Mgr Piotr Szumiński

TRZYDZIESTOLETNIA WOJNA
O LISTY CHOPINA

Autor publikacji studiował muzykologię w Akademii Teologii Katolickiej, obecnie Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, i w The American University w Waszyngtonie. Niniejsza publikacja jest fragmentem przyszłej książki o listach Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej. Autor przekazał redakcji "NG" do opublikowania w czasie niedawnych poszukiwań wymienionych listów w Wilnie i okolicy.

Odpisy fragmentów listów Fryderyka Chopina do hrabiny Delfiny Potockiej pojawiły się na Litwie w czasie II wojny światowej. "To było w Wilnie pod koniec, nie... raczej w połowie roku 1940. Miasto było zajęte przez Rosjan. Wówczas to Szpinalski postanowił zorganizować kilka na wpół prywatnych koncertów w kawiarni "Sztrala". Odbyły się trzy, może cztery takie koncerty. Po jednym z nich podeszła do Szpinalskiego jakaś niewysokiego wzrostu kobieta. Miała może ze czterdzieści lat. Przyniosła ze sobą przepisany przez siebie list Chopina do Delfiny Potockiej. Przepraszała za niewyraźne pismo, ale musiała przepisywać w nocy, przy świecy, w tajemnicy przed swą ciotką, która te pamiątki trzymała pod kluczem w sekretarzyku. Później, co jakiś czas przynosiła nam kolejne przepisane listy. W sumie było ich może z dziewięć. Byliśmy nimi zauroczeni... Nazywaliśmy ją Polą... tak, Polą Czernicką. Wciąż mam w tej sprawie mieszane uczucia, ale wydaje mi się, że to musiało zostać przepisane z autentycznych listów Chopina - jej po prostu nie byłoby stać na takie opinie i sądy..." - wspomina mieszkający dziś w Warszawie świadek tamtych wydarzeń, pianista Jerzy Jasieński, ówczesny uczeń Stanisława Szpinalskiego.

Ową niepozorną kobietą, która zgłosiła się do Stanisława Szpinalskiego była pani Paulina Czernicka. Urodziła się w należącym do rodziny Pisnaków majątku Widziniszki, niedaleko Malat, mieszkała w Kowszadole, majątku ojca - Stanisława Pisanko. Srogą strażniczką nietykalności rodzinnych pamiątek była Helena z Komarów Kossakowska, którą Czernicka nazywała ciotką. Jak i kiedy owe panie się spotkały, do dziś, niestety, nie wiadomo. Czy rzeczywiście były w posiadaniu oryginalnych listów Fryderyka Chopina? Czy w ogóle były rodziną i w jaki sposób dokumenty te trafiły w ich ręce, tego też, niestety, nie wiemy. Helena z Komarów Kossakowska otrzymała ponoć listy Chopina w spadku z zastrzeżeniem absolutnej dyskrecji posuniętej aż do możliwości ich zniszczenia, w przypadku gdyby miały zostać ujawnione szerokiej publiczności. Po wojnie wielu badaczy próbowało, nikomu jednak nie udało się wpaść na trop tych tajemniczych listów. Ponoć główną przeszkodą w opublikowaniu tej korespondencji była wielce frywolna treść, która odsłaniała nieco inne oblicze bardzo zawsze dobrze ułożonego i powściągliwego Chopina. Czernicka i Kossakowska, uciekając z Wilna przed władzą radziecką, trafiły w kwietniu 1945 roku do Białegostoku. Prawdopodobnie przyciśnięte biedą postanowiły spieniężyć cenne dokumenty. Prawdopodobnie będąc w Polsce nie dysponowały już oryginałami listów, które, jak same twierdziły, zostały dla bezpieczeństwa przekazane do Francji, lecz jedynie ich odpisami i, być może, fotokopiami. By zorientować się w możliwościach sprzedaży odpisów, Czernicka pojechała do Poznania, do redaktora naczelnego tworzonego właśnie periodyku kulturalnego - "Życie Literackie" - Jarosława Iwaszkiewicza. Bardzo szybko - między innymi dzięki jego pomocy - o istnieniu odpisów nieznanych wcześniej nikomu listów Chopina dowiedziała się cała Polska. Wkrótce też wiadomość o nich dotarła do zagranicznych wielbicieli kompozytora. Początkowo, mimo braku oryginalnych rękopisów, nikt nie wątpił w ich autentyczność. Nic też nie zapowiadało burzy, jaka wkrótce miała rozpętać się i wokół problemu prawdziwości odpisów, i wokół samej kwestii istnienia takiej korespondencji.

Kij w mrowisko wsadził kilka lat później Kazimierz Wierzyński. Napisał książkę o Chopinie i wykorzystał w niej teksty odpisów kolportowanych przez Czernicką. W muzycznym światku zawrzało: jak to! wszak nikt wcześniej nie widział oryginałów! A odpisy, choć trąciły charakterystycznym dla listów mistrza stylem, zupełnie nie pasowały do wyobrażeń o jego uduchowionej postaci: pełne były niedwuznacznych porównań, erotycznych zwrotów i miłosnych zaklęć - słowem listy pełnego żądz kochanka do uwodzicielskiej kochanki! Powoli wąskie grono specjalistów - chopinologów zaczęło dzielić się na dwa obozy: zwolenników i przeciwników autentyczności tychże listów. "[...] nie wiem, czy wiesz - pisał wydawca londyńskich "Wiadomości" Mieczysław Grydzewski do Jarosława Iwaszkiewicza - że Kazio [Kazimierz Wierzyński - przyp. aut.] napisał monografię Chopina, która ma wielkie powodzenie (przedmowa Rubinsteina). Wyjdzie także tutaj [w Londynie - przyp. aut.]. W związku z tym jestem ciekaw, co fachowcy mówią o autentyczności listów do Delfiny. Myślałem, że to na pewno "pastiche", ale podobno tacy znawcy jak Stromenger1 czy Bronarski2, uważają je za autentyczne."3 ?[...] Książkę Kazia mam u siebie, przysłał mi ją Miłosz - odpisał Iwaszkiewicz. - Nie przeczytałem jej całej, ale to, co przeczytałem, mogłoby było być doskonale drukowane w kraju, tezy te same. Co do listów do Delfiny tacy znawcy jak Idzikowski4, Hedley5 i ja zresztą uważamy stanowczo za falsyfikaty. Mam na to dowody."6 Trudno dziś dociec, jakimi dowodami dysponował wówczas Jarosław Iwaszkiewicz - wcześniejszy wielki zwolennik i propagator listów - jeżeli takowe były, niestety, wszystkie zaginęły.

