Liliana Narkowicz

Wiejskim "Siłaczem" być

Przed sześciu laty gazeta "Galvë", wydawana w Trokach pisała, że Świętniki są jedyną miejscowością w rej. trockim, w której "nigdy dotąd nie było klasy litewskiej w szkole". Rejonowy Wydział Oświaty zadecydował, by otworzyć taką klasę dla jednego ucznia, aczkolwiek na początku roku szkolnego próg "klasy litewskiej" przekroczyło dwoje nie-Litwinów. Natomiast w wielu miejscowościach klas polskich nie otwiera się dla trzech i więcej dzieci, rodzice których są Polakami.

Artykuł opatrzono tytułem "Nori mokytis lietuviškai" (Chcą uczyć się po litewsku). Chociaż sam autor stwierdził, że chłopczyk, którego rodzice są Polakami, nie potrafił powiedzieć, dlaczego przyszedł do klasy litewskiej (naiwnie tego wymagać od siedmioletniego dziecka, a jeszcze naiwniej pisać, że to pierwszoklasisty "noras", czyli wybór), tej "swojej" decyzji jednak ''wyjaśnić nie potrafił", ale "chodzi człowiek i tyle" i ma "swoją litewską klasę" "swego litewskiego nauczyciela" i "piękne litewskie książeczki". Tradycyjnie rzucono kamyczek do polskiego ogródka i pod adresem pracujących tu w klasach polskich pedagogów...

W Świętnikach nie ma ani jednej rdzennej litewskiej rodziny. Polacy tu stanowią blisko 90% mieszkańców. Szkoła - "Šventininkř pradinë mokykla" ma dziś pion polski i litewski. Do litewskiego chodzą dzieci z rodzin mieszanych, lecz w zdecydowanej większości polskich. Uczy się w nim o jedno dziecko więcej (8), aniżeli w polskim (7). Zapytałam kiedyś mieszkańca polskiej wsi podwileńskiej o to, na jakiej zasadzie odbywa się "selekcja", jeżeli zasada narodowościowa w pewnym sensie zawodzi. Odpowiedź brzmiała. "Pani, propaganda... Do polskiej klasy dziś oddaje się dziecko z patriotyzmu, z szacunku do konkretnego nauczyciela lub takie (nieraz umysłowo chore), które po prostu nie da rady w szkole litewskiej, bo i po polsku prawie nie mówi"...

Tak, jak w czasach radzieckich, Polacy masowo oddawali swoje dzieci do szkół z rosyjskim językiem wykładowym (wystarczy zajrzeć do wpisów w dziennikach szkolnych, by o tym naocznie się przekonać), tak obecnie daje się zauważyć zapatrzenie się w szkołę litewską. Często nie zauważając, że okaleczamy własne dziecko, które nigdy nie będzie po litewsku czuć ani myśleć, i które w środowisku litewskim, nawet przy dobrych wynikach w nauce i wzorowych układach z nauczycielami i klasą, zostanie elementem obcym.

Osobiście nie sądzę, byśmy w ten sposób ułatwili naszym dzieciom drogę w życiu, zapewniając "łatwiejszy" chleb powszedni. Ambitni abiturienci szkól polskich na Litwie zdobywają wykształcenie również na uczelniach litewskich. Poradziliśmy sobie my, poradzą i nasze dzieci. Czego więc brakuje Polakom na Litwie - ambicji, patriotyzmu czy też nadal mocno siedzi strach zasiany jeszcze w czasach sowieckich: strach przed władzą i lokalnymi "bajorami", a może tak po prostu wygodniej"...

Szkołę w Świętnikach odwiedziłam kilka razy jeszcze w czasach sowieckich. Pamiętam, jak dwoił się wtedy i troił młody nauczyciel Edek Mackiewicz, będąc i kierownikiem, i nauczycielem , i pomocą gospodarczą w jednej osobie. Ciekawie wyglądała ta szkoła dla kogoś z miasta: duża klasa w wiejskim drewnianym domu mieszkalnym, kilka ławek, kilkoro uczniów i nauczanie klas I-II oraz III jednocześnie, gdyż początkowo była to trzyletnia szkoła początkowa. Biblioteczka szkolna wraz z podręcznikami mieściła się na czterech półkach wąskiej szafki.

