LILIANA NARKOWICZ

Marcinkiszki - okolica szlachecka
Zarys dziejów. Sylwetka ks. Józefa Songina (1870 - 1936)

Woda ze zdroju, stary miód z puchara
I lutnia wieszczów, i gruchot gołębi,
I księga dziejów nieczytelna, stara,
Dym, co u dachówściele się i kłębi,
(...) I kamień z bruku, i zielone darnie,
I to, coświęte, niewytłumaczone,
Co czasem duszę rzewnością ogarnie,
Ból tajemniczy i życie, i zdrowie,
To wszystko, wszystko ojczyzną się zowie.
(Syrokomla)

Oprócz Ojczyzny - kraju, w którym przyszliśmy na świat, każdy z nas ma swoją małą Ojczyznę - rodzinną wieś, miasto, osadę. Wielu przedwojennych miejscowości nie ma już na współczesnej mapie Litwy. Próżno dziś szukać w encyklopediach litewskich niektórych nazw, chociaż takie okolice jeszcze istnieją. Zetknęłam się z tym daremnie szukając chociażby najmniejszej wzmianki o Marcinkiszkach na Wileńszczyźnie.

Jak dobrze, że w ubiegłym stuleciu wydano drukiem w Warszawie "Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego"- nieocenione źródło informacji nie tylko na temat większych i mniejszych miast, wsi, okolic, ale i nieistniejących już folwarków i zaścianków szlacheckich, które znamy jedynie z opowiadań babć i wiemy o ich istnieniu na podstawie starych zdjęć, przedstawionych osób na których często już nie potrafimy zidentyfikować. Przetrzęśmy szuflady zabytkowych komód - nieodzownego mebla posagowego naszych babć. Być może oprócz kawałka starej krynoliny czy modlitewnika w wytartej aksamitnej oprawie, oprócz znanego nam od dzieciństwa zapachu "staroci", znajdziemy strzępy imionnika czy listu miłosnego, a może też dawno nie ruszane zdjęcie, które wyciągnie nas na wspomnienia.

Trzymam w ręku zdjęcie zrobione na początku lat 30-ych XX stulecia w Półstokach (rej. solecznicki), na którym uśmiechają się do nas młode twarze Znamierowskich i Songinów, a my już nie potrafimy odtworzyć ich imion. Zdjęcie - to coś więcej niż tylko pamięć. Zdjęcie - to swoiste lustro epoki i konkretnej okolicy, mody, stylu bycia i zachowania się ...

...Zza okna pędzącego samochodu żegnałam stare drzewa - niemych świadków- pozostawione na pokonanym odcinku drogi wiodącej do wsi Marcinkiszki pod Ejszyszkami. Drogę wskazuje napotkana w Podborzu sędziwa staruszka - Irena Jagunina z domu Ładziato, która nie chce być podwieziona i woli jednak iść pieszo do kościółka. "Ja z tamtych stron - mówi. Przyszłam na świat w Mileciszkach, co w sąsiedztwie z Marcinkiszkami. W Marcinkiszkach mieszkali Songinowie, to wiem. Kilka pokoleń. Jeden z nich był księdzem. Przyjeżdżał . Widziałam go. Ale rozmawiać nie rozmawiałam, bo jakaż rozmowa może być u prostej dziewczyny z księdzem"... Ksiądz - on jest ksiądz. To od Boga dane. A my, zwykli ludzie, sami po sobie...Songinowie widać z bogatszych byli, bo człowiek nie uczony w domu i szkołach na księdza by się nie wykształcił. A i nauka płatna była..."

Do samych Marcinkiszek prowadzi droga wyboista. Trudno się dziwić. Jak okiem sięgnąć pola i pola, a drewniane domki, które przysiadły już nadgryzione zębem czasu, porozrzucane niczym wysepki. Zapewne malowniczo jest tu latem. Jakaś niewypowiedziana rzewność ogarnia na widok tej okolicy. Niewątpliwie, już wyraźnie zamierającej. Już tylko 9 chatek zostało i przeważnie same babcie i dziadkowie. Widać, że przejeżdżający samochód jest tu gościem rzadkim. Zaraz głowa wygląda zza płotu czy okna. Może przez ciekawość, ale chyba bardziej z nadzieją "Anuż, moi przyjechali?..."