Książka Wierzyńskiego znalazła się na półkach londyńskich księgarni na początku 1951 roku. W tym samym czasie "The Times Literary Supplement" zamieścił niezwykle zjadliwą jej krytykę. Choć nie podpisana, była prawdopodobnie autorstwa wspomnianego już wyżej Arthura Hedleya - londyńskiego kolekcjonera pamiątek po Chopinie, zawziętego obrońcy jego reputacji i przywódcy obozu zwalczającego autentyczność odpisów. "Pan Wierzyński utrzymuje - napisano w "The Times" - mimo iż w sposób wielce niejasny i bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów - że odkrył "sekretną korespondencję" Chopina i Delfiny Potockiej, korespondencję, która [...] ukazuje Chopina jako "pełnokrwistego samca" i z pewnością, jeśliby zdołano dowieść jej autentyczności, pokazałaby go jako wytrawnego hipokrytę, muzyka - amatora i neurotyka będącego w stanie pisać ordynarne i pospolite sprośności w swych listach miłosnych do polskiej hrabiny."7

Wierzyński poczuł się urażony: "[...] Nie twierdzę, że odkryłem tę korespondencję - pisał na łamach "Timesa".

- Jedyne co twierdzę, to, że miałem dostęp do tych listów [...]. Zakładam autentyczność tych listów na podstawie uznania ich autentyczności przez Instytut Fryderyka Chopina w Warszawie - najwyższy autorytet w dziedzinie Chopina."8 To jednak nie uspokoiło Hedleya: "Proszę Pana o zakazanie udzielania wydawcom anglo - amerykańskim dalszych wyciągów nieautentycznych listów Chopin - Potocka"9 - napisał do Mieczysława Idzikowskiego - ówczesnego dyrektora Instytutu Fryderyka Chopina. Natomiast w kilka lat później donosił Jarosławowi Iwaszkiewiczowi: ?[...] cieszę się z tego, że odrzucił Pan ideę istnienia tzw. listów do Delfiny Potockiej, pomysł, z którym walczę od 1949 roku. [...] Dzięki moim staraniom książka ta [Kazimierza Wierzyńskiego - przyp. aut.] została całkowicie ośmieszona w prasie brytyjskiej."10

Obozowi walczącemu o przyznanie odpisom praw autentyczności i statusu oficjalnie uznawanej korespondencji mistrza przewodził Mateusz Gliński.

Gliński z wykształcenia był adwokatem, uczył się też gry na skrzypcach, studiował dyrygenturę i muzykologię. Przed wojną znany był przede wszystkim jako wydawca i redaktor pisma "Muzyka". W czasie wojny znalazł się w Rzymie, gdzie pozostał przez 16 lat. Tutaj początkowo był konsultantem muzycznym Radia Watykańskiego i krytykiem muzycznym "Osservatore Romano". "[...] człowiek ten, niespokojny i dynamiczny, nie był w stanie zadowolić się rolą krytyka muzycznego, muzykologa i dyrygenta. Pragnąc wskrzesić chlubną tradycję swojej "Muzyki", zaczął wydawać w Rzymie czasopismo "Musica", będące włoską kontynuacją tamtego. Nie dość tego: przy współpracy włoskiego radia (RAI) zorganizował cotygodniową audycję "Godzina muzyki" i założył w Rzymie "Międzynarodowy Instytut im. Fryderyka Chopina".11

I właśnie do Mateusza Glińskiego, jako dyrektora "Instituto Internazionale Frederico Chopin" zwrócił się wyprowadzony z równowagi docinkami Hedleya Kazimierz Wierzyński, prosząc o wyjaśnienie sprawy i zajęcie stanowiska. "Musisz wiedzieć, że trudniłem się tą sprawą niejako oficjalnie - napisał później Gliński do Iwaszkiewicza - ponieważ Kazimierz po napaści na jego książkę w Londynie przez nieokiełznanego i w gruncie rzeczy głupiego jak but Hedleya całą sprawę oddał do orzeczenia naszemu Instytutowi. Przez dwa lata badałem ją, poznałem wszystkie wątpliwości przeciwników tezy o autentyczności i dziś mógłbym oddać głowę i to własną w obronie tych listów, które stanowią niebywałej wagi skarb dla badaczy postaci Chopina."12 A w innym liście: "Przypomnij sobie, co pisze o Delfinie i jej moralności Hoesick13, Krasiński, Balzac, Vuillermoz14. Przestudiuj, tak jak ja to zrobiłem, życie Delfiny i jej stosunek z Krasińskim, a zrozumiesz, że jest to bardzo prawdopodobne, że tak właśnie należało do niej pisać, jeżeli się chciało ją "rozruszać". [...] w ogóle dowodów zebrałem już tyle, że jestem prawie że gotów, żeby przeciwko wam, niegodnym wrogom mojej Delfinki wystąpić publicznie."15 Wojna o listy wisiała na włosku.