W podręcznikach wydawanych na Litwie po polsku od lat był niezmienny tekst o nieszczęśliwym Włodzimierzu Iljiczu, który będąc dzieckiem zjadł przed obiadem jedną śliwkę (były przeznaczone na deser) i miał wyrzuty sumienia do końca życia nawet jako "Wielki Lenin". Taki łatwy dla ucha wierszyk, zamieszczony przy innej czytance o Leninie, utkwił mi z tego okresu w pamięci: "Bogacz sknera, złoto zbiera, lecz wciąż lamentuje. Biedak goły, lecz wesoły, śpiewa i tańcuje."

Na lekcji matematyki, pamiętam, rozwiązywano wtedy zadania, a w co drugim była mowa o pionierach... Wokół szkoły tak pięknie w maju kwitły bzy i tak pachniały... Te drzewa odgradzały budynek szkolny od ruchliwej wówczas drogi wiejskiej (lokalny kołchoz świetnie prosperował), na zapleczu był sad owocowy, w którym jesienią chętnie się podjadało, bo niewielu dzieciaków miało możliwość zjeść w domu śniadanie...

Kiedy w 1984r. Edward Mackiewicz, absolwent Polonistyki Instytutu Pedagogicznego w Wilnie, został skierowany do Świętnik, szkoła mieściła się jeszcze w byłym domu mieszkalnym opuszczonym przez rodzinę, której groziła wywózka na Sybir. Dzieje te świetnie pamięta Jadwiga Gudalewicz (rocznik 1925), jedna z najstarszych mieszkanek Świętnik, która od 1956r. była przez dziesięciolecia sprzątaczką w szkole polskiej.

W dwa lata później trzyletnią szkółkę początkową przemianowano w czteroletnią i przeniesiono do pobliskiego klubu wiejskiego. Teraz dzieci uczyły się w dwóch klasach, a do pomocy przybyła pedagog Danuta Daniłowa. Oprócz tego, że teraz było dwóch nauczycieli, dwa pomieszczenia na klasy, dzieci miały salę sportową pod dachem i boisko przed budynkiem szkolnym. Pomieszczenie (w zimie ogrzewane piecem) do dziś jest dzielone z biblioteką wiejską. Dziś już nie ma pani Danuty, a w sąsiedniej klasie naucza pan Gintautas. A ponieważ i pan Edward i pan Gintautas uczą klasy I-IV, nauka trwa na 1,5 zmiany.

Odwiedzając Świętniki po raz pierwszy młody polonista zastał wówczas trzyletnią szkółkę "kwitnąca" pod względem liczby uczniów, bo było ich aż 15. Nigdy więcej taki okres "świetności" się nie powtórzył, a zapowiada się zmierzch klas...polskich. W latach 80-ych młodzież chętnie wyjeżdżała do miasta, a tu zostawali starsi. Po odrodzeniu Republiki Litewskiej zaczęto wracać do ojczystych gniazd , gdyż życie w mieście coraz droższe, a z pracą coraz gorzej. Dzieci, jak na nieliczną pod względem mieszkańców wieś, nie brakuje, ale stopniowo wymiera pion polski. W roku szkolnym 2001/2002 czwartą klasę polską skończy czworo dzieci, na razie do pierwszej klasy na rok szkolny 2002/2003 jest tylko jeden kandydat. Sytuacja jest taka, że zostanie po 1 dziecku w każdej klasie polskiej, więc los szkoły polskiej jako takiej w Świętnikach, dzieci i nauczyciela są pod znakiem zapytania.

Nie wykluczone, a bardzo prawdopodobne, że za kilka lat klasy polskie władze mogą tu zlikwidować. Jeżeli tak się stanie, to też nie bez "pomocy" nas samych, Polaków. Byłaby to wręcz krzywdząca sytuacja, gdyż do Połuknie i Starych Trok jest odpowiednio 13 i 6 km. W zimie autobusy nie zawsze kursują, dojść niepodobna, a ze Starych Trok autobus wraca do Świętnik dopiero o godz. 14, a to oznacza, że pierwszoklasista czy drugoklasista musiałby tych kilka godzin gdzieś przesiedzieć. Gdzie, pod otwartym niebem?...

Szkoła początkowa w Świętnikach jest filią Szkoły Średniej w Połuknie. Oprócz Edwarda Mackiewicza (kierownika szkoły i nauczyciela pionu polskiego), mieszkającego na stałe w Świętnikach od 1986r. oraz nauczyciela pionu litewskiego w osobie Gintautasa Valainisa, mieszkającego w Starych Trokach, dojeżdża z Wilna katechetka Angelija Norvilaitë. Świętniki należą do parafii Starych Trok, ale ze względu na niedogodne połączenie, ludzie udają się czasem do kościoła w Połuknie lub Landwarowie.

