Beata Garnyte

Za patrona - nauczyciel Mickiewicza

W dniu 17 stycznia 2001 roku, Rada Miasta Wilna na prośbę szkoły średniej nr 5 i za zgodą Państwowej Komisji Języka Litewskiego, nadała szkole imię Joachima Lelewela. O skomentowanie tego tak ważnego dla społeczności polskiej wydarzenia poprosiliśmy wieloletniego dyrektora szkoły Wacława Baranowskiego.

- ?5? jako ostatnia ze szkół Wilna, w których wykładają w języku polskim, otrzymała swojego patrona. Dlaczego?

- Rzeczywiście, długo nie mogliśmy się zdecydować, kogo wybrać na patrona naszej szkoły. Do dyskusji wciągnęliśmy nauczycieli, rodziców, uczniów, aż wreszcie Rada Pedagogiczna i Rada Szkoły postanowiły ubiegać się o nadanie szkole imienia Zygmunta Augusta. Gdy jednak z tą propozycją zwróciłem się do odpowiedniego urzędu, spotkałem się z wyraźną niechęcią urzędnika, nie chcę i nie będę wymieniać jego imienia. Stwierdził on, że nazwa ta, jak dla szkoły jest zbyt zaszczytna, widząc jednak, że nastajemy na swoim, poradził udokumentować ją historycznie.

Jako człowiek całkowicie nieobeznany w pracy archiwów raz, drugi, trzeci złożyłem tam podanie i czekałem na wynik. Minęło kilka miesięcy, zanim zdobyłem odpowiednie dokumenty, wówczas jednak się dowiedziałem, że nazwa ta została nadana innej, nowopowstałej szkole. Nam przeszkodziła zapewne zbyt bogata historia, o czym powiem dalej. W tamtej chwili natomiast zawisliśmy w próżni. Wkrótce też otrzymaliśmy propozycję, że skoro sami nie możemy podjąć decyzji, ktoś inny zrobi to za nas. Chcąc tego uniknąć zaczęliśmy ponownie szperać w archiwach i ustaliliśmy, że przed wojną istniało gimnazjum im. Lelewela (w jej murach mieści się obecnie Akademia Muzyczna), które w roku 1940 zostało przyłączone do szkoły im. Zygmunta Augusta. Wówczas to postanowiliśmy na patrona szkoły obrać nauczyciela filomatów i filaretów.

- Czy przewidziane są w związku z tym jakieś uroczystości?

- W najbliższej przyszłości planujemy naszym wychowankom przybliżyć sylwetkę patrona, zgromadzić jak najwięcej materiałów o nim, które być może w przyszłości złożą się na izbę pamięci. Musimy też wymienić wywieszkę, zmienić sztandar, jak na razie brakuje nam na to środków.

- Całkiem niedawno szkoła ta obchodziła swe 55.lecie...

- Tak, jednak jej dzieje sięgają jeszcze dalej - do 1915 roku. Wówczas to władze niemieckie, do których należało Wilno, dały zezwolenie na otwarcie tu pierwszych szkół narodowych - litewskich, żydowskich, polskich. Inicjatorem założenia tych ostatnich było Stowarzyszenie Nauczycieli i Wychowawczyń, które w 1918 roku przekształciło się w Polską Macierz Szkolną.

W latach dwudziestych szkoły polskie, o których będzie dalej mowa, zostały przekształcone w gimnazja: żeńskie otrzymało imię Elizy Orzeszkowej, męskie - króla Zygmunta Augusta. Ta ostatnia szkoła miała wiele siedzib w mieście, ostatecznie jednak usadowiła się u zbiegu Małej Pohulanki i góry Bouffałowej, tam gdzie obecnie mieści się Technikum Kolejnictwa.

W roku 1939 Wilno stało się częścią Litwy. Wówczas też gimnazjum im. Zygmunta Augusta przemianowano w 5 męskie gimnazjum, rok później, już po wkroczeniu Sowietów - w 5 szkołę średnią.

Podczas wojny mimo, że szkoła ta oficjalnie nie działała, pracujący tam profesorzy nie przestawali wykładać - ryzykując często własnym życiem prowadzili tajne komplety.

Aż wreszcie nastąpił rok 1944, kiedy to w Wilnie pozwolono otworzyć 6 gimnazjów - dwa rosyjskie (4, które kiedyś nosiło imię Czerniachowskiego i 6 na Łukiszkach), dwa litewskie (Vienuolisa i Salomëjos Neries) i dwa polskie (3 męskie i 5 żeńskie).

Rada Pedagogiczna 5 gimnazjum zebrała się w dniu 14 października 1944 roku, inaugurując tym samym początek szkolnictwa polskiego na Litwie. A uczyć mieli kogo. Tylko do tej szkoły zapisało się wówczas ponad 3200 gimnazistek.

W roku 1947 gimnazjum męskie i żeńskie połączono w jedną całość, w dwa lata później zaś przemianowano - tym razem znów w 5 Szkołę Średnią.

Mimo to, że od 1939 roku inteligencja polska w Wilnie została zdziesiątkowana - jedni wyjechali na Zachód, inni zostali wywiezieni na Wschód, zginęli w Katyniu albo w Ponarach, do szkoły wróciło jednak wielu profesorów (tak dobrym obyczajem przedwojennym nazywano pedagogów) o głębokiej wiedzy i nadzwyczajnej postawie. Był wśród nich profesor od chemii pan Kuczewski, uczeń samego Mendelejewa, był profesor Chmielewski, który zasłynął z tego, że dobrze znał łacinę i grekę, a nawet przetłumaczył jedną z prac Archimedesa, był profesor Święcicki, nauczyciel matematyki, zakochany wręcz w arytmetyce. I wielu, wielu innych wykładowców, każdy z których miał ukończony co najmniej Uniwersytet Stefana Batorego.

