Robert Mickiewicz

Komentarz tygodnia
Sezon polityczny rozpoczęty

Po hucznym zakończeniu sezonu letniego w tyszkiewiczowskim pałacu w Połądze, o czym pisała "Nasza Gazeta", polityczna i gospodarcza elita Litwy powoli rozpoczęła sezon polityczny, który rozpoczął się tradycyjnie, dosyć ospale, otwarciem obrad jesiennej sesji Sejmu.

Przewidywało się, że najpoważniejszymi tematami tegorocznego sezonu politycznego będą: start wyścigu o fotel prezydencki wraz z towarzyszącymi mu, jak i każdej kampanii wyborczej w naszym kraju, skandalami i aferami oraz prywatyzacja resztek majątku narodowego również chyba że jak zwykle z tradycyjnymi skandalami i aferami. Ale stało się to, czego nikt ani na Litwie, ani w świecie przewidzieć bez potrafił, atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone, który bez wątpienia wniósł i jeszcze chyba wniesie swe pewne korekty w bieg wydarzeń zarówno na Litwie jak i w świecie.

Mimo że Litwę oddzielają od Ameryki tysiące kilometrów, skutki wybuchów w Nowym Jorku i Waszyngtonie odczuliśmy natychmiast. Pierwszym echem terroru w Stanach Zjednoczonych, jakie odczuło wielu mieszkańców naszego kraju były: skok cen paliwa, kolejki chętnych sprzedać dolary w kantorach i podwyższony popyt na mąkę, krupy, sól i inne "tradycyjne" towary jakimi na okres wojny zaopatruje się nasza zapobiegliwa i doświadczona w podobnych sytuacjach ludność. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że sprawcami całego tego zamętu na Litwie byli przede wszystkim niektórzy nasi rodzimi politycy, którzy nie bardzo rozumiejąc, co się tak naprawdę dzieje, już we wtorek 11 września na całego przepowiadali niemal że koniec Stanów Zjednoczonych, zawalenie się światowej gospodarki, rychłą wojnę ze światem muzułmańskim, serię terrorystycznych zamachów na litewskich strategicznych obiektach oraz inne podobne apokaliptyczne wizje.

Szczególnie "odpowiedzialnie" w tej sytuacji wypadł przewodniczący Sejmu RL, prezes Związku Socjalliberałów - Artűras Paulauskas. Jak wiadomo prezydent kraju Valdas Adamkus przebywał tamtego "czarnego wtorku" z roboczą wizytą w Stanach Zjednoczonych ,w Waszyngtonie i zgodnie z litewską Konstytucją Artűras Paulauskas pod nieobecność prezydenta był najwyższym rangą urzędnikiem w kraju i stał się nie wątpliwie "bohaterem" dnia.

Nie mając dokładnej informacji o tym, co się dzieje naprawdę w Nowym Jorku i Waszyngtonie, dopóki prezydent ze świtą chował się w piwnicy litewskiej ambasady w Waszyngtonie i nie podawał dla kraju znaków życia, przewodniczący parlamentu zabrał się z całą werwą za "rządzenie" krajem. Zamiast uspokoić współobywateli, zdążył pokazać się prawie we wszystkich ogólnokrajowych kanałach telewizyjnych, udzielić wywiadu dla większości radiostacji. W tych działaniach przewodniczącego Sejmu nie byłoby niczego niezręcznego, gdyby nie treść jego wypowiedzi. Słuchając wywiadów tymczasowego prezydenta, mimowolnie nasuwało się wrażenie, że Paulauskas właśnie tak, mniej więcej, wyobrażał sobie początek końca świata.

Bardziej niż "nie na miejscu" była wypowiedź Artűrasa Paulauskasa o tym, że strategicznym obiektom na Litwie może zagrażać niebezpieczeństwo. "Pewne informacje docierające do mnie wywołują niepokój" - mówił tymczasowy przywódca Republiki w momencie, gdy mass media całego świata na bieżąco informowały o atakach terrorystów na Światowe Centrum Biznesu i Pentagon. Przy tym, Paulauskas zagadkowo nie wymienił, jakim obiektom na Litwie zagraża niebezpieczeństwo i z czyjej strony. Jeśli wziąć pod uwagę, że strategicznym obiektem na Litwie numer jeden jest siłownia atomowa w Ignalinie, to można sobie tylko wyobrazić, że atak na reaktory w Ignalinie pociągnąłby za sobą skutki nieporównanie większe niż terrorystyczne ataki na Nowy Jork i Waszyngton.

Co prawda, gdy opadły pierwsze emocje, skojarzyło się, że w końcu przyszłego roku będziemy sobie wybierać prezydenta i Artűras Paulauskas po raz drugi zabrał się do "szturmu" pałacu prezydenckiego. Jak się wydaje, pretendent do najwyższego urzędu w państwie albo próbował w te niespokojne chwile pokazać się przed przyszłymi wyborcami w aureoli męża opatrzności, obrońcy kraju przed domniemanymi terrorystami, którzy czyhają na nasze strategiczne obiekty, albo zechciał chociażby na chwilę poczuć się osobą numer jeden w państwie.

W podobnym stylu wypadł również inny kandydat w przyszłorocznych wyborach prezydenckich lider Związku Centrum Kestutis Glaveckas. Usunięty niedawno ze stanowiska przewodniczącego Komitetu do Spraw Budżetu i Finansów, profesor ekonomiki K. Glaveckas od tamtego "czarnego wtorku" od ręki zaczął przepowiadać totalny kryzys amerykańskiej i światowej gospodarki. Wydaje się, że kandydat na prezydenta czerpał te informacje z tych samych mętnych źródeł co i przewodniczący Sejmu. Więc sezon polityczny na Litwie ruszył pełną parą.

NG 36 (525)