Stanisław Gotowicz

"Wileńszczyzna" podbija serca
rodaków w Australii

Zespół pieśni i tańca "Wileńszczyzna" swoją pierwszą wizytę do południowej Australii rozpoczął koncertem w Domu Polskim, który piszący niniejsze słowa (przy pomocy ludzi dobrej woli) wybudował w Adelajdzie.

Licznie zebrana publiczność miała więc okazję zapoznać się z tym zespołem z najlepszej strony: strony artystycznej i widowiskowej. Zespół nie zawiódł! Nie zawiódł organizatorów tego koncertu i wydaje mi się, że nie zawiódł widowni, bo kontakt i zrozumienie nawiązane zostały już po pierwszych taktach oprawy muzycznej.

Okoliczność ta dała nam możliwość porównania umiejętności naszych rodzimych tancerzy skupionych w zespole "Tatry", do których przyzwyczailiśmy się już od dziesiątek lat, z "Wileńszczyzną", zespołem też już działającym od przynajmniej dwóch dekad. Los zrządził, że pod każdym niemal wymiarem geograficznym, gdzie istnieją skupiska Polaków, młodzież grupuje się najchętniej w zespołach ludowego tańca i śpiewu. "Wileńszczyzna" ma tę przewagę, że w większości reprezentowała (pomijając krakowiaka i poloneza, czy też suitę lubelską) folklor Wileńszczyzny z domieszką folkloru litewskiego. Ale nawet tańczony krakowiak czy mazur miały w sobie nutkę Wileńszczyzny.

"Wileńszczyzna", ta polska i ta litewska, może być dumna, że posiada taki wspaniały zespół młodzieży, tylu chętnych pomocników, którzy dbają o to, żeby nie uciekła od nich polska kultura mimo, że uciekła od nich polska granica. Aż żal!

"Wileńszczyzna'' ma jeszcze tę zaletę, że ma wspaniały chór. Zakupioną kasetę - jak opętany - gram codziennie, bo w jakiś dziwny sposób wiąże mnie z Waszymi, Drodzy Wilniucy, stronami i oczywiście zbliża nas do siebie.

W normalnym biegu wydarzeń, winienem skierować uwagę na artystów zwracających na siebie oczy i słuch widza, ale w "Wileńszczyźnie'' wszyscy spisali się na medal! Tańce, śpiew, deklamacje, jak i fragmenty wesela na Wileńszczyźnie, czy też kiermaszu na Łukiszkach wywoływały burze oklasków, śmiechu i radości. To był powiew zupełnie innego ducha, innego powietrza, ba rytmu, jakże podobnie bijących polskich serc.

Swój pierwszy występ w Adelajdzie "Wileńszczyzna" zakończyła piosenką, którą dziś zna i śpiewa cała polska diaspora- "Kraj rodzinny matki mej". Piosenki zrodzonej właśnie w Adelajdzie, a kompozytorem jej jest p. Tadeusz Mikucki, tekst zaś napisała jego żona Irena. Goście zrobili bardzo miły gest, prosząc na scenę p. Tadeusza z małżonką, żeby im podziękować za to małe dzieło. Szczególnie, że kompozytor też jest Wilniukiem!

Z pobieżnych rozmów dowiedziałem się, że młodzież przekonana była, że wyjeżdża do kraju o gorącym klimacie, a tu w Australii też zimno może być nieznośne, zwłaszcza w tym okresie, okresie zimowym, który teraz akurat mamy.

Salę koncertową chyba każdy z nas opuszczał zadowolony i rzec by można, że czasami ten smutny padół nas otaczający rozjaśniony został radością życia, humorem, śpiewem i wspaniałym tańcem oraz wielobarwnością kostiumów. Mając takich przedstawicieli wierzę, że polskość na Litwie nie zaginie.

W tę budującą atmosferę, w tę euforię wynoszącą na sto koni, zakradła się jedna nieco bolesna nuta: zwróciłem się do kierownika zespołu, p. J. Mincewicza, którego podczas mej pierwszej wizyty w Wilnie spotkałem w biurze Związku Polaków na Litwie, przy ulicy Wielkiej 40, oświadczając mu, że już następnego dnia wyślę fax do Wilna do "Naszej Gazety", aby zdać małe sprawozdanie z tego koncertu. Na to usłyszałem raczej szorstką odpowiedź: "Nikt tego pisma nie czyta".

- Jak to, nikt nie czyta? - odparłem. - Czytamy je w Australii?.


Od redakcji: niestety, właśnie taki jest "nasz" przedstawiciel. Daleko poza Litwą rozpowszechnia nieżyczliwe i nieprawdziwe informacje o naszym tygodniku, mimo, że jako działacz i poseł zrobił karierę w decydującym stopniu dzięki ''Naszej Gazecie", a to z kolei z pozycji zajmowanego stanowiska pozwoliło zdominować polski ruch amatorski. Narzucanie treści repertuarów dla zespołów, jednoosobowo podejmowane decyzje o tym, kto ma wziąć udział w "Kwiatach Polskich", eliminując te zespoły, które wykazały się lepszą oceną na przeglądach międzynarodowych itp. wytworzyło sytuację, że masowy ruchśpiewaczy na Ziemi Wileńskiej, a szczególnie w rejonie wileńskim, zaczyna tracić na autentyczności i zanikać.
Poczuwając się do praw wobec polskich zespołów, musimy przede wszystkim pamiętać o obowiązku wobec nich, o ich potrzebach i pomocy w nieskrępowanym rozwoju. Jeden zespół, nawet dobry, nie stanowi o stanie kultury. Na szczęście są też inne, wcale nie gorsze od "Wileńszczyzny". Co innego, że o ich kunszcie i dorobku, uczciwie promujących naszą historię i kulturę, doświata informacja nie dociera. Bo jest przecież poseł J. Mincewicz...

NG 28 (517)