Robert Mickiewicz

Do celu na pełnym "gazie"

Do celu jest coraz bliżej. Czytelnik zapyta, "do jakiego celu"?. Odpowiedź w nasze czasy oczywiście może być tylko jedna, - "do członkostwa Litwy w Unii Europejskiej".

Przynajmniej niektórzy wysokiej rangi urzędnicy, członkowie rządu gonią do tego celu na pełnym, w pełnym znaczeniu tego słowa "gazie". Co prawda przypłacają za ten "tupet" w służeniu ojczyźnie, własnymi stanowiskami oraz, co zresztą jest bardziej ważne i smutne zarazem, prestiżem tej że samej ojczyzny w oczach opinii międzynarodowej. Mam tu oczywiście na myśli w pierwszej kolejności popijawę jaką zafundował sobie w Brukseli podczas negocjacji z Europejską Komisją, były już zresztą wiceminister spraw wewnętrznych J. Galginajtis.

Ten, z pozwolenia powiedzieć, mąż stanu był wysłany do Brukseli na czele rządowej delegacji, aby prowadzić techniczne konsultacje na dwóch płaszczyznach podczas negocji w sprawie przystąpienia Litwy do Unii Europejskiej. Dzisiaj już bardzo ciężko ustalić, - "po co wiceminister "urżnął się" do takiego stanu, że nie mógł nawet pokazać się na oczy swym europejskim rozmówcom, nie mówiąc już o prowadzeniu negocjacji, ale na pewno możemy przyznać, że do czegoś takiego wcześniej czy później powinno było dojść.

Bez przesady można powiedzieć, że codziennie, na kolejnych konferencjach prasowych, w wywiadach, wypowiedziach naszych polityków i urzędników, niemal że wszystkich maści i szczebli, słyszymy o kolejnych postępach w dziele integracji naszego kraju z Unią. Temu celowi całkowicie została podporządkowana cała wewnętrzna i zewnętrzna polityka państwa. Słuchając tryskających optymizmem relacji, z "bitwy o Brukselę"? oraz nieskończonych uzasadnień tych że osobników, "po co nam jest potrzebne członkostwo w Unii", jakby mimowolnie nasuwa się skojarzenie, że coś podobnego już się działo i to jeszcze zupełnie nie tak dawno, powiedzmy kilkanaście lat temu.

Gwoli ścisłości, cele te były zupełnie odmienne, ale zadyma, jaką robiono wtedy i jaką robi się dzisiaj jest do złudzenia podobna. Cały wysiłek, a nawet sens istnienia państwa poświęcony był wówczas budowie świetlanej przyszłości. Wszelakie, zresztą bardzo liczne, trudności dnia powszedniego, niepowodzenia w budowie, budowniczym tej przyszłości bez najmniejszego wyrzutu sumienia tłumaczono, że "to tymczasowe i po dojściu do niej (to znaczy świetlanej przyszłości) zapanuje istny "raj na ziemi". Nie można powiedzieć, żeby w to mocno wierzyli (udawać, że wierzyli musieli), ale priorytety i cele funkcjonowania państwa były zupełnie jasne.

Minęło 11 lat i nowa - stara elita polityczna naszego państwa, znowu zajęła się realizacją kolejnego wielkiego planu. Członkostwo w klubie najbardziej bogatych i rozwiniętych krajów Europy - Unii Europejskiej, dla niedużego, biednego, sąsiadującego na dodatek z dużym nieobliczalnym sąsiadem, kraju jest oczywiście dobrym rozwiązaniem i rozsądnej alternatywy temu raczej nie widać. Przystąpienia do sojuszu Rosji i Białorusi, co czyni obecnie Mołdawia, brać w rachubę raczej nie powinniśmy. Jednakże czy słuszne i potrzebne członkostwo Litwy w Unii może stać się wyłącznie jedynym celem państwa, który zastąpił sobą resztę priorytetów?

Ma się wrażenie,że cała rzecz polega na tym, iż litewska elita polityczna po wywalczeniu niepodległości, po prostu już nie wie co robić dalej z tym krajem i jego niepodległością i tu idea przystąpienia do Unii stała się balsamem na rany nieudolności naszych polityków. Członkostwo w UE dla Litwy jest o wiele bardziej realne aniżeli realizacja celu sprzed kilkunastu laty. Jeżeli nie w 2003, co jest raczej mało realne, to w tym dziesięcioleciu Litwa na pewno powinna dołączyć do krajów Unii, ale co dalej? Co po wstąpieniu do UE, zaproponuje Litwie jej elita polityczna? Czy znowu, z przyzwyczajenia, przełoży całą odpowiedzialność na cudze plecy?

NG 10 (499)