Frank Parszuto, New York

W nawiązaniu do artukułu "Mistrz sztuki drukarskiej..."
"Świt" pobudził dużo wspomnień we mnie..."

Szanowna Redakcjo!

Dziękuję za nr 11 Waszego pisma, w którym na łamach magazynu publicystycznego "Czas" odnalazłem odpowiedź na od lat nurtujące mnie pytanie: jaki los spotkał przedwojenną wileńską drukarnię "Świt". Od lat, aczkolwiek urodziłem się w Wilnie, jednak od 1950r. jestem w Ameryce, dokąd dostałem się z Anglii jako weteran Wojska Polskiego, walczący w swoim czasie po stronie aliantów. Artykuł o drukarni "Świt" pobudził wiele wspomnień we mnie... Dzięki Lilianie Narkowicz -Autorce publikacji "W nawiązaniu do tradycji przedwojennego drukarstwa w Wilnie. Mistrz sztuki drukarskiej...wraz z moimi pracodawcami, już nieżyjącymi niestety: Albinem Narkowiczem oraz Feliksem Korolkiewiczem, myślami byłem w tak obecnie odległym Wilnie, przemierzałem ul. Wielką, zajrzałem do podwórza drukarni "Świt"...

Drukarnia - Świt. Był napis nad bramą zielonymi literami w półkręgu: POLSKA DRUKARNIA ŚWIT. Tel..... Przypomniałem sobie, że zacząłem tam praktykę zecera w roku 1939, a nie w 1934.Był tam inny praktykant na maszynistę. On był starszy ode mnie i był o wiele dłużej. Być może zaczynał właśnie w 1934r. Jeżeli się nie mylę, miał na imię Staś. Nazwiska nie pamiętam. Może też przeczyta i się odezwie?..

Przed wojną w tej drukarni (obecnie ul. Wielka 16) były drukowane rozkłady jazdy dla P.K.P. na Wileńszczyznę. Były też drukowane formularze z przeznaczeniem dla biur państwowych. Lubiłem najbardziej składać afisze z reklamą dla kin i bilety (też drukowaliśmy). Lubiłem chodzić do kin z kartoteką, bo zawsze dostawałem bilet gratis na seans wieczorny.

Przedwojenne kina wileńskie były różnego rodzaju. Tuż obok drukarni było kino "Adria"(idąc w stronę ul. Zamkowej). Natomiast w przeciwległym kierunku chodziło się do kina "Pan". Z kolei po drugiej stronie ul. Wielkiej był "Wir". W "Wirze" przeważnie grywano kryminały, kowboje oraz filmy typu Flip i Flap, Pat i Pataszon. To było wyjątkowe kino, gdyż chodziła doń przeważnie wileńska łobuzeria, tzw. "żuliki".Było też "umeblowanie" odpowiednie dla takiej publiki. Tj. nie było krzeseł, tylko ławki. A to dlatego, że publiczność w sali tego kina lubiła urządzać bijatyki.

Pamiętam też doskonale, jak miało miejsce otwarcie kabaretu na ul. Mickiewicza pod nazwą "Xantippe". Właśnie nasza drukarnia miała wykonać na zamówienie ogłoszenia o otwarciu tego lokalu. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak...Murzyn. Wszedł do drukarni "Świt" (proszę sobie wyobrazić: prawdziwy Murzyn w przedwojennym Wilnie!), by zamówić ulotki informujące jego występ w tym kabarecie. To był pierwszy, prawdziwy Murzyn, którego widziałem w swoim życiu.

Czesław Miłosz (czytam właśnie jego najnowszą książkę wydaną po angielsku) wspomina m. in. ten klub w swojej książce "A.B.C.". A kiedy ten Murzyn wyszedł z naszej drukarni na ulicę, to nie mógł opędzić się od małej gromadki wyrostków, która koniecznie chciała mu towarzyszyć.

... Przypominam dziś sobie to wszystko po tylu latach i aż nie chce się wierzyć, że było kiedyś to przedwojenne Wilno. Odwiedzając je z synem przed kilku laty "Wilna w Wilnie nie poznałem". Niczym inna planeta... Dziękuję za to, że znalazł się ktoś, kto "kazał" mi przypomnieć. Dzięki temu Wilno jest mi teraz jeszcze bliższe.

Z pozdrowieniem dla Redakcji i Czytelników

Na zdjęciu: Frank (Franciszek) Parszuto z Nowego Jorku

NG 21 (510)