Wanda Krzyżanowska,
Urniaże

Nasze życie minionego lata

Jeszcze czują się odblaski lata, ale już jesień wprowadza swoje porządki, chcę więc opisać jak my, cztery kobiety ze Związku "Lauda" w Urniażskiej miejscowości przeżyłyśmy lato tego roku.

Większość członków naszego koła to emeryci, pracujący na swoich 3 - 4 hektarach ziemi przy domu. Latem często padał deszcz, co zaszkodziło pomidorom i ziemniakom, więc plony były niejakie. Truskawki jeszcze mało kto sadzi. Najpopularniejsze jest ustawianie w naszych ogrodach cieplarni, gdzie się hoduje ogórki. Ale w tej dziedzinie trzeba mieć dużo wiedzy, aby wychodować dobry urodzaj. W tym roku ceny na ogórki były dobre, ci najbardziej pracowici, jak np. Wanda Rupkiewiczowa razem z synową nieźle na tym zarobiła i mogła pomóc swej dużej rodzinie. Chociaż jest to już niemłoda kobieta, ale bardzo dzielna, bo sama prowadzi samochód, ma konia i inne zwierzęta, ptactwo, sadzi buraki cukrowe itd.

Inne kobiety, jak Eugenia Adamkiewiczowa, czy ja, już nie mamy sił, by pracować na roli. Nam pomagają dzieci albo wynajęci rolnicy. Do pani E. Adamkiewiczowej niemal w każdym wolnym dniu przyjeżdża córka Eliza z mężem z Wilna i syn Juliusz z żoną z Kowna. Pomagają uporządkować całe niewielkie gospodarstwo. Nawet nieduży ogród, kury i kozy, dają jakieś dochody i pomagają przeżyć ze skromnej emerytury.

Wielka radość - kwiaty w ogródku. Bo jakżesz bez lilii, georgiń wygląda podwórko. U siebie w ogrodzie mam nawet kolekcję georgiń w różnych kolorach. Nasza ziemia, już jest w trakcie zwracania, ale bardzo marudnie to idzie, często trzeba jeździć do centrum rejonowego i wydawać niemało pieniędzy.

Stasia Sadowska żyje w Kiejdanach i pracuje w fabryce konserw. Za ciężką pracę dostaje tylko 350 litów, a w rodzinie syn Tadeusz i córka Jowita - już nastolatki, uczą się w średniej szkole. Tylko za mieszkanie w zimowym okresie trzeba płacić około 200 litów. Dlatego Stasia przez całe lato i cały wolny czas - pracowała na swojej prawie dwuhektarowej działce. Córka 1,5 miesiąca pracowała w Polsce, pomagała krewnym. Dlatego miała pieniążki na wyprawkę do szkoły, jest z tego bardzo zadowolona, a syn pracował jako rolnik.

Z powodu nawału pracy, nasze kobiety przez całe lato nie wyjeżdżały na żadne wycieczki. Za swoje życie nie widziały jeszcze morza, nikt z Polaków w Polsce nie zapraszał ich w gości.

Pisałam, że poznaliśmy się w Związku, ale teraz działania tej organizacji już nie czujemy, a nasza przewodnicząca Irena Duchowska powiadomiła nas, że jesteśmy wyeliminowane z tej organizacji, jak rozumiemy, za polityczną "niepoprawność". Rozśmieszyła nas ta przyczyna. Okazuje się, że to z powodu polityki Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Według samej I. Duchowskiej republikański Związek rozdzielili na dwa. Ale my chcemy być po prostu Polakami, mieć swoją działalność w swoich wioskach i nas nie interesuje kto stoi na czele Związku, bo my nie wiemy szczegółów i nie możemy sądzić.

Parę lat temu w tym Związku było ciekawie. Były spotkania z rodakami, wycieczki, przyjeżdżały do nas zespoły "Rudomianka'', "Kotwica" i inne. A teraz jesteśmy zostawione same sobie, zbieramy się tylko na jubileuszach czy rocznych świętach. Jeszcze mamy coroczną imprezę, którą organizuje Eugenia Adamkiewicz, czyli "ciocia Gienia", która mimo że przeżyła 85 lat, jeszcze jest pełna sił i pomysłów. Jest taka tradycja z czasów, gdy jeszcze żyli jej rodzice, w ostatnią niedzielę maja zbierają się sąsiedzi i krewni, by wspomnieć zmarłych. Wspólnie uczestniczą we mszy świętej w Datnowie, w kościele u ks. Stanisława, na cmentarzu odwiedzają groby bliskich i znajomych, a później odbywa się tradycyjna herbatka.

W tym roku mieliśmy gości z Kowna i Wilna. Przy stole wszyscy wspominają i nucą piosenki naszych ojców i dziadów. Na przykład ciocia Gienia zaśpiewała piosenkę "Czarna sukienka" z okresu powstania Kościuszkowskiego.

Stale utrzymujemy bliskie kontakty z Kowieńskim Oddziałem ZPL i jesteśmy zapraszane na ciekawe spotkania i uroczystości. Bardzo dziękujemy Włodzimierzowi i Lidii Chomiańskim, którzy nie zapominają nas i chętnie do nas przyjeżdżają.

Na zdjęciach autorki: Canta Kovnensis w Urniażach; autorka publikacji przy zbiorze siana.

NG 41 (530)