Obóz Hedleya podjął działania zaczepne. Londyński kolekcjoner strzelił argumentem, że autorką spornych tekstów była... sama Paulina Czernicka. Dodał do niego dosyć oryginalne uzasadnienie: "[...] Psychiatrzy - pisał w liście do Glińskiego - którym okazałem te teksty, podzielają moje przypuszczenie, że jakaś kobieta - erotomanka (która znała książkę Karasowskiego, Niecksa, Wodzińskiego16 i in.) wyraziła na piśmie swe myśli erotyczne i swe marzenia o miłości kompozytora, którego muzyka ją upajała; nie pamiętając tego, co wymyśliła, powtarzała nawet niektóre zdania na dwóch urywkach papieru [..]. Kobieta zdradza tu swoją naturę: chciałaby mieć dziecko z ukochanym człowiekiem."17

Do bezpośredniej potyczki między Hedleyem i Glińskim doszło w 1960 roku w Warszawie na I Międzynarodowym Kongresie Muzykologicznym.

Kongres ten, któremu nadano niezwykle wysoką rangę, był częścią obchodów 150. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina i poprzedzał rozpoczęcie VI Konkursu Chopinowskiego. Do stolicy zjechali wówczas wszyscy wielcyświata muzyki i sztuki z Arturem Rubinsteinem na czele. Miało to być pierwsze tego rodzaju spotkanie muzyków i muzykologów Wschodu i Zachodu. Kierownictwo Partii i Rządu dokładało wszelkich starań, by cała impreza przebiegała bez jakichkolwiek zakłóceń. Program obchodów zatwierdzony został przez Radę Państwa, a patronat nad kongresem objął sam jej ówczesny Przewodniczący - Aleksander Zawadzki.
W czasie jednej z kongresowych sesji Mateusz Gliński, który w międzyczasie osiedlił się w Kanadzie i przyjechał do Warszawy jako reprezentant założonej przez siebie w Detroit "Międzynarodowej Fundacji Chopinowskiej", wygłosił swój referat, w którym gorąco bronił autentyczności odpisów listów Chopina do Potockiej. Po referacie ?[...] popołudniowa dyskusja [...] przypominała żywo atmosferę sali sądowej - relacjonowano później w "Ruchu Muzycznym". - Głównym obrońcą Chopina był Arthur Hedley, który wysunął kontrargumenty natury psychologicznej i leksykalnej. Pośrednie niejako stanowisko zajął świadek Jarosław Iwaszkiewicz, uznając wprawdzie listy za apokryfy, ale równocześnie wypowiadając opinię, że Fryderyk był kochankiem Delfiny. Autorytety i temperamenty dyskutantów i wysoka temperatura audytorium stworzyły trudną sytuację Przewodniczącemu [...]"18

Owa "trudna sytuacja" odbiła się później szerokim echem tak w prasie krajowej jak i zagranicznej, stając się głównym i najgłośniej komentowanym wydarzeniem kongresu. A co się właściwie stało" "[...] kiedy podczas dyskusji [...] domagałem się jasnej i naukowo sformułowanej odpowiedzi na moje pytania dotyczące kilku "kłopotliwych ustępów" z listów Chopina do Delfiny, pan Hedley dostał ataku nerwowego, który spowodował przerwanie dyskusji" - relacjonował wydarzenia Mateusz Gliński.19 Jarosław Iwaszkiewicz pisał: "[...] wspaniała, heroiczna postać Arthura Hedleya. [...] Jakiż on był piękny broniąc swej tezy, jak pięknie powiedział "na łzach": "Tak, Chopin był Polakiem, ale należy do całego świata".20 ?Prof. Hedley - fanatyk Chopina - tak uczuciowo zaangażował się w polemikę, że dosłownie łzy stanęły mu w oczach, mobilizując współczucie pięknych muzykologiń, od których roiło się na sali" - napisał komentator "Życia Literackiego"21. W Ameryce walkę Hedleya o niepokalany wizerunek Chopina skomentowano dosyć zgryźliwie: "Ludzkość potrzebuje odrobiny boskości, by się do niej modlić. Lepiej jest gdy idolami są muzycy niż mężowie stanu lub generałowie. Czy Polska nie jest jedynym na świecie krajem, który wybrał wielkiego pianistę Ignacego Jana Paderewskiego na prezydenta?"22

Po owych wydarzeniach za kulisami kongresu nastąpiła głęboka konsternacja. Co robić? Arthur Hedley - zagraniczna osobistość niezwykle zasłużona dla polskiej kultury (za jej propagowanie na świecie otrzymał Hedley w 1949 roku z rąk prezydenta Bolesława Bieruta Krzyż Komandorski Orderu Polonia Restituta) - tak bezceremonialnie zaatakowany i niemalże obrażony" W końcu znaleziono rozwiązanie: "Na końcowej sesji zdarzyła się rzecz wyjątkowa" - pisał później Hedley - przewodniczący i wiceprzewodniczący wobec całej sali przeprosili mnie oficjalnie za zachowanie pana Glińskiego, a kiedy wstałem, by przemówić, powitała mnie owacja dostojnej publiczności [...]. Najbardziej jednak wzruszyła mnie delegacja warszawskich studentów, która przyszła do mnie z podziękowaniem, ofiarując mi kwiaty. [...]?23

Czujny Mateusz Gliński nie pozostał jednak dłużny Hedleyowi i na łamach tego samego czasopisma odpowiedział: "Pan Hedley wspominał o moim wystąpieniu na Kongresie Chopinowskim w Warszawie. Odbyło się ono w okresie kiedy "kult Hedleya" dosięgnął w Warszawie zupełnie nieprawdopodobnego nasilenia. Poważni dziennikarze drukowali istne peany ma cześć Hedleya i spinek chopinowskich, w których paradował na Kongresie. [...]"24

