Marek Baron

Czy bliżej nam dziś, czy dalej?

Autor publikacji jest historykiem, absolwentem Uniwersytetu Śląskiego, specjalizuje się w badaniu okresu międzywojennego i II wojny światowej. Obecnie przygotowuje pracę doktorską związaną tematycznie z Kresami Wschodnimi, a zwłaszcza ze Lwowem. W kręgu jego zainteresowań znajdują się również problemy litewskie.


Inspiracją do napisania tego artykułu były prywatne rozmowy z Ukraińcami, z których jednoznacznie wynika, że do dnia dzisiejszego oba narody nie wyzwoliły się jeszcze z zaszłości historycznych, co więcej, oceniając obecnie stosunki między naszymi państwami często patrzymy przez pryzmat nie do końca prawdziwy historycznie.

Ponieważ nie rzadko spotykam się z poglądem, że we wzajemnych stosunkach nie sposób było uniknąć wojny, postaram się przynajmniej częściowo określić, jakie mechanizmy kierowały poczynaniami obu stron.

11 listopada 1918 roku w Compiegne pod Paryżem doszło do zawieszenia broni w pierwszej wojnie światowej. Dla każdego Polaka data ta ma dzisiaj symboliczne znaczenie, bowiem oznacza początek niepodległego bytu państwowego. Jaka była w swoich zaraniach ta, rodząca się II Rzeczpospolita, tak bardzo oczekiwana przez kolejne pokolenia Polaków? W jaki sposób warunki zewnętrzne wpłynęły na kształt bądź co bądź nowego państwa? Tego typu pytania stawiali sobie Polacy w przeszłości i jestem pewien podobne wątpliwości będą nurtowały kolejne pokolenia.

Kiedy Roman Dmowski i Ignacy Jan Paderewski przedstawiali w Wersalu własną wizję granic, nie myśleli zapewne o problemach narodowościowych, z którymi przyjdzie się zetknąć państwu polskiemu1. Kwestie te wydawały się być tak odległe. Obaj panowie zdawali się też hołdować dawnemu hasłu Czartoryskiego "Pierwej być, a potem jak być". Rzecz jasna nie ganię ich za to, lecz chcę przez to dać do zrozumienia czytelnikom, iż u zarania odnowionej Polski nie mieliśmy wypracowanej koncepcji politycznej w stosunku do tych, z którymi przyjdzie nam współżyć w ramach jednego państwa. Ów brak "pomysłu", który w tamtejszej rzeczywistości wydawał się być tak mało istotny odcisnął swe piętno na dalszych losach narodów tworzących II RP.

Zgodnie ze spisem ludności z 1931r. w Polsce znajdowało się 13,9 proc. ludności ukraińskiej, która w województwie lwowskim stanowiła 34,1 proc. mieszkańców, stanisławowskim 71,9 proc., tarnopolskim 45,5 proc., wołyńskim 68,4 proc. We Lwowie Ukraińcy (11,2 proc.) po Polakach i Żydach byli trzecią grupą narodowościową miasta.2

Jeżeli zaś chodzi o status prawny mniejszości, to chronił je traktat o mniejszościach podpisany 28 czerwca 1919 roku oraz Konstytucja z 17 marca 1921 roku, która co istotne w stosunku do ustaleń tzw. Małego Traktatu Wersalskiego, przyznawała mniejszościom więcej praw pozwalając tworzyć im autonomiczne związki mniejszościowe o charakterze publicznoprawnym.

Czy patrząc z perspektywy historii można było przezwyciężyć konflikty narodowościowe w II RP? Wydaje się to mało prawdopodobne zważywszy na fakt, że Rzeczpospolita należała do krajów o najwyższym procencie mniejszości narodowych w Europie. W ówczesnej sytuacji geopolitycznej państwo nie było w stanie zaspokoić ambicji i aspiracji Ukraińców czy Białorusinów. Pamiętać również należy, że na skomplikowaną sytuację narodowościową nałożyły się jeszcze konflikty społeczne.3 Odwieczna nieufność Polaków do Ukraińców i odwrotnie, nie wpływała stymulująco na poprawę stosunków. Stereotyp Ukraińca - kozaka, którego celem życiowym jest "Lachiw rizat", a z drugiej Polaka - szlachcica wykorzystującego pracę ludu Ukrainy, długo funkcjonował w świadomości społecznej. Zmiana tego w gruncie rzeczy niezdrowego postrzegania jednych przez drugich była więc zadaniem niełatwym i wymagającym dużej dawki dobrej woli, której co tu dużo mówić brakował i jednym i drugim.

