Ryszard Maciejkianiec

Przekroczyć granicę przyzwoitości

Handel ziemią pomiędzy jej prawowitymi właścicielami, kiedy jeden występuje jako sprzedawca, a drugi jako kupujący, jest zjawiskiem normalnym i powszechnym. Cena ziemi też jest w zasadzie znana. Powinna bowiem być równa sumie, bankowe odsetki od której, zbliżone są do wartości urodzaju zbieranego co roku ze sprzedanej ziemi.

Niestety, ale u nas na Litwie są jeszcze inne, niespotykane dotąd na świecie sposoby zdobywania ziemi. Chodzi o tak zwane przenosiny ziemi z różnych odległych od Ziemi Wileńskiej miejscowości, na tereny historycznie zamieszkałe przez zwarte skupiska ludności polskiej.

Dziś po ponad pięćdziesięciu latach nie każdy może zrozumieć i docenić wyjątkową wagę tego tematu. Warto więc jeszcze raz sobie uzmysłowić, że o ile w stosunku do innych rzeczy materialnych - można je rozmnażać, produkować, powielać - o tyle ziemia w związku z jej niepowtarzalną ograniczonością, zabrana przez jednych, pozbawia innych tego bardzo ważnego środka do życia. I o ile kołchozy przejmowały ziemię na okres okupacji, o tyle obecnie ziemię przejmuje się na zawsze. Niejednokrotnie też przytaczaliśmy słowa Stefana Kardynała Wyszyńskiego, któremu poświęcona jest obecnie wystawa otwarta w Wilnie, a który nawoływał Polaków do trzymania się ziemi, aby się nie upodobnić do przelotnych pomiatanych wiatrem piasków,..

Ostatnie wydarzenia na świecie, oceniane przez niektórych polityków, jako trzecia wojna światowa, na pewno automatycznie podniosły wartość ziemi nie wokół Nowego Jorku, Waszyngtonu czy Londynu, ale właśnie w krajach sielsko - anielskich i wokół ich stolic - wystarczająco cywilizowanych dla normalnego życia, ale bez drapaczy chmur i nadmiernego spiętrzenia ludności. Czyli wokół Wilna również.

Gdyby Ivanauskas, Petrauskas czy G. Landsbergienë, sprzedali ziemię w Oniksztach i kupili pod Wilnem - nic nie mielibyśmy do powiedzenia. Natomiast, kiedy w Zujunach czy innych miejscowościach miejscowa ludność nie może odzyskać ziemi nie tylko u siebie, ale też i w sąsiednich Bojarach, dokąd następują przenosiny z Onikszt, mimo że ustawa przewiduje właśnie w pierwszej kolejności zaspokojenie potrzeb w najbliższej miejscowości - inaczej jak przestępstwem wobec prawa i gwałtem na polskiej ludności nazwać nie można.

Ile nastąpiło tych przenosin - na pewno chodzi nie o jednostki, a o tysiące. Czy nie dlatego władza tak przeciąga proces zwrotu i tak skrzętnie ukrywa przed społecznością liczbę i nazwiska tych, którzy korzystając z usług skorumpowanych urzędników, załatwili przenosiny, aby następnie naszą miejscową ludność poinformować, że już nie ma co dzielić...

Dlaczego są masowo przenoszone (z czego prawnie mogłaby skorzystać i nasza ludność) i w pień wycinane lasy, które wpływają na zmianę warunków życia i klimatu w miejscach naszego zamieszkania, dlaczego są już podzielone niemal wszystkie dostępne brzegi Wilii i Mereczanki, innych rzek i jezior, mimo że ludność odzyskała zaledwie niewiele ponad 30 % ziemi?

Zadajmy dziś takież pytanie "naszym" awepelowcom w samorządach i w powiecie- czy mogło się to obejść bez ich udziału, czy to nie oni wskazywali najbardziej pociągające zakątki dla prominentów z Wilna i polityków - koalicjantów? Czyż to nie oni, idąc na wybory z hasłami o zwrocie ziemi, nigdy na serio ludności w tym nie pomogli, nigdy nie zechcieli, będąc władzą występującą w imieniu ludności polskiej, zrobić głębszej analizy o skali problemu i przedstawienia go władzom i opinii publicznej? I dlaczego?! Jakiej kontroli społecznej po rozbiciu Związku zresztą oni podlegają? Czyżby w partii dwóch osób Tomaszewski kontrolował Januđauskienë, a Januđauskienë Tomaszewskiego?

Ostatnio, jak poinformowała prasa, ktoś z urzędników z głębi Litwy(?) przeniósł ziemię nawet do parku wokół pałacyku Marszałka Józefa Piłsudskiego w Pikieliszkach, demonstracyjnie przekraczając jakiekolwiek granice przyzwoitości. Po raz pierwszy też w obronie tej ziemi ma wystąpić samorząd rejonu wileńskiego, robiąc z tego spektakularną akcję. Ale co z tysiącami innych przypadków bezprawia? I czy da się to chociażby w części naprawić w ramach prawa litewskiego przy totalnej niemal, jak wykazują analizy, korupcji?

W wystąpieniach polityków i działaczy Litwy stale się akcentuje potrzebę lojalności ludności polskiej wobec państwa.

Uczciwa praca, dobra służba w wojsku, znacznie mniejszy udział Polaków w naruszeniach i przestępstwach itp. - są niezbitymi dowodami spełniania obowiązków obywatelskich. Tylko czy w podobny sposób nie powinno wywiązywać się ze swych obowiązków wobec ludności polskiej również państwo, mając na uwadze ochronę jej dóbr i praw obywatelskich?

Niebawem rozpocznie się prezydencka kampania wyborcza, a możliwie i samorządowa. Zapytajmy wtedy wielomówne gęby nie o to, co zrobią, gdy ponownie zostaną wybrane, bo nigdy nie mają zwyczaju wywiązywać się z przedwyborczych obietnic, ale o to, co już zrobili w powyższym temacie - temacie wyjątkowej wagi - uczciwym zwrocie własności, dającej człowiekowi gwarancję może trudnej, ale stabilności i niezależności na swoim.

A wiedzieć o tym, co się dzieje z naszą ziemią i naszą małą ojczyzną mamy na pewno prawo, jako obywatele i podatnicy na mocy Konstytucji, ale i z obowiązku wobec minionych i przyszłych pokoleń.

NG 40 (529)