Beata Zaluza

PLL LOT - oknem na świat

Polskie Linie Lotnicze LOT znane są już od 70 lat, a zaczynało się wszystko w roku 1920. Wtedy to odbyła się uroczysta inauguracja pierwszego połączenia lotniczego Warszawy ze światem. Dziś samoloty tej linii docierają już do ponad 50 miast w 33 krajach świata i przewożą rocznie ponad 2 mln 300 tys. pasażerów (wg danych za rok 1997).

Komunikacja lotnicza w Europie rozwijała się w latach 1918-1919 kolejno w Niemczech, we Francji i Wielkiej Brytanii. Lotnictwo wojskowe Austrii organizowało przewozy poczty. Loty odbywały się na trasie Wiedeń-Olomuniec-Kraków-Lwów-Kijów w okresie 31 marca - 7 października 1918 roku, przy czynnym udziale Polaków i był to pierwszy lotniczy przewóz poczty w Europie. Po odzyskaniu przez Państwo Polskie niepodległości 11 listopada 1918 roku - rozpoczęto starania o utworzenie rodzimej komunikacji powietrznej. W grudniu 1919 roku zademonstrowano w Polsce pierwszy samolot komunikacyjny, a od 2 kwietnia 1921 roku rozpoczęto regularną komunikację na trasie Warszawa-Praga-Strasburg-Paryż.

Kolejno powstawały przedsiębiorstwa transportu lotniczego "Aerotarg" w Poznaniu (28 maja 1921 roku), a następnie "Aerolloyd" w Warszawie (rok 1922), który w roku 1925 przekształcił się w spółkę akcyjną "Polska Linia Lotnicza Aerolot". Otwarto takie połączenia jak Gdańsk-Warszawa-Lwów czy Warszawa-Kraków, które następnie przedłużono do Wiednia.

Linie Lotnicze LOT Sp. z o.o. - pod taką nazwą 2 stycznia 1929 roku rozpoczęła działalność firma przewozowa, utworzona z dotychczas działających towarzystw lotniczych. Pod koniec roku zmieniono nazwę przedsiębiorstwa, wprowadzając "Polskie" oraz znak firmowy "Żuraw" projektu Tadeusza Gronowskiego. Nowe przedsiębiorstwo poszerzyło swoją działalność, tworząc połączenia do Katowic i Bydgoszczy.

W roku 1934 następuje inne doniosłe wydarzenie - działalność LOT-u przeniesiona zostaje na nowe lotnisko w Warszawie - Okęcie. Wprowadzone są nowe połączenia na trasie Warszawa - Wilno - Ryga - Tallinn, Poznań - Berlin.

Wybuch drugiej wojny światowej nie zaskoczył LOT-u. Ewakuacja pracowników, samolotów i majątku firmy odbyła się sprawnie, dzięki czemu uniknięto zaskoczenia i poważnych strat w czasie działań wojennych.

6 marca 1945 roku reaktywowano w Warszawie Polskie Linie Lotnicze LOT, uruchamiając połączenia do 8 głównych miast. Trwała intensywna odbudowa lotnisk, bazy technicznej na Okęciu oraz biur LOT-u. Rozpoczęto rejsy zagraniczne do Berlina, Belgradu, Paryża, Sztokholmu, Pragi i Budapesztu, a następnie do Wilna i Moskwy. Niestety lata 50-te to także okres ograniczeń wynikających z ówczesnej doktryny politycznej - jeszcze w roku 1960 przewożono tylko 175 tys. pasażerów przy posiadaniu 40 samolotów.

"Odwilż" 1956 roku poprawiła sytuację - uruchomiono pierwsze pozaeuropejskie połączenie do Kairu, Helsinek, Frankfurtu i Bejrutu.

