LILIANA NARKOWICZ

"Dzień Nauczyciela - serca rozwesela"

"Dzień nauczyciela - serca rozwesela" wypisywało się za moich szkolnych czasów na tablicy z okazji Dnia Nauczyciela. Zresztą, szliśmy tego dnia ( jak i 1 września) wszyscy bez wyjątku z kwiatami. Przygotowywaliśmy montaż słowno-muzyczny i inscenizacje, szykowaliśmy laurki, wręczaliśmy okolicznościowe prezenciki pedagogom, pisaliśmy dla nich wiersze i o nich wierszem i prozą nie tylko do gazetek szkolnych. Minęło trochę lat i w kolejnym pokoleniu nie tylko zagubiła się pamięć o tym pięknym jesiennym święcie, a w pewnym sensie i szacunek do przekazujących wiedzę, ale też z trudem przechodzą przez usta młodzieży trzy podstawowe słowa grzecznościowe: "proszę", "przepraszam", "dziękuję".

Swoją drogą, tak niewielu pisarzy i poetów kreowało i kreuje jako głównego bohatera w swoich utworach nauczyciela. Niby temat odwieczny, ważny, a mało wdzięczny (?)... Od lat najbardziej znanym opowiadaniem o nauczycielce wiejskiej pozostaje "Siłaczka" Stefana Żeromskiego. Pewne nowe wartości do wiedzy o pracy nauczycieli na przełomie XIX i XX wieków wnoszą np. takie edycje , jak "ŻYCIE ZAWODOWE I RODZINNE STANISŁAWA POLAKOWSKIEGO 1880-1943 nauczyciela szkół wiejskich w świetle jego notatek i korespondencji" autorstwa Dariusza Złotkowskiego (Częstochowa, 1995) oraz ?PAMIĘTNIK KRESOWEJ NAUCZYCIELKI z lat 1833-1921? Grasyldy Malinowskiej (TMWiZW w Bydgoszczy, 1995). W pewnym sensie mogą też być wzorcami godnymi naśladowania w dniu dzisiejszym.

Obie powyższe prace ukazują nam los nauczyciela na tle stosunków rodzinnych i rozgrywających się wypadków polityczno-historycznych. Z jednej strony jest to indywidualna droga pedagogiczna, z drugiej, w jakimś stopniu typowa, gdyż ponad wszystko góruje powołanie nauczyciela, człowieka uczciwego, sumiennego i kochającego swoją pracę, którą się rozumie jako obrany zawód i obowiązek wobec rodziny i Ojczyzny.

NAUCZYCIEL SZKÓŁ WIEJSKICH

Stanisława Albin Polakowski urodził się w Kalwarii Suwalskiej nad rzeką Szeszupą w rodzinie sędziego śledczego Antoniego Polakowskiego i Marii Polakowskiej z Rachlewiczów. Jako osiemnastoletni absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Wejwerach pod Kownem, podjął w 1898 r. pracę w szkole wiejskiej na terenie guberni piotrkowskiej, potem los rzucił go do Strzyżowic i Ciągowic w powiecie będzińskim. W charakterze nauczyciela wiejskiego przepracował do 1928r., nabawiwszy się astmy oskrzelowej. Był więc świadkiem rewolucji 1905, pierwszej wojny światowej i odzyskania niepodległości przez Polskę w 1818r., które wywierając istotny wpływ na życie i warunki każdego człowieka, niewiele zmieniły w pracy nauczyciela. Autor książki ?Życie zawodowe i rodzinne Stanisława Polakowskiego...? D. Złotkowski pisze: ?Szkoła wiejska, a tym samym pracujący w niej nauczyciel, borykały się z tymi samymi problemami, choć w nieco innych okolicznościach?.

