Robert Mickiewicz

Życie na szczytach władzy
wróciło do "normy"

Od ostatnich wyborów do Sejmu Litewskiego minęło dopiero cztery miesiące. Mimo to nasza nowa elita polityczna, która w wyniku wyborów doszła do władzy, zabrała się do roboty z tak dużym temperamentem, że w tak krótkim terminie zdążyła narobić już sporo "różnych rzeczy". Możemy więc śmiało przystąpić do podsumowania pierwszych wyników nowych rządów.

Zająć się sprowadzaniem bilansu tych rządów musimy nie tylko śmiało, ale również szybko, ponieważ coraz więcej komentatorów życia politycznego twierdzi, iż żywot nowych rządów będzie raczej krótki. Optymiści twierdzą, że koalicja liberałów, socjalliberałów i innych rozpadnie się pod koniec roku, czyli przed wyborami prezydenckimi, podczas których pokrzyżują się ambicje R. Paksasa i A. Paulauskasa. Pesymiści zaś twierdzą, że sojusz ten umrze śmiercią naturalną już w marcu.

Ich zdaniem już na wiosnę powinno dojść do kulminacji konfliktu pomiędzy dzisiejszymi koalicjantami. Chodzi o konflikt nie tyle pomiędzy poglądami liberałów i socjalliberałaów, jak wyprowadzić Litwę z kryzysu gospodarczego, politycznego i socjalnego, ile o konflikt interesów pewnych grup finansowo-przemysłowych, które są zainteresowane przejęciem największych nie sprywatyzowanych litewskich przedsiębiorstw.

Nie wiadomo czy drugi rząd R. Paksasa upadnie również w tak samo rekordowym tempie, jak jego pierwszy rząd, gdy Paksas był jeszcze konserwatystą, ale na pewno wszystko wskazuje na to, że główną siłą napędową kryzysu politycznego, jaki mamy, jest właśnie duża prywatyzacja. To, że za każdą z większych litewskich partii politycznych stoi duży i to nie tylko litewski biznes było wiadome jeszcze w trakcie kampanii wyborczej. Dzisiaj wiele wskazuje na to, że politycy zaczynają odrabiać zainwestowane w nich pieniądze.

Odrabiają jak na razie, dosyć nieudolnie. Opinia społeczna dowiedziała się o tak zwanych tajnych protokołach. Jeden z liderów socjalliberałów Giedyminas Dalinkevičius przejęzyczył się o tym, że dzieląc teki w rządzie, stanowiska w Sejmie i w departamentach nowe władze podzieliły również przedsiębiorstwa, jak na razie, państwowe. Mówiąc prościej, ustalono, przedstawiciele jakiej partii będą kontrolować, a następnie i prywatyzować te lub inne przedsiębiorstwo.

Cała ta niezbyt przyzwoita historia, zaczęła wyłazić na jaw po tym, gdy liberałowie postanowili wziąć sobie trochę więcej aniżeli było ustalone. Zaczęli więc intensywnie obsadzać swoimi ludźmi kierownicze stanowiska w strategicznych przedsiębiorstwach, które w najbliższym czasie mają być sprywatyzowane, i którymi należało podzielić się z "grupą" popierającą Paulauskasa. Hałasować na temat, że "chłopcy" byłego lotnika trochę, oględnie mówiąc, wyprzedzili w tak delikatnej sferze "chłopców" byłego prokuratora nie wypadało. I na pole walki rzucono wypróbowany już w takich sytuacjach kompromat.

W bardziej spokojnej atmosferze o takich "niewinnych głupstwach", jak rodzinny biznes jednego ministra albo niezbyt udana (a być może i udana) wizyta do Moskwy drugiego ministra nikt by i nie wspominał. Po prostu "kolekcjonerzy" kompromatu przytrzymaliby te historie do "lepszych czasów". Niestety sytuacja jest właśnie niespokojna i każde potknięcie może bardzo drogo (w pełnym znaczeniu tego słowa) kosztować.

A propos "kolekcjonerów" kompromatu. Tu również nie ma spokoju i jasności. Politycy, a raczej przedsiębiorcy, którzy za nimi stoją, przejmując pod swoją kontrolę kolejne przedsiębiorstwa nie bez powodów obawiają się, że przez policję, Służbę Dochodzeń Specjalnych, Departament Bezpieczeństwa Państwowego, Departament Ochrony Kierownictwa może ulatniać się niebezpieczna dla nich informacja. Dowodem na to była zacięta walka o krzesło generalnego komisarza policji. Uważa się, że gdy liberałowie spróbowali posadzić na nie swego człowieka, dotychczasowego szefa stołecznej policji E. Kalačiusa, nie bez zaangażowania się socjalliberałów, była opublikowana kompromitująca go informacja.

Oprócz załatwiania spraw własnych, nowa władza załatwiała również sprawy tych, co w trakcie kampanii wyborczej nazywają się elektoratem, czyli reszty mieszkańców Litwy. W tej dziedzinie, za cztery miesiące zdołano osiągnąć też spore wyniki. Emerytom de facto odebrano możliwość dorabiać do swych żebraczych emerytur, zalegalizowano gry hazardowe, zezwolono na zwiększenie taryf za rozmowy telefoniczne, w najbliższym czasie zmieni się Ustawę o umowie o pracy. Poprawki do tej ustawy zezwolą pracodawcom łatwiej zwalniać swych pracowników oraz wypłacać im znacznie mniejsze kompensaty przy zwolnieniu.

NG 5 (494)