Na początku lat 70-tych kolejna zmiana polityczna w Polsce umożliwiła utworzenie, planowanego jeszcze przed wojną, regularnego połączenia do Stanów Zjednoczonych -16 kwietnia 1973 r. otwarto linię do Nowego Jorku.
13 grudnia 1981 roku z chwilą ogłoszenia stanu wojennego, zawieszeniu uległy wszystkie połączenia zarówno LOT-u jak i innych przewoźników i tylko w pierwszych miesiącach 1982 roku LOT rozpoczął odbudowę siatki połączeń. W maju 1984 roku po długich staraniach uruchomiono czartery do Nowego Jorku i Chicago, a wkrótce potem przywrócono tam loty rejsowe.

Tyle o historii PLL LOT. Na przykładzie tej znanej i cenionej w świecie firmy doskonale widać, że czas nie stoi w miejscu. O dalszym rozwoju Polskich Linii Lotniczych poprosiliśmy o wypowiedź dyrektora biura LOT-u w Wilnie, pana Tadeusza Hajsa.

- Kiedy w Wilnie otwarte zostało biuro LOT-u?

- Biuro to otwarte zostało tuż po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, a mianowicie w lutym 1992 roku. Pierwszym jego dyrektorem został Andrzej Latak.

Inauguracyjny rejs odbył się w Święto Kobiet - 8 marca 1992 roku. Chciałbym zaznaczyć, że byliśmy wówczas pierwszą zagraniczną linią lotniczą, która zaczęła latać do Wilna. Z czasem na rynek litewski zaczęli wkraczać nasi konkurenci - Skandynawskie Linie Lotnicze SAS, natychmiast potem Lufthansa, w ostatnim czasie również Czeskie Linie Lotnicze - i dziś niestety, nie jesteśmy tu najmocniej reprezentowaną linią lotniczą, są mocniejsi od nas. No, ale my się też nie dajemy.

Zanim nasi konkurenci okrzepli, byliśmy dla Litwy właściwie jedynym, jeśli chodzi o połączenia tranzytowe, oknem na świat. Przez Warszawę lataliśmy m. in. do Stanów Zjednoczonych, do Kanady, Izraela, Grecji, wykonywaliśmy rejsy turystyczne i biznesowe. W ostatnim czasie to okno na świat zaczęło się dla Litwy coraz bardziej rozszerzać. Tak np. w czerwcu br. LOT uruchomił regularne połączenie z Warszawy do Odessy (rejsy wykonywane są 4 razy w tygodniu). Połączenie to rozszerzyło siatkę polskiego przewoźnika w Europie Wschodniej - w tej części świata LOT obsługuje regularne połączenia m. in. z Moskwą, St. Petersburgiem, Tallinnem.

Na początku jedynie 20 % naszych pasażerów latało tylko do Warszawy, całą resztę, czyli 80 % stanowili pasażerowie tranzytowi. Ta tendencja utrzymała się również do dziś, z tym, że nasz udział w przewozach jest w tej chwili znacznie wyższy, niż Litewskich Linii Lotniczych. Niegdyś było to pół na pół, dziś na trasie do Warszawy przewozimy 75 % pasażerów, Litwini - 25 %. Gdy patrzę na depeszę i widzę, że litewski samolot zabiera 5 - 6 pasażerów do Warszawy, my zaś - 50, powstaje pytanie, po co w ogóle latać. Jak widać Litewskim Liniom Lotniczym coraz mniej się to opłaca i jestem ogromnie zdziwiony, że oni nic nie robią w tym kierunku. No, ale to jest ból głowy naszego partnera. Mamy, co prawda, kilka propozycji w tym zakresie, są one jednak jak na razie w trakcie rozważań.