Praca w charakterze nauczyciela w Veiveriř Mokytojř Seminarija (1866-1918), gdzie przyjmowano do nauki kandydatów, którzy mieli ukończone 15 lat i byli absolwentami dwuklasowej szkoły początkowej, stwarzała możliwości pewnego awansu społecznego dla dzieci chłopskich i z rodzin zubożałej inteligencji, aczkolwiek skromnie była wynagradzaną (200 rb. pensji rocznie). Dla władz carskich szkoła elementarna (poczynając od powstania styczniowego) jedno z głównych narzędzi rusyfikacji. W zaborze rosyjskim sytuacja była trudna nie tylko z przyczyn tzw. obiektywnych, ale i dlatego, że chłop polski nie zdawał sobie sprawy z doniosłości nauki: ?Po rosyjsku uczył się on ze względów utylitarnych, by na urzędzie ławnika lub wójta umieć się podpisać i papier urzędowy przeczytać. Po polsku, pomimo całego istotnego przywiązania do mowy ojców, uczył się on o tyle, by móc przeczytać ?Gazetę Świateczną? lub pomodlić się na książce w kościele, dalej jego aspiracje nie sięgały?.

Jak wynika z zachowanych dokumentów przytaczanych w powyższej pracy, szkoły wiejskie były zwykle jednoklasowe, a ilość dzieci sięgała nieraz cyfry 70. Rozpoczęcie nauki było możliwe jedynie wtedy, kiedy dzieciaki zaczynały uczęszczać na lekcje po zakończeniu robót jesiennych w polu, zwykle z nastaniem przymrozków. Rok szkolny kończył się wraz z "pasionką krów", czyli na początku kwietnia. Ponadto nauczyciel nie tylko całkowicie był zależny od swoich władz zwierzchnich, ale i od wsi i jej przedstawicieli. "Urlop na czas wakacji zależał także od wójta gminy, który wyrażał zgodę na wyjazd nauczyciela ze wsi. Dodatkowo musiał wyrazić zgodę naczelnik Dyrekcji. Dotyczyło to także wyjazdu na święta do domu rodzinnego. Gdyby nauczyciel wyjechał bez wymaganych zezwoleń, groziła mu kara aż do zwolnienia włącznie."

Stan szkółki wiejskiej identyczny był z warunkami bytu nauczyciela, przy której zwykle mieszkało się w pokoiku, a jak wynika z korespondencji byłych absolwentów Seminarium Nauczycielskiego w Wejwerach "trzeba mieszkać z grzybami i pająkami". "Ja sobie zdrowie nadszarpnąłem. Czuję ciągle ból w piersiach i w plecach" - skarżył się S. Polakowski swoim kolegom po fachu. Mimo to pracował sumiennie, ucząc dzieci dzień po dniu, cierpliwie znosił zawody. Żal tulił w takich zajęciach, jak pisanie wierszy, notowanie w kalendarzyku codziennych obserwacji w przyrodzie i grywanie na pianinie. Notabene, absolwent seminarium miał obowiązek grania na instrumencie muzycznym, a oprócz takich przedmiotów, jak literatura, religia, rysunek, geometria czy geografia, wykładano sadownictwo, ogrodnictwo, pszczelarstwo. Wiejski nauczyciel był więc często doradcą okolicznych chłopów, a nie tylko nauczał ich dzieci.

Zachowana korespondencja wiejskich "Siłaczy" świadczy o tym, jakże było im niełatwo i że "tracili nadzieję w walce o swój byt", a nawet wiarę, że uda im się w życiu "ujrzeć świat boży". Chwile rozterki nie należały do wyjątków: "Dziesięć lat pracy nad oświatą ludu - pisał S. Polakowski w 1908 r.-, a gdzie są owoce tej pracy" Kilkadziesiąt dzieci nauczyłem jako tako czytać i pisać, a poza tym co? Nic. Co ja zyskałem? Też nic. Com wiedział, to zapomniałem , ani więcej się nie nauczyłem, nie stałem się lepszy, nie wydoskonaliłem się nawet w technice nauczania. O kilka dziesiątków zmniejszyłem więc liczbę analfabetów w Polsce - oto moja praca i moje zasługi?.

A jednak, pośród piętrzących się trudności i niełatwych warunków moralnych i materialnych, ponad wszystko wyłania się postać godnego człowieka, kochającego dzieci i swoją pracę. Nauczyciela sumiennego, skromnego, uczciwego, który swoim przykładem sprawił, że był wzorem godnym naśladowania, skoro jego córki poszły wślady ojca i zostały nauczycielkami.

NG 38 (527)