Liliana Narkowicz

Lekarz pediatra - intratna
posada czy egzystencja?

Rima Skardţiuvienë pracuje jako lekarz pediatra w jednej ze stołecznych przychodni. Szkołę średnią ukończyła ze złotym medalem. Medycynę studiowała na Uniwersytecie Wileńskim. W ciągu 15 lat potrafiła odnaleźć siebie w obranym zawodzie. Liczba dzieci, włączając niemowląt i nastolatków do 16 roku życia, które ma w swojej pieczy, wynosi 570-590 osób. Jej zarobek kształtuje się w granicach 500-600 Lt miesięcznie. Uważa, że jest to absolutna ignorancja państwa, które nie ceni ani wykształcenia, ani kwalifikacji specjalistów pracujących w sferze budżetu. Nie założyła do dziś interesu prywatnego, bo ktoś powinien leczyć również biednych. A poza tym, po prostu lubi swoją pracę.

Czy da się żyć z pensji lekarza pracującego w przychodni?

Tylko w wypadku, jeżeli ktoś jest samotny, ma małe mieszkanie i umie się zadowolić skromnym wyżywieniem, kupując z ubrania i obuwia rzeczy wyłącznie niezbędne.

Gdyby np. mnie samej przyszło wychowywać swoją ośmioletnią córeczkę, po prostu nie dałabym rady. Oczywiście, w porównaniu do wyżej wymienionej sumy tzw. minimum socjalne, czyli koszyk w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest o wiele mniejszy, ale w tym wypadku trudno mówić o życiu, gdyż jest to egzystencja.

Intratna posada, intratna praca, intratny zawód ... Przychodzi kiedy myśl i chęć o zmianie dotychczasowego?

Owszem, nieraz. To nie prawda, że potrafimy robić tylko to, co robiliśmy dotychczas. ?Żaden człowiek swojej siły nie zna, dopóki jej w potrzebie nie wydobędzie? (E.Orzeszkowa). Trzeba chcieć i wierzyć. Niekiedy sytuacja życiowa jest bez wyjścia i warto zaryzykować. Ostatnio jest moda na prywatnych lekarzy. Nie uważam, że trafiają do tego kręgu najlepsi. Najlepsi, w sensie oddani pracy i ludziom. Przychodzi czasem mama z pociechą i opowiada, jaki to wspaniały lekarz i cudowny lek, bo w ciągu trzech dni znikło zapalenie płuc. A potem konsekwencje. Nie dajmy się nabrać. Katar, zapalenie opłucnej czy zapalenie oskrzeli... Każda z tych chorób wymaga określonego czasu, by organizm uporał się z chorobą... A swojej pracy nie chciałabym zmienić na inną.

Dlaczego? Wybrałam ten zawód, bo jako złota medalistka mogłam sobie powiedzieć, że mogę, że potrafię więcej niż inni. W latach osiemdziesiatych medycyna dla wielu była marzeniem, konkurs nie do przebrnięcia. Moja mama była salową w szpitalu, więc instytucję znałam od dzieciństwa, a i miałam ambicje. Bardzo kocham dzieci, stąd właśnie pediatria, a nie np. farmakologia. Nie mogę obojętnie przejść, gdy widzę smętne dziecko w autobusie, parku, czy poczekalni swojej przychodni.

Zawód , który wybrałam, jest bardzo kobiecy. Lekarka ,jak mama, powinna być dla dziecka dobra, uśmiechnięta, czuła, wrażliwa i niosąca oczekiwaną pomoc. Moi mali pacjenci rosną na moich oczach i potrzebują mojej pomocy. W odróżnieniu od pracy w szpitalu, gdzie nieraz spotykamy się z wyjątkowo ciężkimi przypadkami, a nawet śmiercią, tu jest przeświadczenie, że to chore dziecko wcześniej czy później wyzdrowieje, znów będzie się uśmiechać, bawić z rówieśnikami i czuć się szczęśliwe. I jest w tym wszystkim jakiś mój udział.

Przed chwilą byłam świadkiem rozmowy dwóch mam, które wyszły ze swoimi pociechami od różnych lekarzy stwierdzając, że w obu wypadkach diagnoza ta sama, ale lek inny...

