Ryszard Maciejkianiec

Ziemia Ojców - naszą ziemią?

W roku 1989 na założycielskim zjeździe Związku Polaków na Litwie przyjęliśmy pięć prawd, a wśród nich tę właśnie podstawową - o obowiązku i prawie do Ziemi Ojców.

Po niespełna dwóch latach, kiedy to we wrześniu 1991 roku zostało wprowadzone administracyjne zarządzanie i ziemię pod Wilnem zaczęto bezprawnie rozdawać różnym prominentom i skorumpowanym działaczom, wielu naszych rodaków musiało na dziele wykazać się obroną powyższej prawdy, wiedząc, że okres bezprawia kiedyś się jednak skończy, a ziemia pod Wilnem zawsze będzie miała wartość i zawsze będzie żywiła i stanowiła o istnieniu kolejnych pokoleń. Dzięki samozaparciu i męstwu tamtych ludzi (w Gudelach specjalnie sprowadzone wojsko nawet strzelało ponad głowami obrońców) wiele, chociaż daleko nie wszystko, dało się obronić.

Po zakończeniu administracyjnego zarządzania jedynie w "Naszej Gazecie" zostały opublikowane wszystkie (jakie udało się zdobyć) rozporządzenia A. Merkysa o bezprawnej parcelacji ziemi pod Wilnem, w tym również w Tarandzie, dla ponad tysiąca osób. A wśród nich również dla ówczesnego prokuratora generalnego, a obecnego przewodniczącego Sejmu RL A. Paulauskasa. Kolejne dwa lata poszły na korespondencję z Ministerstwem Rolnictwa, prokuratorem generalnym, aby nareszcie w odpowiedzi na poselskie zapytanie, od kierownika Komitetu Państwowej Kontroli Kundratasa, czarno na białym otrzymać odpowiedź, iż wszystkie powyższe parcele zostały przyznane wbrew prawu.

Dziś, kiedy przewodniczący Sejmu do tamtych bezprawnie otrzymanych 30 arów, samowolnie dołożył jeszcze prawie 10 arów, liderzy "naszej" partii pierwsi zechcieli ten akt bezprawia uprawomocnić (czyt. w rubryce z prasy litewskiej publikację "Władze miejskie zalegalizowały samowolę A. Paulauskasa" z "Lietuvos žinios").

Powiedzmy nareszcie zupełnie szczerze, iż mimo że zwrot ziemi prawowitym właścicielom jest już od wielu lat hasłem programowo - wyborczym AWPL, mimo publicznych oświadczeń działaczy typu Tomaszewski, Janušauskiene, Balcewicz, Filipowicz, iż "dbają i dbać będą" o zwrot ziemi, w rzeczy samej już od dawna pomagają rozdawać i nadal gotowi to czynić osobom, z którymi coś można załatwić, poprzez które można utrwalić swój pobyt na intratnych "stołkach". Nigdy natomiast tym, co to ich wybrali, tym, co ich żywią i bronią. Im, jak należy rozumieć z poczynań powyższych działaczy, wystarczy haseł bez pokrycia i fałszywej propagandy.

Współpraca z litewskim środowiskiem i partiami jest nieodzowna. Chodzi jednak o współpracę partnerską, z poszanowaniem interesu i godności ludności polskiej, którą się reprezentuje. Natomiast zademonstrowana w przypadku powyższym przez Filipowicza i Balcewicza i stojącym za nimi "liderkami" AWPL wybitnie wazeliniarska postawa, byleby się utrzymać przy koalicji za wszelką cenę (czytaj przy korycie) i wbrew wszelkim zasadom uczciwości i porządności, jeszcze raz dowodzi, iż powyżsi działacze nie wytrzymali egzaminu władzą. Korupcja i nadużycia w tym hermetycznie zamykającym się środowisku partyjno - urzędniczym zatacza coraz szersze kręgi.

Kiedy się styka z ludźmi, co to nie należą do władz, a już od ponad 10 lat chodzą od instytucji do instytucji z nadzieją odzyskania swoich z dziada pradziada nie zabudowanych kilku czy kilkunastu arów, a którym nie chcą pomóc powyżsi "nasi" urzędnicy i działacze - człowiek się zastanawia - jak długo jeszcze tej grupce osób będzie dozwolone przez wyborców nadużywać ich zaufania, jak długo można w społeczeństwie dorastającym do zrozumienia własnych obywatelskich praw, wybitnie destrukcyjną działalność przedstawiać jak pracę dla dobra społeczeństwa?

Chyba jednak nie bez końca.

Ze swojej strony, co zresztą leży w obowiązku prasy i tych pięciu prawd - zobowiązań, któreśmy przyjęli na siebie przed dwunastu laty, będziemy się starali ten proces obywatelskiego dojrzewania i zrozumienia obowiązku władzy wobec ludności i wyborców przyśpieszać, nazywając rzeczy po imieniu.

NG 16 (505)