Prof. dr hab. Povilas ČIBIRAS

Może to srożący się "huragan "czarnej
legendy" uniósł mózg Marszałka?

W tygodniku Związku Polaków "Nasza Gazeta" (nr 25 i 26 z czerwca 1999 r.) został opublikowany obszerny artykuł "Gdzie się znajduje mózg Józefa Piłsudskiego". R. Maciejkianiec pisze: "W dniach 2 - 6 czerwca gościli w Wilnie Bożena i Andrzej Borysowiczowie, dzieci dra Jerzego Borysowicza, który w latach 1935 - 1937 pod kierownictwem prof. Maksymiliana Rose w Polskim Instytucie Badań Mózgu w Wilnie badał mózg Marszałka Józefa Piłsudskiego. Niepokoili się oni, czy się gdzieś nie poniewiera mózg Marszałka, człowieka, który odrodził Państwo Polskie i jest dziś jednoznacznie uznawany za jednego z najwybitniejszych przywódców XX wieku. Dlatego zwrócili się oni do medyków i społeczności Uniwersytetu Wileńskiego z prośbą o udzielenie jakiejkolwiek informacji".

Jako medyk i wychowanek USB poczuwam się do obowiązku, aby się odezwać i wyrazić moją opinię, tym bardziej, że zwróciły się dzieci mego byłego nauczyciela, adiunkta katedry psychiatrii i wielkiej, interesującej rodziny. Prócz tego, w artykule wspomniane są nazwiska moich szanownych profesorów S. Władyczki, M. Rose, K. Michejdy, A. Januszkiewicza, S. Hillera oraz kolegów ze studiów Ewy Rose, W. Gąsiorowskiego i W. Bruehla (obecnie profesora w Warszawie). Nie dziwcie się, że wzbudziły one wspomnienia z młodości i przeżytych okropności wydarzeń wojennych, zmusiły do sprawdzenia i przeanalizowania faktów jako lekarzowi, który stawia diagnozę niejasnej choroby. Niewiele omylimy się, jeśli w poszukiwaniu mózgu będziemy się trzymali zasady największego prawdopodobieństwa i uwzględnimy historyczne okoliczności, zagrożenia i przeszkody w jego zachowaniu.

Polski Instytut Badania Mózgu w Wilnie

J. Piłsudski jako były student-medyk interesował się nowo odkrywanymi ośrodkami mózgu. Wierzył on w swą genialność i zapewne uważał, że jego mózg, jeśli nie pod względem wielkości, to z racji struktury jest osobliwy. Z jego inicjatywy w 1928 roku w Warszawie został powołany Polski Instytut Badania Mózgu (PIBM) - trzeci w Europie po takich placówkach w Berlinie i Moskwie. W 1934 roku przeniesiono go do Wilna i umieszczono przy katedrze neurologii i psychiatrii USB na ul. Letniej 5 w osobnym bloku szpitalnym, znakomicie wyposażonym w aparaturę i laboratorium fotograficzne. My, medycy, wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, dlaczego właśnie Wilno spotkał taki zaszczyt.

Dyrektorem instytutu i kierownikiem katedry był prof. Maksymilian Rose, psychiatra, znany już specjalista w dziedzinie architektoniki mózgu, dobry mówca. Będąc jego studentami, na wykłady, które on prowadził, z trudem przedostawaliśmy się na salę wykładową przez licznie zgromadzoną publiczność z miasta.

Po śmierci Marszałka 12 maja 1935 roku jego mózg zakonserwowano i przewieziono do instytutu. Byłem ówcześnie na piątym roku medycyny i razem z innymi odwiedziłem laboratorium, widziałem preparaty. A po trzech latach ukazała się w języku polskim i francuskim monografia "Mózg Józefa Piłsudskiego", część I, W. 1938.

30 listopada 1937 roku w czasie tradycyjnych studenckich zamieszek antysemickich nagle na udar serca zmarł prof. M. Rose. Wtedy uświadomiliśmy sobie, jak głęboko uraziło go rozporządzenie Rektora uniwersytetu, aby studenci narodowości żydowskiej zajmowali lewą stronę sali wykładowej, jak tego żądali buntujący się endecy. Taka sytuacja profesorowi była szczególnie dramatyczna. Jak mógł prowadzić on wykład w sali, w której jego pobratymcy, skupieni po lewej stronie, protestują stojąc przy pustych ławach, a po prawej siedzą rozzuchwaleni endecy. Poczuł on, że tu panoszy się już ta opozycja, którą tylko Marszałek mógł z trudem powściągać. Ale już go nie ma, tylko mózg w laboratorium...