Tymczasem zaś nastąpił rok 1947, kiedy to połączono gimnazjum męskie i żeńskie w jedną całość (w Szkołę Średnią nr 5 placówka ta została przemianowana dopiero w dwa lata później). Już pierwsze repatriacje sprawiły, że liczba uczniów w szkole znacznie się zmniejszyła. W tym samym mniej więcej czasie tuż obok, na miejscu skromnej szkoły podoficerskiej, powstała Wyższa Szkoła Wojskowa, która musiała przyjąć ogromną liczbę oficerów i ich rodzin. W wyniku tego w roku 1947 pojawiły się w ?5? początkowe klasy rosyjskie, a już w roku 1953 szkołę opuściła pierwsza rosyjska promocja.

Bardzo szybko Polacy zaczynają tu stanowić bardzo mały procent - jedynie 20 % ogółu uczniów. Jak się okazało, miało to też swoje plusy. W owe czasy szkołę często trzeba było reprezentować na płaszczyźnie ideowej, ateistycznej, wojenno-patriotycznej. Robili to, oczywiście ci, komu takie właśnie postępowanie z racji wychowania było bliższe. Klasy zaś polskie zostawione były w zasadzie wychowawcom, a do tych ostatnich zawsze mieliśmy szczęście. Byli oni na tyle wspaniali, że uczniowie chcieli iść w ich ślady. Zawód nauczyciela wśród naszych wychowanków zawsze cieszył się ogromną popularnością, wielu też z nich po studiach wracało do nas (obecnie w szkole pracuje 14 naszych wychowanków). Wspomnę tu chociażby naszą ostoję - Zbigniewa Rymarczyka. W końcu lata ten wspaniały pedagog będzie obchodził 50. lecie pracy w szkole, wcześniej zaś 5 lat spędził tu jako uczeń.

- A dzień obecny w szkole?

- W ciągu ostatnich lat liczba uczniów w klasach polskich znacznie wzrosła i stanowi obecnie 61% ogółu.Mamy obecnie bardzo inteligentną młodzież. Wychodzimy z założenia, że podstawowym zadaniem nauczycieli jest jak najwięcej nauczyć. Nasz absolwent musi być co najmniej o pół głowy lepszy od swych kolegów ze szkół litewskich, by z powodzeniem z nimi rywalizować.

Mamy pełne zaufanie do naszych uczniów, nie stosujemy żadnego nacisku. Uważamy, że uczeń ma prawo się mylić, bo do szkoły przychodzi się uczyć. Każdy też ma pełne prawo na sukces, mamy przy tym pełną świadomość tego, że dla jednych tym sukcesem jest otrzymanie za odpowiedź 10, dla innych - 5 czy 6.

Problemów nam nie brak. Z punktu widzenia prawnego szkolnictwo polskie na Litwie ma wszelkie prawa istnienia, o czym zapisane jest w Konstytucji, w Ustawie o Oświacie, w Ustawie o Mniejszościach Narodowych. Ostatnio jednak coraz częściej ma się wrażenie, że ustawy te są pisane niejako na eksport. Raz za razem pojawiają się nowe interpretacje tych ustaw, raz za razem ktoś stara się nas ?zintegrować? ze środowiskiem litewskim, pojawiają się coraz to bardziej poronione pomysły. Co niektórzy gorliwi uważają, że język ten poznać można wykładając ten lub inny przedmiot w języku litewskim. Jestem temu kategorycznie przeciwny. Język litewski musi wykładać specjalista, w przeciwnym wypadku zostanie on po prostu wypaczony.

Chciałbym tu podkreślić, że w Wilnie dziecko z rodziny polskiej jest zanurzone wręcz w środowisku litewskim. W tym języku przemawia do swoich kolegów z podwórka, ten język słyszy w trolejbusie, sklepie, w telewizji. Po polsku może rozmawiać tylko w domu i w szkole.

Niezrozumiałe dla mnie jest nagminne posyłanie dzieci z rodzin polskich i rosyjskich do szkół litewskich. Rodzice muszą pamiętać, że dziecko podczas pierwszych lat nauki poznaje język, a nie uczy się przedmiotów. W dodatku skazane jest tylko na własne siły, gdyż w domu nikt nie może mu pomóc odrobić lekcje.

A przecież rodzice musieliby zwrócić uwagę na niezbyt odległą przeszłość, kiedy to dzieci z rodzin polskich uczyły się w klasach rosyjskich. I kto był najczęściej na liście nienadążających?

Jestem przekonany, że języka i kultury litewskiej można się nauczyć na lekcji języka litewskiego. Mamy tu bardzo ważne zadanie. Musimy zadbać, aby nasza kultura na tych terenach przetrwała, by nie świadczyły o niej jedynie tablice pamiątkowe i zapomniane cmentarze.

- Dziękuję za rozmowę.

Na zdjęciach: Szkoła Średnia im. J. Lelewela.dyrektor szkoły Wacław Baranowski.

Fot. archiwum

NG 5 (494)