Ryszard Maciejkianiec

Logiczny finał

Kiedy w roku 1997 w przygranicznym barze ?Pod Dębem? W. Tomaszewski w asyście L. Januđauskienë zainicjował bójkę, w wyniku której oboje spędzili noc w sejneńskim komisariacie - broniliśmy ich w pewnym stopniu, uznając, że każdemu może się ostateczne zdarzyć przykry przypadek.

Kiedy kolejna awantura wynikła przy otwarciu muzeum w Niemenczynie z powodu rzekomego niedoceniania ?zasług? powyższych działaczy - stawało się jasne, że nie jest on jeszcze w stanie odpowiedzialnie, samodzielnie myśleć i działać. Zauważyli to bez wątpienia nie tylko ci, którzy pracowali dla dobra polskiego społeczeństwa.

Kiedy w kwietniu ubiegłego roku W. Tomaszewski z udziałem powyższej L. Januđauskienë, Z. Balcewicza, J. Sienkiewicza, J. Mincewicza, J. Rybaka itp. zainicjował atak na Związek, w celu jego rozbicia, przysyłając następnie urzędników samorządu rejonu wileńskiego do bezprawnego przejęcia siłą organizacji i gazety - nie było już najmniejszej wątpliwości, iż jego niezdrowe ambicje są umiejętnie wykorzystywane przez doświadczonych manipulatorów.

Związek, który miał moralne prawo i mógł krytycznie oceniać podobne działania, legł faktycznie w gruzach. Padła więc ostatnia bariera, utrzymująca pewną równowagę w naszym społeczeństwie. Lider AWPL poczuł się zupełnie bezkarny i nie podlegający jakiejkolwiek kontroli, o co zresztą chodziło nowemu jego otoczeniu. W wyniku więc cała kontrola przeszła stopniowo ręce Z. Balcewicza, który umiejętnie udawał wielkiego przyjaciela, mimo iż do tych wydarzeń nie skrywał pogardy wobec takich działaczy jak W. Tomaszewski, T. Filipowicz i inaczej jak ograniczonymi umysłowo ich nie nazywał.

W ten sposób drogą umiejętnie podsycanej próżnej pychy i niechęci wobec tych, co go wypromowali oraz braku jakiejkolwiek kontroli społecznej za jego działaniem, idąc na pasku doświadczonego politycznego koordynatora sowieckich służb specjalnych W. Tomaszewski ze swoim rządzącym otoczeniem stał się siłą destrukcyjną.

Dlatego nie musiało nikogo specjalnie dziwić, że niektórzy politycy bardzo chętnie poszli z W. Tomaszewskim na współpracę, doskonale wiedząc z kim tak naprawdę mają do czynienia, jego rzeczywistą wartość, możliwości wykorzystywania do destrukcyjnej roboty w polskim środowisku, co zresztą odczuliśmy natychmiast na własnej skórze

Nie jest więc również dziełem przypadku, że radio ?Znad Wilii? Cz. Okińczyca, tuż po pierwszych publicznych atakach ze strony lidera AWPL na Związek, momentalnie zmieniło front, i o ile wcześniej propagowało podział funkcji organizacji politycznych i społecznych - teraz uznało za dobre rozwiązanie faktyczne przejmowanie praw organizacji społecznej przez partię pod przewodnictwem W. Tomaszewskiego, prowadząc dlań kampanię propagandową w czasie ostatnich wyborów samorządowych.

* * *

Przed kilku dniami w pałacu prezydenckim w Warszawie wobec prezydentów Litwy i Polski, korpusu dyplomatycznego obu krajów i licznych gości W. Tomaszewski odmówił przyjęcia przyznanego mu orderu. Zrobił to w czasie, miejscu i stylu, który prowadzi do kompromitacji i samounicestwienia siebie jako działacza i partii, której przewodzi. Spóźnione wyjaśnienia, iż jakoby jest to forma protestu wobec nie rozwiązywanych na Litwie problemów mniejszości narodowych - nie przekonują. Po pierwsze, chamski sposób postępowania rozwiązania problemów nie przybliży. Po drugie, do niedawna będąc w rządzącej koalicji nigdy afrontu prezydentowi Adamkusowi z tej okazji nie robił, i żadnych problemów tak naprawdę nie podnosił.

Kolejny raz zabrakło mu rozumu i poczucia odpowiedzialności, iż jest osobą publiczną i występuje w pewnym sensie w imieniu polskiego społeczeństwa na Litwie.

Natomiast wszystko wskazuje na to, że operacja kompromitacji polskiej partii była starannie przygotowana. I że takie a nie inne postępowanie W. Tomaszewskiego jest wynikiem ?życzliwych konsultacji? z Z. Balcewiczem, który razem podróżował do Warszawy, był obecny na uroczystościach i jemu przyznany order przyjął. W wyniku więc kompromitacji organizacji politycznej i kolejnego lidera, na polu społecznego działania pozostaje ?jeden niezastąpiony działacz związkowy? ( mimo wydalenia ze Związku jeszcze w kwietniu 2000 roku ), któremu stopniowo przechodzi w zarządzanie i na własność również Dom Polski w Wilnie.

Ci, którzy powyższego nie widzą i nie chcą zrozumieć - w najbliższym czasie doznają kolejnych bolesnych rozczarowań.

* * *

Pozostają jeszcze pytania, na które nie ma łatwej odpowiedzi. Jak to się stało, iż w ostatnim czasie trafiają na listy nagradzanych, tacy jak Z. Balcewicz, W. Tomaszewski, I.Duchniewicz itp., kalkując faktycznie listę tych, co byli szczególnie aktywni w atakach na Związek? Dlaczego na listach nie ma tych, którzy przez długie dziesięciolecia cicho i wytrwale polskiej sprawie służą? Jak powinny być zorganizowane, i jak powinny działać polskie organizacje na Litwie, aby w chwili, kiedy poprzez ciężką pracę osiągają pewien poziom i wpływy społeczne, mogłyby się obronić przed pacyfikacją, inspirowaną z zewnątrz?

Są to pytania, wymagające naszych wspólnych głębokich przemyśleń.

NG 35 (524)