Irena Tarasewicz

Moja mała ojczyzna
"Sercu droga... Halina"

"... Las koło wioski Halina
był dla mnie pierwotny.
Z zapachem zabitego nie tak dawno
Ostatniego niedźwiedzia."

Cz. Miłosz. Rzeki maleją,
ze zbiorku "Gucio zaczarowany" 1965 r.

Wieś Halina, stopniowo obumierający i zanikający zakątek południowej Wileńszczyzny, należy do gminy Mariampol, parafii porudomińskiej. Zaledwie 25 km dzieli ją od stolicy, a 7 km od słynnych w XIX stuleciu Jaszun. Przez wieś płynie mała rzeczka Halinka, jeden z dopływów Rudomianki.

Początki tej wsi nie są znane. Prawdopodobnie w pierwszej ćwierci XIX wieku przechodził przez nią Napoleon ze swym wojskiem, skąd została nazwa grobli "Francuski most", a kilkunastu żołnierzy z tej kampanii pogrzebano na byłym miejscowym cmentarzu.

W końcu tego stulecia o Halinie wspomina się w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego1 i pod nazwą Halino podana jest informacja, że to "wieś rządowa w powiecie wileńskim, w pobliżu której była niegdyś stacja pocztowa Jedlina na byłym trakcie z Wilna do Grodna."

Stąd wynika, że wieś należała do gruntów państwowych i gospodarzyli w niej chłopi.2 Może dlatego w nasze czasy często do nazwy Halina dodawano określenie "ciemna".

Szczególnego znaczenia wieś nabrała w okresie lat 1920 - 1939, za czasów, kiedy Wileńszczyzna należała do Rzeczpospolitej Polski. Wieś powołano do życia kulturalnego oraz wzrostu poziomu ekonomicznego, co spowodowało, że nadano jej funkcje ośrodka gromady Halińskiej.3 Należała Halina w owym czasie do gminy solecznickiej. Sołtysem był Feliks Osipowicz, mieszkaniec wsi Jedlina, a członkami: Adolf Wojciechowicz zamieszkały we wsi Taraszyszki i Jerzy Tarasewicz ze wsi Bękarty. W skład gromady wchodziły takie miejscowości: zaścianek Bękarty, folwark Bękarty, zaścianek Cegielnia - Halina, leśniczówka Chorążyszki, folwark Dąbrowo, wieś Jedlina, poczta Jedlina - Orliszki, wieś Predcieczanka, I - połowa osad lasu Rudnickiego, wieś Taraszyszki Nowe, wieś Taraszyszki Stare, zaścianek Taraszyszki oraz sama Halina. Terytorium gromady Halińskiej ogólnie zajmowało 2033 hektary.

W roku szkolnym 1925/26 oficjalnie funkcjonowała szkoła powszechna (1 klasa, obecnie początkowa).4 Naukę w niej pobierało 71 osób: 39 chłopców i 32 dziewczynki. Z całej liczby: 68 dzieci - Polacy, 1 dziecko - Rosjanin i 2 dzieci - Żydzi. W roku 1936 wykładała w szkole Wacława Żukówna. Według danych, Litewskiego Centralnego Archiwum Państwowego było w Halinie 45 gospodarstw, małych i dużych, w zależności od posiadanej ilości ziemi. W czołówce gospodarzy, którzy mieli nie mniej 14 ha ziemi, byli Franciszek Piwarun, Kazimierz Tarasewicz, Wincenty Tarasewicz przezwisko "Laluk", Marcin Osipowicz, Michał i Wincenty Tarasewiczowie, Andrzej Tarasewicz, Cyprian Bielenis. Pozostali to: Adam Tarasewicz, Michał Tarasewicz, Wincenty s. Michała Osipowicz, Stefan Osipowicz, Franciszek Osipowicz, Wiktor Osipowicz, Antoni i Elżbieta Osipowiczowie, Dominik s. Jana Wołodkowicz, Antoni Wołodkowicz, Wincenty Wołodkowicz, Wiktoria Wołodkowicz, Jan Tarasewicz, Michał Tarasewicz, Piotr i Michalina Tarasewiczowie, Józefa Dajlidowa Tarasewiczowa, Marcin Tarasewicz, Helena Tarasewicz, Paulina Osipowicz, Bronisława Werzocka, Jan Filistowicz, Bolesław Filistowicz, Otto Filistowicz, Józef Filistowicz, Michał Bielenis, Jan Bielenis, Ildefons Michałowski, Alfons Tarasewicz, Franciszek Tarasewicz, Michalina Tarasewiczowa, Józef Marcinkiewicz, Katarzyna Ryncewiczowa, Adolf Rapso i spadkobiercy Stanisława Papszy, Marcin Papszo, Szymon Janukiewicz, Maria Papszo, Józef Bochdziewicz, Antoni Teliczan, Franciszek Kiakszto.

