też narkotyków. Narkomanem, jak się okazało, był i mój mąż. "Z życia trzeba czerpać wszystko, co się da" - mawiał, no więc spróbowałam "zaczerpnąć" i ja. Zostałam narkomanką, żyjącą od dawki do dawki. Jak gdyby przez mgłę obserwowałam, jak narkotyki zmieniają zarówno męża, jak i mnie, jak stajemy się wrodzy, agresywni. Coraz częściej zaczęły wybuchać awantury. Wtedy zrozumiałam, że nie jest to już zabawa i postanowiłam zmienić swe życie. Zażądałam rozwodu, mąż jednak nie chciał o tym słyszeć. Były tu i groźby, i pokaz siły fizycznej. Gdy pewnego dnia za któreś ze swych wykroczeń został aresztowany (a miał tego sporo, wiedziałam już skąd miał na wszystko pieniądze), wzięłam paszport, kupiłam bilet i przyjechałam do Wilna. Tu też po raz pierwszy spróbowałam się leczyć, nie udało się, okazałam się za słaba. Życie uciekało mi przez palce, a ja nic zrobić nie mogłam. Wówczas spotkałam Olka, zakochałam się, zaczęłam wierzyć we własne siły. Wierzę, że wyleczymy się. Musimy to zrobić? - mówiła Ania.

Czy Olkowi i Ani uda się wytrwać w swym postanowieniu, pokaże przyszłość. Dziś możemy jedynie wyrazić nadzieję, że możni tego świata więcej uwagi będą poświęcać temu problemowi i że będzie się szukało nie tylko sposobów leczenia tej choroby, lecz przede wszystkim jej zapobiegania. Cenne tu byłyby spotkania z byłymi narkomanami, by młodzi ludzie z pierwszych ust usłyszeli, jakim nieszczęściem są narkotyki. Podobne spotkania już się odbywają w Wileńskim Centrum Narkologicznym w każdą środę. Udział w tych spotkaniach biorą pacjenci centrum, jak też uczniowie wileńskich szkół. Środy te cieszą się dużym zainteresowaniem wśród młodzieży i nauczycieli. Wystarczy powiedzieć, że spotkania te są zaplanowane na trzy miesiące do przodu.

O pracy Wileńskiego Centrum Narkologicznego (Gerosios Vilties 3) opowiedziała dr V. Povilaitienë.

- Na czym polega działalność tego ośrodka?

- Działalność tego ośrodka jest bardzo różnorodna. Są to i konsultacje, udzielane osobom uzależnionym i ich rodzinom, i leczenie ambulatoryjne, bądź stacjonarne. Tu też wykonuje się cały szereg ekspertyz, ustalających stopień zamroczenia alkoholem lub narkotykami.

- Obecnie rośnie liczba nieletnich narkomanów. Narkotyki zaczynają się pojawiać nie tylko na ulicach, lecz i w szkołach...

- Tak, jest to bardzo aktualny problem. Często zwracają się do nas rodzice, którzy podejrzewają, albo też wiedzą na pewno, że ich dziecko zażywa narkotyków. Wskazują przy tym, że zmienia się zachowanie dziecka, staje się ono agresywne, wybuchowe, zmienia upodobania, a nawet rytm dnia, zaczyna kraść... Są to jedne z podstawowych objawów, które zmuszają do zastanowienia, inne zaś, takie jak ślady ukłuć, plamy krwi na ubraniach, bladość, zamglony wzrok, zmieniająca się waga ciała nie pozostawiają śladu nadziei. Działać należy tu bardzo szybko. Im dłużej człowiek jest uzależniony od narkotyków, tym trudniej będzie się z nim porozumieć i go wyleczyć.

Wbrew pozorom, zarówno młodzież, jak i osoby dorosłe mają wciąż za mało informacji o tym problemie. Przychodzą do nas czasem rodzice z nastawieniem, że narkomania jest prawie nieuleczalną chorobą, że wystarczy jedna wizyta u lekarza i jedna recepta. Wcale tak nie jest.

Z tym nałogiem trudno się pogodzić. Przeraziłam się, gdy po raz pierwszy się dowiedziałam, co to takiego narkomania i jakie robi spustoszenia w organizmie człowieka i jego psychice. Później wszystkie historie życia narkomanów się powtarzają i są równie bolesne. Są to i kradzieże, i spotkania z policją, i histeryczne poszukiwanie pieniędzy na każdą kolejną dawkę. Przeraża myśl, że często u źródeł tej choroby była pogoń za modą, chęć dorównania bardziej ?doświadczonym? kolegom.

