Robert Ziembiński

PIERWSZE ZLOTY ZA PŁOTY

List do Zarządu Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych,
zmodyfikowany do formy artykułu lub
"korespondencji od czytelnika" do gazet polskich na Litwie.

W dniach 22-24 czerwca b.r. odbywał się, mam nadzieję szeroko relacjonowany, XIII Zlot Turystyczno-Sportowy Polaków na Litwie. Miałem przyjemność uczestniczyć w nim po raz ósmy. Stowarzyszenie, do którego mam zaszczyt należeć - Korporacja Akademicka "Sarmatia" brała udział w zlocie po raz dziewiąty. Opuściłem jedynie zlot zeszłoroczny, ale pozwoliłem sobie uznać, że popełnianie drugi raz tego samego błędu byłoby niewybaczalne. Spędzanie trzech dni wśród ryku rusco-disco, bez szansy wyboru sąsiedztwa i wpływu na jego zachowanie jest jeszcze do zniesienia. Ale takie akty heroizmu na podmokłej "patelni" w Sużanach - miejscu będącym podręcznikowym przykładem, gdzie nie rozstawiać namiotów (połączenie sauny z piekarnikiem z poranną opcją chłodziarko-zamrażarki), to za wiele nawet jak na mój sarmacki charakter.

Zlot tegoroczny, na sprawdzonym obozowisku w Podborzu, wspominać będę na pewno lepiej. Mogliśmy wybrać sobie miejsce poza bezpośrednią strefą rażenia głośników centralnych i sąsiedzkich. Namioty można było ustawić w sposób harmonizujący z otoczeniem. Ptaszęta nie tylko zjadały dzielnie komary, ale nawet przebiły się raz ze śpiewem przez trele Walerija Leontjewa i warkot spalinowej piły łańcuchowej sąsiadów. Dobre było zaopatrzenie w dobrą wodę, pomoc medyczną i radiowozy.

Jestem przekonany, że Zloty powinny odbywać co roku przez następne dziesięciolecia, pytanie tylko po co? Wywiązała się na ten temat w naszym obozie dość ciekawa dyskusja, a że połowa obozu "Sarmatii" to wilniuki i odwiedzali nas też znajomi z innych obozowisk, nie były to tylko rozhowory zarozumiałych warszawiaków. Na pewno Czcigodni Organizatorzy wiedzą, jakie cele zamierzają osiągnąć Zlot organizując. Wiedzą więc "po co" to robią. Spośród wielu sprzecznych sygnałów niełatwo było nam jednak to rozpoznać. Pominę wyniki naszej zgadywanki i skoncentruję się na tym co widać, a więc nie na "po co" ale "jak" Zlot jest zorganizowany i jaki jest jego przebieg, a jaki to ma związek z nazwą "Zlot Turystyczno-Sportowy Polaków na Litwie".

Mam wrażenie, że pewien katalog zalet i wad Zlotu nie ulega zmianie, a ponoć zawsze trzeba coś poprawiać, by się - nie poprawiane - nie psuło. Przez te kilka lat można by na pewno skorygować pewne niedoskonałości. Takie próby, o ile pamiętam, były. Szkoda, że prób dalszych zaprzestano. Pozwalam więc sobie, na gorąco, niecałe 24 godziny po zakończeniu Zlotu, podzielić się kilkoma pomysłami. Liczę na to, że ich upowszechnienie, wywoła u szerszego grona moich Rodaków na Litwie przemyślenia i dyskusję, której wyniki wpłyną na oblicze i charakter Zlotu. Dla wygody prezentacji posłużę się schematem nazwy Zlotu.

"Zlot", termin wzięty z Sokolstwa, oznacza jednak spotkanie osób, a nie ich samochodów. Nie darmo, nawet tak ważnych wydarzeń publicznych jak msze papieskie, nie organizuje się nie mogąc wyizolować samochodów na parkingach. Rozumiem - odbicie drzew w srebrzystym lakierze auta uwypukla piękno lasu. Ognisko dwa metry od baku może co prawda szybko podnieść temperaturę spotkań, a głośniki na drzwiach poprawić rytm dnia - ale czy o to chodzi. Na użytek zlotowiczów, pragnących wjechać antycznym mercedesem na samą dyskotekę można wyznaczyć "parkiet" taneczny tuż obok parkingu, a nawet kilka miejsc biwakowych na linii rur wydechowych, ale po co uszczęśliwiać na siłę wszystkich? Wtedy policja, pilnując dyskoteki, pilnowałaby i samochodów, a miły odgłos rozruchu silnika w czasie tańców przekonał nawet najbardziej zatwardziałych, że samochody nie powinny jeździć wte i nazad cały dzień i wszędzie.

