Beata Garnytë

Żyć z podniesioną głową

O ofiarach przemocy w rodzinie zaczyna się mówić zazwyczaj wówczas, gdy dochodzi do tragedii i giną ludzie. Wówczas to w telewizji i prasie możemy zobaczyć zmasakrowane zwłoki i te lub inne narzędzie zbrodni. Odgłosy kłótni, bójki, płacz, dochodzący z sąsiedniego domu czy mieszkania, w naszym społeczeństwie wciąż uważane są za "sprawę rodzinną".

A tymczasem przemoc ta już dawno wyszła poza granice rodziny i stała się problemem społecznym. Coraz więcej kobiet podejmuje walkę o swą godność, o wytrwanie. Pomagają im w tym specjalnie w tym celu powołane ośrodki - centra kryzysowe, do których kobieta może się zwrócić o każdej porze dnia i nocy.

W Wilnie pomoc ofiarom przemocy w rodzinie świadczy również Stołeczny Pensjonat Matki i Dziecka, o pracy którego opowiedziały dyrektor tej placówki Nijolë Dirsienë oraz jej zastępca, Valerija Reikertienë.

- Ośrodek ten powstał stosunkowo niedawno...

- N. D. Pomoc ofiarom przemocy w rodzinie okazujemy od czerwca 1998 roku. Pensjonat powstał jako wspólny projekt samorządu Wilna, Banku Światowego jak też Ministerstwa Pracy i Ochrony Socjalnej (Socialinës Apsaugos ir Darbo). Samorząd zobowiązał się przy tym pokrywać koszta usług komunalnych, płacić wypłaty, zaś Bank Światowy wydzielił środki na zakup odpowiedniego wyposażenia oraz rekonstrukcję budynku.

Placówka podległa jest samorządowi Wilna, dlatego też najczęściej zwracają się do nas mieszkanki stolicy. Jesteśmy jednak, jak na razie, jedyną instytucją, okazującą ofiarom przemocy długotrwałą pomoc, dlatego nie odmawiamy schronienia również mieszkankom innych rejonów.

Pracę naszego pensjonatu na wszystkich poziomach oceniono jako bardzo dobrą. Rekomendowano też zakładać podobne ośrodki nie tylko na Litwie, lecz również w byłych republikach sowieckich - na Ukrainie, w Mołdawii, Armenii.

- Jaka to jest pomoc?

- N. D. Naszym głównym zadaniem jest zapewnianie kobietom i ich dzieciom bezpieczeństwa. To, że przychodzą właśnie do nas, nie oznacza, że nie mają przyjaciół, krewnych. Mają, lecz nie czują się tam bezpieczne. Wiedzą natomiast, że w pensjonacie nikt ich nie będzie bił, nikt nie będzie wskazywał, co i jak mają robić. Kobieta sama musi zadecydować o swym dalszym życiu, podjąć próbę rozwiązania swych dotychczasowych problemów.

Pomagają jej w tym pracownicy socjalni, pedagodzy, konsultuje psycholog i prawnik. Zgodnie z przyjętymi przez nas zasadami, kobieta ma prawo spędzić tu 6 miesięcy. Może mieszkać u nas krócej, wszystko zależy od tego, na ile skomplikowana jest jej sytuacja.

Szczególnie trudne są pierwsze miesiące pobytu. Kobieta musi przezwyciężyć w sobie lęk, rozwiązać wiele problemów, po prostu porozmawiać, wyrzucić z siebie wszystko to, co w głębi serca gromadziło się od lat. Nie raz i nie dwa przychodziły do nas kobiety będące w takim dołku psychicznym, że ani na chwilę nie mogłyśmy jej zostawić samej, by nie targnęła się na życie. Nie trafiają do nas z reguły te, którym zależy jedynie na dachu nad głową - odrzuca je komisja. Ofiary przemocy nie proszą o mieszkanie, nie proszą o przepych. Dla nich wystarczy krzesło, byleby ono stało w bezpiecznym miejscu.

Nie raz obserwowaliśmy, jak kobieta powoli się zmienia - przestaje się bać odgłosu zamykanych drzwi, podniesionego głosu. Po latach, gdy jej ciągle wbijano do głowy, że jest kurą domową, że nic nie potrafi, nic nie rozumie, kobieta zaczyna odkrywać swą wartość. Znajduje nową pracę, zawiera nowe przyjaźnie i to pozwala jej inaczej spojrzeć na świat.