Profesor nie mógł przeżyć tych wypadów, oczekiwały go jeszcze większe nieprzyjemności - los uczonych O. i C. Vogtów. Zwolnieni na rozkaz Hitlera z berlińskiego instytutu badania mózgu odwiedzili Wilno, mieli dla nas wykłady. A propos, poprzednio oni konsultowali w Moskwie również badania mózgu Lenina.

M. Rose i J. Piłsudski byli fenomenami polskiej kultury, ale odmiennego pochodzenia. Zbliżyły ich wspólne idee naukowe, obaj znaleźli się w wirze nieprzychylnych nurtów politycznych. Niebawem nastąpiła tragedia września 1939 roku i PIBM rozpadł się całkowicie. Część przeprowadzonych badań obejmuje tylko makroskopijny opis mózgu bez wniosków uogólniających, nie dokonano ważnych badań histologicznych, nie wymieniono nazwisk współpracowników. Dlatego uważam, że adiunkt J. Borysowicz odszedł niedoceniony i z poczuciem krzywdy. (...)

Jakie niebezpieczeństwa groziły mózgowi
J. Piłsudskiego w Wilnie?

W 1935 roku, gdy podjęto badania w PIBM, nikt nie mógł przewidzieć, jak wielkie niebezpieczeństwo zagrozi mózgowi po 5 latach. Władze zmieniały się 5-krotnie, ustało finansowanie. Naturalnie, że nie należało się spodziewać przychylności od Litwinów, którzy tak długo znosili okupację. Jednakże cieszyli się oni z odzyskania stolicy, byli powściągliwi, hamowali namiętności i nie wdawali się w awantury w tak niepewnych czasach, przestrzegali polityki neutralności, którą ogłosił prezydent A. Smetona.

O wiele bardziej przeciwko Marszałkowi ostrzyli zęby bolszewicy za rozgromienie Armii Czerwonej i odrzucenie od Wisły. Jednakże nie zdążyli oni dotrzeć do mózgu J. Piłsudskiego, gdyż został on gdzieś ukryty.

W 1950 r. KGB przez kilka miesięcy więziło kierownika katedry psychiatrii Uniwersytetu Wileńskiego Napoleonasa Indrašiusa. W tej sprawie świadczyłem na jego prośbę. Zarzucano mu, że: 1) zabijał szokiem elektrycznym obywateli radzieckich; 2) propagował książkę o mózgu Piłsudskiego. Wyjaśniłem, że zarówno za granicą, jak też w Wilnie przez pewien czas stosowano lekki szok elektryczny do leczenia chorych psychicznie, ale nie słyszałem o śmiertelnych wypadkach. Jeśli chodzi o książkę o mózgu J. Piłsudskiego, to powiedziałem, że doc. Indrašius jest wielkim miłośnikiem książki (bibliofilem) i zapewne tę książkę znalazł na katedrze, której kierownictwo mu powierzono. Nie mógł jej propagować, gdyż nie znał języka polskiego. Może bardziej pomogło świadectwo prof. J. Kairiukštisa jako partyjnego dziekana, doc. Indrašius został zwolniony, ponieważ nie udowodniono, że przechowywał on mózg J. P.(...)

Spośród opublikowanych w prasie polskiej wersji i przypuszczeń nie akceptuję niekonkretnego twierdzenia Kępińskiego (z Warszawy), że przed wojną mózg został wywieziony z Wilna, ale nie wskazano, kiedy, gdzie i kto to wykonał. Jednocześnie bardziej konkretna i wiarygodna jest wersja A. Mozołowskiego ("Polityka", nr 35, rok 1988), że mózg Piłsudskiego w końcu września 1939 r. został ukryty na mocy decyzji pięciu profesorów (w tym znanych mi S. Hillera i A. Mozołowskiego). Umierając A. Mozołowski zdradził tę tajemnicę swemu krewnemu Andrzejowi, ale on jeszcze nie podjął sposzukiwań, chociaż jest już najwyższy czas. Myślę, że tę tajemnicę znało nie tylko 5 profesorów, ale też ich rodziny. Tę tajemnicę musiała znać strażniczka relikwii bohatera narodowego AK i od niej zależał los mózgu J. Piłsudskiego.

Jak widzę z artykułu w "Naszej Gazecie", jeszcze dotychczas w Polsce nie podejrzewa się trzeciego, zapewne największego zagrożenia dla mózgu J. Piłsudskiego ze strony własnych generałów. Najpewniej dlatego, że nastąpiła konfrontacja przeciwnych pod względem politycznym autorytetów zasłużonych Polsce bohaterów. Przypomnę nieznaną dziś dla wielu lub zapomnianą historię. Mam na myśli byłe konfliktowe stosunki Józefa Piłsudskiego i generała W. Sikorskiego.

Co ma z tym wspólnego generał W. Sikorski?

