Alwida Antonina Bajor

Powroty do stron ojczystych

Spotkanie z hrabiostwem Hanną i Adamem Tyszkiewiczami

Równo przed rokiem gościli na Litwie, i oto rok minął jak błyskawica, znowu witało ich Wilno i pobliskie okolice. "Gościli" - niezbyt to zręcznie brzmi w ich przypadku, bowiem i pani Hanna, i pan Adam wszak tutaj się urodzili. Ona - w Wilnie, on w - Połądze. Burzliwe, przekorne wiatry historii zaniosły ich - jako dzieci - w obce strony. Szczęśliwy los chciał, że się spotkali, pobrali. Są idealnym, kochającym się małżeństwem. Mieszkają w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Inteligencka rodzina (ona - architekt, on - lekarz), wspaniale im się powodzi, mają krąg znakomitych przyjaciół, oboje z tysiącem pięknych szlachetnych pomysłów, inwencji, realizowanych na rzecz pomocy bliźnim (o czym pisałam przed rokiem na łamach "N.G.")

Tegoroczny urlop postanowili spędzić w Polsce i na Litwie. W Polsce, bo tam okresowo mieszkają, żeby, jak mówią, "być bliżej Europy", w Litwie, bo ona jest zawsze jak zdrowie..."

W Wilnie - tym razem na dłużej...

- Jesteśmy tu przez nasz stały sentyment - mówi pani Hanna. Tym razem nie odwiedziliśmy Połągi, Kretyngi, Tyszkiewiczowskich pałaców na Żmudzi. Postanowiliśmy być na dłuższy czas w Wilnie, delektować się starówką, jakże wspaniale odmłodzoną. Mąż nawet nocami chodził po zawsze kochanym, czarującym mieście.

- Przede wszystkim Wilno jest czyste - uśmiecha się pan Adam. Opowiem pani, jaką miałem tu przygodę. Idę Ostrobramską, niosę dopiero co kupione w sklepie produkty żywnościowe. Spotykam wycieczkę z Polski. Oni mnie biorąc za "tutejszego", pytają, gdzie tu można kupić coś do zjedzenia. Więc informuję ich uprzejmie. I żeby nie sprawić im zawodu (wszak wzięli mnie za rodowitego "wilniuka"), próbuję im tłumaczyć, "zaciongając z wilenska": "No, tutaj trocha dalej możecie cuś swieżego i smacznego kupić" - mówię. I zapytuję ich: "A podoba wam sień nasze Wilno?" a oni mówią: "Bardzo. Nawet byśmy się chętnie z wami zamienili". A ja na to: "Zamienić z wami tuobym sień nie zamienił, bo mnie tu bardzo dobrze, ale zapamientajcie suobi jedno... (Bo wy tak z góry na nas czasem patrzycie), że tu, w naszym Wilnie, jest bardzo pięknie, bardzo czysto. Nu tuo i wy tam u siebie dbajcie o Polskę, żeby w niej było czysto". A oni: "A rzeczywiście, a rzeczywiście, ma pan rację". A mówiąc poważnie, nie powiem, że mnie się wszystko w Wilnie podoba. Na przykład, przeraża mnie ta hałaśliwa, rozbrzmiewająca w lokalach i na ulicy muzyka amerykańska. W Polsce to samo, od dziesięciu już lat. I - narkotyki... Zauważyłem taką jedną rzecz: tu , w Litwie ten szał narkotyczny zaczął się już od paru lat, natomiast w Ameryce on już powoli ostyga. Jest zatem nadzieja, że może i tutaj młodzież w końcu się opamięta. W Polsce już to zanika. Tam - zanika już także zamiłowanie do hazardu.

Pokolenia Tyszkiewiczów - w Szwecji, USA...

- Naturalnie, zwiedzicie też państwo Landwarów, Zatrocze, dawne posiadłości, pałace Tyszkiewiczów. .. Może coś tam, Panie Adamie, opowie Pan o ciągłości tych związków rodzinnych? - zapytuję uroczego "wilniuka"

- Mam rodzinę, która jest z Landwarowa. Oni mieszkają w Szwecji i w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Nowym Jorku. To są dzieci Eugeniusza Stanisława Tyszkiewicza ostatniego właściciela Landwarowa. Jego żoną była Olga von Reutern, siostrą - Zofia po mężu Potocka, żyła długo, 97 lat, była historykiem, pisała o rodzinie Tyszkiewiczów.

W trakcie naszej rozmowy wspomnieliście państwo, że zamierzacie przenieść się ze Stanów Zjednoczonych do Europy...