"Słownik Geograficzny..." (Warszawa 1885, t.6,s.105) podaje, że Marcinkiszki jest to okolica szlachecka (leżąca w powiecie lidzkim nad rzeczką Pietraszką) licząca 122 mieszkańców katolickich. W folwarku prywatnym o tejże nazwie mieszka 26 osób wyznania rzymsko-katolickiego.
Marcinkiszki leżą dziś w rej. solecznickim. Niezmiennie, od wieków, pozostają pod egidą parafii ejszyskiej. Najbliższy kościół znajduje się więc w Ejszyszkach ( ok. 10 km drogi), najbliższa kaplica mieści się w Dajnowie (2 km). Wg relacji jednej z najstarszych mieszkanek Anny Siemaszko, od dawna zamieszkiwali te strony Siemaszkowie, Paszkiewiczowie, Zapaśnicy, Bielaki, Stankiewiczowie, Songinowie .

Najbogatsi mieli w swojej pieczy po przeszło 70 ha ziemi, nie licząc zabudowań gospodarskich, Wieś, przed II-ą wojną światową liczyła ok. 100 osób. Żyła zgodnie. Oprócz takich miejscowych tradycji, jak kolędowanie w okresie Karnawału i tłumnego, a zawsze wesołego, "kaczania" jajek wielkanocnych, które malowało się tylko farbami naturalnymi - mchem, korą olchy, łuską cebuli, nasionami bzu, dużą wagę przywiązywano do uroczystości majowych. Ze względu na to, że do kościoła nie każdy mógł pieszo dojść, zbierano się w domach ( w tym u Siemaszków), by odprawiać nabożeństwa. Tej wsi nie tylko nie ominęła wojna, ale i wywózki, zesłania. Ucierpiała np. rodzina Paszkiewiczów.

"Pamiętam, że przed wojną - mówi A. Siemaszko - na ziemi Songinów gospodarzyli Znamierowscy. Ksiądz Józef w ostatnich latach życia bywał tu rzadko. Wszystkim zarządzali Stanisław i Konstanty ( w pobliskiej Dajnowie mieszka któregoś córka) - jego siostrzeńcy. Wiem tylko, że kiedy w rodzinie wynikały problemy, a zdarzyło się kiedyś tak, że miejscowy ksiądz z pewnych powodów odmówił posługi, posyłano do Wilna po księdza "rodzinnego". Mówili, że był dobrym człowiekiem. Osobiście go jednak nie znałam. Do pani Kisielowej proszę pojechać. O, tam... Ona starsza jest i mieszka w pobliżu byłego gospodarstwa Songinów. To wam powie..."

Do zagrody pani Kisielowej jeszcze kawałeczek. Wiem z doświadczenia dziennikarki, że ludzie na wsi są często nieufni wobec przyjezdnych. Czego się dziwić, boją się złodziei i innego marginesu społecznego. Ale też żyje w nich jeszcze strach zasiany siłą przez Sowietów, że wszystko może być odebrane, włącznie z ziemią pradziadów.

... Piesek szczeka na całego. Zastanawiam się, czy w tym domu ktoś jest, a jeżeli jest, to czy zechce rozmawiać. Na szczęście gospodyni jest z córką, która przyjechała z Wilna na tydzień. Gościom są bardzo rade. Okazuje się, że mamy wspólnego znajomego w osobie księdza Jana Pryszmonta. Tego księdza, który w tajemnicy od władz sowieckich dał ostatnie namaszczenie Janowi Obstowi z Rubna - redaktorowi "Dziennika Wileńskiego" i założycielowi Muzeum Mickiewicza przy zaułku Bernardyńskim w Wilnie.

Helena Kisielowa: "Chodziliśmy razem z Jankiem Pryszmontem do szkoły. Był chłopakiem wesołym i uzdolnionym. Wszyscy dziwili się, że tak szybko nauczył się języka niemieckiego. Uczył się też w Wilnie, w Gimnazjum oo. Jezuitów, a potem studiował w Seminarium Duchownym. Pobierał nauki na Uniwersytecie w Kownie. Jako wykształcony i mądry człowiek był prześladowany za Sowietów (m.in. więziony na Łukiszkach). Jako proboszcz w Bujwidzach, pomagał ludziom i dzięki Bogu, że wyjechał w czas do Polski, zgniłby na Syberii czy w jakimś lagru za swoje dobre uczynki wobec Polaków... Był tu przed paru laty, odwiedzał swój ojczysty Ponieździel. To tylko parę kilometrów stąd... Wchodzi do nas i mówi, że "swój jestem". A czyż ja nie wiem, że swój"... Cieszę się, że mój wnuk, student Seminarium, też niedługo przyjmie święcenia kapłańskie..."

