Ryszard Maciejkianiec

Panowie, zdejmijcie maski

W miniony czwartek 28 czerwca odbyło się kolejne posiedzenie sądu, rozpatrującego sprawę zainicjowaną przed ponad rokiem przez T. Filipowicza, a następnie wznowioną przez J. Sienkiewicza, mającą na celu przejęcie "Naszej Gazety".

Do rozpatrywania merytum sprawy faktycznie nie doszło, ponieważ inicjatorzy procesu sądowego nie zjawili się na sali sądu, a były koordynator sowieckich służb specjalnych, a obecnie wiceszef administracji powiatu wileńskiego Z. Balcewicz wystosował list z prośbą, aby posiedzenie przełożyć, upoważniając jednocześnie urzędnika samorządu rejonu wileńskiego F. Szturmowicza do udziału w przyszłych posiedzeniach w imieniu nie wybranego Zarządu Głównego, któremu widocznie niezmiennie będzie towarzyszyła nineL Mongin.

Miało to być decydujące posiedzenie, które na podstawie przedstawionych dowodów mogło przyjąć jedyne możliwe do przyjęcia postanowienie - uznać tak zwany zjazd, zwołany z inicjatywy Tomaszewskiego, Sienkiewicza i Balcewicza w maju ubiegłego roku za nieważny, ponieważ, oprócz bardzo wielu innych naruszeń prawa i Statutu Związku, nie zdołał on wyłonić Zarządu Głównego, na który zamiast wymaganej ponad połowy, głosowała niewiele ponad 1/3 uczestników zebrania.

Stąd między innymi staje się zrozumiała i tak zwana "dymisja" J. Sienkiewicza w przeddzień posiedzenia sądu, na którym powinno było nareszcie dojść do pełnej i zasłużonej jego kompromitacji, jako ?prezesa Zarządu Głównego?, rodząc również cały szereg konsekwencji prawnych, w tej liczbie z przejęciem Domu Polskiego w Wilnie w imieniu nie wybranego Zarządu Głównego.

Nie jest żadną tajemnicą, że robiąc rwetes wokół Związku miał on nadzieję, że wypadnie mu rządzić Domem Polskim. Niestety, obok był chytrzejszy, który działalność chytrych koordynował i on teraz Domem rządzi. W tej sytuacji i "honorowe prezesowanie" Związkowi jak widać przestało być potrzebne.

Kolejne posiedzenie sądu odbędzie się we wrześniu.

* * *

Kiedy, inicjując próbę rozwiązania konfliktu, nasza czteroosobowa delegacja w listopadzie ub. roku rozmawiała z prof. A. Stelmachowskim, dyrektorem A. Chodkiewiczem i J. Sienkiewiczem dwaj ostatni, odrzucając wszelkie nasze propozycje uporządkowania sytuacji, interesowali się nie podstawowym tematem, to jest uporządkowaniem własności Domu Polskiego w Wilnie, na budowę którego poprzez "Wspólnotę Polską" rzekomo wydano około 23 mln złotych (tyleż litów ), a tylko tym, jak były zagospodarowane 39 tys. złotych (litów), zebranych od darczyńców z całego świata. J. Sienkiewicz publicznie w obecności wyżej wymienionych obiecał, iż będzie poszukiwał kogoś ze starszych osób, które wniosły na budowę co najmniej kilka litów, aby złożyły na nas donos do prokuratury o rzekomo nieracjonalnym wykorzystaniu środków, o ile nie zechcemy jemu wszystkiego przekazać.

I stało się. Po zarejestrowaniu 24 kwietnia 2001 roku Domu Polskiego w Wilnie na prawach własności prywatnej, donos został złożony, a nas dla odmiany między posiedzeniami sądu zaczęto zapraszać do różnych instytucji praworządności. Sięgnięto najwyraźniej do metod prześladowania i doświadczeń z byłego okresu, doskonale wiedząc, że do tych zebranych 39 tys. trzeba było kilkakrotnie dołożyć, aby na przeciągu sześciu lat od 1995 do 2001 roku prowadzić temat przygotowania do budowy, samej budowy i szykowania się do jego przyszłej eksploatacji. Tym bardziej, że pomoc dla Związku ze strony ?Wspólnoty Polskiej? na cele organizacji budowy za wskazane 6 lat wytężonej pracy wyniosła zaledwie 1200 ( słownie - jeden tysiąc dwieście ) zł., co pozwoliło tylko częściowo pokryć miesięczne rozchody na łączność telefoniczną i korespondencję z powyższą "Wspólnotą".

