Liliana Narkowicz

Z pamiętników Jana Obsta

Jan Konrad Obst (1876 -1956) urodzony w Saksonii (Lipsk) w rodzinie dyrektora Muzeum Etnograficznego (Museum für Völkerkunde ) miał matkę Polkę , pochodzącą z Inflant . Encyklopedia Gutenberga podaje, że w Inflantach -od zarania zamieszkiwanych przez Liwów, wypartych przez Łotyszów, podbitych przez Kawalerów Mieczowych, wcielonych do Polski i Litwy (1561), opanowanych przez Szwedów, a później zagarniętych przez Rosję ( obecnie część terytorium Łotwy) w 1920 r. mieszkało ok.30 tys. Polaków. Wg "Polskiej Encyklopedii Szlacheckiej" (Warszawa 1938) rodzina Sokołowskich, niezwykle rozgałęziona i osiadła na wielu terenach, mająca zasłużonych dla Polski przodków, pieczętująca się kilkoma herbami , na Inflantach używała herbu Korab. Historyk Michał Baliński w swojej "Polsce starożytnej" stwierdza, że Sokołowscy - szlachta , znaleźli się w Inflantach już w XVI w.

Matka Obsta, Maria Obst z domu Sokołowska była właścicielką majątku Duksztygoł (dworek miał 12 pokoi), w jednym z trzech wówczas powiatów polskich w Inflantach - rzeżyckim. Mieszkała tam stale od śmierci swojego męża Hermana Obsta( (zm. w 1906 r.), aż do chwili przeniesienia się na stałe do syna , najpierw do Wilna, a potem do majątku Rubno na Wileńszczyźnie. W krakowskim "Czasie", gdzie Jan Obst próbował swoich sił jako początkujący dziennikarz w jednym ze swoich artykułów o wizycie w Inflantach pisał: "Powiat dynaburski, rzeżycki i lucyjski, obecnie zaliczone do guberni witebskiej, to dawne Inflanty polskie. Piękny to kraj, z lekka falisty. Na wzgórzach ciemnieją sosnowe zagajniki, pełne woni żywicy, poziomek i grzybów. W dolinach modrookie jeziora, wąwozami szumią strumyki wśród traw szmaragdowych, niezabudek i kaczeńców. Po przez pola zagony, przez puste odłogi, wyboista i szara wije się drożyna; gdzie niegdzie na miedzy rozsiadł się krzak jałowcu lub siwy głaz omszały. Wsie rzadkie, ubogie strzechy słomiane, mchem porosłe zielonym, przy krzywym płocie jarzębina, strojna w czerwone korale".

W swoich pamiętnikach ( pozostawionych w rękopisie) Obst nieraz wraca do ojczyzny matki, nazywając rodowy majątek Sokołowskich swoją ojczyzną duchową. Opisał np. rezurekcję w wiejskim kościółku na terenie Inflant, którą przeżył jako 18-letni młodzian wśród drobnej szlachty polskiej i święcone w pobliskim majątku Rykopol. Obst odnotował, że językiem polskim wówczas "władał jeszcze słabo", jednak czuł mimowolnie rodzącą się więź duchową z tymi ludźmi. Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych proponujemy Czytelnikom urywek z notatek Obsta.

"Ciemno było jeszcze, gdy kazałem osiodłać podjezdka, by udać się na rezurekcję. Po raz pierwszy w życiu miałem ujrzeć tę ceremonię, co w każdym bądź razie warte było niedospanej nocy. Drewniany kościółek królował z wyniosłości pagórka na przeciwległym brzegu jeziora, ledwo widzialny śród panującego mroku. Najbliższa droga wiodła przez jezioro. Lód był jeszcze mocny, metrowej grubości, ale koń co chwila zapadał po kolana w rozmiękłym śniegu. Gdzieniegdzie szkliły się w pierwszej poświacie budzącego się dnia duże i głębokie rozlewiska, pod którymi trzymał się jeszcze lód, twardy i śliski. Woda sięgała niekiedy do boków końskich i chlupocąc pod kopytami, oblewała mi twarz lodowatymi bryzgami. Od czasu do czasu gdzieś z mrocznej oddali dochodził huk, niby echo armatnich wystrzałów - to pękające lody.