"Turystyczno" sugeruje jakąś biegłość w sztuce organizowania swojego bytowania poza domem. Nie wszędzie buduje się obóz. Na pewno nie na błotnej zjeżdżalni jak w Magunach, ni w rowie na deszczówkę jak w Sużanach. Wzorcowym miejscem na biwak były natomiast Mościszki. Obozu nie stawia się byle jak, nawet na jedną noc. Minimalizuje się ingerencję w środowisko, jednocześnie się od niego nie odgradzając. Koncepcje pioniersko-wojskowe z bramami, płotami, godłami z szyszek i tłuczonej cegły na pewno się w pojęciu "turystyka" nie mieszczą. Nie ma też miejsca na ciągły łomot, chyba że ktoś zalicza do turystyki zwiedzanie supermarketu ze sprzętem nagłaśniającym. Rozumiem, że ludzie przyjeżdżają na Zlot też się pobawić i chcą muzyki jak w domu. Nie usłyszą jednak tego, czego słucha turysta, bo szum wiatru w koronach drzew, a nawet kukułka, nie mają szans z kolumną 120 W. Raz już chyba było tak, że muzyka mechaniczna była dozwolona w obozach od 14 do 20, a później tylko centralnie, na dyskotece do 4 rano. Może do tej zasady wrócić?

"Sportowy" każe oczekiwać równego współzawodnictwa wg jasnych zasad. Punktacja drużynowa wskazywałaby, że oceniane są całe zespoły. Nieco zabawnie wygląda drużynowy konkurs wiedzy, gdzie jeden może jaśnieć, kryjąc tym grono pogodnych matołków, którzy nawet nie interesują się materią pytań. Jestem zdania, że konkurencje można zmodyfikować do wersji drużynowej. Jestem pewien, że bezwzględnie należy wyłączyć z punktacji sportowej formy, gdzie efekt oceniany jest wg niejasnych reguł, np. za wrażenie artystyczne bez dodatkowych ścisłych kryteriów.

"Polaków" - tu pole do dyskusji jest, wbrew pozorom, największe. Mamy rodziny obecnie polskie, historycznie rozmaitego pochodzenia. Mamy nowe rodziny mieszane. Mamy niepolskich gości. By uniknąć nadmiernych dywagacji powiem, że na pewno rozstrzyga język i kultura. Właściwie kultura przed językiem. Poznaliśmy np. uczestniczkę niepewnie mówiącą po polsku, z mieszanej rodziny, ale daj Panie Boże każdemu z nas tyle stylu, wdzięku i niewymuszonej szlachetności. Zręby kultury polskiej, jako jedynej w Europie obok angielskiej, zostały ukształtowane przez stan szlachecki, w czasach ostatnich Jagiellonów. W odróżnieniu od chłopskiej kultury białoruskiej, estońskiej, litewskiej, łotewskiej, niemieckiej, czy dewiacji bolszewickich, kultura polska ogranicza zakres dopuszczalnych postaw, zachowań i akceptowanych wartości. Akceptuje postawy oparte na słusznej dumie, ale i szacunku do innych. Odrzuca czyny podłe, skłonności nadmiernie zwierzęce. Gardzi chamstwem. Wyśmiewa popisy bogactwa. Wyszydza uleganie modom, zwł. obcym. Czci codzienną staranność o język i godne zachowanie.