Chociaż gleba we wsi nie jest zbyt urodzajna, ponieważ przeważa bielica piaszczysta, jednak uprawiano na niej żyto, owies, koniczynę czerwoną, jęczmień, len, seradelę, pszenicę ozimą, wszystko na oborniku. Na piaskach o żwirowym podłożu uprawiano żyto, łubin, grykę, ziemniaki. Lepszych plonów zazwyczaj spodziewano się na podłożu gliny chudej i szczerku. Na glebie o podłożu torfowym uprawiano owies i zbierano najczęściej średni i niski urodzaj.

Tak się układało życie, że rodziny, które posiadały niewiele ziemi, były wielodzietne, sięgały nawet do dwunastu osób i więcej, pracowały u zamożniejszych gospodarzy, najczęściej na roli. O pracodawcach obecnie wspomina się i dobrym, a czasem smutnym słowem, ale zawsze miało się kęs chleba. O najbogatszym gospodarzu, Franciszku Piwarunie, co posiadał 1 włókę ziemi, wiadomo, że został spadkobiercą po śmierci wujostwa. Pobrał się z Heleną, która powiła córkę Brońcię oraz syna i córkę Helenę. Do niego zgłaszali się biedniejsi gospodarze oraz pracowały własne dzieci wraz z siostrzeńcem "Stasiukiem" Błażewiczem. Po II wojnie światowej w ramach tzw. repatriacji, a właściwie przed "grozą sowiecką" cała rodzina Piwarunów przeniosła się do Polski.

Pozostali, by nie zaznać "mrozów syberyjskich", dołączyli się do powstania kołchozu w końcu lat 40 - tych.

Zanim miały nastąpić czasy kolektywizacji, liczne rodziny w okresie władzy polskiej "własnymi siłami" uprawiały ziemię i spożywały swój chleb. Nie tylko buź w domu wystarczało, ale i rąk do pracy.

Drzewa genealogiczne kilku rodzin pokazują obrazowo, jak liczne były "drużyny": 1. Kazimierz Tarasewicz i Anna Tarasewicz mieli pięcioro dzieci, Władysława, Stefanię (moją babcię), Jana, Wacława i Józefa. 2. Karol Tarasewicz miał dwie małżonki. Z pierwszą doczekał się czworga dzieci, 2 córek i 2 synów: Kaźmierza i Stanisława. Z drugą Rozalią miał ośmioro dzieci: Michała (mego dziadka), Wincentego, Urszulę, Bronisławę, Janinę, Kazimierę, Stefanię, a ósme umarło w wieku niemowlęcym. 3. Józefa Tarasewicz 3 razy wydawała się za mąż. Pierwszy raz założyła rodzinę z Tomaszem Kiaksztą, z tego małżeństwa zostało pięcioro dzieci: Franciszek, Aleksander, Weronika, Antonina, Ulimka. Jako wdowę poślubił ją Jan Tarasewicz, od którego wydała na świat siedmioro dzieci: Jana, Michała, Justynę, Wincentę, Michalinkę, Piotremkę i Leonorę. Po śmierci kolejnego męża, założyła rodzinę z kowalem Mieczysławem Daulidą, z którym wychowywała wszystkie dzieci. Tak wtedy wyglądała sytuacja wielu rodzin, gdy jeden z małżonków umierał, zakładano nową rodzinę z kolejnym kandydatem, ponieważ gospodarz nie mógł być gospodarzem bez pani domu, a ta z kolei bez głowy rodziny.

Kobiety najczęściej umierały od częstych porodów, a mężczyźni od nadmiaru prac fizycznych. Np. od usuwania korzeni tzw. "karczów" po wyrębie lasu pod działki o lepszym podłożu gruntowym. Jednak wysoki przyrost naturalny nie pozwalał wsi się wyludnić.

