Ryszard Maciejkianiec

Dokumentujmy historię naszych
małych ojczyzn

Jak każdy kątek ziemi był znajomy
Aż po granicę, po sąsiadów domy.
I tylko krajów tych obywatele
Jedni zostali wierni przyjaciele
Jedni dotychczas sprzymierzeńcy pewni!
Bo któż tam mieszkał - matka, bracia, krewni,
Sąsiedzi dobrzy, kogo z nich ubyło,
Jakże tam o nim często się mówiło,
Ile pamiątek, jakażałość długa (...)
A. Mickiewicz. Pan Tadeusz (Epilog).

Od dziś, publikacją Mirosława Gajewskiego "Majkuny", rozpoczynamy w naszym tygodniku nową rubrykę pt. "Moja mała ojczyzna", w zamyśle której jest próba udokumentowania historii naszych podwileńskich wsi i zaścianków, przypomnienie przekazywanych z pokolenia na pokolenie historii i legend, a przede wszystkim przekazanie potomnym naszych imion i nazwisk, swoistych tylko dla danej miejscowości obyczajów i tradycji, specyficznego słownictwa.

Jesteśmy z tym spóźnieni co najmniej o lat kilkadziesiąt. Procesy, które rozpoczęła druga wojna światowa, poprzez powojenne zmiany granic, sowieckie represje, wywózki na Wschód i ewakuację do Polski oraz wywłaszczenie z własności na ziemię i kolektywizację, jak też poprzez późniejsze meliorowanie i tworzenie większych osiedli, kosztem likwidacji mniejszych, noszą dziś charakter nieodwracalny. Pozbawieni ziemi i mienia byli gospodarze, którzy tu pozostali na dobre i złe, starali się na wszelkie sposoby w latach 50 i 60 wysłać swoje dzieci do miasta na naukę czy do pracy, aby nie musiały tak jak rodzice za darmo pracować w kołchozach, i aby wyżywić rodzinę "kraść" na niedawno jeszcze własnym zagonie czy łące. Rozpoczęty wówczas proces wyludniania wsi, kiedy to powstawały kilkupokoleniowe luki, dziś doprowadził do całkowitego wymierania i znikania niektórych z nich. Wioski, liczące wtedy 100 - 150 mieszkańców, trzon których stanowiły dorodne rodziny z 3 - 4 dorastającymi dziećmi - dziś świecą pustką.

Jednak, mimo kolektywizacji i sowietyzacji, wioski nadal aż do lat 70 włącznie stanowiły zachowawczą i kulturotwórczą wspólnotę z coraz bardziej słabnącym przywiązaniem w kolejnych pokoleniach do obyczajów okresu potocznie zwanego "za Polską". Tam nadal panowało pojęcie wioskowej wspólnoty rodzinnej, a do osób pokolenia rodziców i dziadków, nie mających nawet żadnych oznak pokrewieństwa, zwracano się jak do najbliższych krewnych - ciociu i wujku...

Dziś tych świadków historii, co się urodzili w pierwszym ćwierćwieczu minionego już wieku, tych, co to zapamiętali i przekazali kolejnym pokoleniom przywiązanie do wiary, tradycji, kultury i mowy naszej, do własnej ziemi, którą kochali jak własną matkę - jest coraz i coraz mniej Nie mamy więc wiele czasu, aby móc korzystać z tego najcenniejszego źródła naszej wspólnej historii. Czas nagli, abyśmy odnotowali dla potomnych kto żył z imienia i nazwiska w naszych wioskach na początku ubiegłego wieku i w okresie międzywojennym, kto zginął w czasie wojny, kto wyemigrował do Polski i innych krajów, kto mieszkał w okresie powojennym i jaki jest stan naszej wioski dziś.

Apelujemy więc do wszystkich tych, którzy w zwykłych niewyszukanych słowach mogą spisać historię swojej małej ojczyzny - miejsca, gdzie się urodzili i wyrośli, aby zanotowali i przekazali ją do opublikowania. Poprzez internet jej imię i historia staną się możliwe do poznania w każdym zakątku kuli ziemskiej. I na pewno niejeden Polak, którego legenda rodzinna głosi, że pochodzi z naszego terenu, wśród opublikowanych nazwisk z zainteresowaniem będzie szukał swoich korzeni...

O skomplikowanej historii i swoistej kulturze Ziemi Wileńskiej napisano wiele prac naukowych, wydano dziesiątki książek. Tym niemniej tylko my sami możemy udokumentować te najdrobniejsze i najważniejsze dla tej miejscowości szczegóły, których nie udokumentuje Wielka Historia. Co dla niej stanowi jedno z wielu - dla nas jest najdroższe, jedyne i niepowtarzalne.

NG 7 (496)