Aby zrozumieć sytuację w jakiej znaleźli się politycy polscy na początku niepodległego państwa, nie sposób pominąć aspekt historyczny. Wzajemna niechęć wyrosła w czasach tłumienia powstań kozackich, pogłębiła się jeszcze bardziej w okresie konfederacji barskiej. Tak zwana "Koliwszczyzna", której efektem była rzeź Polaków na Humaniu4 na trwałe wpisała się do świadomośći Polaków. Następne lata również nie poprawiły pod tym względem sytuacji - zabory, okres I wojny, a może szczególnie fakt, że cofający się Austriacy rozbudzili narodowe aspiracje Ukraińców, spotęgował zadawnione nieporozumienia. Z drugiej jednak strony, aby oddać sprawiedliwość Ukraińcom, trzeba przyznać, że w pewnym okresie strona polska, a zwłaszcza Józef Piłsudski, który wyznaczał kierunek w polityce zagranicznej doprowadziła do "obudzenia się" Ukraińców. Rozmowy i układy zawarte z szefem Zachodnio Ukraińskiej Republiki Ludowej, atamanem Semenem Petlurą zdawały się stwarzać przesłanki do powstania Wolnej Ukrainy. Łudzeni obietnicami polskimi Ukraińcy uwierzyli, że wspólna walka przeciw temu samemu wrogowi jakim była bez wątpienia Rosja Radziecka, zaowocuje ziszczeniem się tego marzenia5. Oceniając dziś realność tych kalkulacji, należy stwierdzić, iż były one oparte na wyjątkowo kruchych podstawach. Odradzająca się II RP nie miała bowiem żadnego interesu politycznego w powstaniu Wolnej Ukrainy, co więcej z polskiej strony wiązałoby się to ze znacznym uszczupleniem terytorialnym, na co nie było ani akceptacji społecznej, ani woli politycznej. Uzupełnieniem tych rozważań niech będzie przypomnienie, że J. Piłsudski opowiadał się za koncepcją federacji, a więc związku państw, w którym Polska odgrywałaby rolę decydującą.

Reasumując dotychczasowe przemyślenia można by zadać pytanie, czy politycy ukraińscy tego okresu cierpieli na zbiorową krótkowzroczność polityczną, czy też może "otumanieni" pojawiającą się szansą nie byli w stanie dokonać właściwej oceny sytuacji?

Przyjęcie tego typu założeń byłoby moim zdaniem zbyt płytkim spojrzeniem na omawiany problem, a równocześnie krzywdzącym dla strony ukraińskiej. Bez wątpienia Ukraińcy zdawali sobie sprawę z zagrożeń jakie niesie dla nich bliższy związek z Polską, ale w realiach lat 1920 - 1921 nie było innej alternatywy. Naród, żyjący pomiędzy dwoma państwami, siłą rzeczy musiał opowiedzieć się za jedną opcją i chociaż wydawało się, że bliskość językowa i kulturowa powinna zaowocować związkiem z Rosją, przesądził pragmatyzm polityczny.

Odbudowująca się ze zgliszczy wojennych II RP nie była w stanie w pełni zaspokoić rosnących z roku na rok żądań mniejszości narodowych. Chcąc więc chociaż częściowo wywiązać się z postanowień traktatu mniejszościowego oraz stosownych zapisów konstytucji marcowej, sejm polski w 1923r. uchwalił ustawę o samorządzie, która mniejszościom dawała nadzieję na szeroką autonomię. Interpretowanie tej ustawy budziło jednak pewne nieporozumienia. Ukraińcy liczyli bowiem, że w ramach państwa polskiego uda im się stworzyć autonomiczny region, zaś Polacy godzili się jedynie na autonomię z zachowaniem jedności terytorialnej kraju. Podobnie też, tzw. ustawa szkolna nie pokrywała się z oczekiwaniami Ukraińców. Ich zdaniem pozwalała ona co prawda tworzyć szkoły z językiem ukraińskim, ale młodzież wychowywana w nich była dalej w duchu polskim. W ten sam sposób potraktowali również Ukraińcy brak zgody Polski na utworzenie własnego uniwersytetu we Lwowie, choć strona polska, nie chcąc zrażać sobie inteligencji ukraińskiej zaproponowała równocześnie otwarcie uniwersytetu ukraińskiego w Krakowie. Nie muszę chyba wyjaśniać powodów, dla których tego typu rozwiązanie nie uzyskało akceptacji Ukraińców.