Mimo że walka była nierozstrzygnięta, sprawę postanowiono bowiem oddać w ręce komisji biegłych muzykologów i leksykologów, konsekwencje bezpośredniego starcia przeciwników były jeszcze długo odczuwane. "Kiedy mowa o kongresie - pisał Gliński do Iwaszkiewicza - to pozostało mi wrażenie, że wobec mej walki z Hedleyem o prawdziwego Chopina i o listy traktowany byłem nieco jak kopciuszek. Hedley pisał w "Ruchu [Muzycznym]" o swoich polskich przyjaciołach i dawał do zrozumienia, że ma jakąś wyjątkową pozycję w Polsce. Przekonałem się o tym, kiedy zamiast powitania po 20-letniej nieobecności spotkały mnie zarzuty (ze strony Drzewieckiego w bardzo ostrej formie), że tak "ostro" występowałem w obronie mojej tezy i tak napadłem na Hedleya, że się rozpłakał! [...] broń mnie, tłumacz, żeś mnie zbytnio nakarmił i podpił tuż przed dyskusją i stąd moja pasja podczas dyskusji!"25

W rok po kongresie doszło do eskalacji. Hedley przypuścił kolejny atak. Jednak zamiast walki na naukowe argumenty wybrał inną broń - drogę konsularno - administracyjną. Przesłał na ręce ambasadora Polski w Londynie niezwykle zjadliwy paszkwil na Mateusza Glińskiego. W związku z tym listem najgorszy "orzech do zgryzienia" miała jednak pomysłodawczyni, główna organizatorka i przewodnicząca kongresu odpowiedzialna przed władzami partyjnymi kraju za jego bezawaryjny przebieg - prof. Zofia Lissa.

Lissa kierując Instytutem Muzykologii na Uniwersytecie Warszawskim i będąc członkiem Wydziału Kultury przy KC PZPR przez wiele dziesięcioleci wpływała na życie muzyczne kraju. Wielce ustosunkowana, bardzo zasłużona, znana na świecie miała wielki kredyt zaufania u władz. A tu taki pasztet!

"W odpowiedzi na pismo z dnia 5 bm., nr D.III W-B, 55/25/61 - pisała do oburzonego przebiegiem wydarzeń dyrektora jednego z departamentów Ministerstwa Spraw Zagranicznych - uprzejmie zawiadamiam, iż: (a) uważam p. Hedleya za człowieka absolutnie uczciwego i honorowego, czego nie mogłabym orzec o jego przeciwniku, p. Glińskim, [...] (d) zaznaczam, iż p. Gliński sam zgłosił się z ofertą wygłoszenia referatu na Kongresie, że myśmy go z naszej strony nie zapraszali; ponadto - p. Gliński wbrew regulaminowi Kongresu, nie przysłał tekstu referatu, przyjechał z opóźnieniem, tak, iż już nie mogłam od niego w ostatniej chwili tego tekstu wydostać. Nie chcąc rozpętywać burzy na temat "Polaków z zagranicy" niedopuszczonych do głosu itp. dopuściłam go do głosu. (e) p. Glińskiego pamiętałam z lat międzywojennych jako energicznego redaktora miesięcznika "Muzyka" i nie mogłam przypuścić, iż wprowadzi do obrad Kongresu jedyny zgrzyt swoim niekulturalnym wystąpieniem.[...]"26

Wraz z wkroczeniem prof. Lissy do działań wojennych obóz Arthura Hedleya zyskał potężnego sprzymierzeńca, a konflikt nabrał wyraźnych rumieńców politycznych, przeszedł też w fazę wyczerpującej wojny pozycyjnej. Polityka spowodowała, że przestało już chodzić o autentyczność listów Fryderyka - układy, ambicje, małe prywatne interesy i wielkie sprawy wagi państwowej zaczęły się mieszać, ścierać i rozmywać jądro całego sporu. Wszyscy chcieli coś na tej wojnie zyskać: Hedley - potwierdzenie własnego autorytetu, Gliński - odpowiednią pozycję na międzynarodowej arenie muzycznej, a Zofia Lissa - kolekcję Hedleya. W cytowanym już wyżej liście do MSZ Zofia Lissa pisała: "[...] (i) stanowisko p. Hedleya należy umocnić przez [...] odznaczenie p. Hedleya jakimś orderem polskim za jego wieloletnie zbieractwo i zainteresowanie i prace o Chopinie. Na marginesie przypominam, iż p. Hedley zapisał w swoim testamencie cały swój bardzo cenny zbiór chopinianów Towarzystwu im. Fryderyka Chopina, i że powinniśmy uczynić wszystko, ażeby on swojej decyzji nie pożałował i nie zmienił. (j) motywy postępowania p. Glińskiego są dla mnie całkiem jasne: pragnie on wydać listy te jako "autentyki" i potrzebował jakiegoś naukowego poparcia. Oczekiwał, że uzyska je na Kongresie i dlatego starał się wziąć w nim udział. Poparcia takiego nie uzyskał [...]."27

W końcu obie strony zwarły szyki. Wytoczono ciężkie działa. We wrześniu 1961 roku Mateusz Gliński, ubiegając manewr przeciwnika, zwołał w Nowym Jorku sesję naukową poświęconą listom Chopina do Potockiej. "To co było, to było smutne - relacjonowała później nieprzychylna Glińskiemu Lissa, również zaproszona do Nowego Jorku. - Początkowo była pusta sala. Po pół godzinie przyszły cztery starsze panie. [...] Gliński był niesłychanie zdeprymowany, bo ta konferencja nie dała żadnych wyników [...]."28