Wróćmy jednak do przewozów tranzytowych. W związku z tym, że przewozy te są bardzo opłacalne i korzysta z nich cała masa pasażerów nie tylko z Wilna, ale i z całego świata, LOT chcąc być konkurencyjnym od minionego roku całkowicie zmienił politykę sprzedaży i politykę przewozów. Planujemy rejsy nie point to point, czyli z jednego miasta do drugiego (np. Wilno - Warszawa, Paryż - Warszawa), tylko przez Warszawę. W Warszawie LOT postanowił bowiem zrobić środkowoeuropejską stację przesiadkową, tzw. hub, podobnie jak ma to miejsce w Amsterdamie, Frankfurcie czy Helsinkach. Wymagało to oczywiście, m. in. polepszenia styków lotów, tak by pasażer na lotnisku nie czekał zbyt długo. Dziś w Warszawie na dalszy lot czeka się minimum 40 minut, maksimum - 2 godziny. A wszystko to za sprawą tego, że ponad trzykrotnie zwiększona została liczba rejsów (z niecałego tysiąca w ciągu tygodnia do ponad 3 tysięcy). Nie byłoby to, oczywiście, możliwe bez nabycia nowych samolotów. W ciągu ostatniego roku przybyło nam 12 nowych maszyn i w tej chwili mamy już 53 samoloty, co sprawia, że jesteśmy już średniej wielkości przewoźnikiem. Dla porównania Litewskie Linie Lotnicze mają 10 samolotów.

Wracając jednak do portu przesiadkowego w Warszawie chciałbym zaznaczyć, że hub ten już działa i przynosi zamierzone efekty. A więc w porównaniu z rokiem ubiegłym niemal dwukrotnie zwiększyła się tu liczba pasażerów, gdyż do swej dyspozycji mają oni wygodne połączenia.

- Jak wyglądała współpraca z Litewskimi Liniami Lotniczymi?

- Jak już wspomniałem, latać do Wilna zaczęliśmy w roku 1992. Początkowo wykonywaliśmy tylko cztery rejsy tygodniowo, z czasem ich liczba wzrosła do 7. W międzyczasie na Litwie zaszło wiele zmian. Zaczęły się tu przede wszystkim rozbudowywać, a właściwie tworzyć od zera Litewskie Linie Lotnicze. Po odzyskaniu niepodległości, Litwa wykazała się dużą energią i w odróżnieniu od innych krajów bałtyckich, stworzyła swoje linie lotnicze z dnia na dzień. Wspomnę, że Estonia robiła to aż półtora roku po odcięciu się od Związku Radzieckiego. Było to czymś zaskakującym, no, ale Litwa nie zrobiła tego wyłącznie własnymi siłami. Robiła to również z naszą pomocą. Tak np. mogę powiedzieć, że pierwsze bilety, które były sprzedawane tutaj, na Litwie, na Litewskie Linie Lotnicze, to były odpowiednio ostemplowane bilety LOT-u, gdyż Litwini nie dysponowali jeszcze własnymi drukami. Mieliśmy z tym później całą masę kłopotów, gdyż pracownicy biura w Genewie, zajmującego się wszystkimi rozliczeniami finansowymi nie bardzo wiedzieli, dlaczego bilety z prefiksem 080 są litewskie, a nie LOT-owskie. No, ale to są te uroki działań impulsywnych, wywołanych chęcią niesienia pomocy partnerowi. Nam zależało bowiem właśnie na tym, żeby mieć na Litwie partnera, a nie tylko tutaj latać.

Jak więc widać, współpraca pomiędzy naszymi liniami była wówczas bardzo mocna, a i dziś określić mógłbym ją jako niezłą, chociaż na zupełnie innym poziomie. Zaszło wiele zmian - wzrosła konkurencja, zmienił się park samolotowy Litewskich Linii Lotniczych, linie te stanęły u progu prywatyzacji. W tej chwili nasze stosunki partnerskie nieco ochłodły. Podam tylko jeden przykład. W roku 1996 wprowadziliśmy tzw. code share, czyli podział miejsc między Litewskimi Liniami Lotniczymi i LOT-em na trasie do Warszawy. Polegało to na tym, że dysponowaliśmy pewną pulą miejsc na samolotach Litewskich Linii Lotniczych i odwrotnie, a dopiero później były rozliczenia. Te rozliczenia okazały się dla nas, niestety, niekorzystne, dlatego też rok temu stwierdziliśmy, że coś z tym trzeba zrobić. Nie będziemy przecież do tego dokładać. Litwini nie chcieli jednak się zgodzić na zaproponowane przez nas zmiany, dlatego też code share w tej chwili nie istnieje. W praktyce oznacza to, że swym pasażerom możemy oferować tylko jeden rejs dziennie, a nie dwa.

