Beata Garnyte

Zamiast satysfakcji - rozczarowanie i żal

Park lodowy w Wilnie, zainicjowany przez firmę reklamową MIA, a stworzony rękoma 20 znanych rzeźbiarzy, jak się okazało, miał bardzo krótki żywot. Od chwili przywiezienia na Plac Katedralny pierwszych brył lodu, do zdemontowania ocalałych figur lodowych minęło zaledwie kilka dni. Przyczyną tego nie było tak częste tej zimy ocieplenie, którego tak się obawiali autorzy lodowych dzieł. Park mający sławić Wilno, być jego dumą, zniszczył w noc sylwestrową pijany tłum.

A zaczynało się wszystko tak pięknie, tak podniośle. Organizatorzy, firma reklamowa MIA, bez większego trudu uzyskała zgodę na budowę w samym sercu miasta lodowego parku. Jedną z przyczyn tego bez wątpienia był fakt, że samorząd nie musiał się do tego projektu dokładać. 200 tys. Lt - tyle kosztowało to najdroższe noworoczne przedsięwzięcie - ofiarowali sponsorzy.

Dosyć wcześnie pracę rozpoczęła specjalnie w tym celu powołana komisja oceniająca, na której czele stanęła Dalia Matulaitë, przewodnicząca sekcji rzeźbiarzy wileńskich Litewskiego Związku Plastyków. Właśnie ta komisja z ponad 50 szkiców prac, wyłoniła 20, które i zostały zrealizowane.

Prace te, według założeń organizatorów, objęte były wspólnym mottem - ?Litwa wita trzecie tysiąclecie?. Jak się jednak okazało, czasem trudno było się go dopatrzyć w poszczególnych pracach. Bo jakiż związek z mottem miało np. igloo, które w tych dniach stanęło na Placu Katedralnym, albo też lodowa kropla? Wiedzą o tym zapewne sami rzeźbiarze.

Park rzeźb lodowych "Winterfresh" w drugim dniu Świąt Bożego Narodzenia uroczyście otworzył mer Wilna Artűras Zuokas. On też symbolicznie zapoczątkował jego budowę, układając na Placu Katedralnym pierwszą bryłę lodu i próbując wykuć (niezbyt udanie) słupy Giedymina.

Praca na placu wrzała bez przerwy do 29 stycznia. Z lodu powoli wyłaniały się poszczególne figury, fantazje rzeźbiarzy stawały się rzeczywistością. W ciągu całego tego czasu park cieszył się niesłabnącym zainteresowaniem zarówno wilnian, jak i gości miasta. Kogóż mógł pozostawić obojętnym niesłabnący w centrum miasta odgłos pracy pił i kucia siekier - podstawowych narzędzi pracy rzeźbiarzy. Hałas nie cichł na placu do późnych godzin wieczornych. Widzowie tego niezwykłego przedstawienia raz za razem zgadywali, co powstanie z tej czy innej bryły, czasem wręcz się zakładali, przeważnie, jako że zbliżał się Sylwester, o butelkę szampana.

A walczyć rzeźbiarze mieli o co. Zwycięzca pierwszej nagrody 4 stycznia w wileńskim Ratuszu z rąk mera Wilna miał otrzymać nagrodę w wysokości 3000 Lt, ufundowaną przez firmę "Orbit Winterfresh". Kolejne 1000 Lt miał otrzymać autor rzeźby, która najbardziej się spodoba gościom stron internetowych parku (www.ledoparkas.lt). Tę ostatnią nagrodę ufundował "Omnitel".

Komisja oceniająca na Plac Katedralny przybyła 30 grudnia. Dopiero wtedy ucichły tu odgłosy pracujących pił i siekier. Jak i podczas każdego konkursu, autorzy rzeźb w napięciu oczekiwali na wyniki i... szykowali się do powitania Nowego Roku. Jak się jednak okazało, już pierwsze jego dni przyniosły rozczarowanie.

Według założeń organizatorów rzeźby lodowe na Placu Katedralnym miały pozostać aż do Trzech Króli. Jak się jednak okazało, nie było ich tam już 4 stycznia, w dniu uroczystego nagradzania ich twórców - zdobywcy pierwszego miejsca i obu nagród pieniężnych Kęstutisa Musteikisa za rzeźbę "Lodowy dinozaur" ("Ledo dinozauras"), laureata drugiego miejsca Kęstutisa Svirnelisa za rzeźbę "Stonoga" ("Đimtakojis"), laureatów dwóch trzecich miejsc - Mindaugasa Aučynasa za rzeźbę "Trzy Bloki" ("Tris blokai") i Daumantasa Gučasa za rzeźbę "Królewicz" ("Karalaitis"). Wyróżnieni też zostali m. in. Gediminas Piekuras (za estetykę myśli i formy, rzeźba "Kropla" "Lađas"), Andrius Petkus (za pomysłowość, rzeźba "Opady noworoczne ", "Naujametiniai krituliai"), Artűras Rimkevičius (za najlepsze wykorzystanie materiału, rzeźba "Arki" ''Arkos"), Simonas Dűda (za harmonię idei i materiału, rzeźba "Jednorazowa torba plastykowa" "Vienkartinis maiđelis").

Wszystkie te dzieła zdemontowano już 3 stycznia, gdyż wiele figur zostało, jeżeli nie całkowicie zniszczonych, to w poważny sposób uszkodzonych...

A stało się to w noc sylwestrową, kiedy park lodowy został przekształcony w prawdziwy plac do ćwiczeń podchmielonej młodzieży. A spisała się ona tu znakomicie. Nikt nie zwracał uwagi na ustawione tu barierki, ?broniące? dostępu do figur. Rzeźby te służyły tego dnia najczęściej jako stoliki, na których można postawić kieliszek szampana, który przy okazji jeszcze się ochłodzi. Co śmielsi (a może głupsi) pełni brawury próbowali się wdrapać na co wyższe rzeźby, albo po prostu walili w nie nogami. Funkcjonariusze policji i pracownicy firm ochroniarskich okazali się bezsilni...

Po nocy tej cały plac usłany był butelkami po szampanie, resztkami petard. Sytuacja wyglądałaby zapewne jeszcze tragiczniej, gdyby w noc sylwestrową w Parku Zakret nie odbywał się koncert. Ten prawie pięciotysięczny tłum przybyłby zapewne na Plac Katedralny, albo przed Ratusz, a wtedy - hulaj dusza.

Jak się okazało, społeczeństwo nie jest jeszcze przygotowane do spotkania z pięknem, nie potrafimy ocenić i uszanować pracy i wysiłku innych ludzi. Jakiż wzór dawali tu na przykład rodzice, którzy nie zważając na ogrodzenie, znak tak podstawowy, zrozumiały wydawałoby się dla wszystkich, pociechy swe usadzali na figurach, by zrobić im zdjęcia, albo też pozwalali bawić się dzieciom wśród tych rzeźb?

Nic więc dziwnego, że takie zachowanie pod znakiem zapytania postawiło celowość powtórnego zorganizowania takiego przedsięwzięcia. Jeżeli organizatorzy i zdecydują się powtórnie na budowę lodowego parku, z pewnością będzie obrane inne miejsce i inny czas. Może też w przyszłości uda się ustrzec lodowe dzieła od wypadów wandali, może społeczeństwo wreszcie dojrzeje, a autorzy lodowych rzeźb nagrody będą otrzymywać tuż przy swych dziełach i bez żalu w sercach.

Na zdjęciach: figury lodowe na Placu Katedralnym.

Fot. Waldemar Dowejko

NG 1 (490)