Prof. Andrzej Targowski

Obserwacje z USA
Obrona III Rzymu

Każde tysiąclecie nowej ery miało swoje mocarstwo, tak samo i trzecie millenium ma swój Rzym III, czyli Stany Zjednoczone. Wbrew pozorom jest to trudna pozycja, bowiem nikt nie lubi mocnych liderów, zwłaszcza w demokratyzującym się świecie. Tak jak w sporcie, kibice krzyczą "bij mistrza", tak samo ma się sprawa i w polityce. Ameryka ma teraz więcej przeciwników, niż przyjaciół i musi wybrać albo być "policjantem" świata, albo wycofać się w swe granice i nie przejmować się resztą. Stąd polityka obronna tego mocarstwa wymaga zdecydowanej transformacji, którą odczuje wiele państw, w tym i Polska.

System obronny St. Zjednoczonych wciąż opiera się na strategii dobrej dla okresu Zimnej Wojny. Amerykanie dysponują 1,380000 żołnierzy w 13 dywizjach, wspomaganych przez 20 skrzydeł samolotowych oraz 11 lotniskowców, z 700,000 zatrudnionych cywilów, z budżetem 279 miliardów USD. W stosunku do okresu Zimnej Wojny, stan ten jest o ok. 30 proc. mniejszy, podczas gdy wrogowie tego mocarstwa bardzo się zmienili, ale niestety wzory zachowań Pentagonu są wciąż te same. Dotychczas siły zbrojne były zorientowane na prowadzenie wojny w Europie przeciw ZSRR, w związku z tym wciąż jest produkowane i kupowane uzbrojenie przystosowane do tego rodzaju wojny.

Aktualna strategia "III Rzymu" zakłada zdolność prowadzenia wojny na dwóch większych teatrach wojny (MTWS-major theater wars), prawdopodobnie z Płn. Koreą i Irakiem. Infrastruktura dla tej strategii zbliżona jest do tej sprzed lat. Szkopuł polega na tym, że USA musi dostosować swą obronę do nowych zagrożeń ze strony broni masowej zagłady (WMD-weapons of mass destraction) i ze strony Chin, czyli musi uzupełnić system Atlantycki o system Pacyfiku. Co z kolei wymaga innych struktur sił zbrojnych, techniki i logistyki. Zwycięstwo w konflikcie azjatyckim będzie wymagać długofalowej wojny, z rozproszonym i mobilnym na dużych odległościach wojskiem na lądzie, na morzu, w powietrzu i w przestrzeni kosmicznej. System ten jest sprzeczny z systemem "europejskim," w którym bazy są stałe, odległości krótkie i konflikt ma być szybko rozstrzygnięty.

Jednocześnie strategia MTWS jest wciąż aktualna, czyli obrona USA musi nastawić się na czterech wrogów na raz oraz zręczne kontrolowanie zachowań Rosji poprzez NATO. Innymi słowy, pomimo światowego pokoju, jego dalsze utrzymanie zależy teraz od tego jak dobrze Ameryka przygotuje się do następnej wojny. Co jest tylko zastosowaniem starej reguły rzymskiej "chcesz pokoju, szykuj się do wojny."

Przygotowania obrony przed WMD nie polegają na uruchomieniu krajowej obrony przeciwrakietowej (NMD - national missile defense), a na przygotowaniu zapasów szczepionek, odzieży ochronnej, środków łączności, itp. Wojna z Chinami wymagać będzie broni dalekiego zasięgu, powietrznej i morskiej, zdolnej do obrony Tajwanu. Armia winna być przystosowana do walk w Azji, z gorszą od europejskiej infrastrukturą. Utrzymanie pokoju w świecie w ramach różnych misji wymagać będzie automatycznych systemów monitorowania i kontroli przestrzeni powietrznej oraz mobilności wojska. Wojna w MTWS i via NATO będzie wymagała dalszych ulepszeń w systemach tele-informatycznych i zgrania z europejskimi sojusznikami.

Te nowe wyzwania wymagają zaprzestania zakupów starego uzbrojenia, wprawdzie wypróbowanego tak w produkcji jak i w użyciu. Konieczne jest uruchomienie nowych prac rozwojowych i testowanie oraz szkolenie systemów nie w czasie konfliktu, a grubo przed nim. Dalsze usprawnienia muszą mieć miejsce w organizacji Sztabu Połączonych Sił Zbrojnych. Ostatnio zdecentralizowano dowodzenie, dając pewnego rodzaju swobodę dowódcom teatrów wojennych, którzy lepiej znają potrzeby chwili od biurokracji w stolicy. Jednak ich mandaty trwają od 1 do 2 lat i nie są nastawione na długofalowe przygotowania do obrony. Jest tu więc sprzeczność między strategią obrony a strategią dowodzenia, zresztą znana od wieków w sztywnych strukturach organizacyjnych. Druga sprzeczność istnieje między potrzebą eksperymentowania, a tradycją "nie wychylania się" w wojsku. Tą ostatnią sprzeczność powinni zmniejszyć cywile (czyli sekretarze rodzajów broni), którzy mają wpływ na nominacje oświeconej raczej, niż "zasłużonej" kadry najwyższego szczebla.

Sytuacja w obronie "III Rzymu" jest teraz bardziej skomplikowana od sytuacji podczas Zimnej Wojny, zwłaszcza w polityce personalnej, m. in. wymaga ona lepszych koncepcjonistów w wojsku i lepszej edukacji wojskowej. Kariera wykładowcy nie może być ostatnim szczeblem, a jedną z kilku opcji, które ma przed sobą zdolny wojskowy. Kariera w wojsku winna przypominać karierę w cywilu, tzn. możliwość wielu ścieżek praktyki i szkolenia, z możliwością opuszczenia i powrotu do służby z określonymi "punktami." Wreszcie w czasach pokoju, kiedy koncepcja i praktyka wojny są w stanie stagnacji, do głosu dochodzą zręczni w intrygach dowódcy, którzy swą karierę przedkładają nad dobro podkomendnych, a ci z kolei nie mają do nich żadnego zaufania ani szacunku.

Czy prezydent Bush sprosta tym wyzwaniom i obiecanej rewolucji w wojsku? Chyba tak, bowiem na firmamencie amerykańskiej polityki nie ma lepszego od niego kandydata.

NG 5 (494)