Rozmawiamy o dniu dzisiejszym, młodości i dzieciństwie pani Heleny. Urodziła się w Marcinkiszkach w 1921r. Z domu była Paszkiewiczówna, a ci nie uchodzili tu za biednych. Zresztą, okolica była szlachecka. A nawet jak szlachcic był goły, to z honorem. Gorzej z ludnością napływową, która nie umiała cudzego uszanować i nie potrafiła niczego zdobyć własną pracą. Pani Helena została wydana za mąż przez macochę za człowieka przyjezdnego, o 18 lat starszego. Jak twierdzi: ?niczego dobrego w tej rodzinie nie widziała?. Lata minęły, a jak przypomni, to i teraz zapłacze nad swoją smutną dolą... Chata, w której mieszka należała niegdyś do krewnych, którzy byli represjonowani w dobie organizującego się na tych terenach gospodarstwa kołchozowego. Wtedy zamieszkali tu, w sąsiedztwie z dobrami Songinów.

"Czy Pani wie - pyta mnie H.Kisielowa -, że strony te obfitują "w księży". Toż u starych Songinów syn był księdzem. Jak Pani z chaty wyjdzie, to zaraz na lewo ziemia jego. Dworek jeszcze stoi, choć i chyli się od starości..., te same drzewa wokół... Wiem, że do końca ten folwark w Marcinkiszkach do niego należał. Siostry jego wzięli w Marcinkiszkach ziemię posagową, a resztę z dworkiem i zabudowaniami gospodarczymi rodzice najmłodszemu zostawili. Songinowie - ze starej szlachty pochodzą. Jego starsza siostra Anna za Znamierowskiego w pobliskich Półstokach wyszła, też szlachcica. Wcale nie biednego. Ale oni i tu, w Marcinkiszkach ziemię mieli. A pod nieobecność księdza jej synowie (czyli siostrzeńcy księdza) Michał i Konstanty- chyba najwięcej Konstanty - tu przebywali, wszystkim zarządzali. W dworku tym służąca nawet była, choć Półstoki blisko, ale Znamierowscy paniczami byli, to tak i należało się..."

... W Półstokach, a te również figurują w wyżej wspomnianym "Słowniku Geograficznym..." z ubiegłego stulecia jako okolica szlachecka, dowiedziałam się, że Znamierowscy mieli niegdyś trzy gospodarstwa. Życie prowadzili dostatnie i towarzyskie, ale dużo też sami pracowali w gospodarstwie. Ruscy , kiedy weszli na te tereny, wszystko im zabrali pod sztandarem "nacjonalizacji". Po tym, jak ostatnia zagroda spłonęła, wnuczka Anny Znamierowskiej z Songinów przeniosła się z rodziną do wsi Dajnowa.

Zanim spróbowaliśmy ją odszukać, odwiedziliśmy w Półstokach "domek pod lasem". Skoro wszędzie pytaliśmy o Józefa Songina skierowano nas tutaj. Pan Józef Songin s. Romualda ur. 1918 r., choć i z dalekich krewnych księdza, udzielił nam jednak cennych wskazówek. Przypomniał, że ksiądz Józef z Marcinkiszek uczył się w Wilnie, że odwiedzali go tam Znamierowscy i że jego ciotka, Apolonia Songin przez wszystkie lata pracy księdza w kościele pw. Wszystkich Świętych, pełniła rolę gospodyni. Przyjechał kiedyś przed wojną do nas ksiądz i dziwi się, że znów do Songinów. Toż ile Was tu jest? - pyta zdziwiony. Songinowie tu, Songinowie tam, toć całe Songiniszki..."

W dokumentach archiwalnych najstarsze wzmianki o Songinach mieszkających na terenach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego dotyczą już XVI w. Rodową miejscowością rodu Songinów była okolica Songiniszki, leżąca w parafii Ejszyszki, zapisana w testamencie z dn. 2. kwietnia 1592 r. przez Marcina Songina w spadku dla swego syna Wawrzyńca Songina. Songinowie zamieszkiwali również w Metejkianach, Tietiańcach, Półstokach, Chomiczach, Marcinkiszkach i innych okolicach. Songinowie pieczętowali się kilkoma herbami. Ci, którzy należeli do szlachty lidzkiej, jak np. protoplasci ks. Józefa Songina, pieczętowali się herbem Leliwa.