Te donosy po raz kolejny będą utrudniać nasze życie, ale przede wszystkim działalność samego Domu, bo, o czym pisaliśmy niejednokrotnie, nieżyczliwa atmosfera czy konflikty z użyciem imienia tego obiektu, nadal nie pozwolą nadrobić zmarnowanej na samym początku szansy.

Satysfakcję będą mieli jedynie inspiratorzy i organizatorzy donosów. Nie będąc w porządku wobec prawa i polskiego społeczeństwa, chcą też zbrukać imiona tych, co Dom, niestety, dla nich zbudowali.

Tylko, że to się im nie uda. Nie mając nic na sumieniu i nic do ukrycia osobom, które będą prowadziły dochodzenie w sprawie złożonych donosów, będziemy sugerowali, aby nareszcie została zbadana całość budowy, by raz na zawsze temat zamknąć i postawić kropki nad i. Tym bardziej, iż obiekt nie wiedzieć czemu został wyceniony tylko na 13 mln mimo rzekomo wydanych na jego budowę 23 mln.

* * *

Pierwszy w historii donos na Związek w końcu 2000 roku skierował do Komitetu Państwowej Kontroli Z. Balcewicz. W donosie domagał się sprawdzenia i pociągnięcia do odpowiedzialności działaczy Związku, którzy za otrzymane na święciański oddział Związku w 1991 roku z Polski 28 tys. zł. kupili gmach na cele Domu Polskiego w Podbrodziu, a nie zbudowali szkoły ( miejmy nadzieję, że obecnie autor donosu, jako wiceszef administracji powiatu dołoży do tych 28 tys. brakujące 10 mln Lt i polską szkołę w Podbrodziu zbuduje). Jak widzimy takie postępowanie "opłaciło się" bardzo, bo już po kilku miesiącach stał się wiceszefem administracji powiatu wileńskiego.

* * *

Obserwując reakcje urzędników litewskich, którzy zapraszali nas wtedy na rozmowy do Komitetu Państwowej Kontroli w związku z donosem Z. Balcewicza i zachowanie się tych, co badają kolejny donos, nie pozostaje żadnych wątpliwości, że za tym stoją obecne "elity" polityczne, a ?nasi? są od wykonywania zadań zleconych.

Smutne, ale wśród tych "elit" dziś rządzących Litwą, niestety przy największym wysiłku nie daje się dojrzeć nawet najmniejszych oznak, iż są to potomkowie sławnych i wielodusznych obywateli Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak to się wydaje niektórym wypędzonym z Ziemi Wileńskiej i szeroko rozsianym po świecie. Drobnostkowość, uszczypliwość, pazerność, nietolerancja - jest to niestety dziś dla nich najbardziej charakterystyczne. Dlatego ich nie obchodzi, iż dzięki naszej inicjatywie setki obywateli Litwy miało w ciągu kilku lat pracę przy projektowaniu, budowie Domu i przy produkcji materiałów budowlanych. Że został uporządkowany jeszcze jeden z zakątków miasta, że powstały nowe miejsca pracy, że ten obiekt będzie przyciągał gości i miastu służył. Szkodzić, szkodzić i jeszcze raz szkodzić i tylko z tego mieć satysfakcję...

Nie jest też dziełem przypadku, że jedynemu pismu na Litwie - "Naszej Gazecie" ekipa R. Paksasa nie pozwoliła na równi z innymi uporządkować sprawy własności zajmowanego pomieszczenia, a Fundusz Własnościowy, będący w tymże układzie politycznym, domaga się naszego wysiedlenia.