Dla większej jasności zacytuję fragmenty charakterystycznego listu J. Piłsudskiego do generała Sikorskiego. Gdy został on ministrem spraw wojskowych Polski, poprzez pośredników zwrócił się do Marszałka z prośbą o opinię w sprawie przygotowanego przez siebie projektu dotyczącego najwyższego dowództwa wojskowego. Piłsudski wtedy był bardzo urażony i wycofał się z władzy po zamordowaniu jego krewniaka, pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza. Mieszkał w podarowanym mu dworku w Sulejówku jako polityczny samotnik i pisał swe wspomnienia. Cytuję za "Pismami zbiorowymi" J. Piłsudskiego, t. VI, 1990, str. 209.

Sulejówek, 11. 03. 1924

Szanowny Panie Generale,

Przesłany do mnie dosyć dziwnym sposobem, bo nawet przez dwóch pośredników, pański projekt z niezrozumiałym mi żądaniem czy prośbą, abym "poczynił uwagi, inne sformułowania i skreślenia". Przyznaję, że ten niezwykły sposób uważam za nieuprzejmość względem mnie, zapewne Pan Generał jest wychowywany w atmosferze, gdzie nieuprzejmość w stosunku do mnie jest uznawana jako "dobry ton"... Jeśli chodzi o sam projekt, to krótko i węzłowato wyrażam moje zdanie. Jest to bardzo nieudane naśladownictwo instytucji francuskich... W tym małżeńskim trójkącie oficerów - ministra, szefa sztabu i, dajmy na to, inspektora czy przewodniczącego specjalnej rady - szef sztabu odgrywa rolę rozpustnej kobiety, dającej tyłek dwom stronom, aby mieć korzyść ze swego życia prostytutki od dwóch stron...

Samego projektu nie odsyłam, ponieważ poczyniłem w nim uwagi w moim stylu i nie chciałbym, aby Pan Minister zbytnio nie przypisywałby ich sobie. Pozostaję z wyrazami szacunku. J. Piłsudski.

Po przewrocie, którego dokonał Piłsudski, stosunki z generałem pogorszyły się jeszcze bardziej. Generał Sikorski pod pseudonimem Karola Pomorskiego wydał studium "Józef Piłsudski jako wódz i dziejopis", W. 1926. W nim bardzo krytycznie wyraził się o Marszałku, "pyszałku, który tworzy o sobie legendy, a popełnił wiele błędów strategicznych i taktycznych, wodzu, który pomyślne działania armii uważa za swą zasługę, a przegrane i błędy przypisuje innym".

Po 15 latach generał został premierem polskiego rządu emigracyjnego w Londynie i wodzem naczelnym wojska. Fortuna odwróciła się plecami do kultu osobowości Marszałka. Generał W. Sikorski nie zapomniał o tym liście i upokarzającej go karykaturze(Z. Czermański "Marszałek J. Piłsudski w 13 karykaturach", Paryż, 1931.). Czy mógł on pozwolić na dalsze uwielbianie "ambitnego" Marszałka, "najgłówniejszego sprawcy przegranej wojny" i jeszcze szukać w jego mózgu anatomicznych ośrodków genialności" Z Londynu popłynął strumień nieprzyjaznej propagandy. W Wilnie wśród wielu innych wydań ukazała się pod pseudonimem Bolesława Niemczyka broszura "Rachunek sumienia" (1940). Najgorszymi epitetami obrzucono tu Marszałka i całą byłą władzę piłsudczyków, "szajkę przestępców". Jej przywódca wkroczył na Wawel "bez serca i mózgu, takim jaki był za życia". Ze stylu broszury i wielu słyszanych już charakterystycznych wypowiedzi z łatwością rozpoznajemy prawdziwego autora, polonistę naszego gimnazjum Tadeusza Pizłę, współpracownika "Dziennika Wileńskiego". Jako zagorzały endek przyznał się nawet do tego z dumą.

W tym czasie na Rossie "nieznani" chuligani na mauzoleum J. Piłsudskiego zbezcześcili baldachim, który został usunięty. Tylko granit przetrwał huragan i zachowane na nim słowa epigramatu Marszałka - "I w szumie sosen słychać jęk szatanów". Myślę, że wątły mózg nie wytrzymał tego huraganu.

Po kilku latach, gdy w katastrofie lotniczej nad Gibraltarem zginął generał W. Sikorski, te "jęki szatanów" coraz bardziej słabły, naród bowiem potrzebuje bohaterów, oni zaś - jasnej legendy.

("Voruta" z 18 września 1999 r.)

Skrótu dokonano za zgodą autora.

Na zdjęciu: prof.dr hab. Povilas Čibiras

NG 53 (489)