W miesiąc później Warszawa odpowiedziała potężną kanonadą. Do pięknego pałacu w Nieborowie niedaleko Warszawy zwołano posiedzenie Rady Naukowej Towarzystwa im. Fryderyka Chopina, które miało być poświęcone spornym listom. Obradom przewodniczyła Zofia Lissa. Wśród zaproszonych autorytetów byli: Juliusz Wiktor Gomulicki i Jarosław Iwaszkiewicz. Zaproszono też Marię Dąbrowską, lecz ta starsza już i schorowana, niestety, nie mogła przybyć do Nieborowa. Napisała jednak do jej uczestników list: "Osobiście sądzę, że listy Chopina do Delfiny Potockiej są autentyczne - pisała - zaś argument, że ich swawolna treść uwłacza Chopinowi, wydaje mi się argumentem nieistotnym, a nawet trochę zabawnym. [...]?29 A w następnym liście: "Nie mogąc w żaden sposób przybyć do Nieborowa przesyłam moje uwagi na obchodzący nas temat. Jeżeli się do czegoś przydadzą - to dobrze. Jeśli nie - to trudno. J'ai fait de mon mieux. Chodzi mi m. in. o obrazę uczciwości pisarskiej Kazimierza Wierzyńskiego, tak bez skrupułów zaatakowanej."30

Przed rozpoczęciem konferencji Gliński próbował protestować: "[...] celem obrad jest "zbadanie zagadnienia apokryfów Fryderyka Chopina". Taka zapowiedź Konferencji organizowanej pod auspicjami TiFC-u od razu przesądza jej charakter. Jeżeli TiFC już dziś uznał, że wspomniane dokumenty są apokryfami, czy zachodzi w ogóle potrzeba zwoływania konferencji w tej sprawie?" - pytał zirytowany.31 Ale raz wprawiona w ruch machina ruszyła. Zapobiegliwy Arthur Hedley, działając niejako na zapleczu frontu wystosował do uczestników konferencji okólny list, w którym między innymi pisał:"[...] Według mojej opinii uznanie listów pociągnie następujące konsekwencje: (a) Chopin przestanie być człowiekiem, którego naród polski (a z nim cały świat) mógłby uwielbiać i szanować [...]. Chopin zostanie wystawiony na powszechną wzgardę jako człowiek bez wiary, bez zasad, kłamca, niegodny dyletant w kwestiach muzycznych, a nawet kretyn i degenerat, którego życie artystyczne oparte było na najbardziej poziomym wyżywaniu instynktu seksualnego. [...] (d) Duch narodu polskiego ucierpi niezawodnie, kiedy postać jednego z wielkich geniuszów narodowych zostanie sponiewierana i strącona w błoto [...]."32

Pod koniec sesji przed jej uczestnikami stanął problem publikacji wyników konferencji. Zdania były podzielone: Iwaszkiewicz chciał zadowolić wszystkich: "Ja wolałbym coś bardziej konkretnego. Chciałbym jakiś komunikat. Ale trzeba zastanowić się, jaki ten komunikat ma być, aby Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek."33 Ale Gomulicki był zdecydowanie bardziej radykalny: "Uważam, że nie tyle są potrzebne materiały z naszej konferencji. Bo co to znaczy? Stenogram? Pod żadnym pozorem. Referaty? Jakie były? Kto ma teksty? Ja mam bardzo wyczerpujące notatki, argumentację. A czy inni będą pisali...??34 Czyżby więc strzelano ślepakami?

Wynik posiedzenia był oczywiście łatwy do przewidzenia: "[...] Po przeprowadzeniu wyczerpującej dyskusji nad przedstawionymi materiałami, opierając się na argumentach historycznych, filologicznych i innych, zebrani stwierdzili jednomyślnie, że nie ma żadnych podstaw do uznania wyżej wymienionych tekstów za autentyczne listy Chopina oraz doszli do przekonania, że teksty są falsyfikatem."35 Upublicznienie wyników konferencji ograniczyło się do kilku artykułów prasowych, a szczegółowej motywacji uchwały oraz materiałów z posiedzenia nigdy nie opublikowano, bo ponoć... zabrakło na nie papieru.

Wkrótce nadciągnęło wsparcie ze Wschodu. W Związku Radzieckim "sprawa rzekomych listów Chopina do Delfiny Potockiej [...] była przedmiotem obrad na wspólnym posiedzeniu sekcji szopenowskiej Towarzystwa Przyjaźni Radziecko - Polskiej i Rady Naukowej Instytutu Slawistyki Akademii Nauk ZSRR. Prezes Sekcji prof. dr Igor Bełza zapoznał zebranych z orzeczeniem Rady Naukowej Polskiego Towarzystwa im. Fryderyka Chopina [...]. Okazuje się jednak, że w USA grupa aferzystów z Mateuszem Glińskim zaczęła kolportować te listy w celach zysku i dla własnej reklamy. Radzieccy działacze na polu muzyki solidaryzują się z wnioskami swych polskich kolegów i piętnują aferzystów handlujących falsyfikatami, które uwłaczają pamięci wielkiego kompozytora"36

Wydawałoby się, że po tak zmasowanym ataku przeciwnik powinien zostać starty z powierzchni ziemi. A jednak...