- Mamy właśnie takie zamiary. Podróż do Polski ze Stanów jest długa i uciążliwa, trwa 16 godzin, a chcielibyśmy jednak mieć bliższy kontakt z Polską. Te nasze plany na pewno w przyszłości zrealizujemy. Może załatwimy to w ten sposób, że przez pół roku będziemy mieszkali w Europie, a przez drugie pół w Stanach, to się jeszcze da zobaczyć - mówi pani Hanna.
- Ponadto - wtrąca pan Adam - nie jesteśmy tylko i wyłącznie od siebie zależni. Mamy bardzo chorego kuzyna, którym się moja żona troskliwie zajęła. Nie możemy zatem wyjechać na dłużej. Cały czas jesteśmy pod telefonem. Ten człowiek pod dachem naszego domu jest szczęśliwy, ale on stale się obawia, żeby coś z nami się nie stało. Jest do nas bardzo uczuciowo przywiązany.

Maltański rodowód

- Wracacie teraz państwo do Stanów?

- Nie - mówi pan Adam - jeszcze przez pewien czas będziemy w Polsce. Jadę na przysięgę maltańską do Krakowa. Do zakonu należeli mój pradziadek, dziadek, cała nasza, Tyszkiewiczów, rodzina. Przysięgę będę składał w Krakowie 23 czerwca.

- Tutaj w Wilnie, spotkaliście się państwo ze swoją przyjaciółką ze Stanów, aktorką, Polką, Joanną Pacułą...

- Właśnie. I to jest bardzo miłe. Joanna przyjechała do Wilna kręcić film. Dokładniej, będzie grała w filmie australijskiej produkcji. Bardzo ucieszyliśmy się na to spotkanie.

Landwarów, ślady dawnej świetności

... Landwarów, dawne dobra Tyszkiewiczów... Wspomnienia z odległych i bliższych czasów... Początkowo Landwarów nazywał się Pietuchowo. W XVIII w. wraz z Waką, Karaciszkami i innymi majętnościami należał do Tomasza Sapiehy. W końcu XVIII i XIX ww. właścicielem Landwarowa był Dąbrowski, po nim jego dwie córki, od których majętność nabył Józef hrabia Tyszkiewicz. To podobno on wybudował tam neogotycki pałacyk, niezbyt udany, który później jego syn, Władysław hrabia Tyszkiewicz, wybitny koneser sztuki o wyrafinowanym smaku artystycznym, gruntownie przebudował - w stylu późnego gotyku angielskiego. Drzwi do tego pałacu, ponad 30 par, wysokich, dwuskrzydłowych, wspaniale dekorowanych, sprowadzono z Włoch. Drzwi te stały się legendą całej Litwy; (później, po burzach dziejowych zostaną sprzedane do Zamku Królewskiego w Warszawie). Apartament żółty, salony "czerwony", "zielony", "niebieski", sala balowa, sala jadalna, balkony "z wiatkami", pokoje dziecinne, gościnne... Wszystko to było, przetrwało we wspomnieniach potomnych, w opisach...

W czasie I wojny światowej sztab korpusu wojsk rosyjskich zajął pałac landwarowski pod swoją kwaterę. Pod naciskiem Niemców, Rosjanie byli zmuszeni się wycofać. Ze względów strategicznych, pałac miał być przez nich zburzony, o czym zawiadomili jego właściciela, Władysława hrabiego Tyszkiewicza. Na nic się zdały protesty. A jednak pałac ocalał - dzięki łapówce. Z chwilą, kiedy rosyjski sztab opuścił pałac, przekupiono kozaka, który gmach miał wysadzić w powietrze - kozak rozkazu nie wykonał.

W czasach sowieckich w pałacu landwarowskim urządzono fabrykę dywanów.

W kaplicy grobowej landwarowskiego kościoła został pochowany Władysław hrabia Tyszkiewicz.

Zatrocze, piękny jubileusz

Nie jest to ostatnie spojrzenie na malownicze, legendarne Trockie Jeziora. Przyjadą tu ponownie, jeszcze w bieżącym roku. Pałac Tyszkiewiczów w Zatroczu wzniesiony na wysokim brzegu jeziora, święci w bieżącym roku piękny jubileusz stulecia. Jak tę uroczystość będą obchodzili? To pozostaje na razie romantyczną tajemnicą.

W XVIII - XIX ww. Zatrocze było dziedzictwem rodziny Koreywów (vel Korewów). W końcu XIX w. dobra te zostały nabyte przez Tyszkiewiczów. W pierwszym roku XX w. Józef hrabia Tyszkiewicz, żonaty z Jadwigą księżną Czetwertyńską, zbudował w Zatroczu pałac i założył ordynację. Drugim ordynatem i ostatnim właścicielem Zatrocza do 1939 r. był syn Józefa - Andrzej Tyszkiewicz.

Pałac w Zatroczu, dzieło budowniczego Józefa Hussa, stanął pod dachem w 1901 r. Pałac od frontu (elewacja północno - wschodnia) prezentuje się nader skromnie, natomiast elewacja południowo - zachodnia prezentuje się nader okazale. W czasach Tyszkiewiczów pałac lśnił kryształową jasnością. Wszystkie tynki zewnętrzne miały tonację białą z lekkim odcieniem kremowym. Całe wnętrze reprezentacyjne miało cechy stylu Ludwika XVI, i tu także przeważał kolor biały, biało - złoty z ogromną ilością luster. Boazerie były utrzymane w tonacji białej ze złoceniami. Białe były sufity ze sztukateriami, białe piece i kominki (z białego marmuru). Ściany pokrywały obicia materiałowe - także w kolorach złoto - białych...