* * *

W grudniu ubiegłego roku J. Sienkiewicz, próbując drogą oszustwa wyłudzić w Ministerstwie Sprawiedliwości kopie posiadanych przez nas dokumentów rejestracji Związku, podał w prasie ogłoszenie, które dawało wszelkie podstawy do wszczęcia na nasz wniosek sprawy karnej. Zarząd Główny, reprezentujący tę część Związku, która postanowiła zachować zgodnie z prawem niezależny i społeczny charakter organizacji, jednomyślnie postanowił z takiej możliwości nie korzystać. Uznaliśmy wtedy, szanując godność polskiego imienia, że mówienie po polsku jeszcze nie oznacza bycia Polakiem. Bowiem Polaka obowiązuje pewien poziom kultury, pewien sposób zachowania się, pewne przywiązanie do tradycji i historii, odpowiedzialność wobec społeczeństwa, a pisanie donosów wyraźnie stawia donosicieli poza obrębem polskiego społeczeństwa.

***

Mówiąc te bolesne prawdy i poczuwając się do współodpowiedzialności za losy naszego społeczeństwa, niekiedy trudno jest się zdecydować na ich publiczne przedstawianie w obawie, że da to powód nieżyczliwym osobom i środkom masowego przekazu bezpodstawnie kreować obraz skłóconego środowiska, jak to zresztą czyni się w wielu innych wypadkach w stosunku do skupisk Polaków poza Polską i w samej Polsce. Pozwala to w znacznej mierze odwrócić uwagę społeczeństwa od rzeczywistych problemów, jakim w naszym przypadku była prawna rejestracja aktu własności Domu Polskiego w Wilnie.

Tym niemniej, ukrywanie powyższych faktów byłoby również nieuczciwe, bo zakłamywanie rzeczywistości nigdy niczego dobrego nie wróży.

Pisząc powyższe mamy nadzieję, iż nasze społeczeństwo, myślące i odpowiedzialne, coraz wyraźniej będzie rozróżniało i nie stawiało na jedną szalę tych napastujących i sięgających nie po swoje, i tych, którzy bronią swego dobrego imienia i zdobytego trudem społecznego dorobku.

* * *

Wiosną br. zmarł w Krakowie jeden z Wielkich Wilnian odchodzącego pokolenia, dla którego normą życia i powołania była dziś rzadko spotykana wyjątkowa skromność, uczciwość i życzliwość wobec ludzi. W ostatnie lata życia, obserwując nas z serdecznym zainteresowaniem, z oddali, kilkakrotnie uprzedzał nas poprzez odwiedzających go gości, abyśmy jak najdalej byli od pewnej rodziny i wywodzącego się z niej działacza, a która w czasach sowieckich organizowała niekończące się prześladowania w okresie jego pracy w Szyłanach i Suderwi.

Jak się okazało i po Jego śmierci ci sami rozpowszechniają po okolicy pomówienia, iż jakoby za wywiezione stąd środki zbudował sobie w Krakowie grobowiec.

Rzeczywiście, cicho i skromnie spoczął wśród szeregu swoich współbraci w grobowcu , tylko że zbudowanym nie dziś, ale przed trzystu laty...

* * *

Dramatem społeczeństw są przypadki, gdy w ich przywództwie znajdą się lub zostaną wmontowane osoby, które nawet nie przedstawiają sobie, iż ludzie mogą i muszą pracować w wielu wypadkach bezinteresownie z myślą o zbiorowych losach i przyszłości. Sami nie robiąc nic bez wyrachowania dla społecznego dobra, uniemożliwiają też innym życzliwą działalność, bo wtedy ich imitacja współudziału, a raczej złośliwa bezczynność na tle konkretnych dokonań, natychmiast staje się oczywista. Spode łba obserwując otoczenie, zbierają informacje tylko po to, aby szkodzić, mącić, omotywać, rzucać pomówienia i pisać donosy. Mimo całego bogactwa języka polskiego niestety nie znajdzie się w nim wyrazu do określenia takich osób. Litewski "szmëkla" z brzmienia i treści jako widmo przeszłości, mara, upiór ( czyt. szmiekła) jest tu jak najbardziej na miejscu.

NG 26 (515)