Wkrótce teatr działań wojennych wzbogacił się o zupełnie nowe rodzaje broni. W roku 1963 zmarł w Poznaniu kompozytor Tadeusz Szeligowski. Z powodu tej śmierci przyjechał z Londynu do Poznania brat żony kompozytora - inżynier Adam Harasowski. Był muzykiem - amatorem, dyrygentem i popularyzatorem muzyki polskiej w Wielkiej Brytanii. Porządkując papiery po kompozytorze, dokonał niezwykłego odkrycia: znalazł w jednej z szuflad jego biurka wśród rodzinnych fotografii fotokopie odręcznych listów Chopina do Potockiej. Gdyby fotokopie zostały ujawnione, obóz Glińskiego zyskałby potężną broń. Jednak jego przeciwnicy natychmiast skonstruowali własną - opartą na "spiskowej teorii dziejów" - wersję wydarzeń. "[...] na samym wierzchu papierzysków Tadeusza - pisała w kilka lat później Lissa do Iwaszkiewicza - [Harasowski] miał ponoć odnaleźć tę fotokopię, którą jakoby Tadeusz ukrywał przed wszystkimi. Fotokopię tę Stasia Szeligowska na kilka dni "wypożyczyła" Mycielskiemu37, a ten przyszedł z nią do mnie, a potem razem byliśmy u ministra Motyki38 ; pismo istotnie chopinowskie, ale rozstawienie liter dziwnie wielkie, tło całkowicie białe, jak gdyby wywabione, ślady cięć po wyciętych literach... Orzekliśmy zgodnie, że jest to ponowne fałszerstwo, tym razem już na wielką skalę. Być może inicjowane przez Glińskiego. Stasia Szeligowska od owego czasu i orzeczenia nie wypuszcza z ręki tego pozornego listu. Czy Harasowski go podrzucił - nie mamy pewności. Ale faktem jest, że został sporządzony w celu poparcia tezy Glińskiego. [...] Stasia milczy jak zaklęta, nie daje nikomu tego dokumentu. Znają go tylko: Mycielski, Motyka, ja i obecny przy analizie dokumentu Płaza."39

Nacisk "czynników oficjalnych" spowodował, że przez ponad cztery lata po śmierci Szeligowskiego o istnieniu fotokopii poinformowanych było zaledwie kilka osób. Trzeba było aż śmierci Hedleya, który cały czas robił wszystko, żeby fotokopie te nie zostały ujawnione, by dopiero w 1972 r. inż. Harasowski odważył się opublikować je w jednym z brytyjskich czasopism muzycznych. Wojna rozgorzała na nowo.

Natychmiast po opublikowaniu fotokopii Gliński zwrócił się do Towarzystwa im. Fryderyka Chopina w Warszawie z prośbą o przeprowadzenie ich analizy grafologicznej. Towarzystwo zleciło analizę przedwojennemu pracownikowi policyjnego Laboratorium Kryminalistycznego, ekspertowi pisma Lucjanowi Fajerowi. Już w czerwcu orzeczenie eksperta było gotowe. Badanie stwierdziło, że "cztery fragmenty zakwestionowanych listów Fryderyka Chopina budzą duże zastrzeżenia pod względem oryginalności (autentyczności)".40 Wydaje się, że Mateusz Gliński był przygotowany na tego rodzaju rozwój wypadków. "Pomijając powierzchowność tego kilkunastostronicowego elaboratu - pisał - i naiwność niektórych przesłanek, [...] uderzył mnie fakt, iż z treści orzeczenia biegłego wynikało, iż był on tendencyjnie urabiany i fałszywie informowany przed przystąpieniem do ekspertyzy i wychodził z założenia, że listy Chopina do Delfiny są falsyfikatem. [...] W tym stanie rzeczy zdecydowałem, że należy poddać fotokopie nowej, miarodajnej ekspertyzie i po zasięgnięciu w tej sprawie wiadomości w kołach prawniczych, dowiedziałem się, że najbardziej celowe było zwrócenie się do Uniwersytetu Warszawskiego, przy którym istnieje Pracownia Kryminalistyki prowadzona przez specjalistę w badaniach pisma ręcznego o światowej reputacji dra Zb. Czeczota. Po telefonicznym porozumieniu z R. Cegłowskim, prezesem Fundacji Chopinowskiej w USA, zwróciłem się do dra Czeczota z prośbą o dokonanie ekspertyzy."41

"[...] rękopis sporny oraz pisma porównawcze pochodzą od tego samego wykonawcy, ponieważ nie wykazują one rozbieżności w żadnej z cech istotnych dla struktury pisma - brzmiało orzeczenie specjalistów z Uniwersytetu. Zbadane pisma mają przy tym dużą ilość cech wspólnych. [...] co pozwala nam wydać opinię, że pismo w spornych rękopisach, przedstawionych do ekspertyzy zostało nakreślone przez Fryderyka Chopina."42. Wydawało się, że wojna została wygrana i przeciwnik nie zdobędzie się już na żaden kontratak. "Po 25 latach sporów grafolodzy potwierdzają autentyczność listów Chopina"43 - rozkrzyczały się nagłówki polskich gazet. Ale chyba nie doceniono przeciwnika, który wycofawszy się na z góry upatrzone pozycje dokonał wielu akcji zaczepnych. Na głowę Mateusza Glińskiego posypał się grad często niewybrednych zarzutów. Wśród atakujących był między innymi Jerzy Waldorff, który pisał: "[...] mec. Gliński jest ostatnim człowiekiem zasługującym na wiarę w jakiejkolwiek sprawie i sytuacji. Aleć, jak poucza historia, mistyfikacja ma tak ogromną, choć wielce tajemniczą siłę przyciągania, że mec. Gliński zawsze znajdzie naiwnych, którzy uwierzą jeszcze dziesięciu jego nowym "odkryciom" mającym na celu udowodnienie, że Chopin romansował z hrabiną językiem i w stylu... lokaja podrywającego kucharkę. Szlachetne zaiste przedsięwzięcie mecenasa Glińskiego! Tego "poczciwego Matteo", jak go czasami nazywał z pobłażliwym lekceważeniem Karol Szymanowski.?44

W końcu zdecydowano się na przeprowadzenie manewru oskrzydlającego. Towarzystwo im. Fryderyka Chopina zleciło kolejną analizę grafologiczną spornych dokumentów. Tym razem Zakładowi Kryminalistyki Milicji Obywatelskiej.

