Robert Mickiewicz

Szkoły obroniono

Jak już wcześniej zapowiadano, w miniony czwartek 31 maja odbyło się posiedzenie Rady Samorządu rejonu trockiego, na którym decydowano o losie szkół polskich w tym rejonie. Gwoli ścisłości trzeba powiedzieć, że decydować tylko planowano, ponieważ wydarzenia potoczyły się nieco inaczej niż się spodziewano. Jednakże najważniejszym wynikiem jest to, że mimo napiętych zmagań, udało się zachować polskie szkoły w Połukniu i Szklarach.

Zgodnie z planem Komitetu Oświaty Rady Samorządu i Wydziału Oświaty rejonu trockiego już od 1 września tego roku miały być zlikwidowane: polska Średnia Szkoła w Połukniu i polska Szkoła Podstawowa w Szklarach. Planowano zamknąć lub zreformować również kilka wiejskich szkół z litewskim językiem wykładowym.

Ta akcja miała odbywać się w ramach tak zwanej modernizacji litewskiego systemu oświaty zatwierdzonej przez Sejm i Rząd Republiki Litewskiej. Zgodnie z założeniami tej reformy opracowanej przez Ministerstwo Oświaty i Nauki RL o tym, ile pieniędzy otrzyma z budżetu i jaki status zachowa ta lub inna szkoła, decyduje tylko i wyłącznie liczba uczniów i związany z nimi tak zwany "koszyczek ucznia". Takie założenia, rzecz jasna z góry faworyzują duże miejskie szkoły i przesądzają o losie ogromu szkół wiejskich. Szczególnie w ciężkiej, dyskryminującej sytuacji, mimo nieznacznych ulg, znalazły się szkoły, z polskim lub rosyjskim językiem wykładowym.

Tak się stało również w rejonie trockim. Pierwsze pod "nóż" reformy, miały pójść szkoły polskie i kilka litewskich szkółek wiejskich. Inaczej, jak antypolskim wybrykiem, nie można byłoby nazwać próby ratowania kosztem prężnie funkcjonującej polskiej Szkoły Średniej w Połukniu, litewskiej Szkoły Średniej Medeinos w tymże Połukniu. Administracja szkoły Medeinos, świetnie zdając sobie sprawę z tego, że ich szkoła w żadnym wypadku nie spełnia wymagań stawianych przez reformę litewskiego systemu szkolnictwa i w najbliższym czasie będzie musiała przekształcić się w szkołę podstawową, nie wymyśliła nic lepszego, jak połączyć się ze szkołą polską.

Jak się nie oficjalnie mówi, mając za sobą ciche poparcie kierowniczki wydziału oświaty rejonu trockiego Nijole Lisevičienë i "błogosławieństwo" zasiadającej obecnie w Ministerstwie Oświaty i Nauki, znanej ze swego antypolonizmu Danguolë Sabienë "aktywiści" ratowania litewskości w Połukniu przygotowali projekt, według którego w połączonej, już Połukniańskiej szkole, nauka w języku polskim odbywałaby się tylko w klasach od 1 do 10, natomiast w klasach maturalnych nauka odbywałaby się już wyłącznie w języku litewskim.

Jak twierdzili korespondentowi ''Naszej Gazety" oburzeni Połuknianie, łączenie szkół w taki sposób doprowadziłoby do tego, że już w niedługim czasie pion polski zanikłby w zupełności. Wymyślić coś bardziej bezsensownego, niż najpierw przez 10 lat uczyć dzieci w jednym języku, a następnie w okresie najbardziej decydującym o dalszy los ucznia, zmusić go do nauki w zupełnie innym języku, rzeczywiście bardzo ciężko. Większość moich rozmówców w Połukniu, była przekonana, że rodzice po prostu byliby zmuszeni oddawać swe dzieci od razu do klas litewskich, aby w przyszłości mogły one ''normalnie" złożyć egzaminy maturalne. Realizacja tego planu bez wątpienia również zaogniłaby stosunki narodowościowe w Połukniu, ponieważ rdzenna ludność polska, poczułaby się oszukana i okradziona.

Do ostatniej chwili sytuacja wyglądała rzeczywiście groźnie. Przygotowania do łączenia szkół szły pełną parą. Bo jeżeli ktoś czegoś bardzo pragnie, to nie ma nic niemożliwego. Można "przepchnąć" nawet najbardziej absurdalny i chamski pomysł, pod warunkiem, że ma się poparcie tak wysoko postawionych protektorów. Mówiono, że pewna swego sukcesu administracja szkoły litewskiej popisywała się opowiadaniami o porządkach, jakie mają być wprowadzone w połączonej szkole. Więc można sobie tylko wyobrazić, jaki nastrój panował wśród rodziców, uczniów i nauczycieli polskiej szkoły w Połukniu.

Na szczęście, jak już podałem wyżej, cała ta "epopeja", która trwała kilka ostatnich miesięcy, skończyła się pomyślnie. Dzięki zdecydowanej jak i bardzo przemyślanej postawie dyrektora Szkoły Średniej w Połukniu Jana Zachrzewskiego i wicemera rejonu trockiego z ramienia Związku Liberałów, Zenona Kuzborskiego nie dopuszczono nawet do głosowania Rady Samorządu rejonu trockiego nad losem Połukniańskiej i Szklarskiej szkół.

Na zebraniu rządzącej trockim rejonem koalicji, w przeddzień posiedzenia Rady Samorządu, udało się, co prawda sporym wysiłkiem, przekonać radnych o niedopuszczeniu do zamykania tych szkół. Zenon Kuzborski zaproponował alternatywny projekt "Decyzja o optymalizacji instytucji oświaty rejonu trockiego". W wyniku, 31 maja pod obrady Rady Samorządu trafiły dwa projekty: jeden opracowany przez Komitet Oświaty Rady Samorządu i Wydział Oświaty, przewidujący likwidację polskich szkół i drugi, opracowany przez wicemera i grupę radnych, w którym punktów, mówiących o optymalizacji polskojęzycznych, a zarazem i kilku litewskich szkół, już nie było. Podczas głosowania radni, nie zależnie od przynależności partyjnej, jednogłośnie opowiedzieli się za tym drugim, przychylnym dla polskich szkół projektem, tym samym wykluczając nawet samą dyskusję na temat: zamykać czy nie zamykać szkoły w Szklarach i Połukniu.

Zgodnie z regulaminem, o losie każdej ze szkół miało zadecydować głosowanie radnych. Nie ma co ukrywać, iż całkiem realne było niebezpieczeństwo, że mimo wcześniejszych ustaleń, radni Litwini mogli zachować się inaczej przy głosowaniu nad losem litewskojęzycznych szkół, a inaczej przy głosowaniu w kwestii szkół polskojęzycznych. Więc aby nie poddawać tej kwestii pod ryzykowne głosowanie, projekt zaproponowany przez Z. Kuzborskiego wykluczał samo głosowanie.

Miejmy nadzieję, że podobne zmagania o losy polskich szkół ominą inne rejony Wileńszczyzny.

Na zdjęciu: wicemer Zenon Kuzborski i mer Saulius Rađčiauskas podczas obrad Rady Samorządu rejonu trockiego

Fot. Waldemar Dowejko

NG 22 (511)