Beata Garnytë

Życie - najcenniejszy dar

Od kilku lat Litwa pod względem liczby samobójstw przoduje nie tylko w Europie, lecz i w świecie, wyprzedzając przy tym takie państwa jak Rosja, Łotwa, Estonia, a nawet Węgry, od których Litwa i przejęła "palmę pierwszeństwa" w tej jakże tragicznej sprawie.

O tym, dlaczego tak się stało i jaką rolę w tym wszystkim spełniają media była mowa podczas spotkania dziennikarzy ze znanym litewskim suicidologiem, kierownikiem Katedry Psychologii Klinicznej Uniwersytetu Wileńskiego, docentem, doktorem habilitowanym Danutë Gailienë, które się odbyło we środę, 7 marca br. w murach Młodzieżowego Centrum Pomocy Psychologicznej przy ul. Rasř 20.

Pierwsi w świecie

Na wstępie pani Gailienë zaznaczyła, że o tym, jakże ważnym obecnie problemie społecznym, otwarcie mówić zaczęto stosunkowo niedawno. Jeszcze w roku 1991 w żadnym z 3 podstawowych dzienników litewskich (chodzi tu o "Lietuvos aidas", "Lietuvos rytas" i "Respublikę") nie ukazała się ani jedna wzmianka na ten temat. Było to zresztą zgodne z panującą wówczas ideologią, w myśl której nie było u nas takiego zjawiska, jak samobójstwo. Czy to stwierdzenie odpowiadało rzeczywistości? Niestety, nie i każdy o tym doskonale wiedział. Samobójstwa się zdarzały nie były jednak tak częste, jak w dobie obecnej.

"Wraz z odzyskaniem przez Litwę niepodległości zaistniała realna swoboda słowa. Mówić i pisać można było o wszystkim i taki temat, jak samobójstwa nie stał się wyjątkiem. A że w tym samym mniej więcej czasie liczba tych ostatnich zaczęła wzrastać, więc i w mediach znaleźć można było coraz więcej informacji na ten temat" - mówiła pani Gailienë, która też m. in. podliczyła, że tylko w roku 1994 w trzech wspomnianych wyżej dziennikach o tym problemie pisano średnio 20 razy częściej, niż w roku 1991. W dwa lata później liczba ta wzrosła jeszcze średnio o 1,7 raza...

Nie jest tajemnicą, że obecnie sytuacja staje się pod tym względem wręcz tragiczna - coraz więcej ludzi sięgając po sznur, pistolet czy pigułki odbiera sobie życie. "Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zaczynamy się do tego przyzwyczajać, stajemy się coraz bardziej obojętni na los drugiego człowieka" - mówiła pani Gailienë. Zgoda, dzieje się tak wszakże do chwili, gdy podobne nieszczęście dotknie kogoś z naszych krewnych czy znajomych. To właśnie wobec bólu rodziny, przyjaciół wszelki sens tracą statystyki i ukazane tam liczby.

Dobrowolne odejście bliskiej nam osoby może sprawić, że cały nasz dotychczasowy świat w jednej chwili legnie w gruzach. Zostaną pytania, na które nigdy już nie uzyskamy odpowiedzi, zostanie ogromne poczucie winy i, jakby brutalnie to nie brzmiało, doskonała wskazówka jak można poradzić ze swymi problemami. "Bo jakiż przykład daje swym dzieciom ojciec, który się zastrzelił w domu, za co przez prasę został okrzyknięty bohaterem. Czy jego synom wystarczy sił, by podjąć wyzwanie, walczyć z kłopotami" A może tak jak ojciec sięgną po strzelbę, usprawiedliwiając się obecnością "genu samobójstwa" - zastanawiała się pani Gailienë.