- V. R. Przez cały czas pobytu u nas kobietą się opiekuje pracownik socjalny, który też kontaktuje się z jej rodziną. Nasi pedagodzy utrzymują ścisły kontakt ze szkołą, w której się uczą dzieci mieszkających u nas kobiet, organizują ich czas wolny oraz obozy letnie.

- N. D. Chciałabym podkreślić, że o wyżywienie mieszkanki pensjonatu muszą zadbać same. Również świadczone przez nas usługi socjalne są częściowo przez nie opłacane. Jest to, co prawda, suma symboliczna, tym nie mniej potrzebna. W ten sposób chcemy je nauczyć podstawowej prawdy - za wszystko w życiu trzeba płacić. Pomoże to jej po opuszczeniu pensjonatu szybciej stanąć na nogi. Wspierać możemy ją w każdym momencie, ale tylko moralnie, nie materialnie. Uważamy bowiem, że system przyznawania wieloletnich zasiłków ma wiele ujemnych stron - człowiek się odpręża, przestaje odczuwać odpowiedzialność za swój los, żąda od państwa więcej i więcej. A tymczasem podstawowe środki finansowe w rodzinie muszą pochodzić z pracy i dzieci muszą to widzieć.

Zdarza się, że kobieta nie ma pracy, nie ma żadnych środków do życia. Wówczas pomagamy jej załatwić zasiłek, pośredniczymy przy szukaniu pracy.

- V. R. Od stycznia działa też u nas Centrum Kryzysowe, w którym kobieta może otrzymać pomoc o dowolnej porze dnia i nocy. Wystarczy tylko do nas zadzwonić lub przyjść. Niestety, podobnie jak i pozostałym mieszkańcom pensjonatu, nie możemy im zapewnić wyżywienia. Dlatego też na czas pobytu u nas muszą zapewnić sobie wyżywienie, zadbać o środki czystości i nie zapomnieć, oczywiście, o dokumentach.

O działalności centrum już jest poinformowana policja, z którą w wielu sprawach ściśle współpracujemy. Obecnie powiadamiamy o tym również instytucje lecznicze, szkoły. Chcemy, by jak najwięcej ludzi o nas wiedziało.

W pensjonacie, osoba korzystająca z pomocy Centrum Kryzysowego, może spędzić 3 doby. Jeżeli po upływie tego czasu kobieta postanawia zmienić swe życie, nie chce lub boi się wrócić do domu, wówczas pisze podanie i już my zwracamy się do komisji, która ma zadecydować, czy kobieta zostanie w pensjonacie

Wcześniej, chcąc trafić do naszego ośrodka, najpierw trzeba było zwrócić się do Centrum Pomocy Socjalnej (Socialinës Paramos Centras) i tam napisać podanie. Trafiało ono do specjalnej komisji, która decydowała o tym, czy kobieta może zamieszkać w pensjonacie, czy też będzie tu przychodzić jedynie na konsultacje.

- N. D. Bić żonę, terroryzować rodzinę może zarówno zwykły robotnik, jak i człowiek wykształcony. Należy tu zaznaczyć pewną prawidłowość - im wyższe stanowisko człowiek zajmuje, im bardziej jest wykształcony, tym ta przemoc staje się nie tyle fizyczna, co psychologiczna. Dzień za dniem, godzina za godziną niszczona jest osobowość ludzka, deptana godność, niweczone poczucie własnej godności. Nie tajemnica, że jest to prosta droga do choroby psychicznej.

Przemoc psychologiczną niezwykle trudno jest udowodnić. Rany po niej pozostają na duszy, a nie na ciele, jak po złamaniu ręki czy sińca. Gdy wreszcie kobieta postanawia zmienić swe życie, spotyka się z niezrozumieniem otoczenia. Przecież sąsiadom, przyjaciołom się wydawało, że ich małżeństwo jest doskonałe, czego ona jeszcze może chcieć? Nikt z nich nigdy nie widział, co się działo za zamkniętymi drzwiami...

Biurokraci ciągle obliczają, ile kosztuje jedna doba pobytu u nas, dla nich najważniejszy jest efekt ekonomiczny. Zapominają przy tym o efekcie socjalnym. Tego nikt ocenić, ani obliczyć nie może, pozostaje jedynie zgadywać - o ile morderstw byłoby mniej, gdyby kobiecie i jej dzieciom w porę okazano pomoc. Ile kobiet, żyjąc w godnych warunkach, ochroniłoby swe dziecko od więzienia, alkoholu, co mogłyby osiągnąć, a nie osiągnęły?

Cóż więc ma się na myśli, mówiąc o efekcie socjalnym?

