Anna Milewska

Korespondencja własna z Bostonu, USA
Tragedia

Wydarzenia 11 września br. w Stanach Zjednoczonych dotychczas wywołują burze uczuć i refleksji. Zahaczyły każdego zjadacza chleba na całej kuli ziemskiej. Kto by mógł pomyśleć, iż najbardziej potężne państwo zostanie zaatakowane w tak brutalny sposób? Czegoś tak okropnego w historii Ameryki przedtem nie notowano. W dniu 11 sierpnia b.r. rozpacz oraz strach ogarnęły całe państwo...

Wszystkie lotniska w Stanach Zjednoczonych natychmiast zostały zamknięte. W Bostonie ogłoszono ewakuację dzielnicy finansowej. Spodziewano się biedy chyba że w każdym zakątku miast i miasteczek. Wszelką działalność sparaliżował smutek, złość, obawa za życie krewnych i przyjaciół. Linie telefoniczne były przeładowane i dowiedzieć się o losie bliskich nie było możliwości. Brakowało krwi...

Dzieci, za wyjątkiem tych biedaków w New Yorku, skończyły dzień szkolny w niewiedzy, iż państwo zostało zaatakowane i każdej żywej osobie grozi niebezpieczeństwo. Obowiązkiem rodziców było wyjaśnić sytuację oraz opowiedzieć o nieszczęściu, które spotkało Ojczyznę w dniu 11 września. Kim są terroryści? Dlaczego nas zaatakowali? Czy mogą przyjść tutaj, do naszego miasta? Czy będzie wojna? Kto się zaopiekuje sierotami?

Pytaniom nie było końca...

Tragedia została zinterpretowana jako ekstremalny akt przeciwko globalizacji w zakresie społecznoekonomicznym. Dlaczego Stany Zjednoczone? Kraj ten jest modelem rozkwitu ekonomiki, demokracji oraz szerokich możliwości dla każdego przybysza. Reżym polityczny pewnych kultur nie potrafił zaakceptować tego faktu, że nie może konkurować z tak potężnym rywalem, który "groził" dużymi zmianami na całym świecie, oferuje bowiem edukację niezależnie od rasy i religii, bezgraniczne możliwości współpracy, komunikacji oraz podróży. Jest wzorcem postępowania, co było i jest najmniej pożądane wśród władców sekt religijno-politycznych.

W prasie amerykańskiej tragedia wrześniowa jest dość często porównywana do wydarzeń 7 grudnia 1941 roku w Pearl Harbor. Samoloty Japończyków zaatakowały port Pearl Harbor, pozostawiając flotyllę amerykańską na Pacyfiku oraz honor państwa w bezlitosnych płomieniach ognia. Jednak tym razem nieszczęście jest dziesięciokrotnie większe. Terroryści, nieważne kim są, przekroczyli wszelkie granice ludzkości . Zginęły tysiące niewinnych ludzi. Po co? W imię czego?

O skutkach ataku na Stany Zjednoczone dyskusje trwają dotychczas. Spad ekonomiczny z perspektywy globalnej, napięcie oraz trwoga na lotniskach, brak spokoju oraz pogody ducha na całym świecie...Matki są przerażone możliwością wojny z państwami Azji Środkowej. Każdy stara się unikać tego słowa... Tylko uciec od rzeczywistości nie ma dokąd. W świadomości coraz częściej powstaje pytanie, czy Amerykanie potrafią walczyć w tamtych warunkach? Nasuwają się skojarzenia z wojną we Wietnamie, gdzie mimo przewagi w wyposażeniu wojennym nie potrafili zwyciężyć, bowiem masowo ginęli w pułapkach Wietnamczyków, walczących w lasach. Z kolei przypomniałam reportaże telewizyjne z wojny pomiędzy Związkiem Radzieckim a Afganistanem.

Na samochodach, budynkach, na każdym nieomal krokułopoczą na wietrze sztandary państwowe. Utworzono fundusze pomocy ofiarom tragedii. Media apelują o potrzebie krwi oraz personelu medycznego. W firmach oraz placówkach oświaty odbywają się spotkania w celu wsparcia moralnego tych, którzy nagle pozostali bez bliskiej osoby. Nastał czas na sprawdzian, czy Stany Zjednoczone są rzeczywiście zjednoczone? Czas pokaże...

NG 37 (526)