Ekspertyzy dokonali pułkownik Władysław Wójcik i Ryszard Soszalski. Salomonowe orzeczenie brzmiało: "sporne listy [...] zostały spreparowane drogą fotomontażu z fotografii fragmentów autentycznych listów Fryderyka Chopina reprodukowanych drukiem w wydaniach książkowych lub dostępnych w innej postaci."45 Rada Naukowa TiFC podzieliła w całej rozciągłości szczegółowo udokumentowaną opinię ekspertów.

Zaiste wyrok godny wielkiego mędrca: niby litery pisane ręką Chopina, ale nie Chopin je poukładał w słowa... Cóż to za mistrz w czasie wojny lub jeszcze wcześniej bez komputerów i wszystkich dzisiejszych cudów techniki dokonał tak doskonałego fałszerstwa?

Niestety! To już ostatnia odsłona wojennej batalii o uznanie autentyczności odpisów listów Chopina do Potockiej. Gliński próbował jeszcze protestować, pisał artykuły do polskiej prasy, argumentował... Jednak orzeczenie Komendy Głównej MO poparte autorytetem Towarzystwa z czasem zyskało "moc obowiązującą".

Wojenny zgiełk ścichł. 2 stycznia 1976 roku w Welland w wieku 84 lat zmarł Mateusz Gliński, zamykając swą śmiercią ostatni rozdział wojny.

Minęło kolejne ćwierć wieku. Poszukiwania dokumentów i ludzi, którzy mogliby jeszcze pamiętać uczestników wydarzeń związanych z listami Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej zaprowadziły mnie na Litwę. Postanowiłem odwiedzić miejsca, gdzie prawdopodobnie mogły być przechowywane listy naszego narodowego kompozytora i dowiedzieć się czegoś o pani Helenie z Komarów Kossakowskiej, która, jak sądziłem, była właścicielką tej korespondencji.

Majątek Kowszadoła, gdzie mieszkała Paulina Czernicka, popada dziś w ruinę. Zamożny dwór otoczony niegdyś klombami kwiatów, z salonem całym w lustrach straszy zapadającym się dachem i porozrzucanym na podwórku żelastwem. Większość z tych, którzy pamiętali czasy wojny, Paulinę Czernicką i jej ojca Stanisława Pisankę, już nie żyje. W zabudowaniach stojących obok dworu spotkałem ostatnią już chyba osobę pamiętającą czasy wojny i mieszkańców Kowszadoły - panią Genowefę Tratównę, która niegdyś pracowała we dworze. To ona opowiedziała mi o lustrach, klombach i pianinie, które stało we dworze. Niestety, nigdy nie słyszała o pani Helenie z Komarów Kossakowskiej. Może więc w Widziniszkach coś o niej wiedzą - pomyślałem. Dwór w Widziniszkach należący niegdyś do Pisanków, niestety, nie zachował się. Na starym fundamencie stoi dziś nowy budynek. Mieszka tu prawnuczka dawnych właścicieli. Ona również nigdy nie słyszała o ciotce Helenie. Mogłaby pamiętać coś jej babcia, ale ta została przez Rosjan wywieziona na Syberię. Tu również przyjechałem o kilka lat za późno: ci co mogli coś wiedzieć, coś pamiętać - już nie żyją.

Mimo że ciotka Kossakowska wciąż tak zazdrośnie chroni swą tajemnicę, nie należy tracić nadziei. Litewskie archiwa - i te państwowe, i prywatne - z pewnością kryją w sobie jeszcze wiele dokumentów, które mogą rozwijać zagadkę istnienia korespondencji naszego narodowego kompozytora do pięknej hrabiny Potockiej.

Przypisy:

1 Karol Stromenger (1885 - 1975) krytyk muzyczny i publicysta

2 Ludwik Bronarski (1890 - 1975) muzykolog, pianista

3 list Mieczysława Grydzewskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, Londyn, 8 lutego 1950; treść za: "Mieczysław Grydzewski - Jarosław Iwaszkiewicz. Listy 1922 - 1967", opr. Małgorzata Bojanowska, Warszawa, "Czytelnik", 1977

4 Idzikowski Mieczysław (1898 - 1974) - księgarz, wydawca, jeden ze współzałożycieli Instytutu Fryderyka Chopina

5 Arthur Hedley (1905 - 1969) - kolekcjoner chopinianów, autor książki "Chopin" (Londyn 1947)

6 list Jarosława Iwaszkiewicza do Mieczysława Grydzewskiego, Stawisko, 17 marca 1950; treść za: "Mieczysław Grydzewski - Jarosław Iwaszkiewicz. Listy 1922 - 1967", opr. Małgorzata Bojanowska, Warszawa, "Czytelnik", 1977

7 Redakcja "A Chopin Study - Casimir Wierzynski: "The Life and Death of Chopin". Translated by Norbert Guterman. Foreword by Artur Rubinstein. Cassel" r. "The Times Literary Supplement" No 2572, 18 maja 1951

8 Kazimierz Wierzyński "Letters to the Editor "Life and Death of Chopin". "The Times Literary Supplement" No 2579, 6 lipca 1951

9 list Arthura Hedleya do Mieczysława Idzikowskiego, Londyn, 1951; oryg. w: TiFC Warszawa