Straszne wydarzenia II wojny światowej wsi nie zahaczyły. Wojenne czasy przypominała jedynie śmierć pilota, który zginął w pobliżu wsi i przez pewien czas spoczywał na "cmentarzyku". Nadal istniała szkoła, ale wykładano tu prawdopodobnie w języku litewskim i białoruskim. W 1940 r. Wileńszczyzna weszła w skład Litwy. Jak podaje Bronius Kviklys w "Műsř Lietuva"5 w opisie Jaszun: "Po powrocie miejscowości w skład terytorium Państwa Litewskiego, rozpoczęło się "ożywienie" litewskości. Tak w 1940 r. po wydaniu litewskich dowodów osobistych, swoje nazwisko "odlitewniły" 762 osoby, które wcześniej były zesławinizowane, ale prawie wszystkie posiadały litewskie rdzenie. Mieszkańcy, a szczególnie młodzież, zaczęła chętnie uczyć się języka litewskiego". W Halinie proces lituanizacji nie miał takiego charakteru, w pamięci niektórych mieszkańców jedynie pozostały szkolne wierszyki, nie zlitwinizowano nazwisk, a po wojnie prawie do początku lat siedemdziesiątych oficjalnie funkcjonowała szkoła powszechna z polskim językiem nauczania, którą w ostatnich latach kierowała nauczycielka Irena Pitniunienë.

Do "obumierania" wsi przyczyniła się tzw. kolektywizacja.

Pani Teresa Kisłowska tak wspomina okres swych lat dziecinnych: "Był rok 1949. Mieliśmy w domu pogrzeb, zmarł ojciec. Nikt na mamę - wdowę i na nas, dwójkę dzieci, nie zwracał uwagi. Przedstawiciele kołchozu wykopali 15 setek ziemniaków, zabrali kury, konia i sprzęt gospodarski". Tak zachowywano się wobec wszystkich mieszkańców, którzy zostali we wsi. Zamożniejsi gospodarze, by nie ulec losowi poznania "lasów syberyjskich" musieli dołączyć się do powstania kołchozu. Biedniejszych, którzy nie zgadzali się oddać swoją własność do "wspólnego kotła", okładano ogromnymi podatkami. W taki sposób brutalnie zmuszano do tworzenia "świetlanej przyszłości", a jeżeli chciało się zachować własną oborę, bądź stodołę - należało zapłacić określoną sumę kołchozowi. Jak wspomina mój ojciec, Ryszard Tarasewicz: "Mama, Stefania Tarasewicz, która naonczas również była wdową, za własną stodołę, której nie zabrano do kołchozu, bo była budowana z desek, zapłaciła 120 rubli."

Prawie dziesięć lat "gospodarzył" w Halinie kołchoz. Kierowali nim bogatsi gospodarze: Wincenty Tarasewicz ("Stary Laluk"), Wincenty Osipowicz, prawdopodobnie niejaki Paweł Kalinowicz. Początkowo, za stajnię dla "kołchozowych" koni służyły pozostawione obory Franciszka Piwaruna, a w jego domu gospodarzyła przybłęda wojskowa z frontu Ostapienko. Później z gospodarskich obór zbudowano dużą stajnię, a ze stodół, ogromne pomieszczenie do przechowywania siana. Mieszkańcy, którzy pozostali bez własnych gruntów, "ogoleni" ze wszystkiego, chodzili do pracy do kołchozu, a za cały letni okres zbierania plonów, w jesieni z półpełnym workiem wracali do domu. (Może to spowodowało, że powszechnie zaczęto ukradkiem brać bez pozwolenia ze "wspólnego kotła", a często spożywać to, czym karmiono bydło (w przypadku "mąki" dla świń?).

Latem, kobiety z dziećmi zbierały jagody, grzyby i pełne ich kosze woziły na sprzedaż do Wilna, by za nie kupić chleba. Podobnie jak obecnie robi wielu będących bez pracy. Ludność, widząc tę niesprawiedliwość i znosząc powszechnie cierpienia po "otworzeniu" granicy zachodniej, w latach pięćdziesiątych masowo szykowała się do wyjazdu do Polski, ale nie wszyscy opuścili ojczyste tereny. Pogodzili się z losem i nadal pracowali na ziemi ojców, która była "wspólną własnością". Tak było z rodziną p. Bronisławy Tarasewicz, która wszystkie lata, do emerytury pracowała w kołchozie. W 1959 roku wg spisu ludności, w Halinie mieszkały 204 osoby.6 Wieś należała do rej. wileńskiego, gminy porudomińskiej.

Rodzice, nie widząc "lepszego życia" dla swych dzieci posyłali je na naukę do Wilna. Młode rodziny przenosiły się do większych osiedli: Mariampola, Wołczun itd. Kołchoz w końcu lat pięćdziesiątych rozwiązano. Gospodarskie obory "powędrowały" do nowych ośrodków kołchozowych: do Porudomina, Mariampola. Wraz ze zmniejszeniem liczby dzieci, szkołę zamknięto, a drewniany gmach szkolny "przeciągnięto" do Porudomina i dołączono do zabudowań podstawówki.