Dzisiejsze zapadłe Marcinkiszki, których być może niedługo nie tylko na mapie, ale i na ziemi nie znajdziemy, są ojczyzną i "krajem lat dziecinnych" ks. Józefa Songina - postaci, która zaznaczyła swoją obecność w kulturze i oświacie przedwojennego Wilna.

Ks. Józef Songin urodził się w Marcinkiszkach w 1870 r. w rodzinie Jana Songina i Petroneli Songin z domu Arłukiewicz. W zapisie metrycznym (został ochrzczony dn. 26 czerwca w kościele parafialnym w Ejszyszkach) figuruje: szlachcic. Z kościelnych ksiąg metrycznych wynika, że miał dwie siostry: Annę i Helenę, obie za Znamierowskimi z Półstok. Uczył się w Seminarium Duchownym w Wilnie, które ukończył w 1891r. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1 893r. Jako wikariusz stawiał swoje pierwsze kroki w kościele pw. Wszystkich Świętych w Wilnie, w którym po latach... zakończy swoją karierę duchownego.

Ks. Józef Songin był proboszczem w miejscowości Dołubów (diecezja Bielska) oraz Choroszczy (diecezja Białostocka). Jego nazwisko jest powiązane z organizowaniem tajnych szkółek polskich w dobie niewoli rosyjskiej, z nauczaniem słowa ojczystego. Gorliwie pracując na rzecz polskości, wielokrotnie narażając się władzom rosyjskim, był kilkakrotnie represjonowany. Za zasługi wobec ludu i kościoła ówczesny biskup Roop wyznaczył go w nagrodę na proboszcza kościoła św. Jakuba w Wilnie. Ta nominacja spotkała się jednak z kategorycznym sprzeciwem władz rosyjskich w Wilnie.

Od 1907r. ks. Songin związał swój los z oo. misjonarzami na Górze Zbawiciela w Wilnie. Dziś, jak wiadomo, są to jeszcze nieczynne obiekty. Dotąd nie zostały przekazane dla władz kościelnych. Zamknięte na cztery spusty są w stanie degradacji, używa się ich jako pomieszczeń magazynowych. W katolickiej prasie przedwojennej kler misjonarski zostawił słowa wdzięczności skierowane pod adresem ks. Józefa Songina z Marcinkiszek, gdyż nie tylko był wiernym duszpasterzem, wieloletnim rektorem księży, ale stróżem i wiernym obrońcą świątyni misjonarskiej w dobie niewoli rosyjskiej i okupacji niemieckiej. Ks. Songin pracował też w kilku szkołach na Wileńszczyźnie katechetą.

Prawie nieprawdopodobnym może się nam wydać fakt, że osoba ks. Songina była ściśle powiązana z powstaniem prasy polskiej w rosyjskim wówczas Wilnie. W 1910r., w drukarni księdza A. Rutkowskiego przy ul. Botanicznej 7, wychodził najpopularniejszy natenczas dziennik "Gazeta Codzienna". Po wkroczeniu Niemiec do Wilna i skonfiskowaniu w 1915 r. tego pisma, ks. Songin kontynuuje swoje poczynania poprzez założenie i wydawanie "Dziennika Wileńskiego", którego redaktorem był wyżej wspominany Jan Obst. Jak wynika z rękopisu redaktora, zachowanego w zbiorach Biblioteki Akademii Nauk, wydawanie gazety w okresie niemieckim nie było proste. Była to wówczas jedyna gazeta informacyjna wychodząca po polsku. Jan Obst pozostawił o ks. Songinie wspomnienia, w których są i takie słowa: "Natura prostolinijna, która nie znała kompromisu ze złem, szła drogą prostą, oświetloną pochodnią wiary, poczuciem obowiązku i miłością do ojczyzny".

W latach 1920-1936 ks. Songin był proboszczem parafii Wszystkich Świętych w Wilnie. Wypada wierzyć naocznym świadkom, że był człowiekiem wyjątkowo skromnym. Nawet zachowana z tego okresu karta personalna, tzw. "Personalia parochi" została wypełniona, w porównaniu do analogicznych kart innych księży, bardzo "dyskretnie". Tak, że niewiele można z tego "informacyjnego źródła" wyczytać.

Ks. Songin był Kanonikiem Honorowym , co oznaczało "pewien rodzaj dystynkcji dla kapłanów odznaczających się budującym życiem, zasługami i wyższą nauką", później członkiem Kapituły Wileńskiej. Jako kanonik był duchownym tworzącym radę biskupią, asystował biskupowi celebrującemu nabożeństwo pontyfikalne, utrzymywał świetność nabożeństw w katedrze etc. Jako członek Kapituły miał też prawo osobiście celebrować msze św. w katedrze.