Samobójstwo jest zaraźliwe

Już od dawna wiadomo, że samobójstwo może być zaraźliwe. Znamy np. jedno z dzieł Plutarcha, w którym pisze on m. in., że prawdziwa epidemia samobójstw została odnotowana w Milecie. Młode kobiety masowo odbierały sobie życie i nikt nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Epidemia trwała aż do chwili, gdy senat miasta podjął uchwałę, że każda, która tak postąpi zostanie rozebrana do naga, po czym ciało jej będzie wystawione na miejskim placu.

Współcześni wiele słyszeli o innej epidemii samobójstw, która zapanowała w Europie po ukazaniu się książki Goethego "Cierpienia młodego Wertera". Z życia odchodzili młodzieńcy w wieku głównego bohatera tego dzieła. Sytuacja była na tyle poważna, że w wielu krajach książkę tę zabroniono nawet sprzedawać.

Wówczas naukowcy snuli jedynie hipotezy o tym, że samobójstwo może być zaraźliwe. Naukowo udowodnić to udało się w latach 1981-1982. W Niemczech w owym czasie wyświetlano sześcioodcinkowy film, zatytułowany "Śmierć ucznia". Główny jego bohater popełnia samobójstwo rzucając się pod pociąg. Od tego epizodu zaczyna się każdy odcinek filmu.

Suicidolodzy Uniwersytetu w Wurzburgu pod kierownictwem doktora psychologii Armina Schmidtke zaczęli wówczas badać, jak film ten działa na ludzi. Jak się i spodziewali, po wyświetleniu tego filmu liczba młodych ludzi, którzy rzucili się pod pociąg wzrosła nawet o 175%. Po tym zaś, gdy film ten (nie zważając na sprzeciw naukowców) został wyświetlony po raz drugi - o 115 % .

Dlaczego odchodzą?

Samobójstwo... Dla jednych jest to jedyne honorowe wyjście z trudnej sytuacji, dla innych - wyzwolenie od szarej codzienności, tych czy innych problemów, nieszczęśliwej miłości... Ci, którzy w ten sposób odchodzą, nawet nie wyobrażają, na jakie piekło skazują tym samym swych bliskich. Jakże często kieruje nimi wręcz przekonanie, że bez nich rodzinie będzie znacznie lepiej!

"Dlaczego to zrobił" Dlaczego mi to zrobił?" - na te pytania skazani są bliscy osoby, która z własnej woli odeszła z tego świata. Odpowiedzi na nie najczęściej szukają sami, gdyż jak zaznaczyła pani Gailienë, do psychologa zwracają się oni znacznie rzadziej, niż ma to np. miejsce w przypadku rodzin ofiar wypadków samochodowych. Nie oznacza to, oczywiście, że mniej cierpią, mają jednak do pokonania więcej barier, gnębi ich większe poczucie winy...

Pytają siebie - co mogli zrobić, a nie zrobili, jak mogli pomóc, a nie pomogli, jakich znaków nie dostrzegli... No właśnie, znaków. Zdrowy człowiek nie decyduje się na samobójstwo w ciągu godziny. Ta myśl, zanim zostanie zrealizowana, długo się kręci w jego głowie. "Jest to proces, długotrwały proces, w ciągu którego delikwent niejednokrotnie czy to swym zachowaniem, czy słowami napomknie otoczeniu o swych zamiarach" - podkreślała pani Gailienë. Ważne jest więc w czas zareagować, wsłuchać się w duszę swych najbliższych. Udając, że nic się nie dzieje, nie da się rozwiązać tego problemu.

Pani Gailienë wspomniała o jednym przypadku, z którym nie tak dawno spotkała się w swej praktyce. Zwróciła się do niej siedemnastolatka, niedoszła ofiara samobójstwa. Po śmiertelną dawkę narkotyków sięgnęła ona wprost w domu, w którym mieszkała wraz z rodzicami. Jak sama później przyznała, czekała na ich reakcję, na jakąkolwiek uwagę z ich strony. Na próżno. Rodzice nawet nie podejrzewając, co się szykuje, jedynie na nią nakrzyczeli i ułożyli ją spać. Byli wielce zdziwieni, gdy do ich drzwi zapukali lekarze pogotowia - dziewczyna była już nieprzytomna? - mówiła pani Gailienë.