Uważam, że najistotniejsze jest to, czy w wyniku zostanie osiągnięty cel - dziecko ma być zdrowe. Zawsze w takim wypadku przytaczam następujący przykład: każdy, kto chce jechać na dworzec wybiera sobie rodzaj transportu w zależności od czasu, możliwości finansowych, przyzwyczajenia do komfortu itd. Czyli, na dworzec możemy dotrzeć trolejbusem, mikrobusem, taksówką, własnym autem ,iść pieszo etc.

Jak wygląda dzień codzienny lekarza-pediatry ?

Na ogół podobnie, ale tylko na ogół. Przez 3 godziny (zgodnie z harmonogramem) przyjmujemy pacjentów w przychodni. Potem praca związana z prowadzeniem dokumentacji oraz wizyty w domu. Te wyglądają różnie. Latem, oczywiście, jest ich mniej (czasem tylko 3-5). W zimie w granicach 15-20. Podczas epidemii np. grypy do 40. Wizytować chorego w domu nie jest łatwo. Wpada się zwykle na krótko, gdyż czekają inni chorzy. Ma się zaledwie minuty na to, by pacjenta wypytać, zbadać, rozpoznać chorobę, postawić właściwą diagnozę i wypisać receptę. To wielka odpowiedzialność, bo konsekwencje mogą być nie odwracalnse. Jakże często ludzie potrzebują nie leku, lecz rady i rozmowy. Prowadzimy pracę oświatowo-wychowawczą, zastępujemy psychologa. W ogóle traktuje się nas instrumentalnie, bo ja osobiście jestem zdania, że moje wynagrodzenie nie jest wynagrodzeniem za moje wykształcenie i kwalifikacje i to poniża godność lekarza.

Praca jest czym - sposobem na życie czy na przeżycie ?

Moja praca dla mnie jest po prostu hobby. Lubię swój zawód. Jak już powiedziałam wcześniej: z tego nie da się żyć, można tylko egzystować. Praca - moje hobby, bo kocham dzieci i sprawia mi satysfakcję fakt, że jestem w stanie im pomóc. Hobby, bo jak inaczej to traktować, jeżeli z tego, co zarabiam ja i moje koleżanki, nie jesteśmy w stanie nawet odpowiednio się ubrać. Pomijając dojazdy i fakt, że w pracy też trzeba coś zjeść, chodzenie po mieszkaniach z wizytą do chorych jest ogromnym wydatkiem dla lekarza. Proszę, torebka, nawet ze skóry, codziennie rzucana tu i tam, otwierana tyle razy szybko traci swój wygląd i niszczy się w zawrotnym tempie. Płaszcze trzeba w ciągu dnia ileś razy włożyć i zdjąć, zdjąć i włożyć. A guziki? Rozpinane i zapinane wciąż trzeba przyszywać i przyszywać, nieraz wymieniać . Buty- to w ogóle cała historia... Lekarzy i nauczycieli, stale chodzących z wizytą domową do dzieci, należałoby zaopatrywać w obuwie.

Tak więc albo się kocha to, co robi i poświęca się całkowicie, albo na tyle ma się dzisiejszą niepewną sytuacją życiową zagłębionego stracha, że się twierdzi, iż nie ma dokąd więcej pójść.

Co należałoby zmienić np. w pracy przychodni stołecznych?

W pierwszej kolejności należałoby zadbać o ubezpieczenie zdrowotne, które niby funkcjonuje, ale... Moim zdaniem, każdy ma prawo wiedzieć, ile kosztuje wizyta u konkretnego specjalisty, by planować pieniądze, które mu wytrąca ?Sodra?, wg własnego uznania. Jeżeli jeden zwraca się 4-8 razy np. do terapeuty, a drugi raz na dwa lata, to dlaczego sumy mają być te same? Ten drugi, skoro nie może otrzymać z powrotem, swoich przecież, pieniędzy, niech ma możność ze skorzystania nieodpłatnego pobytu w sanatorium, otrzymania witamin etc. Oczywiście, należy opracować realny mechanizm gwarancji socjalnych dla dzieci, emerytów, inwalidów, ludzi upośledzonych i takich, którzy często zapadają na choroby, niekoniecznie tylko zawodowe.

Obowiązkiem państwa jest zadbać o tzw. minimum socjalne - ogrzewany dach nad głową (na razie dużo płacimy, a wciąż marzniemy), opiekę lekarską i strawę na co dzień. To na państwie spoczywa odpowiedzialność za życie człowieka.

NG 5 (494)