Przyczyn niepowodzeń w polityce narodowościowej można by się również doszukiwać w mentalności polskich sfer rządzących, które często do tego problemu podchodziły w sposób świadczący o daleko posuniętej ignorancji, tkwiącej korzeniami jeszcze w schematach XIX wieku. Tego typu widzenie spraw ukraińskich oznaczało dla Ukraińców jedynie egzystencję w ramach państwa polskiego. Tak zwana "polonizacja Kresów" była więc z natury rzeczy mało atrakcyjna dla mniejszości, a przełom z roku 1926 niczego tutaj nie wniósł, co więcej, można zauważyć od tego okresu pewne tendencje w kierunku narodowym. Strach przed mniejszościami, które mogą destabilizować państwo powodował przyjęcie nieraz wrogiej w stosunku do tych grup postawy.

Nie brakuje jednak dzisiaj w Polsce historyków twierdzących, że to właśnie pobłażliwość w stosunku do Ukraińców doprowadziła do odrodzenia się nacjonalizmu na omawianych obszarach. Z inicjatywy tzw. rządu wiedeńskiego w 1921r. powstała na ziemiach południowo - wschodnich RP Ukraińska Organizacja Wojskowa (UOW), która przeciwstawiała się jakimkolwiek próbom zbliżenia z Polską czy Rosją Radziecką. Była więc przeciwna zarówno tzw. petlurowcom jak i petruszewyczowcom. Jako metodę działania UOW przyjęła terror indywidualny w stosunku do ludności polskiej, (zwłaszcza jej kierowniczych warstw), a nawet stosowała represje w stosunku do Ukraińców, którzy bratali się z Polakami. Ocenia się, że w okresie międzywojennym podpalenia własności prywatnej stanowiły ponad 90 proc. akcji UOW. Formą manifestowania niechęci do państwa polskiego były również częste bojkoty wyborcze oraz próby ograniczenia poboru do armii polskiej.

Najbardziej jednak skrajnym przejawem działalności nacjonalistów ukraińskich były zamachy organizowane na urzędników państwowych. I tak: w roku 1921 dokonano we Lwowie nieudanego zamachu na J. Piłsudskiego (aresztowania w tej sprawie zakończyły się dopiero w 1929r. schwytaniem Jarosława Czyża), w 1926 r. zamordowano we Lwowie kuratora lwowskiego okręgu szkolnego Stanisława Sobińskiego (zamachowców powieszono). Kroplą, która przepełniła kielich goryczy było jednak zabójstwo ministra Bronisława Pierackiego w 1934 r. Tym bezmyślnym terrorystycznym aktem, Ukraińcy niejako przyśpieszyli odwetowe działania strony polskiej. W 1934 r. utworzony został w Berezie Kartuskiej na Polesiu obóz odosobnienia, w którym przebywał m.in. Stepan Bandera. Nie omawiając bliżej tej postaci, chciałbym zaznaczyć, iż Bandera od 1932 r. stał na czele Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i był bezpośrednio odpowiedzialny za ten zamach. O tym jak miłosierna dla swych wrogów była II RP niech świadczy fakt, że początkowy wyrok śmierci zamieniono Banderze na karę dożywotniego więzienia, a jak powszechnie wiadomo człowiek ten w historii Polski zapisać się miał później jako jeden z katów narodu polskiego.

Reasumując, wydaje się, że nacjonaliści ukraińscy nie potrafili docenić swobód, jakie gwarantowała im II RP. Przyzwolenie władz polskich na otwarcie stowarzyszeń sportowych typu "Łuhy", "Sokiły", "Płasty" wykorzystali do przekształcenia tychże organizacji w przedszkole UOW. Nic więc dziwnego, że po pewnym okresie działalności, organizacje te zostały uznane za szkodliwe dla państwa i z tego powodu zlikwidowane.