Tym razem lekarze zdążyli na czas, a to za sprawą jednego telefonu, na który siedemnastolatka szukając kogoś, komu mogłaby się zwierzyć, zadzwoniła tuż po zażyciu narkotyków. Trafiła na doświadczonego konsultanta Młodzieżowej Linii Pomocy, który od razu zrozumiał, w jakim stanie jest ta dziewczyna. Wypytał więc ją o adres i wysłał tam karetkę. Dziś zarówno dziewczyna, jak i jej rodzice na nowo odkrywają piękno życia, odkrywają siebie.

Jak pomóc?

Mniej natomiast szczęścia mieli ci, którym się udało spełnić swe zamiary. Fakty mówią za siebie. Tylko w roku 1999 samobójstwo popełniło 60 dzieci w wieku od 15 do 19 lat. A przecież można było im pomóc, wystarczyłoby tylko w czas zareagować, zwrócić uwagę na ich zmienione zachowanie, na próby pożegnania.

"Najczęściej tym, którzy się noszą z zamiarem samobójstwa można pomóc i to w bardzo prosty sposób. Wystarczy tylko porozmawiać z nimi i wspólnie spróbować znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji. Należy zdawać sobie przy tym sprawę, że będzie to nie jedna i nie dwie rozmowy, najważniejsze jednak, że początek będzie już zrobiony, a to, być może, uratuje komuś życie" - podkreślała pani Gailienë.

Kolejnym etapem naszej pomocy osobie, przeżywającej głęboki kryzys psychologiczny czy depresję byłoby podsunięcie mu myśli o zwróceniu się po pomoc do specjalistów. Sprawnie działają Linie Pomocy Telefonicznej, a pracujący tam doświadczeni konsultanci chętnie porozmawiają o nurtujących nas problemach, wskażą, gdzie możemy szukać pomocy psychologa, psychiatry, a wszystko to przy zachowaniu całkowitej anonimowości. W Wilnie działa kilka takich bezpłatnych linii - jest to Wileńska Dziecięca Linia Telefoniczna (tel. 8-800 28800, od 16.00 do 21.00), Wileńska Linia Młodzieżowa (tel. 8-800 28888, w dni pracy od 16.00 - 7.00, w dni wolne całą dobę), Wileńska Linia Szkolna (tel. 8-800 28080, w dni pracy od 8.00-17.00) oraz Wileńska Psychologiczna Konsultacja Telefoniczna (tel. 8-800 20002, w dniach pracy od 13.00-20.00).

Jeżeli zaś ktoś chce zwrócić się bezpośrednio do psychologa, może go znaleźć w każdej przychodni albo też w Centrum Psychologii Klinicznej.

Należy głęboko wierzyć, że nie ma takiej sytuacji, z której nie można znaleźć wyjścia. Trzeba postarać się wygrać na czasie, stan bowiem, w którym przebywa człowiek, który się zdecydował popełnić samobójstwo, jest bardzo intensywny, lecz nie długotrwały. Dlatego też przed tym krokiem zatrzymać może nawet to, że zostanie mu ograniczony dostęp do przedmiotów, z których pomocą postanowił odejść z tego świata. Jak dowodzą specjaliści, osoby, które postanowiły popełnić samobójstwo, rzadko decydują się na zmianę wybranej przez siebie "metody". Wyjątkiem są tu jedynie osoby w wieku starszym.