Mieszkamy na Litwie, otrzymujemy takie wypłaty, a nie inne. Jaki stres musi przeżyć kobieta, by wszystko zostawić i wraz z dziećmi ratować się ucieczką! Dużo się dziś mówi o wzroście przestępczości. Ktoś jest karany za zerwanie torebki z ramienia, ktoś za bójkę na dyskotece. Tu zaś kobieta mieszka z osobą zdawałoby się najbliższą, ojcem swoich dzieci, który we wszystkich sprawach musiałby być dla niej oparciem, w żadnym wypadku nie katem, jak to często ma miejsce.

- V. R. Czasem śmiać się chce, gdy kolejny raz jesteśmy zmuszeni udowadniać, że ofiara przemocy przez pewien czas nie jest zdolną do pracy. Często spotykamy się wręcz ze stwierdzeniem, że mieszkające u nas kobiety są normalne, zdrowe, a pracować nie chcą, bo się lenią.

Nikogo to nie obchodzi, że cierpią one na depresję, nie mogą się ani na chwilę skupić, nie mogą normalnie rozmawiać. Wiele z nich cierpi na choroby układu pokarmowego, na choroby ginekologiczne. Chorują również ich dzieci, żyjące w ciągłym stresie.

- N. D. Nie było u nas kobiet, które by opuściły dom po tym, jak mąż po raz pierwszy podniósł na nią rękę. Poniżane i maltretowane były w ciągu wielu lat, aż zdecydowały się na zmianę swego życia. Niejednokrotnie z ich ust słyszałyśmy taką wypowiedź - "Dobrze, że trafiłam właśnie tu, bo inaczej albo zabiłabym jego, albo siebie i dzieci".

Słuchając ich historii chce się krzyczeć - ileś ty, człowieku, zniósł, skąd w tobie, małej kobiecinie, ważącej z 50 kg, tyle mocy, tyle cierpliwości.

- V. R. W tej sytuacji niezwykle trudno zachować jest jasny umysł, bo tylko tak możemy im pomóc.

- A sprawca przemocy?

- N. D. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że pomocy potrzebuje nie tylko ofiara przemocy, lecz i jej sprawca. Chce się wierzyć, że istnieje jakaś przyczyna tego, że zachowuje się tak, a nie inaczej. Potrzebne tu są odpowiednie badania, rozmowy z psychologiem. My tego wszystkiego zapewnić nie możemy. Brakuje nam odpowiednio wyszkolonej kadry, pomieszczeń. Na Litwie, jak na razie, tym problemem nikt się nie zajmuje.

A tymczasem sprawcy przemocy często nie rozumieją, że swym zachowaniem krzywdzą najbliższych. Postępowali przecież tak w ciągu wielu lat i, jak im się wydawało, wszystko było w jak najlepszym porządku. Czara się jednak przepełniła i żona wreszcie mówi - nie. Nie rozumieją tego i mszcząc się niejako, zaczynają jeszcze bardziej się nad nią znęcać. Jedynym ratunkiem jest wówczas ucieczka. W ten sposób kobiety trafiają do nas.

- W jaki sposób problem przemocy w rodzinie rozwiązywany jest za granicą?

- N. D. W porównaniu z Litwą, pomoc rodzinie za granicą stoi na całkiem innym poziomie. Działają tam, podobnie jak u nas, specjalne ośrodki, które ofiarom przemocy udzielają kilkudniowego schronienia. Na tym jednak całe podobieństwo się kończy. Za terroryzowanie rodziny przewidziane są kary, i to nie tylko pieniężne. Zmusza to sprawcę przemocy, zanim kolejny raz podniesie rękę, do zastanowienia się, co go za to może czekać.

U nas natomiast jedyną karą jest grzywna pieniężna, płacona często z kieszeni samej ofiary. Innych kar nasze prawo nie przewiduje. Warto jednak byłoby uchwalić, jeżeli nie ograniczenie wolności sprawcy przemocy, to chociażby obowiązkową konsultację u psychologa albo tzw. "ograniczenie kontaktu", które by zabraniało zbliżać się do ofiary bliżej niż 200 m.

- Czy często musicie się bronić przed rozjuszonymi małżonkami?

- N. D. Zdarzają się takie wypadki. W pensjonacie możemy zapewnić kobiecie bezpieczeństwo. Mąż wie jednak, gdzie ona pracuje (o ile nie decyduje się na zmianę pracy), może więc tam na nią zaczekać i prześledzić do pensjonatu. Wówczas mamy sporo problemów, o rozwiązanie których prosimy policję. Należy podkreślić, że wileńska policja jest dosyć progresywna. Funkcjonariusze rozumieją nasze problemy i starają się pomóc, jednak brak odpowiedniego prawa również im ogranicza pole działania. "Niewiele możemy zrobić. Zapraszamy sprawcę do siebie, rozmawiamy i na tym wszystko się kończy" - mówią. On zaś wraca i znów robi swoje, gdyż wie, że nie zostanie ukarany.