Wielokrotnie zwracaliśmy się do litewskiego partnera z propozycją wznowienia code share"u na innych, dla obu stron korzystnych warunkach, ale jak na razie bez widocznego skutku. Mamy nadzieję, że zmieni się to po niedawnej wizycie w Wilnie prezydenta naszej firmy, pana Jana Litwińskiego. Mamy nadzieję, że rozmowy, które się odbyły podczas tej wizyty, pozwolą od zimowego sezonu, czyli od października wznowić code share. Dlaczego od października? Przede wszystkim dlatego, że musimy dobrze się do tego przygotować, wypracować nową formułę współpracy. Dotychczas na samolotach Litewskich Linii Lotniczych (i odwrotnie) dysponowaliśmy sztywną ilością miejsc. W tej chwili na świecie działa inna formuła, tzw. free sale - do końca, czyli aż do chwili odlotu samolotu jeden i drugi partner mają prawo sprzedawać na siebie wzajemnie nieograniczoną liczbę miejsc. Wymaga to, oczywiście, odpowiedniego oprzyrządowania komputerowego, modyfikacji systemu rezerwacyjnego, który by czuwał nad tym, żeby nie sprzedano więcej miejsc, niż jest foteli. Wszystko to oczywiście kosztuje, w tej chwili zaś ani my nie mamy ochoty w to wkładać, a Litwini nie mają z czego wkładać. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

- Dlaczego, chcąc gdzieś lecieć, radziłby Pan korzystać z usług LOT-u?

- Wiele mógłbym mówić o tym, jakie nasze stewardessy są piękne, jaki wspaniały jest serwis na pokładzie, jakie doskonałe samoloty i to prawda. Najważniejszym w tym wszystkim są jednak pieniądze. Jeśli chodzi o loty tranzytowe oferujemy naprawdę konkurencyjne ceny, w przeciwieństwie do połączeń bezpośrednich, takich jak np. Wilno - Warszawa, gdzie zgodnie z umową zawartą z naszym partnerem ceny są tylko oficjalne.

Samoloty też są, oczywiście, ciekawe. Tak w zeszłym roku na trasę do Wilna wprowadziliśmy najnowszy nasz samolot Embraer ERJ 145, który lata tu regularnie na zmianę z ATR - 72. Jest to bardzo nowoczesny samolot produkowany przez Brazylijczyków. Ten samolot zrobił na rynku furorę i ostatnio sprzedaje się jak świeże bułeczki. Z Warszawy do Wilna samolot ten leci czystego lotu 50 minut, gdy tymczasem ATR - 72 - godzinę i dziesięć minut. W dodatku jest cichszy, wygodniejszy, no i dla pasażerów biznes klasy jest kuchnia, czyli gorące danie.

- PLL LOT zostały już sprywatyzowane...

- My tę prywatyzację robiliśmy w ciągu 8 lat. To nie jest taki prosty proces. Dopiero po 8 latach poszukiwań udało się nam znaleźć tzw. partnera strategicznego, mówiąc brutalnie firmę, która włożyłaby w nas pieniądze. Naszym partnerem strategicznym zostały Szwajcarskie Linie Lotnicze Swissair, które stały się też współwłaścicielem LOT-u. Nie jesteśmy już firmą państwową, nie jesteśmy nawet spółką skarbu państwa ze stuprocentowym kapitałem państwa, tylko spółką rynkową, niedługo zaś staniemy się spółką giełdową. Mamy kilku właścicieli. Pierwszym i największym właścicielem jest państwo - 53%, kolejne 36,7% maj Szwajcarskie Linie Lotnicze, resztę - pracownicy.