Taka kultura właśnie rozstrzygnęła o polonizacji szlachty litewskiej, ruskiej, niemieckiej, a nawet przez pewien okres - rosyjskiej. Identyfikacja narodowa oparta tylko na języku, jest płytka i nietrwała. Oparta na kulturze i stylu życia, jest trwała i otwarta na kultury obce, czerpie z nich to co najlepsze, a z polskością zgodne. Lubię angielskie piosenki, nawet te bardzo łubudu. Jeszcze bardziej rosyjskie. Ale obok, a nie zamiast. I jeśli, w gorącą świętojańską noc, po wielu gorących przebojach rosyjskich, dopiero po kilkakrotnych prośbach o utwór polski, ktoś łaskawie włącza ponurego knota o "kafejkach przy molo", dobrego do prób samobójczych w słotną jesień, wywołując jęk zawodu rozczarowanych tancerzy, to posądzam go o propagandę antypolską, bo w tak daleko posuniętą głupotę nie wierzę. Zwłaszcza, że jedynym wywoływanym spontanicznie zespołem były polskie BratHanki. A lepiej chyba, by młode Polki nuciły sobie "dam ci wszystko to co lubię, ale siebie dam po ślubie", niż "cełuj mienja wiezdie, osiemnadcat" mnie uże", bo takim tekstem przygotować można tylko personel na pobocza autostrad. Co do panów, to sam lubię "sołowieja" i stylizowanie na białą gwardię, a nawet otieczestwienną, ale wykręca mi bebechy jęko-wrzask małpujący język diedowszczyny z lat degeneracji armii sowieckiej. Nie da się poruszyć wszystkich wątków, ale jeszcze jeden koniecznie.

Jestem pod głębokim wrażeniem wyborów Miss Zlotu Polaków. Temu wydarzeniu zawdzięczam ochotę do pisania o wszystkich innych niedorzecznościach. "Słoneczka" z naszej drużyny - co do jednej wilnianki po studiach pedagogicznych - w ogóle nie chciały brać udziału w tym jarmarku niewiest. Kandydatkę nam "pożyczono". Lista trzech finalistek zrobiła zaś na mnie takie wrażenie, że nie wydzierżałem do końca na widowni. Jeżeli oceniano na podstawie tego, co można było zaobserwować w konkursie, to o co tu chodzi? Czyżby kryterium wyboru Miss miałby być indeks uniwersytecki, umiejętność malowania wzorków na ciele i wsadzania sobie pióropusza. To trzeba było wybrać na miss studentkę z Zimbabwe, albo z lokalu go-go! Tytułem Miss nagrodzono umiejętność szokowania, podkreślania walorów seksualnych i, jak mawiają marketingowcy, sprawnego sprzedawania siebie. Gratuluję. Jaśnieoświecone Jury lansuje w ten sposób postawy skłaniające młode Polki do zachowania nie tak jak przystoi, ale jak się spodoba tym, którzy właśnie rozdają punkty. Chcielibyście mieć takie synowe? Dzielne, wysportowane, skromne i pogodne nie wystarczyłyby? Mam nadzieję, że po naszej relacji, Koło Sarmatii będzie miało zaszczyt zaprosić Reprezentantkę drużyny "Ułanów" z Ejszyszek i w siedzibie "Wspólnoty Polskiej" w Warszawie, na karnawałowym Balu Sarmacko-Wileńskim, w obecności Rektorów Uniwersytetów, nałożyć Jej koronę i wstęgę, które Jej się słusznie należą. Ale dosyć o tem.

Odkąd bywam na Zlocie (1993), jeżdżę też na sierpniowy Marsz Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego. Bywają na nim i wilniucy - ci sami co na Zlotach. Od kilku lat jestem członkiem Komendy tego Marszu. Mieliśmy te same kłopoty. Wiem, że musimy Marsz nieustannie korygować organizacyjnie. Podobnie, jako Komendant Główny Związku Strzeleckiego, musiałem rozwiązać problem prawidłowego przebiegu zlotów i obozów złożonych wyłącznie z nazbyt czupurnej młodzieży. Zapewniam, że nawet z roku na rok, da się, stosując proste regulaminowe środki, dokonać bardzo wielu korzystnych usprawnień. Trzeba tylko chcieć dostrzegać problemy, nie rezygnować w ich obliczu i chcieć je rozwiązać.

Naprawdę cenię trud społeczników ze Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych, ale trudno latami udawać ślepego. Chciałbym tym listem wywołać szeroką dyskusję nad celami i wartościami jakie przyświecają Zlotowi.

Co byłoźle - było. Jak z dziewczynami. Nie zawsze na początku się udaje. Co przecież nie oznacza,że nie należy mieć dziewczyny. Pierwsze Zloty za płoty. Następnym razem będzie lepiej!?

NG 26 (515)