Mamy tu więc jeszcze wiele do zrobienia. Musimy też dbać o bezpieczeństwo nie tylko ofiar przemocy, ale też samych pracowników socjalnych. I oni potrzebują opieki psychologa, i oni, naszym zdaniem, podobnie jak policjanci, muszą mieć co roku chociażby dwutygodniowe szkolenia, na których poznawaliby sposoby samoobrony. Często bowiem wraz z policją udają się do domu ofiary, skąd albo ją zabieramy, albo próbujemy na miejscu rozwiązać konflikt. W każdym bądź razie często czujemy się w takich wypadkach bezbronni.

W naszej pracy ciągle się spotykamy z ujemnymi stronami życia. Dobrego jest w tym niewiele. Cieszy nas, gdy widzimy, jak kobieta zaczyna się zmieniać, jak się powoli rozluźnia, zaczyna czymś się interesować, coś czarować w kuchni. Są to pozytywne strony naszej pracy. Ale ileż miesięcy musi minąć, by te rezultaty stałyby się widoczne! Zdarza się, że go w ogóle nie osiągamy - kobieta wraca do męża. Nie możemy jej zatrzymać, nie możemy powiedzieć - nie jesteś jeszcze na to przygotowana, choć wiemy, że po pewnym czasie znów do nas wróci. Możemy ją prosić jedynie o jeszcze jeden dzień, jedną noc namysłu. Decyzję zawsze podejmuje jednak sama.

- V. R. Nie takie ważne jest zresztą, dokąd kobieta wraca. Najważniejsze, by zrozumiała, że jest pełnowartościowym człowiekiem i może mieć własne zdanie, podejmować decyzje. Jeżeli zaś kobieta i psychologicznie, i ekonomicznie jest zależna od męża, jeżeli jest na tyle zastraszona, że musi prosić o pozwolenie na pójście do sąsiadki i uważa sytuację, w której żyje za normalną, zdziałać możemy niewiele.

- Czy w związku z obecnym kryzysem ekonomicznym zwiększyła się liczba osób proszących o pomoc?

- N. D. Liczba kobiet, proszących u nas pomocy zwiększa się z roku na rok, nie wiązałabym tego jednak z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną. Chce mi się wierzyć, że powoli zmienia się sposób traktowania przemocy w rodzinie. Kobieta staje się bardziej wolna i zaczyna rozumieć, że musi się wstydzić nie tego, że się ośmieliła komuś wyżalić na swego męża, lecz że pozwala się maltretować. Powoli dojrzewa do tego, że może powiedzieć: ?Nie, ze mną nie wolno tak postępować!?

Z całą pewnością pensjonat spełnia swe zadanie, w przeciwnym wypadku nie proszono by nas o pomoc. Chociaż nie raz i nie dwa spotkaliśmy się z zarzutami, że nasza placówka dla Litwy to ?za duży luksus?. Cóż, ci którzy tak mówią, tym samym udowadniają, że nie rozumieją podstawowych problemów dzisiejszej rodziny.

- V. R. A tymczasem fakty mówią za siebie. Tylko w roku ubiegłym mieszkało u nas 142 osoby, drugie tyle kobiet przychodziło do nas na konsultacje. Dodać do tego należy bliższą i dalszą rodzinę mieszkających u nas kobiet, z którą również staraliśmy się pracować, a powstanie już całkiem pokaźna liczba. Nie prowadzimy dokładnej statystyki, gdyż inaczej brakowałoby nam czasu na pracę z ludźmi, a to jest naszym podstawowym zadaniem.

- W jaki sposób można byłoby uniknąć przemocy w rodzinie?

- N. D. Powinno zmienić się tu przede wszystkim nastawienie społeczeństwa do tego problemu. By to osiągnąć, trzeba o tym mówić i to nie wówczas, gdy dochodzi do tragedii. O zachowaniu się w rodzinie i rozwiązywaniu tych czy innych problemów mówić trzeba już w szkole.

- Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w pracy.

Adres Stołecznego Pensjonatu Matki i Dziecka:

Vytenio 45; Wilno
tel. 33 25 08

Na zdjęciu: mały mieszkaniec pensjonatu

Fot. Waldemar Dowejko

NG 3 (492)