W swej pracy musimy uwzględniać interesy wszystkich współwłaścicieli. Tak Szwajcarzy, chcąc ujednolicić system, wymogli na nas m. in. zmianę systemu rezerwacyjnego, co było bardzo kosztownym zabiegiem. Każda linia lotnicza ma dla stałych klientów opracowany pewien program lojalnościowy i latając samolotami tej właśnie linii pasażer zbiera punkty, mile - różnie się to nazywa. LOT od 10 lat miał system, który się nazywał Voyager, teraz zaś jesteśmy we wspólnym programie ze Szwajcarskimi Liniami Lotniczymi (i 25 innymi stowarzyszonymi liniami). W związku z tym pasażer zbiera punkty nie tylko korzystając z usług LOT - u, lecz i na każdej innej stowarzyszonej linii. To jest wygodne, atrakcyjne, więc przyciąga klienta.

Kolejną konsekwencją tego, że naszym współwłaścicielem jest Swissair, jest to, że należymy do grupy 11 linii lotniczych, która się nazywa Qualiflyer. I teraz te 11 linii lotniczych koordynują ze sobą taryfy, rozkłady, sprzęt. Osiąga się tu tzw. efekt skali. Polega to m. in. na tym, że paliwo kupuje się dla całej grupy, a nie dla poszczególnej linii, a więc i ceny inaczej się negocjuje. Podobnie rzecz się ma z drukami biletowymi, zakupami materiałów i in. To partnerstwo od ręki nie da się wprowadzić w życie, po drodze trzeba dostosować miliony różnych rzeczy, żeby to współgrało. Jak na razie wszystko to jest jeszcze w trakcie załatwiania, ale jest. Jesteśmy już częścią jednego z bloków, bo świat lotniczy podzielił się w tej chwili na bloki globalne. Qualiflyer nie jest największym takim blokiem. Największe to StarAliance i Oneworld.

Dla małych przewoźników nie ma miejsca na rynku. Albo będą one de facto własnością kogoś innego, albo też staną się one podrzędną firmą pracującą na innych.

- Co mógłby Pan powiedzieć o priorytetach LOT - u?

- Jesteśmy spółką rynkową, mamy więc przede wszystkim zarabiać, tego też oczekują od nas nasi właściciele - państwo, Swissair, my jako załoga. My wszyscy chcemy tu mieć konkretny pożytek - chodzi tu zarówno o dochody, jak i o dynamiczny rozwój firmy. Musimy, oczywiście, być konkurencyjni, musimy dać produkt, który pasażerowie kupią, a więc dobre połączenia, dobre samoloty, dobry serwis i nie za wysokie ceny. I to robimy, to są nasze priorytety.

- Niedawno mieliście Państwo nie lada wydarzenie...

- Tak, niedawno biuro sprzedaży biletów przenieśliśmy z saliodlotów do sali przylotów. Nie jest to może wygodne dla klienta, gdyż wcześniejsze położenie biura było lepsze, w nowym miejscu warunki do pracy są jednak znacznie lepsze. Wcześniej nasi pracownicy musieli się zadawalać czymś w rodzaju szklanego boksu, dusznego i gwarnego. W tej chwili dysponujemy pomieszczeniem na parterze, w którym są 3 stanowiska kasjerskie.

- Gdzie na Litwie można nabyć bilety LOT-u?

- Pasażerów zapraszamy do naszego biura, które się mieści w hali przylotów lotniska w Wilnie, jak też do 55 naszych agentów na terenie całej Litwy. Można tu nie tylko nabyć bilety, ale też otrzymać wszelką potrzebną podróżującym informację.

- Dziękuję za rozmowę.

Na zdjęciu: dyrektor biura LOT-u w Wilnie p. Tadeusz Hajs.

Fot. Waldemar Dowejko

NG 29 (518)