17 września 1939 r. nastąpił zdradziecki w odczuciu opinii europejskiej atak ZSRR na Polskę. Nie omawiając gruntownie tego powszechnie zbadanego faktu, wynikającego z paktu Ribbentrop - Mołotow, pozwolę sobie przejść do kwestii postawy ludności ukraińskiej w tym okresie. Z konieczności też ograniczę się do województwa lwowskiego, a ściślej do miasta Lwowa, które leżąc na peryferiach województwa, stanowiło ciekawą dla historyka mieszankę etniczną i kulturową. To prastare miasto6 zamieszkiwało w 1939 r. w stosunku do liczby ludności 11,45% Ukraińców. We wspomnieniach i relacjach z września 1939 r. przewija się wątek umiarkowanego optymizmu, z jakim Ukraińcy witali nową władzę. I chociaż na plan pierwszy zdecydowanie wysuwa się postawa ludności żydowskiej,7 która niemalże owacyjnie witała wojska radzieckie, nie sposób pominąć również faktu radości wśród Ukraińców. Znany i ceniony na Górnym Śląsku architekt i artysta plastyk - Janusz Owen - wspomina (...) "Mniejszość ukraińska zdawałoby się zachłysnęła się rzeczywistością. Z dnia na dzień Ci ludzie, dotychczas pomijani, dostąpili zaszczytu awansu społecznego" (...).8 Ocena ta wydaje się być niezwykle trafna, zważywszy na fakt, że władze radzieckie nie będące w sposób organizacyjny przygotowane do przejęcia kontroli na zajmowanych terenach, siłą rzeczy musiały współpracować przynajmniej z częścią społeczeństwa zamieszkującego tereny Zachodniej Ukrainy.9 Owo "zachłyśnięcie się rzeczywistością" często przybierało jednak nie tylko formy pokojowej manifestacji uczuć, polegającej na stawianiu łuków triumfalnych czy wywieszaniu transparentów antypolskich. Świadek ówczesnych wydarzeń - Jacek de Gache - relacjonuje (...) "Pełniłem w tym czasie służbę w ochotniczej formacji samoobrony. Chłopi ukraińscy zbierali się na wzgórzach i pohukiwali, bądź też wznosili okrzyki antypolskie. Aby ich odstraszyć strzelaliśmy w powietrze" (...).10 Z tych i podobnych wypowiedzi wynika, że eksplozja nacjonalizmu ukraińskiego nastąpiła w momencie załamania się państwa polskiego.

Stwierdzenie to, można by uznać za banalne, gdyby nie fakt, że od końca lat trzydziestych na wschodnich terenach Rzeczypospolitej działali agenci zarówno III Rzeszy jak i ZSRR. Celem ich było podtrzymywanie nastrojów wrogich państwu polskiemu, utrzymywanie tendencji szowinistycznych wśród Ukraińców, co jak widać w większości przypadków potwierdziły późniejsze wydarzenia historyczne.

Oceniając dziś, z pozycji polskiej, postawę Ukraińców w pamiętnym 1939 r. należałoby stwierdzić, że kolejny raz Ukraińcy stali się obiektem manipulacji w rękach sąsiadów. Podtrzymywanie przez ZSRR postaw odwetowych w stosunku do Polaków służyło tylko jednemu celowi, destabilizacji, na której, o czym wkrótce mieli się przekonać Ukraińcy, wygrać mogła tylko strona rozdająca karty.


Źródła:

J. Tomaszewski, Ojczyzna nie tylko Polaków, Warszawa 1985 s. 52, 77, 98, 149.

1 W. Pronobis, Polska i świat w XX w., Warszawa 1991, s. 104.

2 T. Strogulski, Granatowa armia, Opole 2000, s. 146 - 147.

3 Tamże, s. 152.

4 F. Leśniak, Wielka historia Polski 1696 - 1815, Kraków 1998, s. 111.

5 W. Roszkowski, Historia Polski 1914 - 1990, Warszawa 1991, s. 25.

6 T. Riedl, We Lwowie, Wrocław 1996, s. 41.

7 W. Szolginia, Pudełko lwowskich wspomnień pełne, Wrocław 1994, s. 171.
8 Relacja J. Owena w zbiorach autora.

9 G. Hryciuk, Polacy we Lwowie 1939 - 1941, Warszawa 2000, s. 19.

10 Relacja J. de Gache, zbiory autora.

NG 13 (502)