"Przyznaję, że środków zaradczych nie jest wcale tak wiele, jak by się chciało. Nie działają u nas jeszcze centra kryzysowe, do których z prośbą o pomoc można byłoby się zwrócić o każdej porze dnia i nocy (dziś w kolejce do tych centrów trzeba czekać nawet po dwa tygodnie). Nie przewidziane są też żadne dodatkowe kursy szkoleniowe dla nauczycieli, które by pomogły rozpoznawać stany depresyjne u dzieci itp. Brak odpowiedniej prewencji tego zjawiska sprawia, że liczba samobójstw ciągle wzrasta i będzie wzrastać, o ile nie zabierzemy się poważnie za pracę" - mówiła pani Gailienë.

Potrzebne do tego są nie tylko ogromne środki finansowe, lecz i odpowiedni zapis prawny. O to ostatnie i zabiega usilnie grupa osób, do których należy również pani Gailienë. "Minionej wiosny zorganizowaliśmy konferencję, której głównym tematem była prewencja samobójstw. Powołana została wówczas specjalna grupa, która musiała opracować swe propozycje zaradzenia temu problemowi, po czym przedstawić je rządowi. Niestety, niedawne zmiany w rządzie zakłóciły pracę tej grupy, a nawet jej istnienie postawiły pod znakiem zapytania. O tym, że będzie ona uznawana również przez obecny rząd, dowiedzieliśmy zaledwie tydzień temu" - mówiła pani Gailienë. I dalej: "Staramy się działać na różnych poziomach, spotykać się z przedstawicielami Sejmu, rządu, niestety, jak na razie nie możemy sprawić, by temu problemowi poświęcono należną uwagę. Co prawda o swym zaniepokojeniu mówił prezydent V. Adamkus i były przewodniczący Sejmu V. Landsbergis, a w Sejmie powołana była nawet specjalna komisja, jednak rezultatów jak nie było, tak nie ma. Dlatego też naszym zdaniem tak ogromną rolę ma tu do spełnienia prasa? - podkreślała pani Gailienë.

Pisać o samobójstwie nie popychając do niego

Ktoś spyta: "Jaką rolę spełnia w tym wszystkim prasa?" Zdaniem pani Gailienë ogromną. Ten czy inny sensacyjny artykuł o samobójstwie wyniesiony na pierwszą stronę, w najdrobniejszych jego szczegółach opisujący cały jego przebieg, w dodatku ilustrowany zdjęciami z miejsca tragedii może sprawić, że ten, kto jeszcze się waha, zdecyduje się na odejście z tego świata i to właśnie w ten sposób, który został opisany. "Różni są ludzie, różnie też reagują na to lub inne wydarzenie. Ważne więc jest, by dziennikarze nie romantyzowali bohaterów tych tragicznych wydarzeń, a jednocześnie nie banalizowali ich przyczyn. Zła ocena czy jedno rozczarowanie nie może sprawić, że człowiek popełni samobójstwo. Przyczyny tego postępku są znacznie poważniejsze, głębiej ukryte" - mówiła pani Gailienë. I dalej: "Samobójstwo w żadnym wypadku nie może być oceniane pozytywnie, jak to ostatnio bardzo często się zdarza. "Zastrzelił się, bo był silnym człowiekiem...", "odszedł, bo nie mógł się przystosować do szarej egzystencji..." - takie stwierdzenia słyszeliśmy niejednokrotnie. Wg badań specjalistów najbardziej pozytywnie samobójstwa oceniają mieszkańcy tych krajów, w których procent tych ostatnich jest największy. Tak w roku 1994 Litwę pod tym względem wyprzedały tylko Węgry".

Samobójstwo - jest to poważny problem, problem, z którym trzeba walczyć na każdym poziomie - w rodzinie, w pracy, a nawet oglądając telewizję, czy czytając prasę. Pogoń za sensacją dla co wrażliwszych ludzi może się tu wręcz okazać drogą do śmierci, dlatego warto zwrócić uwagę na to, co się czyta i ogląda, by podświadomie samym nie wybrać metody odejścia z tego świata.

Na zdjęciu: migawka ze spotkania.

Fot. Waldemar Dowejko

NG 10 (499)