10 list Arthura Hedleya do Jarosława Iwaszkiewicza, Londyn, 5 kwietnia 1956; oryg. w: Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku

11 Sandelewski Wiarosław "Wspomnienie o Mateuszu Glińskim". "Ruch Muzyczny" nr 1, 2 stycznia 1977

12 list Mateusza Glińskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, Rzym, 1954; oryg. w: Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku

13 Ferdynand Hoesick (1867 - 1941) - księgarz, wydawca, biograf Chopina

14 Emile Vuillermoz - francuski biograf Chopina, autor książki "La vie amoureuse de Chopin"

15 za: list Mateusza Glińskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, Rzym, 30 listopada, 1953, oryg. w: Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku

16 biografowie Chopina

17 list Arthura Hedleya do Mateusza Glińskiego, Londyn, 25 stycznia 1954; treść za: M. Gliński "Spór o listy Chopina do Delfiny Potockiej?. ?Ruch Muzyczny" nr 24, 15 grudnia 1958

18 Redakcja "Ruch Muzyczny" nr 5 - 6, 1 - 15 kwietnia 1960

19 Mateusz Gliński "List do Redakcji" (?Niestrudzony Mateusz Gliński") w: "Ruch Muzyczny"nr 20, 15 października 1960

20 Iwaszkiewicz Jarosław "Kongres chopinologów". "Nowa Kultura" nr 12, 20 marca 1960

21 Jerzy Hordyński "Chopin w mieście Warszawie". "Życie Literackie" nr 10 (424), 6 marca 1960

22 H.H. Stuckenschmidt "Polish Music Life Artistically Free". "Musical America" nr 3, marzec 1960

23 Arthur Hedley "Listy Chopina"?. Życie Literackie" nr 44 (510), 29 października 1961

24 Mateusz Gliński "Czy Chopin był "muzycznym kretynem??" "Życie Literackie" nr 46 (512), 12 listopada 1961

25 list Mateusza Glińskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, Windsor, 16 marca 1960; oryg. w: Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku

26 pismo prof. dr Zofii Lissy, dyrektor Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego do obywatela dyrektora E. J. Minikiela, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Departament III, Warszawa, 9 czerwca 1961; oryginał w TiFC Warszawa (M/418)

27 j.w.

28 za "Stenogram z posiedzenia Rady Naukowej Towarzystwa im. Fryderyka Chopina odbytego w Nieborowie 23 - 24 października 1961 r."; oryginał: w TiFC Warszawa

29 list Marii Dąbrowskiej do TiFC, Warszawa, 23 września 1961; oryg. w: TiFC Warszawa

30 list Marii Dąbrowskiej do TiFC, Warszawa, 19 października 1961; oryg. w: TiFC Warszawa

31 Mateusz Gliński "List otwarty w sprawie konferencji w Nieborowie". "Życie Literackie" nr 43 (509), 22 października 1961

32 Mateusz Gliński "Chopin. Listy do Delfiny", Międzynarodowa Fundacja Chopinowska, Nowy Jork, Detroit, Toronto 1973

33 wypowiedź Jarosława Iwaszkiewicza; za: "Stenogram z posiedzenia Rady Naukowej Towarzystwa im. Fryderyka Chopina odbytego w Nieborowie 23 - 24 października 1961 r."; oryg. w: TiFC Warszawa

34 wypowiedź Juliusza Wiktora Gomulickiego; za: j.w.

35 "Listy Chopina do Delfiny Potockiej falsyfikatami". "Sztandar Młodych" nr 256, 26 października 1961

36 Redakcja "Notatki Kulturalne". "Przyjaźń" nr 52, 24 grudnia 1962

37 Zygmunt Mycielski - wieloletni redaktor naczelny "Ruchu Muzycznego"
38 Lucjan Motyka - minister kultury w latach 1964 - 1971

39 list Zofii Lissy do Jarosława Iwaszkiewicza. Warszawa, 8 października 1967; oryg. w: Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku

40 Lucjan Fajer "Orzeczenie eksperta" r. "Rocznik Chopinowski" nr 10, 1976 - 1977

41 Mateusz Gliński "Prawdziwe dzieje ekspertyzy fotokopii listów Chopina do Delfiny". Welland, 1973; oryg. w: TiFC Warszawa

42 Czeczot Zbigniew, Zacharias Andrzej "Ekspertyza graficzno - porównawcza czterech fragmentów kwestionowanego pisma Fryderyka Chopina". "Rocznik Chopinowski" nr 10, 1976 - 1977

43 "Trybuna Ludu", nr 229, 18 sierpnia 1973

44 Jerzy Waldorff "Poczciwy Matteo". "Polityka" nr 43, 26 października 1974

45 Jerzy Maria Smoter "Listy Chopina do Delfiny Potockiej - Kto więc dokonał fałszerstwa?". "Polityka" nr 1 (931), 4 stycznia.

APEL autora

Szanowni Czytelnicy, przedstawioną historię sporu o listy Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej odtworzyłem głównie na podstawie źródeł dostępnych w Polsce. Istnieją jednak jeszcze inne, niezwykle interesujące archiwa i kolekcje, do których, niestety, nie udało mi się dotrzeć. Jednym z nich jest prywatne archiwum Mateusza Glińskiego, które zniknęło z zasięgu wzroku po jego śmierci. Jest to archiwum niezwykle cenne nie tylko jakoźródło informacji o sporze o lisy Chopina, ale, przede wszystkim, o najnowszej historii polskiegożycia muzycznego. Zwracam się więc do Państwa z gorącą prośbą o udzielenie wszelkich możliwych informacji o losach tego archiwum. Z góry serdecznie dziękuję.

NG 52 (488)