Powietrze tymczasem nasycało się szarawą jasnością przedświtu, śród której odcinała się ciemna sylwetka kościelnego wzgórza. Na szczycie wieżyczki naraz coś się zatliło, rozbłysło - to krzyż metalowy witał pierwsze promienie wschodzącego Wielkiego Dnia, gdy dla istot przyziemnych słońce jeszcze się kryło za czarnem pasmem lasów i mrok zalegał niziny.

Gdy wjechałem na wzgórze kościelne, cała wschodnia część nieba zajaśniała w odświętnej purpurze poranku, różane refleksy kładły się na śniegach, zamieniając olbrzymią płaszczyznę jeziora w jakieś bezkresne pole gorejące.

Nie mogąc do kościoła przedostać się przez natłoczoną bramę główną, wszedłem przez boczną furtkę do zakrystii. Tu było przestronniej. Oprócz księdza, który przy pomocy kościelnego i chłopca ubierał się do świętego obrzędku, był jakiś młodzieniec, na którego na razie nie zwróciłem uwagi. Wnętrze kościółka wypełnione było po brzegi ludem siermiężnym. Na tle szarego świtu i białych kożuszków odcinały się przepychem barw jaskrawych chusty kobiet. Za kratami, w prezbiterium kalatorska ławeczka zajęta była przez jakieś panie, prawdopodobnie z sąsiedztwa. Twarze nieznane i wszystko było obce dla mnie, więc postanowiłem pozostać w ukryciu zakrystii, czując się jak tyle razy w życiu, zbytecznym i nie na miejscu. (...)

Tymczasem rozpoczął się obrzęd świąteczny. Z powodu natłoku wiernych nic nie było widać, tylko z jakiejś ciemnej niszy, gdzie mieścił się grób, dochodziły urywane słowa kapłana. Głos jego drżał od starości i od wzruszenia:

"... Inresurrectione tua, Christe, Alleluja!.. Caelum et terra laetantur, alleluia!"

i było w tych słowach żywiołowe tchnienie wiosny, potęga krusząca okowy śmierci i jak ogromne echo lodów pękających z setek piersi ugniecionych i wyzwolonych naraz wybuchła pieśń zmartwychwstania, rozległo się wielkie, słoneczne "Alleluja".

Nad tłumem ukazała się postać zbawiciela na krzyżu, już rozpowitym z żałobnej krepy, w ślad za nim, pod ubogim baldachimem ksiądz z wysoko wzniesioną promienną monstrancją. Więc musi być w tej odrobinie białego opłatka z ziarnka pszenicy, co wyrosła na tym chłopskim zagonie, moc niepojęta, skoro ten tłum oraczów, co sieli, zbierali i młócili tę pszenicę, runął na kolana, nisko pochylił czoła, jak gdyby nie mogąc znieść nadmiaru blasku. Bo ziarno wyrasta z tej czarnej roli, z pracy rąk ludzkich, ale duch w niem życiodajny, twórczy i niespożyty, co nieśmiertelności i zmartwychwstania jest obrazem, obejmujący i przenikający wszechświaty, a tak bliski, w każdym z nas przytomny - ten jest ponad substancją niedościgniony, więc przed nim korzy się umysł ludzki: prostaczka i mędrca. Tylko niedouk, półinteligent, zadufany w nędznych okruchach swej pseudowiedzy, pozostaje obojętny, jak ślepy niewrażliwy jest na blask słońca. (...)

Na zdjęciu: Dworek w majątku Duksztygoł na Inflantach, należący do matki Jana Obsta - Marii Obst z domu Sokołowskiej. Z czasem własność Jana Obsta

NG 14 (503)