Konsultujemy rodziców i, o ile dziecko się zgadza, możemy rozpocząć leczenie. Przymusu tu nie stosujemy. Chorzy sami muszą zadecydować, czy chcą się leczyć i stosować do naszych zaleceń, czy nie.

- Co o tym problemie mówi oficjalna statystyka?

- W Wilnie w rejestrze figurują nazwiska około 1500 narkomanów. Każdy powie, że liczba ta nie odpowiada rzeczywistości i będzie miał rację. Osób uzależnionych jest o wiele więcej, pozostają one jednak w ukryciu. Myśmy jednak uważamy, że należy bać się nie rejestru, a choroby. Rejestr jest rzeczą czasową. Jeżeli człowiek zwalczy swój nałóg, po udowodnieniu tego nie przeszkadzamy mu otrzymać żadnego zaświadczenia.

- Jakie jeszcze instytucje czy organizacje mogą okazać pomoc osobom uzależnionym od narkotyków?

- Oprócz nas problemem tym zajmują się również toksykolodzy, prowadzący praktykę prywatną, którzy mogą kierować detoksykacją. Przy Centrum Narkologicznym i Centrum AIDS działają domy rehabilitacji. Gdy zaczyna brakować tu miejsc, chorych na okres detoksykacji kierujemy do Szpitala Psychiatrycznego w Nowej Wilejce.

Takich instytucji wciąż jest za mało. Wcześniej bardziej aktualny był problem alkoholizmu - budowano ogromne szpitale, było przymusowe leczenie itp. Obecnie, moim zdaniem, tyle samo środków należy przeznaczać na walkę z narkomanią.

- Od czego muszą rozpocząć ci, którzy chcą walczyć ze swym nałogiem?

- Muszą oni rozpocząć od detoksykacji - organizm musi się przede wszystkim oczyścić od narkotyków. Nieco później rozpoczyna się rehabilitacja. Człowiek powinien dużo nad sobą pracować, zmienić styl życia, upodobania, przyjaciół.

Obecnie chcemy do procesu leczenia włączyć również rodziców. Pozwalałoby to nam cały czas mieć kontrolę nad pacjentem. Często bowiem się zdarza, że w trakcie leczenia chorzy sięgają po narkotyki i w ten sposób powstaje nie tylko zagrożenie zdrowiu, lecz również życiu. Wówczas jesteśmy zmuszeni przerwać leczenie i po pewnym czasie znów zaczynać od początku.

- Dziękuję za rozmowę.

Na zdjęciu: tabor jest tym miejscem, gdzie zawsze można znaleźć narkotyki.

Fot. Waldemar Dowejko

Kilka porad rodzicom, którzy się dowiedzieli, że ich dzieci zażywają narkotyki:

1. Przede wszystkim należy jak najwięcej się dowiedzieć o narkotykach. Obowiązkowo zapoznać się z odpowiednią literaturą, porozmawiać z lekarzami.

2. Powinno się działać konsekwentnie. Musimy być pewni tego, co robimy, czy mówimy.

3. Nie pozwólmy, by dziecko nas oszukiwało. Nauczmy się rozpoznawać, kiedy dziecko jest pod działaniem narkotyku.

4. Jeżeli twoje dziecko zażywa narkotyków, nie staraj się udawać, że nic się nie stało. Ten problem sam się nie rozwiąże. Bacznie obserwujmy dziecko, opisujmy jego zachowanie wraz ze wskazaniem dat i godzin.

5. Rozmawiajmy z dzieckiem tylko wówczas, gdy nie jest ono pod działaniem narkotyku. Bądźmy przy tym spokojni, zrównoważeni.

6. Udowodnijmy dziecku, że nie do przyjęcia są narkotyki, a nie ono.

7. Bądźmy przygotowani na opór ze strony dziecka i próby manipulowania nami. Konsekwentnie planujmy, w jaki sposób skorzystamy z pomocy fachowców.

8. Zawrzyjmy z dzieckiem umowę, w jaki sposób ma się ono w przyszłości zachowywać. Nie odrzucajmy dziecka jako osobowości. Pokażmy, że nadal je kochamy.

9. Nie wińmy siebie za to,że dziecko sięgnęło po narkotyki.

NG 51 (487)