Ks. Józef Songin zmarł w 1936 r. z powodu raka gardła. "Dziennik Wileński" napisał: "Zmarł kapłan o wysokich zasługach ducha, cieszący się wielkim poważaniem, zasłużony pracą w Winnicy Pańskiej i na polu społecznym". Redaktor Jan Obst, który jeszcze w 1933 r. wycofał się z życia społecznego Wilna i przebywał w swoim majątku Rubno na pogrzeb się spóźnił. W swoich wspomnieniach pośmiertnych m. in. napisał, że chciałby położyć "skromną wiązankę kwiecia na zaśnieżony kurhanek szczerego przyjaciela i wiernego współtowarzysza pracy, w czasach i warunkach niezmiernie ciężkich, pod knutem cenzury moskiewskiej i pod batem okupacji niemieckiej".

My też złożyliśmy przysłowiową wiązankę poprzez odnalezienie grobu ks. Songina na Rossie (na pagórku, w pobliżu miejsca pochówku Kazimierza Wilczyńskiego, lekarza, autora słynnej edycji "Album Wileńskie"). Tekst na tablicy nagrobnej jest następującej treści:

"KS. KANONIK
JÓZEF SONGIN
ZM. 9.II. 1936 R.
W WIEKU 65 LAT.
POKÓJ JEGO DUSZY

Pomnik jest wystarczająco okazały, by nie przejść obojętnie. Napis czytelny. Szkoda jednak, że dotąd żaden z przewodników po cmentarzu Rossa, wydanych zarówno na Litwie, jak i w Polsce, nie umieścił na liście osób zasłużonych dla Wilna i tu pogrzebanych ks. Songina.

...Dajnowa. Z nieopanowanym drżeniem rąk biorę przedwojenne zdjęcia... Wnuczka Anny Znamierowskiej z Songinów - Janina Godlewska (ur.1942) z domu Znamierowska, córka Stanisława Znamierowskiego okazała się osobą bardzo gościnną i przychylną. Ks. Józefa zna tylko z fotografii i opowiadań babki, osoby "poważnej, pracowitej i oszczędnej". Po babce Annie został pięknie oprawiony modlitewnik z adnotacją "ukończenia kursu Instytutu w Białymstoku". Ta na pozór niewinna wzmianka mówi nam o tym, że z takich dzisiaj "zabitych deskami" Półstok czy Marcinkiszek w XIX-XX stuleciu wyjeżdżało się w świat, poznawało i kształciło.

Znamierowscy utrzymywali w swoim czasie rozległe kontakty, o czym świadczą również zachowane zdjęcia. I chociaż nie wszystkie zostały opatrzone w podpisy i daty, wiele podpowiadają nazwy firm fotograficznych oraz nazwiska najsłynniejszych w Europie fotografów. Z byłego majątku ks. Józefa Songina w Marcinkiszkach udało się Janinie Godlewskiej niedawno odzyskać część ziemi.

"W tej rodzinie (Znamierowskich i Songinów) - podsumowuje pani Godlewska - wiele osób było związanych z oświatą i kształceniem dzieci po wsiach i w Wilnie. Brat babki - ks. Józef zawsze nam będzie świecić przykładem".

Right or wrong, my country! (ang.) Ma rację, czy błądzi, jednak to moja ojczyzna!

Fot. Waldemar Dowejko oraz z archiwum rodzinnego Songinów i Znamierowskich.

Na zdjęciach: Marcinkiszki. Tu do II wojny światowej mieszkała rodzina Songinów, "Toż u starych Songinów syn był księdzem" - mówi H. Kisielowa, Józef Songin wyjechał z Marcinkiszek w 1886 r. na studia do Seminarium Duchownego w Wilnie, Songinowie oraz Znamierowscy w Półstokach (1930 r.)., Pierwsza Komunia Św. Ksiądz Józef Songin (po środku). Z prawa od księdza - Apolonia Songin (krewna, pełniąca rolę gospodyni ks. Józefa). Z lewa - Anna Znamierowska z Songinów (starsza siostra księdza)., Kościół pw. Wszystkich Świętych. Tu w latach 1920 - 1936 ks. Józef Songin był proboszczem., Kielich - własność ks. Songina, przywieziony z Wilna po jego śmierci przez rodzinę w 1936 r., Grób ks. Songina na wileńskiej Rossie.

NG 15 (504)