W taki sposób Halina przekształciła się w "obumierającą" i "zalesiającą się" wieś.

Przed dwoma laty, wg spisu ludności, wieś Halina liczyła 82 osoby. Z nich: 81 - Polacy, 1 - Rosjanka; emerytów - 43, pracujących - 5, bezrobotnych 24. Dzieci naliczono 10, w wieku szkolnym 6, w przedszkolnym - 4. Liczba gospodarstw "wzrosła" do 58, a mieszczą się one w 39 domach.

Wśród gospodarzy wyróżniają się państwo Kisłowscy i p. Mirosława, którzy posiadają zmechanizowany sprzęt rolniczy. Pozostali uprawiają nieduże działki końmi.

Na północy wsi są widoczne "podnoszące" się z ruiny gospodarstwa, częściej spotyka się "pólko zaorane". Natomiast w przeciwległym kierunku, gdzie się rozpoczynają północne krańce Puszczy Rudnickiej, ziemia leży odłogiem, a na niej las poszerza swe terytorium, gdzie w niedalekiej przyszłość na pewno "zamieszkają niedźwiedzie" w przeciwieństwie do zapachu uśmierconego ostatniego zwierzęcia, o którym wspomina wybitny poeta.

Za udzielenie informacji na temat opisanej wsi serdecznie dziękuję: sędziwej p. Leonorze Tarasewicz, p. Bronisławie Tarasewicz, p. Władysławowi i Teresie Kisłowskim, p. Teresie Jacienine - Bielenis, p. Irenie i Ryszardowi Tarasewiczom.

Na zdjęcich: Irena i Ryszard Tarasewiczowie; powszedni dzień pracy w kołchozie (druga z lewa Bronisława Tarasewicz).

Od redakcji: zachęcamy Czytelników do spisania i opublikowania na łamach "NG" historii swoich wsi, osiedli i zaścianków. I tych, wobec których historia była łaskawa i one się rozwinęły, i tych, których możliwie czeka los smutny. Zróbmy to teraz, póki mieszkają tam jeszcze ci, co stanowią sól ziemi naszej - jej wierni synowie i prawowici właściciele, mający dziś 70, 80 i więcej lat. Udokumentujmy to w ten sposób, na jaki nas stać - w postaci wzorzystego opowiadania, czy też poprzez najzwyklejsze wymienienie z imienia i nazwiska mieszkańców ojczystej wioski w różnych okresach jej historii. Najlepsze publikacje będą nagrodzone.

Na zdjęciu: rodzina Bronisławy Tarasewicz przed planowanym przesiedleniem się do Polski.

(Sercu droga i miła...)

Sercu droga i miła,
zapomniany zakątek,
mała wieś Halina.
Wnukom często nie znana,
zubożała i zaniedbana
Ziemia leżąca odłogiem.
Nie słychać błogosławieństwa rolników?
"Z Bogiem..."
Smutek iżałość ujmuje,
a wzrok na darmo wypatruje
widok pól zaoranych,
łanów zbóż szumiących,
zagonów ziemniaczanych
i sadów kwitnących.
Gdzie się ukrył ten urok
Ziemi ojców moich?
Czyżby rąk brakowało do pracy
w pocie czoła i znoju?
Nie ma Ich, Bohaterów roli,
uciekli przed "grozą rosyjską",
a ci, co zostali,
ostatnie mienie oddali do kołchozu. (...)
Młodzież na ten widok nie zwleka
I w poszukiwaniu "lekkiego" i pewnego chleba ucieka.
Rodzice ich, staruszkowie
po odzyskaniu ziemi
stoją dzielnie na straży
jak "Cerberowie",
nikt zahaczyć o posiadłość nie waży.
A tymczasem na roli
Szkółka raźno wznosi swe wierzchołki.
Piękny krajobraz...
młody las i miedzowe kołki.
Irena Tarasewicz, Wołczuny 2001 02 21

Przypisy:

1 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich wydany pod red. Filipa Sulimierskiego i in, tom III, Warszawa 1882, s. 20.

2 Archiwum historyczne. F 694, ap. 5, nr 5065.

3 Litewskie Centralne Archiwum Państwowe. F 1070, ap. 2, nr 300.

4 Ibid. F 172, ap. 1, nr 1028.

5 Bronius Kviklys, "Musu Lietuva", T. 1, Vilnius, 1989, s. 212.

6 Mazoji Lietuviskoji Tarybine enciklopedija, T. 1, Vilnius, 1966, s. 517.

NG 10 (499)