Wszystko to, całe urządzenie przepadło w czasie I wojny światowej.

Połąga, Kretynga zawsze w sercu pieszczone

Landwarów, Zatrocze odziedziczyli bracia Feliksa Tyszkiewicza. Feliks był dziadkiem Adama Tyszkiewicza w linii prostej. Za gorącą namową żony, Antoniny z Łąckich osiadł w Połądze. Feliks miał pięć synów i pięć córek. Jako najmłodszy, 10 dziecko w rodzinie, był Alfred, ojciec Adama. Pan Adam urodził się w Połądze w dramatycznym 1940 roku.

W odległej od Połągi o 12 km Kretyndze, a więc w bliskim sąsiedztwie, właścicielem majątku był dziadek stryjeczny pana Adama, Aleksander hrabia Tyszkiewicz, syn Józefa.

Państwo Hanna i Adam Tyszkiewiczowie żałowali bardzo, że tym razem nie mogli do Kretyngi się wybrać. Czas naglił, czekała ich podróż do Polski. Pod koniec swego pobytu na Litwie przeżyli wzruszającą przygodę w jednej z podwileńskich wsi.

Poświęcenie krzyża w Radziulach

W dawnych czasach, podobno w latach wojny Napoleona z Rosją, był tu cmentarz. Obecnie pozostał po nim ślad w postaci resztek jednego, samotnego nagrobka, kiedyś - okazałego. Dziś nikt już z miejscowych ludzi nie pamięta, kto na tym cmentarzu był pochowany. W bezpośrednim sąsiedztwie zbudowano domy mieszkalne, życie toczyło się tu swoim utartym torem. Ale ten pusty plac cmentarny z jedynym, jak wyrzuty sumienia, popadającym w ruiny pomnikiem nagrobnym, od dłuższego już czasu nie dawał mieszkańcom tej wsi moralnego spokoju. Z inicjatywy Stanisława Bortkiewicza, który już niejeden krzyż, bo osiem, wzniósł w sąsiednich okolicach, celem upamiętnienia miejsc ważnych w większe wydarzenia (w Krowelach, Glinciszkach, Poszkajciach i in.), w ubiegły piątek, 8 czerwca b. r. w Radziulach, na starym cmentarzu, odbyła się uroczysta ceremonia poświęcenia wzniesionego tu krzyża. W akcji tej pomógł czynnie miejscowy mieszkaniec, znany ze swej aktywności Ludwik Trypucki. Udział wzięła cała wspólnota radziulska ze starostą Edwardem Puncewiczem na czele. Aktu poświęcenia dokonał ksiądz proboszcz jęczmieniskiego kościoła parafialnego. Gośćmi, a jednocześnie uczestnikami uroczystości byli hrabiostwo Hanna i Adam Tyszkiewiczowie; pod krzyżem złożyli oni wiązankę białych lilii. W tym samym czasie identyczne białe lilie otrzymałam w darze z rąk radziulskiego starosty. To - wspaniały symbol zapowiadający rychły tu nasz z mężem powrót. Nie tylko do złocisto - białego Zatrocza Tyszkiewiczów, ale i do tych tu, w Radziulach ludzi, ogromnie serdecznych, szczerych, otwartych" - powiedziała na pożegnanie pani Hanna Tyszkiewiczowa.

Fot. autorka

Na zdjęciu: hrabiostwo Adam i Hanna Tyszkiewiczowie z amerykańską aktorką Joanną Pacułą w Wilnie. Państwo Adam i Hanna Tyszkiewiczowie w czasie rozmowy z dziennikarką wileńską Alwidą Antoniną Bajor, Kretynga, pałac i oranżeria Tyszkiewiczów (stan obecny), Dziad stryjeczny pana Adama Alfred hrabia Tyszkiewicz z Kretyngi w stroju szambelana papieskiego; fotografia wykonana w 1906 r., w którym Alfred Tyszkiewicz został wybrany do Rady Państwa z ówczesnej guberni kowieńskiej. Alfred hrabia Tyszkiewicz (1864 - 1944) żonaty był z Marią z Pusłowskich. Był absolwentem Petersburskiej Szkoły Mikołajewskiej Inżynierów Wojskowych. Od 1900 r. był sędzią powiatu telszewskiego; w 1905 r. został powołany na wiceprezesa Towarzystwa Rolniczego Kowieńskiego. (Repr. z "Świat" 1906 r.), Nie jest to jeszcze ostatnie spojrzenie na Trockie Jeziora

NG 23 (512)