Szkoła ta, jak i liczne szkółki wiejskie, boryka się też z problemami natury materialnej. Koszyczek ucznia wynosi 17 Lt na dziecko "mniejszości narodowych", dlatego ostro stoi sprawa podręczników. Tylko dla kl.III jedna część podręcznika z języka ojczystego autorstwa Barbary Orszewskiej kosztuje ponad 40Lt. Kupić taki podręcznik (II. cz.) w takiej szkole nawet dla jednego ucznia nie jest możliwe. Należy też odnotować fakt, że stan podręczników w szkołach wiejskich, gdzie często dzieci żyją w niezwykle trudnych warunkach materialnych i wiele życzących pod względem sanitarnym, bardzo się różni od stanu podręczników szkół miejskich.

W bieżącym roku szkoła nie otrzymała ani centa na remont, w roku ubiegłym zaś ok. 200Lt. A jest tego pod dachem około 200 metrów kwadratowych. Najwyższy czas pomyśleć o wymianie ledwo zipiącego ogrodzenia wokół szkoły... Cóż może poradzić na to kierownik szkoły"... Większość uważa za normalne, że skoro mieszka w pobliżu, to i terytorium i boisko ma sam uporządkować, tu przybić, tam załatać. Czy znajdzie się ktoś, kto chociaż raczy zauważyć, że farbą przyniesioną z domu wymalował drzwi i podłogę w klasie"...

O dożywianiu dzieci w placówkach oświatowych na Litwie pisało się w swoim czasie dużo. Często słowa są piękne, a prawda żenująca. Na 7 uczniów pionu polskiego w Świętnikach aż 6 jest "dożywianych" ze względu na niskie, a czasem i żadne, pobory rodziców. To brzmi dumnie, a w praktyce wygląda tak, że na dziecko polskie przeznacza się dziennie zaledwie 2 Lt. a to oznacza, że tym posiłkiem może być herbata, bułeczki i kanapki. A przecież nie tajemnica, że daleko nie każde dziecko ma w domu ciepłą strawę nawet raz w ciągu dnia. Dzieciaki twierdzą, że z utęsknieniem wyglądają końca roku szkolnego nie dlatego, że to koniec nauki, ale dlatego, że wtedy pan Mackiewicz organizuje wycieczki. Niektórzy właśnie ze swoim nauczycielem po raz pierwszy w swoim życiu byli w Wilnie...

Biblioteczka szkolna gromadzona na zasadzie "co komu już niepotrzebne" liczy dziś ok. 300 pozycji, ale zdecydowanie brak literatury dziecięcej - Brzechwy, Ożogowskiej, Chotomskiej, Tuwima etc. Bardzo cieszy, że Fundacja OŚWIATA POLSKA ZA GRANICĄ z siedzibą w Warszawie pamięta i o takiej szkółce, jak ta, w Świętnikach. Docierają takie gazety i czasopisma, jak "Świerszczyk", "Miś", ''Dziecko", "Mały Gość Niedzielny" i inne. Z tych pozycji mogą skorzystać wszyscy mieszkańcy Świętnik, byle tylko była chęć.

Co by tu nie mówić, to właśnie w pomieszczeniu tej szkółki najstarsi mieszkańcy wsi odbywają spowiedź, kiedy dojeżdża ksiądz ze Starych Trok i choć we wsi celebruje się tradycje chodzenia żaczków od zagrody do zagrody na Alleluja, a w domach tłumnie odprawia się Majowe, na Wigilię przy tradycyjnych potrawach szkoła gromadzi moc ludzi, a jasełka, przygotowane przez dzieci polskie pod kierownictwem Edwarda Mackiewicza oglądają i starzy i młodzi. Jako kierownik szkoły jest zdania, że należy ludziom pozostawić prawo decydować do jakiej klasy, polskiej czy litewskiej posłać dziecko. "Muszą jednak być świadomi - mówi Mackiewicz, gdzie nie będzie polskiej szkoły, tam z czasem polskość zaginie".

Jeżeli wiara, tradycja i obyczaje trzymają się jeszcze domów, to szkoła w takiej wsi jak Świętniki jest nie tylko kuźnią języka ojczystego, wiedzy, kultury, ale i swoistym oknem na świat.

Ale wybiła już godzina. Dzwonek! Rok szkolny się zaczyna! - przypomina nam Jan Brzechwa. Powodzenia Wam, dzieciaki i wytrwałości, nauczyciele - Siłacze i Siłaczki!

Fot. archiwum.

NG 34 (523)